Zwierz ostatnio narzekał na Doktora więc chyba BBC musiało usłyszeć skargi zwierza bo – Before the Flood – druga część historii która zaczęła się w Under the Lake, okazała się bardzo dobrym i intrygującym odcinkiem. Nie pozbawionym wad ale wartym obejrzenia. Co napawa serce zwierza radością bo jak długo można narzekać na ulubiony serial. Zwierz jest malkontentem ale nawet mu narzekanie się czasem po prostu nudzi. Oto kilka zwierzowych uwag (ze spoilerami ale niewielkimi).
Kto skomponował symfonię Beethovena – zwierz musi przyznać, ze tym co go ostatnio w Doktorze denerwowało nie było wykorzystywanie wątku paradoksu czasowego, ale pewne udawanie, że go nie ma. Zwłaszcza w odcinkach pisanych przez Moffata upowszechnił się taki system przeskakiwania nad trudnymi problemami i udawania, ze wszystko się logicznie skończyło, nawet jeśli mamy mnóstwo pytań i luk w fabule. Pod tym względem ostatni odcinek Doktora nie tyle nie oferował lepsze rozwiązanie , co zdecydowanie ciekawsze ujęcie problemu pojawiających się w serialu paradoksów. Ten „cold opening” gdzie Doktor tłumaczy paradoks symfonii Beethovena co prawda nieco psuje później napięcie (wiemy, ze motyw się pojawi) ale skłania raczej do refleksji nad tym jak działa czas i jego paradoksy. Zwierzowi strasznie się ten pomysł podobał – oglądanie serialu zamienia się w nieco bardziej edukacyjną rozrywkę a widz nie ma poczucia, że scenarzysta uważa go za idiotę który nie zada pewnych pytań. Zdecydowanie bardzo fajny pomysł. Plus – naprawdę jest o czym myśleć po zakończeniu odcinka.
Zdaniem zwierza takie nieco inne otwarcie odcinka byłó fantastyczne
Zmiana i trwanie –motyw przewodni odcinka którym jest swoiste zmuszenie Doktora do działania, bardzo się zwierzowi podobał. Fajne jest kiedy Doktor zostaje zaprowadzony do takiego momentu kiedy albo decyduje się zmienić swoje zasady albo mocno je nagina. Jednocześnie – przynajmniej zdaniem zwierza, słusznie zrobiono, że odcinek nie kończy się takim całkowitym happy endem. Choć udało się powstrzymać największe zagrożenie, ci którzy stracili życie pozostają martwi. Co smuci bo być może wykończono w odcinku jedną z najsympatyczniejszych postaci od dawna – zwierz miał cichą nadzieję, że fakt iż bohaterka cieszy się z podróży w TARDIS znaczy, że to ona zostanie następczynią Clary ale niestety wydaje się, że to nie możliwe. Jednocześnie –może zwierz jest nieco za bardzo wyczulony – sama końcówka wydała się mimo wszystko ponura. Tzn. bardzo widać jak twórcy serialu zrobili wszystko by jednak widz nie miał poczucia, że bohaterowie z podwodnej bazy skończą z traumą i depresją.
Doktor był w odcinku bardzo fajny ale znów mamy bardzo mało aktywnej Clary
Czytanie z ust – tak, specjalne traktowanie – nie – zwierz po pierwszym odcinku pisał, że ma bardzo dużą nadzieję, że migająca bohaterka nie będzie jakąś super bohaterką. I jest bardzo zadowolony, że okazało się iż poza czytaniem z ust jej postać pełni taką samą rolę jak wszystkie inne. Jednocześnie twórcom udało się stworzyć naprawdę fajną scenę, gdy naszą bohaterkę śledzi duch. Najpierw jako słyszący i wiedzący o tym co się dzieje widzowie czujemy przerażenie. Zdaniem zwierza nie ma bardziej przerażającej sceny niż taka w której za nieświadomą osobą stoi ktoś ze złymi zamiarami. Ale fajna w tej scenie była tez próba zwizualizowania tego jak dzięki wyczuleniu na drgania, bohaterka może zobaczyć świat. Ostatecznie zdaniem zwierza to jeden z fajniej wprowadzonych wątków postaci z jakaś niepełnosprawnością. Bo to jest jeszcze jedna postać, z charakterem i własnym niezależnym od problemów wątkiem. Więcej takich postaci w kulturze popularnej.
