Są aktorzy których cieni się za ich niesamowity talent. Są tacy którzy pracują na rzecz społeczności, czy to filmowców czy to ludzi pokrzywdzonych w ten czy inny sposób. Są aktorzy, których życie prywatne jest zdecydowane bardziej burzliwe niż ich kariery. Ale od czasu do czasu – mamy – być może błędne, być może napędzane marketingowo, wrażenie, że jakiś aktor po prostu jest fajny. Vin Diesel na ten przykład jest najfajniejszy. Oto dlaczego.
95 milionów fanów nie może się mylić– wedle szacunków 1 na 100 użytkowników Facebooka lubi profil Vin Diesela – obecnie aktor ma na nim 95,5 miliona fanów. Więcej niż jakikolwiek inny aktor? Jakim cudem? Przecież są inni, z lepszymi filmami, bardziej porywającymi karierami czy zaangażowanymi fankami. A jednak ludzie z całego świata klikają „lubię to” właśnie przy stronie aktora kina akcji, który kojarzony jest tylko z kilkoma rolami. Odpowiedź jest zaskakująco prosta, podczas kiedy większość internetowych stron aktorów prowadzą marketingowcy czy spece of wizerunku Vin swoją stronę prowadzi sam. Sam wrzuca zdjęcia, swoje przemyślenia, koszmarnie kiczowate kolaże i informacje dla fanów. Wszystko to zaś przepełnione dobrymi emocjami, poczuciem humoru, i jakimiś dzikimi ilościami sentymentalizmu. Jest tu miejsce dla twórczość fanów, własne wspomnienia aktora z planu, entuzjazm, czy zdjęcie z psem. Jednocześnie nie ma w tym zbyt wiele ekshibicjonizmu. Diesel wielokrotnie powtarzał, że nie jest fanem ujawniania wszystkich szczegółów swojego życia prywatnego. I w sumie doskonale mu się to udaje. Na swojej stronie doskonale jednoczy fanów, wokół swoich ról, projektów i sympatycznego sposobu bycia ale nie dowiecie się co jadł na śniadanie obiad i kolację. Jeśli nie lubicie jeszcze Vina na Facebooku zwierz poleca to zmienić. Wszyscy potrzebujemy by jakiś Hollywoodzki aktor mówił nam raz na jakiś czas że jesteśmy wspaniali.
Otwarty, szczery i pełen dobrych emocji profil na Facebooku. nic dziwnego, że wszyscy go lubią
Chłopak z komuny – aktor wychował się w West Village w bardzo specyficznym budynku zamieszkiwanym przez artystów. To miejsce absolutnie niezwykłe – o którym więcej możecie przeczytać w TYM artykule w Wysokich Obcasach (zwierz nie wie czy się wam otworzy bo może już przeczytaliście za dużo na stronie, ale pewnie gdzieś w necie jest). To, że się w takim budynku wychował nie powinno dziwić – jego ojczym był nauczycielem aktorstwa więc Diesel miał artystyczne wzorce wokół siebie. Jednak tym co powinno budzić nasza sympatię jest fakt, że kiedy huragan Sandy odciął w budynku prąd – pozostawiając jego starszych mieszkańców bez możliwości przechowywania i przygotowywania posiłków aktor sam zadbał by wszyscy dostali zamówione przez niego jedzenie i żeby dotarła do nich odpowiednia pomoc. I jakoś wcale nikogo to nie dziwi. Bo kurczę to brzmi dokładnie jak coś co zrobiłby Vin Diesel.
Tigon Studios – wszyscy wiemy, że gry komputerowe na podstawie filmów są beznadziejne. To jest jena z tych wielkich tajemnic wszechświata. Niezależnie od tego ile kasy włoży się w grę na podstawie filmu, to nawet jeśli będzie grywalna będzie bardzo odstawała od tego co produkuje się niezależnie (od filmów). Jednak w każdej dyskusji omawiającej gry na podstawie filmów podaje się jeden chlubny wyjątek – grę na podstawie Kronik Riddicka. Oczywiście nie ma się co dziwić skoro studio które ją wyprodukowało należy do Vin Diesela. Przecież on nie zawiódł by fanów! Co ciekawe studio zapowiedziało prace nad serią gier pod tytułem Melkor – gier fantasy. Nazwa jest nieprzypadkowa – Melkor to nazwa postaci aktora w Dungons and Dragons. Serio czy można lepiej realizować swoje marzenia niż robić grę gdzie pierwszoplanowym bohaterem będzie nasza postać z innej gry?
