Zwierz przyzna się wam szczerze, że do próby słuchania audiobooków nie skłoniła go ani konieczność, ani ciekawość, ani pasja. Zwierz zdecydował się dać audiobookom szansę bo Storytel.pl zaproponowało mu współpracę – raz w miesiącu recenzję jednej książki której wysłuchał – umieszczoną na blogu. A do tego – dostęp do ich wspaniałej biblioteki. Wiecie zwierz potrafi powiedzieć Nie wielu propozycjom. Ale jak ktoś proponuje mu pieniądze i książki to trudno powiedzieć Nie.
Zwierz spróbował więc i początkowo myślał, że jego przygoda z audiobookami będzie krótka i kłopotliwa. Jasne fajnie było sobie posłuchać czytanej przez kogoś powieści ale coś zwierzowi nie pasowało. Lektor zdawał się odrobinę za wolny, a obrazy – które zwykle podsuwa wyobraźnia zwierza w czasie lektury zmieniały się jak w zwolnionym tempie. Zwierz byłby już zadeklarował że audiobooki nie są dla niego gdyby nie przyszła mu do głowy ciekawa myśl – a może da się posłuchać czegoś o kinie. Wiecie, nawet ponury zwierz zawsze posłucha z zainteresowaniem czegoś o kinie. Pierwsza książka na którą trafiłam to wywiady z Alem Pacino. Nie będę o tym szeroko pisać bo właśnie ten audiobook w tym miesiącu recenzuję na blogu Storytel. Nie mniej po jego wysłuchaniu już wiedziałam że znalazłam swój klucz – audiobooki to dla mnie idealny sposób na słuchanie czyichś wspomnień i biografii.
Zwierz musi przyznać że słuchanie wywiadów w formie audiobooka to ciekawe przeżycie – zwłaszcza jeśli czytający je lektorzy dodają coś od siebie (śmiech czy chrząknięcia albo potakiwania)
Taka myśl towarzyszyła mi kiedy wsiadałam do autobusu relacji Warszawa-Mielec. Cztery i pół godziny jazdy. W autobusach nie mogę czytać (robi mi się niedobrze) ani niestety oglądać filmów. Zwykle słucham muzyki i przysypiam. Tym razem jednak – jadąc pierwszy raz w życiu do Mielca wiedziałam że nie mogę zasnąć – bo mogę przegapić swój przystanek i potem trzeba będzie mnie odbierać z Nowego Sącza. Nowy Sącz to śliczne miasto ale wolałam się tam nie znaleźć w niedzielną noc. Przeszukując zawartość Storytel.pl odnalazłam sekcję po angielsku. Tu od razu uśmiechnęłam się radośnie – bo o ile po polsku audiobooki czasem mnie denerwują (nie przepadam za wymową większości lektorów) to lata słuchania angielskich słuchowisk sprawiły, że przyzwyczaiłam się do angielskiego sposobu czytania książek. Wybrałam The Princess Diarist – ostatnią głośną książkę Carrie Fisher, która od miesięcy zalegała na moim Kindlu a zwierz nie mógł się zebrać do lektury. Teraz jednak wystarczyło nacisnąć play i oto sama Carrie Fisher czytała mi swoje wspomnienia.
Czytając doniesienia prasowe o książce Carrie Fisher można byłoby dojść do wniosku, że napisała te wspomnienia tylko po to by wywołać skandal. Ale kiedy się je czyta to nie ma w nich nic tak naprawdę skandalicznego
Muszę wam przyznać, że dawno zwierz nie był tak zaskoczony i w sumie poruszony książką wspomnieniową – a zwierz czyta sporo aktorskich biografii. Książka dzieli się właściwie na cztery części. Pierwsza to krótki wstęp o latach zanim Fisher stała się księżniczką Leią. Tą opowieść w różnych formach już słyszeliśmy, ale aktorka była na tyle dobra pisarką, że doskonale opowiada o swoim dzieciństwie i wczesnej młodości (bo w Gwiezdnych Wojnach zagrała mając tylko 19 lat). Druga część największa to opowieść o jej romansie z Harrisonem Fordem na planie filmu. Fisher snuje ją z perspektywy czterdziestu lat więc jest tu sporo humoru, dystansu, i świadomości tego czym był ten krótki romans. Część trzecia – to fragmenty jej dziennika spisanego na planie filmu. Dziennika bardzo inteligentnej, wrażliwej dziewczyny, która czuje wszystko na raz, a przede wszystkim – jest śmiertelnie zakochana w starszym od siebie milczącym mężczyźnie, który tylko przez przypadek dzieli rysy Hana Solo. Na koniec część czwarta w której ponownie dowcipna dojrzała aktorka opisuje cały proces bycia gwiazdą jednej roli, podpisywania autografów i spotkań z fanami. To fragment nie tylko bardzo dowcipny ale też świadczący o doskonałym pisarskim uchu, sporej dawce empatii, nastawiony na absurd całej sytuacji.
