Home Film Licencja na nie zabijanie czyli pełna zrozumienia recenzja Spectre

Licencja na nie zabijanie czyli pełna zrozumienia recenzja Spectre

autor Zwierz
Licencja na nie zabijanie czyli pełna zrozumienia recenzja Spectre

Kiedy pojaw­iły się pier­wsze recen­z­je “Spec­tre” były w więk­szoś­ci przy­chylne. Kiedy pojaw­iły się pier­wsze opinie po pokazach opinie były na ogół nieprzy­chylne łamane na wyjątkowo kry­ty­czne. Zwierz wszys­tko przeczy­tał, wchłonął i doskonale znał opinie obu obozów zan­im jeszcze przestąpił próg kina. I tak może powiedzieć – że zgadza się ze wszys­tki­mi. Zjawisko rzad­kie acz cud­owne. Recen­z­ja nie zaw­iera istot­nych spoilerów

f1388f8ff8d1416ba7bc86fe7da033ea

Dla zwierza Spec­tre to doskon­ały przykład że moż­na się doskonale baw­ić na pokazie fil­mu który jest porażką

Zaczni­jmy od swois­tej deklaracji. Spec­tre nie znudz­iło zwierza tak jak niek­tórych, nie rozczarowało i nawet prawdę powiedzi­awszy, zostaw­iło po sobie całkiem sym­pa­ty­czne wraże­nie. Tylko, że jed­nocześnie zwierz zda­je sobie sprawę, że jego oglą­danie fil­mu było od samego początku zupełnie nie związane z wiz­ją reży­sera. Ten nie chci­ał zapewne by zwierz chi­chotał pod nosem z każdego narzu­ca­jącego się częś­ci fan­do­mu podtek­stu między dialo­giem Q i Bon­da, czy też by zwierz nie chi­chotał wewnętrznie widząc jak Andrew Scott gra tak, że właś­ci­wie człowiek spodziewa się, że za chwilę przez jakieś drzwi wpad­nie Bene­dict Cum­ber­batch oświad­cza­jąc wszys­tkim że to sam Mori­ar­ty. Jasne fakt, że zwierz tak oglą­dał nie bierze się z powi­etrza. Bond jako wytwór kine­matografii bry­tyjskiej stanowi dla zwierza swoisty fes­ti­w­al odniesień i zabawnych sko­jarzeń – nawet wbrew intencjom autorów. Nie jest to oglą­danie pro­fesjon­alne, kry­ty­czne czy nawet recen­zenck­ie – ale radosne i fanowskie. To per­spek­ty­wa która rzecz jas­na nie jest udzi­ałem wszys­t­kich i co oczy­wiste – bard­zo zmienia odbiór fil­mu. Co nie zmienia fak­tu, że jako taki widz – sku­pi­ony w sum­ie na ele­men­tach dru­gorzęd­nych zwierz jest zad­owolony, bo Spec­tre ide­al­nie ten swój potenc­jał wykorzystuje.

9c4fdebad933748656f5dc3bdc8ac5

Zwierz należy do grupy widzów która jest was w stanie przekon­ać że Spec­tre to film o gorą­cym uczu­ciu między Bon­dem i Q. Serio to najlep­szy klucz do tej produkcji.

Jed­nocześnie koniecz­na jest jeszcze jed­na deklarac­ja. Zwierz nie cier­pi “Casi­no Royale” i “Quan­tum of Solace”. Tak dobrze czyta­cie – zwierz nie lubi obu tych filmów. “Casi­no Royale” jest zdaniem zwierza filmem, miejs­ca­mi tak kre­tyńskim że aż fizy­cznie boli a do tego nieznośnie sen­ty­men­tal­nym. Zwierz nigdy nie uwierzył w Ves­per i wielkie uczu­cie Bon­da, ani też w jego zrod­zoną z tego zała­ma­nia bezwzględ­ność. Do tego jeszcze Mads Mikkelsen był kuri­ozal­nym bon­dowskim zły, a pamięt­na sce­na tor­tur budzi w zwierzu dzikie ata­ki śmiechu, bo jest tak zagrana, że inaczej się nie da. Stąd też nie ma w zwierzu sen­ty­men­tu do odnowionego Bon­da. Do starego jest, ale z zas­trzeże­niem, że Bon­da oglą­da się nie jak każdy inny film szpiegows­ki tylko jak Bon­da. Czyli czyniąc sobie w głowie tysiące zas­trzeżeń. Deklarac­ja ta jest waż­na bo zwierz nie należy do grupy która kochała nową inter­pre­tację Bon­da. Do tego innego pode­jś­cia przekon­ał zwierza dopiero Sky­fall i właś­ci­wie zwierz bardziej darzy sym­pa­tią ten film niż cały cykl z Craigiem. A sym­pa­tia do Sky­fall była zaskocze­niem. Stąd właś­ci­wie oczeki­wa­nia zwierza nie są tak wysok­ie jak by się mogło wydawać.

