Hej
Zwierz obiecał że dziś będzie muzyka. I ma zamiar obietnicy dotrzymać – zdecydował się jednak na bardzo specyficzny dobór muzyki. Otóż dziś będą ulubione soundtracki zwierza z filmów które… powiedzmy delikatnie zwierz uważa za nieudane. No właśnie – część z was może się w niektórych przypadkach kłócić ze zwierzem czy rzeczywiście dana produkcja jest nieudana ale cóż, nie wszystkim podoba się wszystko. Tymczasem niestety dobry soundtrack może się zdarzyć nawet produkcji do której nigdy więcej nie chcielibyśmy wracać. Zdaniem zwierza bogowie muzyki zawsze śmieją się wtedy podstępnie ze swojego triumfu nad słabą materią obrazu. Ale tak na serio – to zawsze jest lekki dysonans kiedy nie przepada się za filmem zaś soundtracku można słuchać w kółko.
Zwierz wraca do swojego ulubionego tematu czyli muzyki filmowej – dziś szuka dobrych melodii do złych filmów
Muzyka do Sagi Zmierzch – jeden z najlepszych przykładów filmów które nie zasługują na swój soundtrack. Najbardziej zapracowany obecnie kompozytor w Hollywood Alexandre Desplat nie dostał najwyraźniej jakiegoś memo które mówiło, że nie musi się aż tak bardzo starać bo nastolatki i tak przyjdą (podobnie jak zupełnie dorośli ludzie choć obie grupy może nie z tych samych powodów) i skomponował naprawdę ładną muzykę. Do tego – przynajmniej pierwszy film, miał bardzo ładnie dobrane piosenki (jedną z nich bodajże całkiem fajnie zawodził sam Pattinson) i dziś wielu widzów czuje się dziwienie kiedy przychodzi im zasłaniać ręką ekran własnego odtwarzacza muzyki kiedy pojawia się źródło następnego utworu na playliście. Muzyka z filmów na podstawie Zmierzchu nie jest co prawda wybitna ale naprawdę przyjemnie się jej słucha. Właściwiej to zdaniem zwierza można byłoby spokojnie dokonać jakiegoś recyklingu i użyć go dla odmiany w jakimś dającym się oglądać filmie (cóż zwierz mówi, przecież wszystkie grzecznie obejrzał).
No ładna ta muzyka. No nie dobry ten film. Oj nie dobry. Bardzo niedobry
Tron 2: Dziedzictwo – Tron 2 to taki film, który chciał wszystkiego za dużo – chciał nawiązać do pierwszego Tronu, pokazać możliwości techniczne współczesnego kina, stworzyć podstawę pod nowy cykl filmowych produkcji, zadowolić wszystkich na raz i odtworzyć wrota do sequela. W ostateczności powstał film, który niestety nie chce być dobry, co więcej straszy słabym scenariuszem, dość drewnianą grą aktorką i koszmarnym odmłodzonym Jeffem Bridgesem. Zwierz podobnie jak wielu fanów Tronu wychodziła z kina z nosami na kwintę nie za bardzo wiedząc co z tym kolorowym chaosem zrobić i jak porównać go z tym niezwykłym filmem jaki był pierwszy Tron. Na całe szczęście wychodząc mieliśmy w uszach to co w filmie najlepsze i z całą pewnością godne pochwały czyli soundtrack Daft Punku. I to właśnie w nim było wszystko czego pragnęliśmy – coś nowego coś starego, retro i współczesność. Nawet zwierz który nie jest fanem takiego rodzaju muzyki musiał stwierdzić, że to absolutnie doskonały soundtrack.