Najzabawniejsza część książki – ale też w wielu miejscach wzruszająca- to ta w której Fisher opowiada o tym jak dziwny jest świat widziany z tej strony stolika po której siada podpisujący te wszystkie plakaty
Kiedy zwierz czytał o tym, że Carrie Fisher opisała w swoich nowych wspomnieniach romans z Harrisonem Fordem na planie Gwiezdnych Wojen, miał poważne wątpliwości. Czy naprawdę świat musi o tym wiedzieć. Czy w ogóle da się opowiedzieć o dawnym romansie w sposób który nie jest szkodliwy, pełen plotkarskiej perspektywy czy resentymentu? Po co? Z drugiej strony – zwierz który będąc młodym dziewczęciem podkochiwał się w Harrisonie Fordzie (a może w Hanie Solo? A może w Indiana Jonesie) tak strasznie chciał to wszystko usłyszeć. Z czystej ciekawości co takiego ma do opowiedzenia Fisher. Jak to jest mieć romans z Harrisonem Fordem gdy ma się zaledwie 19 lat. Zwierzowi nie przyszło do głowy, że przeczyta a właściwie usłyszy od samej aktorki historię która mogłaby w ogóle nie opowiadać o sławnych ludziach.
Książka idealnie opisuje stan ducha – nawet nie sławnej – młodej kobiety która nagle znalazła się nieprzytomnie zakochana w związku który tak naprawdę w ogóle nigdy nie miał przyszłości ani nawet większego sensu
Trzeba bowiem przyznać, że choć historia zaczyna się nieco jak taki typowy romans gdzie przystojny amerykański aktor pojawia się w odpowiednim momencie by uratować młodą lekko pijaną dziewczynę od natarczywych kolegów z planu to potem nie ma w tym nic z wielkiego romansu. Przystojny aktor okazuje się milczeć i ogólnie mieć w planach tylko mały pozbawiony zbyt wielu uczuć romans na boku. Bo wszak wszyscy są z dala od domu na planie w Anglii, korzystając ze starej tradycji że to co dzieje się na planie filmowym, pozostaje na planie filmowym. Dziewczyna zaś zakochuje się po uszy – tylko tak jak potrafią się zakochiwać dziewiętnastoletnie dziewczyny – z całym bagażem poczucia winy (wszak przystojny aktor ma żonę), niechęci do siebie, do obiektu uczuć i do całego świata. Zamiast wielkiego Hollywoodzkiego romansu jest trochę seksu, wspólnie wypalonej trawki i bardzo niewiele rozmów – bo przystojny kochanek okazuje się być małomówny nie tylko na ekranie ale także poza nim. Nie ma więc żadnej komunii dusz – jest raczej coś co spokojnie można trzymać w sekrecie przez kilka dekad.
W książce jest dużo emocji – opisywanych z perspektywy – ale są to emocje tylko jednej stronie. Po zakończeniu książki wiemy jak czuła się młoda dziewczyna, która zaplątała się w romans. O mężczyźnie z którym romansowała nadal nie wiemy nic. Trudno się dziwić bo jak wynika ze wspomnień, Carrie też o nim za wiele nie wiedziała.
