Zwierz ostatnio ogląda chyba więcej filmów dokumentalnych niż tych fabularnych. Miłość zwierza do dokumentów jest dość stara i opiera się na przekonaniu, że są one równie nie prawdziwe co fabuły z tą różnicą że życie pisze takie scenariusze których żaden scenarzysta nie odważyłby się przenieść na papier – głównie dlatego, że oskarżono by go o nierealistyczne podejście do fabuły i postaci. Ostatnie trzy dokumenty jakie zwierz obejrzał miały podobny motyw przewodni. Starsze panie które nie mają ochoty odpuścić. I nie odpuszczają
Zwierz zaczął swój mały maraton od Iris. Iris Apfel to nowojorska ikona stylu. Przez lata zajmowała się dekoracją wnętrz i prowadziła wraz z mężem firmę która zajmowała się produkowaniem drogich tapet – często odtwarzających zapomniane już wzory (min. byli przez pewien czas odpowiedzialni za tapety w Białym Domu). Jednak sława Iris nie wynika z jej biznesu ale stylu. Przez lata podróżowania po świecie udało się jej zgromadzić być może największy prywatny zbiór strojów i ubrań – zarówno tych od projektantów jak i np. będących lokalnymi wyrobami, strojami rytualnymi czy to tam jeszcze dusza zamarzy. Jej kolekcja jest do tego stopnia niezwykła i intrygująca, że Metropolitan Museum of Arts poświęciła jej wystawę. Jednak nie to najbardziej intryguje w bohaterce dokumentu – kolekcjonerów jest wielu – tym co jest zdecydowanie ciekawsze to fakt, że przez lata nauczyła się te stroje nosić w absolutnie niesamowity sposób. Co ciekawe, sława – wychodząc poza Nowy Jork – przyszła do niej dość późno. Zwierz podejrzewa, że mnóstwo osób dowiedziało się o niej właśnie z tego filmu dokumentalnego. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat jej życie i kariera nabrało tempa. Od sesji zdjęciowych w magazynach poświęconych modzie, przez wykłady dla młodych projektantów po własną linię ubrań czy biżuterii sprzedawaną w sklepach.
W sumie to jest najciekawszy aspekt filmu – przyglądanie się później karierze – często obciążającej dla młodej osoby a co dopiero dla pani dobrze po osiemdziesiątce. Z drugiej jednak strony – jeśli przyjrzeć się temu bliżej, widać osobę która uwielbia to co robi, i jej niechęć do odmawiania kolejnym propozycjom wynika zarówno z chęci zarobienia (bohaterka dokumentu się z tym nie kryje) ale też z czystej frajdy dzielenia się swoją pasją z innymi. Przy czym nigdzie historia nie staje się tak ckliwą opowieścią o starszej niedostrzeganej przez świat ekscentrycznej pani którą nareszcie odkryto. Wręcz przeciwnie im więcej wiemy o Iris Apfel tym jej styl wydaje się bardziej oczywisty. Skończyła historię sztuki, całe życie zajmowała się dekorowaniem wnętrz (w taki czy inny sposób), otaczała się ładnymi czy pasującymi do niej przedmiotami. To raczej wiek sprawił, że wszystkie obecne wcześniej cechy charakteru wydały się nagle interesujące. Jednocześnie historia Iris to swoisty przewodnik dla wszystkich kobiet (ale i mężczyzn) którzy nie czują się piękni. Bohaterka dokumentu nie lubi tak standardowo odbieranej urody, czy „ładności”. Jak słusznie zauważa – ładni ludzie zbyt często polegają na swoim wyglądzie zapominając stworzyć czegoś własnego. Brzydkie dziewczyny muszą być interesujące. Choć może to swoiste uproszczenie to jednak te słowa wypowiedziane w kontrze do popularnego przekonania, że moda jest tylko dla ładnych i młodych dają dość dobrą puentę. Okazuje się że najlepszą życiową inwestycją jest własny charakter.