Taki dobry soundtrack do takiego mdłego filmu. Szkoda że to chciano osiągnąć w całej produkcji osiągnięto tylko w muzyce
Aleksander – film Oliviera Stone’a to przykład produkcji która nikogo nie cieszy łącznie z samym reżyserem. Zwierz ostatnio spróbował zrobić sobie powtórkę ( chciał zobaczyć wersję z nowszym montażem) ale niestety jak by się tego filmu nie montowało nadal jest beznadziejny i koszmarnie irytujący – wszystkich od wielbicieli kina historycznego po ludzi którzy zajmują się dziejami Aleksandra na co dzień. Nie zmienia to jednak faktu, że ścieżka dźwiękowa Vangelisa choć bardzo dla niego typowa jest naprawdę miła dla ucha – zwierz nie będzie się kłócił – nie jest to najoryginalniejszy wytwór muzyki filmowej jaki widział świat ale nie ma wątpliwości, ze wyprzedza o parę długości zły film. Tak zły film że nie jest go w stanie uratować nic – od mówiącej z dziwnym rosyjskim akcentem Angeliny Jolie po pięknego jak z obrazka Jareda Leto w eyelinerze. Co chyba jest ostatecznym dowodem na to jak bardzo widz cierpi oglądając produkcję.
Są tacy którzy narzekają że wtórne. Może i wtórne ale jak dla ucha miłe. Czego nie da się powiedzieć o filmie. On w ogóle nie jest miły
Wyznania Gejszy – zwierz ponownie nie będzie się spierał – ścieżka dźwiękowa Johna Williamsa do Wyznań Gejszy to taka podróbka. Kompozytor udaje że słyszymy coś wschodniego i egzotycznego ale nigdzie właściwie nie wyprowadza nas poza dobrze znane ramy naszej harmonii i wyobrażeń o tym jak muzyka japońska powinna brzmieć. Zresztą trochę taki jest sam film – zachodni do szpiku kości – tylko pozorujący próbę zajrzenia i zrozumienia kultury wschodu. Ta niepoprawność ścieżki dźwiękowej nie zmienia jednak faktu, że słucha się jej bez porównania lepiej niż kiedykolwiek będzie się oglądało film, który poza wieloma wadami i brakiem jakiejkolwiek wiarygodności jest jeszcze do tego wszystkiego przeraźliwie nudny. Zwierz od paru lat zbiera się by jeszcze raz zobaczyć film ale ziewa na samą myśl.
John Williams udawał już Wagnera teraz udaje Japończyka. Wychodzi mu to bardzo ładnie.
Centurion – zwierz bardzo bardzo lubi ścieżkę dźwiękową do Centuriona – nie jest ona może wybitna ale jest naprawdę ładna – ale ma odpowiednie proporcje – tam gdzie powinna być liryczna tam jest liryczna gdzie powinno być odpowiednio dramatycznie jest dramatycznie. Zwierz nie ma przy tym wrażenia że słucha wciąż jednej melodii co zdarzało się zwierzowi wielokrotnie przy wielu bardzo znanych soundtrackach. Niestety muzyka jest kolejnym elementem filmu Centurion która powinna składać się – obok obsady na znakomitą produkcję. Niestety Centuriona na każdym kroku zawodzi scenariusz, którym obdarzyć można byłoby trzy niezależne produkcje ale niestety twórcy uparli się by wrzucić wszystko do jednej historii. I tak ilekroć zaczyna się robić ciekawie nagle okazuje się, że oglądamy zupełnie inny film.