Tu oczywiście pojawia się pytanie – po co Fisher komukolwiek o tym opowiedziała. Zwierz ja rozumie. I to nie dlatego, że tym przystojnym aktorem był Harrison Ford. Wydaje się że chodzi o coś innego. O takie przeżycie od którym wie się, że było prawdziwe ale ponieważ wiedzą o nim tylko dwie osoby w każdej chwili może zniknąć. A przecież było prawdziwe i ważne. Po lekturze książki nie ma wątpliwości, że trochę potrwało zanim uczucie zblakło. A jednocześnie – wydaje się, ze to było coś ważnego, może w jakiś sposób formacyjnego. Fisher która opowiadała o sobie wszystko dodała jeszcze jeden kawałek do swojej szalonej biografii. I nie zrobiła tego w sposób nadmiernie ekshibicjonistyczny. To znaczy o romansie w sumie wiemy niewiele – nikt nas tu nie zaprasza do sypialni i nie dzieli się czułymi słówkami. To raczej zapis wszystkich uczuć jakie na raz czuje dziewiętnastoletnia dziewczyna. Tak jasne to jest prywatne ale w tej wersji to prywatność Fisher a nie Forda zostaje sprzedana. Ostatecznie podobnie jak ona – po zakończeniu książki nie wiemy o nim ani odrobinę więcej niż przed jej rozpoczęciem. No może poza tym, że rzeczywiście nie lubi mówić. I że miał w czasie kręcenia Gwiezdnych Wojen ulubiony rodzaj trawki do popalania w weekendy.
Książkę powinni przeczytać wszyscy ci którym się wydaje że człowiek jest w stanie przewiedzieć które decyzje okażą się najważniejsze w życiu. Bo jak wskazuje Carrie Fisher – kiedy cieszyła się że dostała rolę Lei nie przyszło jej do głowy, że już zawsze będzie z tą postacią związana i tylko czasem zdarzy się jej marzyć by Leią już nie być.
Zwierz przyzna szczerze, że ten fragment go poruszył. Nie dlatego, że dotyczył znanych ludzi. Ale dlatego, że jest w nim doskonały zapis pewnego stanu psychicznego. Stanu który nigdy nie był udziałem zwierza, ale który się rozumie czy nawet w jakiś sposób przeczuwa. Trudno to jednoznacznie opisać ale zwierz który zawsze jest ciekaw innych osób – tego co czują, kim są, co ich kształtuje, poczuł jakby dowiedział się czegoś więcej – może nie o Carrie Fisher ale o młodych dziewczynach które nie wiedząc do końca jak się wycofać nagle znajdują się w środku romansu z żonatym facetem. To dokładnie to czego zwierz szuka w literaturze – innych ludzi – i tylko czasem przypadkowo są oni sławni. Zwierz musi tu dodać, że jednym z ładniejszych zdań jakie dopisuje do tej historii Fisher jest przyznanie się że tak jak mając kilkanaście lat nie wiedziała czasem co powiedzieć w towarzystwie Forda tak i później a nawet dziś (pisała to w 2016) zdarza się jej mieć ten sam problem. Niektórzy mogą to uznać za urocze ale zwierz pomyślał, że to ciekawe jak nawet dalekie i przepracowane życiowe sytuacje nadal mają niewielki efekt na to jak się dziś zachowujemy.
Zwierz będzie bronił poglądu że książka jest ciekawa nie dlatego, że opowiada o sławnych ludziach ale dlatego, że opowiada o ludziach. I o trochę dziwnych międzyludzkich układach o których scenarzyści nie piszą bo zostaliby oskarżeni o mało prawdopodobną psychologię postaci.
Zresztą jeśli nie chcecie czytać o cudzych romansach to książka was nie znudzi. Ostatnia część – poświęcona głównie podpisywaniu autografów na wielkich spędach fanów, jest genialna. Fisher doskonale oddaje cały surrealizm spotkania z fanami, którzy traktują ją jak osobę bliską. Te monologi fanów które opisuje w książce doskonale oddają tą przedziwną relację w której obcy ludzie traktują ją niemal jak członka rodziny i dziękują jej za przełomowe momenty w ich życiu. Jej opis świata fanów jest życzliwy ale jednocześnie zdystansowany. Oparty na tym ciągłym niedowierzaniu, że jej życie potoczyło się tak a nie inaczej i że odegrała taką a nie inną rolę w życiu tysięcy osób. To jeden z ciekawszych tekstów o paradoksie współczesnej sławy, jaki zdarzyło się czytać zwierzowi.