spectre-_L3A8257_r_rgb_2805451e6a

Prob­le­mem Spec­tre jest to, że nieco za bard­zo jest filmem bon­dowskim. A nie na to ludzie czekali

No dobra a co z pozostały­mi widza­mi? Tu zwierz powie szcz­erze, że jest w stanie zrozu­mieć pewien jęk zawodu. Dlaczego? Bo Spec­tre to połącze­nie dwóch ele­men­tów. Po pier­wsze swois­tego bon­dowskiego bin­go. Film spraw­ia wraże­nie jak­by Sam Mendes chci­ał się upewnić że Bond zna­jdzie się w każdej scener­ii w której zwykł się wcześniej zna­jdy­wać. Czyli mamy kraj egzo­ty­czny, pustynie, Alpy, Lon­dyn i sza­leńczy rajd uli­ca­mi Rzy­mu. Jest Mar­ti­ni, jest zde­cy­dowanie wyczarowana z powi­etrza cud­ow­na kreac­ja kobiecej bohater­ki, są samo­chody, które nawet u niez­mo­to­ry­zowanych budzą szyb­sze bicie ser­ca. No i rzecz jas­na mamy początkową sek­wencję w Meksyku w której nie udało się ukryć, że mias­to Meksyk strasznie chce pokazać że tam też jest nowoczes­ność. No ale daru­je­my to Bon­dowi bo wszak to jedyny agent który trzy­ma butelkę piwa tak by widać było etyki­etę (nieste­ty naszą pol­ską wód­kę piję z mniejszą ostrożnoś­cią). Do tego oczy­wiś­cie każ­da wyprawa wyma­ga zmi­any garder­o­by, więc Daniel Craig wys­tępu­je tu w naj­droższym w his­torii pokazie mody męskiej – co aku­rat stanowi bard­zo pozy­ty­wny aspekt fil­mu, gdyż jak naprawdę nie ma nic ciekawego to moż­na spo­jrzeć jak ide­al­nie wyglą­da­ją ramiona naszego Bon­da w dobrze skro­jonym gar­ni­turze czy płaszczyku. Zresztą tak na mar­gin­e­sie, moż­na było­by zro­bić ze Spec­tre pewnie jak­iś dłu­gi teledysk w którym Bond jedynie ten swój gar­ni­tur rozpina i zap­ina. Prz­ery­wane tym jak zakła­da i zde­j­mu­je oku­lary. Owo Bon­dowskie bin­go wymusza jed­nak by film się rwał, bo bohaterowie muszą prze­jść do następ­nego punk­tu pro­gra­mu. Tych zaś zro­biło się przez lata tyle, że w pewnym momen­cie widz ori­en­tu­je się, że część scen jest po pros­tu odpowied­nio przyśpieszana, bo musimy jeszcze znaleźć czas na jazdę pociągiem i tor­tu­ry – bez których ani rusz. Przy czym nie jest to pier­wszy film który w ten sposób wyko­rzys­tu­je Bon­dowską spuś­ciznę. Pod pewny­mi wzglę­da­mi tak wyglą­da­ją wszys­tkie współczesne Bondy. Ale to jest zapisane w serii, ciągłe odwoła­nia do pozostałych filmów z serii.

Spectre-2

Film to swoiste Bin­go. Cokol­wiek powin­no być w filmie o Bondzie na pewno się zna­jdzie. Poza sceną z hazardem. 