Zwierz naprawdę lubi soundtrack do Centuriona a nie linkuje tylko po to by był jakaś wzmianka o Fassbenderze we wpisie
Legends of The fall – Och jaki to jest zły film. To znaczy może inaczej – Wichry Namiętności (bo pod takim tytułem film pojawił się w Polsce) to jest takie straszny nikogo nie przepraszający za nic melodramat. Długi niemożebnie, dramatyczny straszliwie i jeszcze zawierający szerokie tło historyczne, społeczne i długowłosego targanego namiętnościami oraz targającego niedźwiedziami Brada Pitta. Zwierz widział film ze dwa razy i za każdym razem był niemal cały czas na granicy przyłożenia dłoni do czoła. Co nie zmienia faktu, ze zwierz ścieżkę dźwiękową Hornera uwielbia – spokojna melodyjna, po prostu ładna – miejscami wpadająca w absolutnie przecudowną melodię, która natychmiast przenosi słuchacza „do tych łąk zielonych” i czasów dawno minionych. I tak jest oczywiście nieco melodramatyczna ale o ile w filmach uczucia trzeba dawkować bardzo ostrożnie o tyle w muzyce czasem można sobie pozwolić na dużo więcej. Oczywiście jest to zdanie zwierza.
Jakie to ładne liryczne i trochę kiczowate. Ale film był tylko kiczowaty. Poza Bradem Pittem. Ten był ładny.
Piraci z Karaibów 3: Na krańcu świata – Jasne Zimmer ściągał sam z siebie w kolejnych ścieżkach do Piratów z Karaibów ale trzeba przyznać, ze w trzeciej części wyszło mu to znakomicie. Zwierz pamięta że jak z mało którego filmu wyszedł mając w głowie przede wszystkim ścieżkę dźwiękową. Zaś trzeci Piraci z Karaibów? Cóż kiedy się ich ogląda po raz pierwszy to mają całkiem dużo uroku. Niestety kiedy próbuje się ich obejrzeć po raz drugi okazuje się, że film jest wyraźnie kręcony na siłę. I nie chodzi o to, że nie dało się z historii zrobić trylogii – druga część pokazuje, że było sporo potencjału na rozwinięcie świata i postaci – niestety Trzeci piraci cierpią trochę na syndrom Powrotu Jedi – tam niby wszystko fajnie ale pokazują się troskliwe ewoki, tu niby wszystko fajnie ale pojawia się kilkunastometrowa wielka kobieta. Zwierz nie powie że to film absolutnie beznadziejny bo ma sentyment ale chyba gorszy od swojej ścieżki dźwiękowej.
Zimmer sprzedał trzy razy tą samą muzykę ale w 3 części udało mu się bardzo ładnie dodać nowe ciekawe elementy. Czego nie udało się filmom.
Lolita – pamiętacie Lolitę zrealizowaną w 1997 roku? Zdaniem zwierza film stanowił doskonały dowód na to, że nie za bardzo da się powieść Nabokowa przenieść na ekran. Film bardzo chciał być odważniejszy i bliższy powieści niż adaptacja Kubricka ale ostatecznie nadział się na ten sam problem – przedstawiona przez Nabokowa traci gdy przenosi się ją na ekran. I nie chodzi o problem z koniecznością obsadzenia w roli Lolity aktorki starszej niż książkowy pierwowzór. Cała wielkość książki Nabokowa nie kryje się w historii ale w narracji i sposobie jej prowadzenia. Lolita to przede wszystkim znakomicie napisana książka. Sama historia bez tego typowego stylu niestety staje się dość płaska. Natomiast mało kto pamięta, że ścieżkę dźwiękową do tej średnio udanej adaptacji napisał Ennio Morricone. To absolutnie przecudowna delikatna, bardzo liryczna muzyka – w której słychać wszystko poza tym towarzyszącym powieści skandalem. Doskonała muzyka która z pewnością wyszła kompozytorowi lepiej niż reżyserowi film.
Każda adaptacja Lolity skazana jest na pewną porażkę. Ale nie zmienia to absolutnej urody muzyki Morricone.