Ciekawym uzupełnieniem filmu o Iris jest dokument poświęcony grupie starszych pań (też z Nowego Jorku) które stały się bohaterkami bloga Advanced Style. Jeśli nie znacie bloga Advanced Style koniecznie powinniście na niego zajrzeć. Autor bloga chodzi po mieście i fotografuje kobiety (w założeniu po 50 roku życia) które mają niezwykły i oryginalny styl ubierania się. Wiele z nich ubiera się w rzeczy które większość osób ominęłaby łukiem jako zbyt młodzieżowe czy ekscentryczne. Advanced Style przygląda się z bliska kilku takim nienagannie ubranym kobietom – niektóre z nich mają różowe włosy, inne nigdy nie ruszą się z domu bez odpowiednio zawiązanego sznura pereł. Styl jest różny podobnie jak podejście do życia. Niektóre z nich przyjmują starzenie się jako wyzwolenie – nareszcie można robić co się chce i nie przejmować się konsekwencjami, z kolei inne pragną z życia złapać jak najwięcej. Łączy je to, że ich ekscentryczność czy niezwykłość wynika przede wszystkim z faktu, że nigdy nie przestały być tymi samymi kobietami którymi były za młodu. Jedna z bohaterek filmu – była tancerka, gwiazda Apollo Theatre, może być tracąc wzrok panią koło 80 ale kiedy rozmawia z młodą dziennikarką, to jest dokładnie tą samą divą którą była w młodości. Więcej ma nawet tą samą postawę i spojrzenie. Z kolei była redaktorka Cosmopolitan która młodość spędziła studiując w Mediolanie ma w sobie zarówno przebojowość nowoczesnej kobiety jak i właśnie tą odpowiednią ilość spokojnego stylu zamożnych włoszek sprzed pół wieku. Najciekawsza jest chyba niesłychanie gadatliwa właścicielka sklepu z ubraniami (głównie dość ekscentrycznymi), która ma w sobie taką energię ekscentrycznej sklepowej, która zawsze lepiej od klienta wie co mu sprzedać.
Twórcy filmu nie boją się pokazać też momentów mniej przyjemnych – jak konieczność wizyty w szpitalu czy ograniczeń wynikających z wieku. Ale jednocześnie im dłużej przyglądamy się bohaterkom tym bardziej dopada nas paradoks ich sytuacji. Nareszcie są w wieku kiedy już się tak bardzo nie przejmują co pomyślą ludzie, zaczyna szwankować ciało, pojawiają się problemy zdrowotne i jest więcej możliwości niż siły. Przy czym co ciekawe – większość z bohaterek pracuje – lubi swoją pracę i jak zwierz rozumie bez niej ich życie straciłoby sporo sensu. No właśnie, to jest jeden z tych problemów o którym nie mówi większość osób rozważających kwestię pracy – dla bardzo wielu kochających swój zawód ludzi konieczność zaprzestania pracy jest dramatem, a nie wyczekiwanym momentem. W dokumencie znajdzie się jeden dramatyczny moment – jedna z bohaterek umiera. Umiera w wieku 95 lat po zasłabnięciu w pierwszym rzędzie na pokazie mody w czasie Nowojorskiego tygodnia mody. Choć wśród jej znajomych i twórców filmu pojawia się smutek (oczywiście niewspółmierny do smutku który czuć musiała rodzina) pojawia się też refleksja, że być może – dla wielbicielki i ikony stylu umrzeć koło setki i to jeszcze na pokazie mody, to nie jest najgorszy sposób by odejść. Co też jest w filmach ciekawe – śmierć, o której młodzi ludzie mówią z przerażeniem, tu jest z jednej strony czymś strasznym ale z drugiej, tak powszechnym w kręgu znajomych że zdecydowanie bardziej oswojonym. W sposób który chyba młodemu widzowi się nie śni.