Zwierza bardzo cieszy,że bohaterki nie definuje tylko jej niepełnosprawność
Straszni i irytujący kosmici – zwierz przyzna wam szczerze, jest wielkim fanem rasy której planeta jest ciągle przez kogoś najeżdżana. Pomysł rasy która lubi być uciskana i to na dodatek rasy wyjątkowo irytującej bardzo zwierza rozbawił, choć – teoretycznie irytująca postać – wzbudziła w zwierzu całkiem sporo sympatii. Natomiast zwierz pisze przede wszystkim by pochwalić Fisher Kinga – od dość dawna nie było w Doktorze Who naprawdę ciekawie zaprojektowanych komitów. Ostatnim projektem który jakoś tak wybił się w pamięć zwierza były Cisze – które naprawdę są przerażające. CO prawda kiedy Fisher King się rusza widać, że to kostium ale kiedy stoi to zdaniem zwierza jest cudownie paskudny i taki niebezpieczny. Zwierzowi bardzo podoba się ten „potwór” tygodnia, zwłaszcza że rzeczywiście jest w nim coś strasznego i niepokojącego – czyli dokładnie tak jak powinno być. Jednocześnie zwierzowi bardzo podobał się fakt, że głównego kosmitę widzimy dopiero po dłuższym czasie. To odwlekanie pokazania nam jego pełnej sylwetki sprawia, że widz jest zdecydowanie bardziej zainteresowany tym jak ostatecznie zły kosmita będzie wyglądać. Ogólnie im mniej strasznych rzeczy widzi się na ekranie tym lepiej, bo nawet najlepiej przygotowany przez speców z BBC obcy nie może się równać z tym co człowiek sobie wyobraźni.
Dawno nie było w Doktorze tak fajnego potwora
Kosmiczny zasięg – zwierz przyzna szczerze, że dawno go nic tak nie rozbawiło jak ryzykowanie życia dla telefonu. Ale trzeba przyznać, że coś co kiedyś dość często wykorzystywano w odcinkach Doktora – fakt, że Clara i Doktor właściwie wszędzie mogą się połączyć telefonicznie słusznie wróciło. Dzięki temu mogliśmy mieć trochę ciekawych scen – plus Clara miała coś do roboty. To jeden z problemów z Clarą w tym sezonie – w większości przypadków Doktor robi coś dla niej a jedynym zadaniem bohaterki jest nie umrzeć. Podobnie było w tym odcinku – poza dramatyczną akcją poszukiwania telefonu Clara naprawdę nie miała nic do roboty. Zresztą to już drugi odcinek w którym twórcy rozdzielają Doktora i jego towarzyszkę tak że przez większość odcinka działają oddzielnie. Zwierz nie jest do końca pewien po co ale ma wrażenie, że taki schemat dobrze działa na postać Doktora i zdecydowanie gorzej na Clarę która naprawdę nie za bardzo ma co w tym odcinku robić. A tak zupełnie off top – jak właściwie BBC reaguje na to, że choć marka się nie pojawia nie ma wątpliwości, że nasza Clara korzysta z Iphone.
W odcinku jest całkiem sporo dobrze napisanych postaci drugoplanowych które mają jakiś charakter
Ministerstwo Wojny – zwierz jest absolutnie przekonany, że Moffat planuje jakieś wielkie bum pod koniec sezonu. Trudno się dziwić – wiemy, że to ostatni sezon Clary i nasz główny scenarzysta nie byłby sobą gdyby nie zdecydował się na jakieś spektakularne zakończenie. Fakt, że w jednym z dialogów pojawia się ministerstwo wojny, o którym Doktor nie wie oraz fakt, że zwraca się nam jako widzom uwagę na ten kawałek dialogu zdaniem zwierza jest jakimś podrzuconym znakiem odnośnie końca sezonu. Zwierz nie miałby nic przeciwko temu by rozrzucane po sezonie znaki były właśnie tak subtelne. Ostatnio to był problem bo zapowiedzi tego co będzie się działo w ostatnich odcinkach były raczej nudnawe. A tu ministerstwo wojny intryguje.