Carrie Fisher opowiada w swoich wspomnieniach o fanach którzy jakoś nigdy nie byli w stanie przeżyć tego, że się zestarzała i zmieniła. Tym bardziej cieszy że miała szansę zagrać na ekranie starszą wersję swojej bohaterki, dopisując jej ciąg dalszy.
Kiedy Audiobook z autobiografią Fisher dobiegł końca zwierz poczuł pustkę. Tak jakby rozgadana przyjaciółka właśnie wysiadła z autobusu na jednym z przystanków pozostawiając zwierza samego w busie relacji Mielec – Warszawa. Pięć godzin słuchania minęło tak szybko, że większość drogi powrotnej zwierz musiałby siedzieć w ciszy. Przeszukując katalog zwierz znalazł kolejną aktorską autobiografię czytaną przez aktora. Tym razem – co może was nieco zdziwić – był to Rob Lowe – amerykański aktor – dziś występujący głównie w telewizji który zaczął swoją karierę w telewizji i przez moment należał do grupy młodych zdolnych aktorów amerykańskich którzy w latach osiemdziesiątych byli niesamowicie popularni. Do tego potem towarzyszyły mu liczne skandale – w tym chyba jeden z pierwszych hollywoodzkich skandali z sekstaśmą. Zwierz sięgnął po jego wspomnienia głównie dlatego, że pamiętał jak przez mgłę całkiem niezłą recenzję. Plus chciał się dowiedzieć jak to było być młodym i sławnym w latach osiemdziesiątych. Zwierz nie wysłuchał jeszcze całości ale z tego co już słyszał może wam spokojnie tą autobiografię polecić. To nie jest jedna z tych nudnych autobiografii w której ktoś wymienia wszystkie filmy w których grał i próbuje upodobnić swoje wspomnienia do książki telefonicznej. Lowe snuje rozważania o swoim życiu w inteligentny i zaskakująco angażujący sposób. Zwierz był naprawdę zaskoczony tym ile przyjemności sprawia mu ta książka. Trochę tak jakby po tym jak zwierz został opuszczony przez rozgadaną nieco szaloną współpasażerkę jej miejsce zajął współpasażer który refleksyjnie opowiada o swoim życiu.
Książki aktorów takich jak Rob Lowe nie mają zwykle nic ciekawego do zaoferowania. Ale ta autobiografia naprawdę dobrze wyszła. Zwłaszcza w opisywaniu życia w Malibu w latach siedemdziesiątych – tuż przed tym zanim pojawiła się sława, gdzie wydaje się że mieszały się na co dzień dwie zupełnie sprzeczne rzeczywistości – w jednej zaczynały się kariery młodych aktorów, w drugiej ich rówieśnicy ginęli w wypadkach, popełniali samobójstwa czy wpadali w świat narkotyków. I obie te drogi wydają się równie niebezpieczne.
Zwierz nie zmieni pewnie swojej opinii o audiobookach jako takich – być może będzie słuchał głównie po angielsku, czasem wybierając się w świat tekstów po polsku. Ale na pewno może powiedzieć, że są teksty które w jego przypadku zdecydowanie lepiej grają w takiej formie. I z całą pewnością są to biografie aktorów czytanych przez tychże aktorów. Dla wielu czytelników to może być trochę wąska grupa książek ale zwierz, który jak się wielokrotnie przyznawał – uwielbia aktorskie autobiografie – jest tym zachwycony. I właśnie rozważa czy nie wysłuchać znanych już sobie wspomnień Michaela Caine jeszcze raz.
Ps: O dziwo tego tekstu nie sponsoruje Storytel.pl ani nawet zwierza nie namówił. Zwierz po prostu musiał wam opowiedzieć o tym co przeczytał ostatnio. Bo zwierz wam o wszystkim mówi.