To swoiste bin­go nie raz­iło­by widza gdy­by nie towarzyszył mu dru­gi ele­ment – dla widza współczes­nego wprost nieznośny – otóż sce­nar­iusz Bon­da jest niedorzeczny. Niedorzeczny w sposób który jeszcze kil­ka lat temu zupełnie by nam w serii bon­dowskiej nie przeszkadzał a ter­az kole w oczy każdym swoim bezsen­sownym rozwiązaniem czy zwrotem akcji. Widzi­cie Sam Mendes zro­bił coś co właś­ci­wie przy­p­ieczę­towało los Spec­tre – nakrę­cił Sky­fall. Pamięta­cie tą scenę w której Bond bieg­nie uli­ca­mi Lon­dynu a M przed komisją mającą zade­cy­dować o losach wywiadu recy­tu­je wier­sz? Ileż było w tej sce­nie napię­cia ale i melan­cholii. Oto M przestrze­gała przed zbyt pochop­nym krok­iem w przyszłość, słowa­mi który­mi może się bronić przed try­bunałem tylko powś­ciągli­wa dama bry­tyjskiego imperi­um. W Sky­fall koniec wywiadu zdawał się być końcem swois­tego świa­ta wiel­kich szpiegów, epo­ki gdzie wszys­tko mógł załatwić człowiek z pis­to­letem. Sky­fall sug­erowało, ze świat sta­je się bardziej skom­p­likowany, a przez to w niek­tórych rozwiąza­ni­ach prost­szy. Jak pis­to­let i radio wręczane Bon­dowi przez Q. Tylko tyle i aż tyle.

spectre-teaser-trailer-proves-christoph-waltz-is-amazing-329485

To schowane w cie­niu zło zza długiego stołu jest już mało straszne. My i Bond trochę z takich złoli wyrośliśmy

Ter­az kiedy w Spec­tre mamy do czynienia z wielkim nowoczes­nym budynkiem w którego szk­lanych pomieszczeni­ach spoglą­da­ją­cy złowro­go Andrew Scott (gdy­by nie “Pride” zwierz nigdy by nie uwierzył że może on spoglą­dać inaczej) mówi o połącze­niu wszys­t­kich wywiadów, a my wiemy, że on coś knu­je. I to knu­je tak bezczel­nie i komik­sowo. Kiedy Bond potrze­bu­je jed­nak swo­jego ekstra samo­chodu i super zegar­ka. Kiedy w końcu cała sym­bo­l­i­ka starego i nowego przes­ta­je być wier­szem a zosta­je sprowad­zona do dwóch budynków po dwóch stronach rze­ki, sym­bo­l­i­ki tak oczy­wis­tej, że aż odrzu­ca­jącej – wtedy zaczy­namy czuć swoisty niedosyt czy dyskom­fort. Zwłaszcza że nieste­ty Spec­tre w niek­tórych swoich rozwiąza­ni­ach sta­je się wręcz karykat­u­ral­nie jed­nowymi­arowe. Te wszys­tkie złowro­gie orga­ni­za­c­je z zebra­ni­a­mi przy długim drew­ni­anym stole, zagroże­nie które ma twarz i białego kota, wiel­ki spisek. Ten wiel­ki zły bandzior który nic nie mówi i pojaw­ia się tam gdzie Bond by kon­tyn­uować trady­cję wiel­kich małomównych bandziorów. To wszys­tko zda­je się być maki­etą wobec zagroże­nia zasyg­nal­i­zowanego w Sky­fall – zagroże­nia które jest bardziej nieuch­wytne niż ten kam­powy sza­le­niec którego gra tu Waltz. Do tego pró­ba spię­cia poprzed­nich częś­ci pewną klam­rą, się­ganie do przeszłoś­ci Bon­da (w sposób zde­cy­dowanie mniej wyrafi­nowany niż czyniło to Sky­fall) – spraw­ia, że czu­je­my niedosyt. Może przed Sky­fall reakc­je był­by inne, ale dziś Spec­tre spraw­ia wraże­nie o jeden krok zbyt … bon­dowskiego? Zwierz cały czas miał wraże­nie, że to co przeszło­by dekadę temu dziś nieste­ty zawodzi. Przy czym w ogóle prob­lem pole­ga na tym że do real­isty­cznej wiz­ji przygód Bon­da nie pasu­je główny wątek. Jest z innego porząd­ku. Za prosty, za bard­zo odwołu­ją­cy się do czarno białego świa­ta, rozwi­jany powoli ale prze­jrzysty od pier­wszych scen. Bond w wyda­niu Spec­tre to film szpiegows­ki, w którym my wiemy lep­iej od szp­ie­ga kto jest kim, zaś sce­narzyś­ci nie mają pomysłu co dalej. Robią to co gubi nie jed­nego twórce. Doprowadza­ją do sytu­acji nie możli­wej a potem nie mają poję­cia jak ciekaw­ie ją rozwiązać.