Ostatni film opowiada o już nie żyjącej Elaine Stritch – dokumentuje dokładnie jej 86 rok życia, kiedy aktorka i gwiazda Broadwayu jednocześnie pojawiała się w serialu 30 Rock i podróżowała po kraju ze swoim małym programem w którym śpiewała piosenki Sondheima. Obserwowanie starzejącej się, cierpiącej na ostrą cukrzycę aktorki jest fascynujące z jednego powodu – niesamowicie widać, jak bohaterka rozpada się na dwa zupełnie osobne byty. Jedna Elaine to ekscentryczna starsza pani, która pod koniec życia zaczyna zastanawiać się czy może już nie dość tej trzeźwości – trwającej od dwudziestu paru lat – od kiedy udało się jej wyjść z alkoholizmu. Można ją lubić lub nie ale ma w sobie cechy wielu ekscentrycznych starszych pań – sporo mówi, przeklina i jest w stanie zmusić absolutnie wszystkich by zrobili coś za nią. Jednocześnie pamięć już nie ta, więc w czasie prób obserwujemy dość dramatyczne momenty w których – aktorka i piosenkarka nie jest w stanie przypomnieć sobie słów piosenek które przecież doskonale zna. Te momenty są ciężkie do oglądania, zwłaszcza, że utrata własnych możliwości a zwłaszcza talentów zdaje się być jednym z najokrutniejszych efektów ubocznych starości. Byłby to więc film bardzo smutny gdyby nie obecność w nim drugiej Elaine. Druga Elaine pojawia się na scenie. Nosi długą białą koszulę i chodzi bez spodni (aktorka miała doskonałe nogi przez całe życie). Jeśli zapomni słów – umie z tego zażartować z akompaniatorem czy tak włączyć do programu wieczoru że widzowie muszą być pewni że to wcześniej napisany dowcip. Jej głos nie jest tak wielki jak kiedyś ale łamie się dokładnie tam gdzie powinien i sięga wyżyn dokładnie tam gdzie aktorka tego wymaga. Ta sama kobieta która potrzebuje asysty by wejść na scenę, gdy już na niej jest tańczy, kokietuje i zdobywa widownie. Jedna Elaine modli się przed wejściem na scenę, druga sprawia wrażenie, jakby mogła z miejsca odśpiewać cały musical stojąc. Podobnie na planie serialu. Na zapleczu starsza pani która opowiada nieco za długą anegdotkę i nie koniecznie słyszy wszystkich rozmówców. Przed kamerą – wredna matka jednego z głównych bohaterów – kradnąca każdą scenę w której się znajdzie. Jednocześnie widać że cały dramat polega na tym, że jedna Elaine nie może funkcjonować bez drugiej, ale ta zwykła z zaplecza staje się co raz bardziej zmęczona graniem. Ale kiedy przychodzą recenzje, kiedy znajomi znów dzwonią z gratulacjami co raz trudniej pogodzić się z tym, że może trzeba będzie wyjechać z Nowego Jorku – miasta symbolizującego karierę i sukces. Ten dokument jest trochę z innej beczki niż dwa poprzednie ale pojawiają się w nim podobne wątki – głównie chęć pozostania sobą jak najdłużej (podobny wydźwięk miał dokument o Joan Rivers – A piece of Work)