Szkoda że najfaniejsza postać odcinka i tej serii tak szybko znika
Na pewno 90? – jeśli zwierz miałby postawić odcinkowi jakieś naprawdę duży zarzut to byłby on podobny do tego co zwierz wcześniej mówił o odcinkach. Nie jest to zły kawałek telewizji, ale jeśli przyjrzymy się mu dokładniej to widać, że jednak historii jest tu może nie na 45 ale na 60 minut. Pozostałe pół godziny właściwie można byłoby spokojnie wyciąć. W tym odcinku podobnie jak w poprzednim jest mnóstwo scen pustych i minut w czasie których właściwie nic się nie dzieje. Zwierz wie, że sporo osób lubi takie wolniejsze odcinki, ale zdaniem zwierza jeśli ma się pomysł na dłuższą historię to musi być ona mniej więcej równomiernie ciekawa. Tymczasem tu mieliśmy kilkanaście doskonałych minut i sporo takich scen które bez płaczu mogłyby wylecieć z odcinka. Jednocześnie zwierz rozumie, że ta historia jest odrobinę za długa na jeden odcinek. Trudno znaleźć jakieś jedno dobre rozwiązanie. Choć w sumie powolne tempo narracji też ma swoje zalety. Można się dłużej zastanawiać jak Doktor sobie ze wszystkim poradzi.
Zwierz wciąż nie jest pewny czy odcinki podójne to dobry pomysł
Jak już zwierz pisał – to był chyba pierwszy odcinek nowego sezonu, który całkiem przypadł mu do gustu. Przy czym zwierza strasznie zirytowały wszystkie szumne zapowiedzi przed premierą (ponownie Moffat mówił trochę za dużo), bo takie podkręcanie napięcia paradoksalnie wpływa negatywnie na ocenę odcinka. Bo zwykle mamy wielkie zapowiedzi i po prostu taki całkiem niezły odcinek. Zwierz woli jak nie ma szumnych zapowiedzi tylko po prosu fajnie się całość ogląda. Jednocześnie – o ile zwierz dobrze rozumie, następny odcinek będzie już pojedynczy i co więcej wygląda na to, że będzie się dziać w jakieś formie przeszłości co zwierza bardzo cieszy. Ogólnie zwierz chyba woli te odcinki pseudo historyczne. Przynajmniej czuje się w nich bardziej jak w domu. Trzeba przyznać, że jak na krótkie sezony Doktora rozpoczęcie dwoma podwójnymi odcinkami było odważne. Bo mamy za sobą już cztery odcinki a zaledwie dwie historie. Zwierz nie jest do końca pewny czy widzowie są z tego powodu zachwyceni. Zwłaszcza, że piękno Doktora naprawdę polega na tym, że co tydzień jest się gdzie indziej. Tymczasem jeśli wierzyć tytułom odcinków – do końca sezonu czekają nas jeszcze dwa podwójne odcinki (jeśli nie trzy bo jak się zwierz przyjrzał o i odcinki 5-6 mają korespondujące tytuły). Zwierz ma masęwątpliwości – głównie dlatego, że jak na razie te podójne odcinki można było spokojnie zamieścić w pojedyńczym odcinku. No ale w tym tygodniu dość narzekania bo było całkiem miło. Choć zwierz czeka teraz aż będzie fantastycznie.
Ps: Zwierz wiernie ogląda ostatni odcinek Downton ale musi przyznać, że niektóre pomysły scenarzysty są tak od czapy że ręka sama szuka czoła.
Ps2: Ej przyznać się kto jeszcze spędza całe dnie oglądając Great British Bake Off?