Czas Honoru – tu was zwierz pewnie trochę zaskoczy – otóż nie jest on w stanie strawić Czasu Honoru – dla zwierza to jest jedna z tych produkcji które trochę za bardzo krzyczą Bóg, Honor, Ojczyzna. DO tego niestety do tej narodowej triady dochodzi element czwarty czyli aktorskie drewno – zwłaszcza w przypadku młodych aktorów. Zwierz wie, ze produkcja ma wielbicieli i spore grono zwolenników uważających, że jest to produkcja całkiem dobra, ale zwierz cały czas ma wrażenie, że punktem odniesienia są inne patriotyczne wytwory, które po prostu są jeszcze gorsze. Zwierz nawet nie chce myśleć co będzie kiedy Czas Honoru spotka się z Powstaniem. Ale… no właśnie, zwierz uważa że ścieżka dźwiękowa do Czasu Honoru jest bardzo dobra i dla ucha przyjemna. Oczywiście to jest taka klasyczna muzyka filmowa (choć co ciekawe nie we wszystkich utworach) ale nie można jej niczego zarzucić – wręcz przeciwnie zwierz był w sporym szoku kiedy śliczny utwór który chodził za nim od kilku dni okazał się fragmentem ścieżki dźwiękowej serialu. Choć może zwierz nie powinien się dziwić – dobrych kompozytorów muzyki filmowej nigdy Polakom nie brakowało.
Zdaniem niektórych serial jest niezły jak na Polskie warunki. Zdaniem zwierza muzyka po prostu jet dobra. Bez warunków
W.E – koszmarek w reżyserii Madonny. Teoretycznie ma opowiadać poruszającą historię Wallis Simpson i Edwarda VIII a jednocześnie opowiedzieć o współczesnej zafascynowanej parą kobiecie. Niestety całość jest po prostu zła, mdła, rozwlekła i budząca nagłe ataki ziewania. Zwierz widział film i nawet teraz z trudem sobie przypomina o czym był poza tym, że był zły i nudny. Ale muzyka… muzykę napisał Abel Korzeniowski – jeden z najlepszych współczesnych kompozytorów muzyki filmowej, który zdaniem zwierza choć pisze zawsze bardzo podobnie, nie umie po prostu napisać złej ścieżki dźwiękowej. I tak jest tym razem. W.E może być jednym z najgorszych filmowych zakupów zwierza ostatnich lat. Zakupu soundtracku nie żałował nawet przez sekundkę. Cudowna muzyka – wyprzedzająca film o kilka długości.
Tak jasne słychać w tym inną ścieżkę kompozytora do Single Men. Ale tamta ścieżka dźwiękowa była fantastyczna więc nie ma na co narzekać
Dobra to dziesięć przykładów zwierza. Ale jest przekonany, że sami macie w głowie choć jeden taki przykład. Zwłaszcza że każdy lubi inną muzykę i inne filmy. Zwierz np. nie jest w stanie ocenić czy dobry jest soundtrack złożony z samych piosenek bo po prostu nie zna się na muzyce popularnej do tego stopnia by odróżnić fajny zestaw utworów od takiego, który niczym się nie wyróżnia. Zwierz słyszał że Elizabethtown ma doskonałą ścieżkę dźwiękową ale nie jest w stanie nic o niej powiedzieć(w przeciwieństwie do filmu który jest koszmarny), z kolei utwór do czołówki Dziewczyny z Tatuażem strasznie się zwierzowi podobał czego nie da się powiedzieć o filmie. jak widzicie zwierz długo tak może. I w sumie kiedy film ma dobrą ścieżkę dźwiękową a nie jest szczególnie dobry to jest się z czego cieszyć – coś jednak po nim pozostanie. Choć z drugiej strony – patrząc na niektóre produkcje przypomina się to najbardziej niepokojące zdani – coś przetrwało.
Ps: Człowiek ledwie na chwileczkę odejdzie od komputera i od razu pojawia się w sieci nowy zwiastun Doktora Who – przypadek? Nie sądzę.
Ps2: Zwierz wziął udział w nagraniu podcastu MyszMasz. Nie wie dokładnie kiedy się ukaże ale trzymajcie rękę na pulsie.
Ps2: Pamiętacie jaki ładny wpis zwierz napisał na Seryjnych?