Ciekawym motywem przewijającym się przez wszystkie filmy jest fakt, ze wiele z ich bohaterek urodziło się w czasie Wielkiego Kryzysu. We wspomnieniach te trudne czasy jawią się jako moment w którym ukształtował się charakter bohaterek. Dla nich źle już było i teraz wszystko co przed nimi – nawet jeśli związane ze starością jest nowe i ekscytujące. Większość z nich mogła się też pochwalić mężami, którzy dali im – dużo wcześniej niż wielu innym kobietom – szansę na rozwijanie swoich pasji. Zresztą nawet te nie zamężne musiały mieć w sobie wystarczająco dużo samozaparcia i pewności siebie by zacząć pracować (i studiować) w czasach kiedy wciąż – zwłaszcza w Stanach nie było to tak oczywiste. Być może dlatego wszystkie nasze bohaterki pokazane są na tle Nowego Jorku – miasta bardzo nie amerykańskiego, gdzie jednak panują nieco inne obyczaje. Jednocześnie tym co łączy bohaterki – o czym zwierz już wspomniał – jest zawodowa satysfakcja, która sprawia, że ich życie nie jest wypełnione oczekiwaniem na emeryturę. A nawet jeśli na nią przeszły to są dumne z tego co robiły w przeszłości. Co każe się – przynajmniej z perspektywy młodej osoby, poważnie zastanowić czy najbardziej niebezpieczne w życiu nie jest przypadkiem utknąć w pracy która nie daje nam nic poza kasą. Być może to jest właśnie jedna z tych najbardziej skracających życie decyzji. Oczywiście kusi szukanie innych porównań – większość z przedstawionych w filmie kobiet nie tylko mieszka w Nowym Jorku ale też jest żydowskiego pochodzenia. Trudno powiedzieć skąd wynika ta korelacja, czy chodzi o pieniądze (nie są to ubogie kobiety), czy o model wychowania (w sumie w żydowskich rodzinach bardzo często kobiety pracowały) czy to przypadek. Nie mniej jest to co najmniej intrygujące. Warto tu jeszcze dodać, że wszystkie filmy odnoszą się do swoich bohaterek z szacunkiem ale (w większości przypadków) nie wpadają w ton „Spójrzcie po 80 i jeszcze myśli”. Wiecie taki zachwyt człowiekiem, że jest taki dzielny bo oddycha. Zresztą mimo, że bohaterki dają się lubić to nie są kryształowe – sporo w nich problemów – alkoholizm, średni charakter, czasem są irytujące, wyniosłe, niekiedy wychodzi z nich wiek. Ale to zdecydowanie lepsze podejście niż ciągły zachwyt.
Jednocześnie kiedy autorzy filmów – z całym zainteresowaniem ale i pewną – jak można przypuszczać naiwnością, próbują wydobyć od starszych pań jakieś prawdy życiowe. Co ciekawe te które udaje się znaleźć są właściwie bardzo banalne. Nie należy się bać, być sobą, pracować i nie przejmować się opinią innych. Wszystko brzmi bardzo prawdziwie choć chciało by się jęknąć że łatwo mówić jak się ma osiemdziesiąt lat – jak jest się młodszym te wszystkie kwestie wydają się takie ważne i skomplikowane. Zwierz musi jednak przyznać, że oglądając kolejne filmy dokumentalne doszedł do wniosku, że powoli zarówno dokument (jak i fabuła) zaczyna odkrywać że to co kiedyś wydawało się niesłychanie rzadkie czy wręcz niemożliwe – aktywni ludzie koło osiemdziesiątki, staje się jednak czymś co raz bardziej popularnym. Odkrywanie tego kim właściwie się stajemy w siódmej czy ósmej dekadzie życia jest fascynujące. Zwłaszcza kiedy uda się dotrzeć do tej naprawdę intrygującej prawdy, że jednak to wciąż są ci sami ludzie którzy mieli lat 20 czy 30. Tylko starsi.
Ps: Filmy o których zwierz tu pisze to : Iris (reżyseria: Albert Maysles), Advanced Style (reż. Lina Plioplyte), Elaine Stritch: Shoot Me (Chiemi Karasawa)
Ps2: Zwierz mówi wam – oglądajcie filmy dokumentalne. To jest naprawdę doskonały temat do przemyśleń i człowiek staje się bardziej łagodny dla scenarzystów fabuł – nie da się dobrze oddać życia. Takich rzeczy jak naprawdę się zdarzają nikt nie wymyśli