First_glimpse_of_Andrew_Scott_s_character_in_the_new_trailer_for_Spectre

Przez pół fil­mu zwierz czekał aż w końcu do siedz­i­by MI6 wpad­nie Sher­lock i wyjaśni wszys­tkim o co chodzi

Do tego nieste­ty Spec­tre jest nierówne. Ma niekiedy doskon­ałe dialo­gi czy kwest­ie – zwłaszcza kiedy sce­narzyś­ci (liczni co widać w tym nierównym sce­nar­iuszu) decy­du­ją się na dow­cip, żart czy mrug­nię­cie. Doskon­ała pod tym wzglę­dem jest sce­na poś­cigu w Rzymie – z bard­zo dow­cip­ną wymi­aną zdań z Mon­eypen­ny, wszys­tkie sce­ny między Bon­dem i Q i znacz­na część odzy­wek Bon­da. Jed­nak tam gdzie ma być emocjon­al­nie, nagle sta­je się stras­zli­wie płasko. Do tego sia­da psy­cholo­gia postaci. Zwierz patrzy tu przede wszys­tkim na nową kobi­etę w życiu Bon­da, która to – zupełnie bezpod­stawnie, błyskaw­icznie traci dla niego serce. Niby to Bond ale jed­nak troszkę podrośliśmy Przy­na­jm­niej na tyle by wyma­gać by bohaterowie zamie­nili ze sobą więcej niż dwa zda­nia zan­im zadeklaru­ją sobie uczu­cia po grób. Jed­nak wiecie w czym najbardziej Spec­tre zawodzi? W tłu­macze­niu motywacji prze­ci­wników Bon­da. Otóż mówią oni bard­zo wiele, ale tak naprawdę są źli bo są źli. Albo bo nie lubią Bon­da. To jest zdaniem zwierza olbrzymia wada fil­mu, bo przyzwycza­il­iśmy się ostat­nio, że jed­nak ‑nawet jeśli wzię­ta z psy­chologii za pięć zło­tych – motywac­ja złych jest nieco głęb­sza. Tu jed­nak źli nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Co jest przykre bo mnóst­wo gada­ją. Zwierz miał zresztą wraże­nie, że ta nierówność musi wyni­ka z fak­tu, że nad sce­nar­iuszem pra­cow­ało kil­ka osób, co zwyk­le się tak kończy.

james-bond-spectre-official-teaser-0

Spec­tre to piękny film. Połowa ujęć zaw­iera ple­cy Daniela Creiga. I to jest właśnie to na czym moż­na się skon­cen­trować jak nic sie nie dzieje

W tym momen­cie ktoś może zapy­tać czy jestem pew­na, że mi się podobało. Otóż tak – główny zarzut że film jest nud­ny, zupełnie do mnie nie trafia. Z przy­jem­noś­cią oglą­dałam film nie czu­jąc ani przez chwilę znuże­nia. Co praw­da część scen prowadz­iła do zaskaku­ją­co szy­bkiego i mało efek­townego rozwiąza­nia ale w sum­ie – nie były to sce­ny o których śniłam by trwały wiecznie. Do tego prawdą jest to co mówią wszyscy – Daniel Craig jest z fil­mu na film co raz lep­szym Bon­dem. Tu zwierz miał nawet cza­sem wraże­nie, że w swo­jej swo­bodzie gra­nia 007 przy­pom­i­na nieco wczes­nego Moo­ra. A zwierz aku­rat wczes­nego Moo­ra lubi. Do tego w obsadzie był Andrew Scott (nieste­ty uroczy ten aktor obsadzany jest strasznie po swoich psy­chopaty­cznych warunk­ach) i Ben Whishaw (jego Q to jest mis­tr­zost­wo świa­ta i kto wie czy nie najlep­szy dodatek do serii od niepamięt­nych cza­sów). Zwier­zowi bard­zo podo­ba się Naomie Har­ris jako Mon­eypen­ny – ponown­ie doskonale przeprowad­zono ewolucję postaci i zwierz chęt­nie zobaczył­by jak­iś mini ser­i­al tylko o niej. W ogóle jak­by ktoś pytał zwierza jaka wer­s­ja Spec­tre najbardziej by mu się podobała to była­by to ta gdzie oglą­damy wszys­tkie wydarzenia oczy­ma Q i Mon­eypen­ny. Nie zawodzi też Ralph Fiennes jako bard­zo zestre­sowany M. Kiedy się go widzi to fajnie jest pomyśleć, że to nie tyko szef Bon­da ale też człowiek który sam chwyci za broń. Dorzućmy jeszcze Rory’ego Kin­n­eara w małej ale zawsze na swój sposób uroczej roli (podawanie ręki Bon­dowi aby się nie pośl­izgnął zwierz uzna­je za przeu­roczy moment fil­mu) i dosta­je­my ide­al­ny zestaw dla wiel­bi­cieli kina bry­tyjskiego, a takim zwierz jest. Trze­ba jed­nak z przykroś­cią stwierdz­ić, że ludzie którzy nie doce­ni­a­ją poje­dynku Volde­mor­ta z Mori­ar­tym siedzieli w kinie skarżąc się na obsadę. Co dowodzi, że trze­ba ludziom pokazy­wać więcej bry­tyjs­kich filmów, żeby pojęli, że bry­tyjs­ka obsa­da zawsze jest dobrym wyborem.