Są złe gry na podstawie filmów i są te które produkuje Vin Diesel
Dungons and Dragons – tak wszyscy wiedzą że Vin Diesel kocha Dungons and Dragons. Ale nie wszyscy wczytali się, skąd wzięła się pasja. Tymczasem okazuje się, że pierwszy podręcznik podarowała aktorowi na gwiazdkę babcia. Jak powtarza aktor – to jeden z tych prezentów który zmienia życie na zawsze. Co ciekawe, sam Diesel który doskonale opisuje przyjemność gry (w sumie nie powinno nas dziwić że aktor lubi odgrywać role) przyznaje że zaraził swoją pasją sporo osób. Między innymi w czasie kręcenia Kronik Riddicka nauczył grać Judi Dench. Teraz spróbujcie wyobrazić sobie lepszy obrazek niż Vin Diesel i Judi Dench grający razem w Dungons and Dragons? Prawda że się nie da?
Zwierz wam już pokazywał – cudny tort dla wielbiciela D&D
Pauline – Vin Diesel ciężko przeżył śmierć swojego przyjaciela i kolegi z planu Szybkich i Wściekłych Paula Walkera. W przeciwieństwie do wielu filmowych partnerów, aktorzy naprawdę się przyjaźnili, i spotykali prywatnie nie tylko na planie filmowym. Aby uczcić pamięć swojego przyjaciela aktor nazwał swoją świeżo urodzoną córeczkę Pauline, powodując u wszystkich mniejsze lub większe chlipanie. Co ciekawe promując swój ostatni film – Last Witch Hunter Vin Diesel przyznał, że fakt iż jego bohater w filmie przechodzi żałobę bardzo dobrze się zgrało z jego prywatnym smutkiem po stracie przyjaciela. No właśnie, to tak jest może nie jest to aktor grający w najlepszych filmach (choć cała seria o Szybkich i Wściekłych jest na swój sposób wybitna) ale za to widać od razu, że wkłada w nie całe serce.
„I’m Groot” – skoro o wkładaniu całego serca mówimy. Zatrudnienie Vin Diesela jako głosu Groota w Guardians of The Galaxy mogło się wydawać posunięciem zabawnym ale czysto marketingowym. To znaczy ma się jedno nazwisko więcej na plakacie ale co poza głębokim głosem (który tak doskonale wykorzystał w Stalowym Gigancie – jednym z najlepszych i najbardziej niedocenianych filmów animowanych jakie są) niewiele można wnieść do roli składającej się z trzech sów. No ale to nie jest pierwszy lepszy aktor który weźmie czek i się zwinie. Dlatego Vin Diesel nagrał swoją rolę w kilku językach – zwłaszcza tam gdzie filmy się dubbinguje. A potem pojawił się na premierze w takich fajnych butach które uczyniły go odpowiednio wyższym od reszty obsady. Tak jak być powinno.
Body Shaming – ostatnio w sieci pojawiły się zdjęcia na których muskularny zwykle aktor wyglądał jakby mu się przytyło. Oczywiście radosne czasopisma i dziennikarze natychmiast zaczęli rozpisywać się jak to aktor się straszliwie zapuścił i do tego jeszcze przyjął coś co nazywa się „dad bod” czyli figurę właściwą „tatuśkom” – coś w stylu naszego mięśnia piwnego. O głupi dziennikarze myśleli że mierzą się ze zwykłym aktorem, który pozostawiłby to bez komentarza. A mierzą się z Vin Dieslem. Aktor który właśnie promuje swój nowy film wrzucił na Instragram dwa zdjęcia po których nie ma najmniejszych wątpliwości, że gdyby wszyscy faceci zdecydowali się na taką sylwetkę określenie „dad Bod” nie byłoby negatywne. No ale nie o to chodzi – wiecie to zawsze miłe kiedy broniąc samego siebie aktor nie zapomni o dorzuceniu jeszcze jednego zdania przypominającego że naśmiewanie się z czyjejś figury zawsze jest złe. Biorąc pod uwagę, jak rzadko przypomina się o tym w kontekście facetów (a i kobiet za rzadko) tym bardziej trzeba się cieszyć, że Vin nie zapomniał dorzucić i tego komentarza.
Mama wie co najlepsze – wielu aktorów przyznaje się do wpływu swoich rodziców, choć rzadko aż tak długo. Vin Diesel przyznaje że gdyby nie książka którą dostał od swojej matki w młodości pewnie nigdy nie zdecydowałby się nie tylko grać w filmach ale i je produkować. Zresztą niedawno sam stwierdził że musi się znów zająć reżyserią bo jego mama cały czas mu powtarza że powinien wyreżyserować swój najnowszy film. Zwierz podejrzewa, że wielu aktorów rozmawia ze swoimi rodzicami o rozwoju swojej kariery. Ale zawsze miło kiedy można usłyszeć że ktoś wcale nie ukrywa tego, że nawet po czterdziestce rodzice mogą mieć wpływ na naszą karierę (bo krążą informacje, że Vin istotnie przymierza się do nakręcenia swojego kolejnego filmu).
I jeszcze jest z tego kasa!– powiedzmy sobie szczerze, Vin Diesel to nie jest mięśniak który pojawia się na planie filmowym odwala robotę a potem znika. To jeden z tych nielicznych ludzi w Hollywood który potrafi nadzorować niemal wszystkie stadia produkcji w których występuje. Zajmował się w swoim czasie pisaniem scenariuszy (studiował Creative Writing i choć nigdy nie skończył studiów to jednak pisanie mu zostało), reżyserowaniem a nadal zajmuje się produkcją. Przy czym w przeciwieństwie do wielu aktorów którzy są zainteresowani produkowaniem na boku przy Vin Dieselu widać że bardzo zależy mu by być producentem, a nawet właścicielem praw do swoich najlepszych i najbardziej popularnych ról. Między innymi to zaangażowanie ale też odpowiedni dobór ról sprawił, ze w zeszłym roku Vin Diesel był 3 najlepiej zarabiającym Hollywoodzkim aktorem.
Nie zapomnijmy o Cannes!– jasne Vin Diesel nie jest i nie będzie wybitnym filmowcem. Zresztą wiadomo, że nie na tym mu zależy. W swoich (wspominanych wcześniej) licznych odezwach do swoich wielbicieli wielokrotnie podkreśla że gra w filmach które mają dawać przyjemną ucieczkę od rzeczywistości – i trzeba przyznać doskonale mu się to udaje (serio jeden maraton z Szybkimi i Wściekłymi a człowiek nagle ma ochotę założyć rodzinę, kupić samochód i nigdy się niczym nie przejmować). Jednocześnie warto pamiętać że Vin nie jest bezmyślnym osiłkiem wyciągniętym z wrestlingu czy podnoszenia ciężarów (choć nawiasem mówiąc wcale nie jest to zły aktorski rodowód – wielu całkiem obrotnych i inteligentnych aktorów ma takie korzenie). Przełomowym filmem okazało się jednak dla niego Multi-Facial –krótkometrażowy, częściowo autobiograficzny film pokazywany w ramach Festiwalu w Cannes (aktor miał wtedy 26 lat – wystarczająco mało by większość z nas poczuła się tragicznie pozbawiona życiowych osiągnięć). Film był na tyle dobry że spodobał się Stevenowi Spielbergowi i tak Vin Diesel dostał swoją rolę w Saving Private Ryan. Całkiem niezły początek kariery.
Nakręcić film, zaimponować Spielbergowi – to w sumie dobry schemat
„Mixed race” – Vin Diesel przyznał, że nie zna swojego ojca, przez co nie zna też swojego dokładnego pochodzenia rasowego (albo przynajmniej się z nim nie obnosi). Zdaniem zwierza możemy chyba wszyscy uznać, że Vin na pewno został nam tu przysłany przez kosmitów by wytyczać nową jakość kontaktów aktora z fanami. W sumie komu by przeszkadzała taka interpretacja? Zwierzowi na pewno nie.
Zwierz wie, że ten wpis nie ma w sobie wiele głębi ale jakby się temu bliżej przyjrzeć to pokazuje nam pewne pułapki myślenia o aktorach i ich roli w kształtowaniu światopoglądu swoich fanów. Jasne Vin Diesel nigdy nie dostanie Oscara (choć kto wie, wielu aktorów kina akcji potrafiło zaskoczyć w poważniejszej roli), ale za to może wielu swoim – często nie szukającym w kinie niczego poza prostą rozrywką – fanom uświadomić, że gracz w RPG to nie tylko jakiś nastolatek z krostami w kraciastej koszuli, że zjawisko „body shaming” zawsze jest złe a okazywanie emocji – nawet jeśli ma się muskulaturę – nie jest zakazane. Taki wzorzec wcale nie jest w naszej kulturze popularnej taki częsty. Jasne wciąż walczy się ze stereotypami ale ostatecznie w większości Hollywoodzkich filmów dostajemy jasny podział na mięśniaka i mózgowca (doskonale to widać w Jurassic Park), Vin daje szansę na to by ludzie zrozumieli, że można być nerdem z muskulaturą. Co naprawdę jest pozytywne bo wszelkie zakorzenione stereotypy łączące charakter i zainteresowania z wyglądem (nie z ubiorem bo tu już mamy decyzję) przynoszą więcej szkody niż pożytku. Kto wie, może dlatego te 95 milionów użytkowników Facebooka tak chętnie klika „lubię to” przy profilu aktora. Bo jak zwierz wspomniał, są aktorzy którzy grają wybitne role i tacy którzy zmieniają oblicze sztuki filmowej. Są też tacy których po prostu chcielibyśmy mieć w znajomych. I Vin Diesel doskonale do tej ostatniej kategorii pasuje.
Ps: Zwierz wie, że ostatnio mieliśmy mnóstwo serialowych premier, ale jest chory i zakatarzony więc jakoś nie miał siły napisać nic bardzo głębokiego. Ale ma nadzieję że dobrze się bawicie.
Ps2: Matthew Goode wrócił do Downton Abbey – wiedziałm że opłacało się czekać!