Spectre-Ben-Whishaw-as-Q-and-Daniel-Craig-as-James-Bond

W filmie jest wiele pięknych stro­jów ale nie ma piękniejszego nad sweterek Q

Nie oznacza to jed­nak że cała obsa­da jest równie dobra. Przede wszys­tkim zwierz zakazał by komukol­wiek poza Quen­tinem Taran­ti­no obsadza­nia Christopha Waltza jako złego w fil­mach. Tylko Taran­ti­no potrafi jakoś mag­icznie wpłynąć na akto­ra by nie grał karykatu­ry tylko prawdzi­wego zło­la. Bohater Waltza jest tak stras­zli­wie kam­powy, przeszarżowany i po pros­tu nud­ny, że nie czu­je­my nawet odrobiny grozy. Co praw­da nie jest winą akto­ra, że jego postać jest napisana tak w jed­nej trze­ciej, ale Waltz nie poma­ga. Nawet kiedy zgod­nie ze starą dobrą trady­cją tor­tu­ru­je dziel­nego Jame­sa to nie ma w tym nawet odrobiny tej grozy co wtedy kiedy w Bękar­tach Wojny jadł strudel czy pił mleko. Co jest przykre – wiedzieć że aktor potrafi być wybit­ny i widzieć jak odgry­wa złego tak, że naj­ciekawszym ele­mentem postaci jest jego min­i­mal­isty­cz­na garder­o­ba. Zresztą w ogóle powiedzmy sobie szcz­erze, jako szef wszys­t­kich sze­fów marnie wypa­da na tle cho­ci­aż­by obec­nego w Sky­fall Slivy. Tamten przy­na­jm­niej miał jakąś osobowość i rys charak­terysty­czny. Tu nic takiego nie mamy. A sko­ro przy zło­lach jesteśmy – wspom­i­na się tu wszys­t­kich byłych prze­ci­wników Bon­da i to urocze jak bard­zo między­nar­o­dowa to gru­pa. Trud­no się dzi­wić, sko­ro Bry­tyjczy­cy gra­ją tych złych u amerykanów to sami muszą się­gać po aktorów Europejskich.

bond-girl

Jeśli chodzi o pode­jś­cie do kobi­et to film tylko pozoru­je zmi­anę. Ostate­cznie nadal aby zdobyć serce Bon­da trze­ba być od niego młodszą

Dru­gi prob­lem to obec­ność w tym filmie to Mon­i­ca Bel­luc­ci. Otóż mate­ri­ały reklam­owe stara­ją się nas przekon­ać, że oto Bond dorósł na tyle by wziąć w ramiona najpiękniejszą włoszkę mimo że nie ma ona już lat dwudzi­es­tu. Ileż tu dyskusji, emocji i deklaracji. Prob­lem w tym, że Bel­luc­ci jest w tym filmie przez jakieś cztery min­u­ty. Co więcej sce­na między nią a Bon­dem jest jed­ną z tych scen niedorzecznych, gdzie psy­cholo­gia musi ustąpić temu żeby było fajnie. Musi też ustąpić logi­ka bo chy­ba zwierz nie zdradzi byt wiele jeśli powie, że mimo upo­jnych chwil pięk­na aktor­ka pozosta­je zaskaku­ją­co bard­zo odziana w ele­men­ty garder­o­by, które choć kuszące raczej win­no się zdjąć a po zdję­ciu nie bieg­nie się od razu na nowo ich przy­wdziewać. W każdym razie – jest to jed­no z bardziej bezczel­nych zagrań mar­ketingowych i dowód na to, że Bond jest jaki jest bo rolę dziew­czyny bohat­era speł­nia tu Léa Sey­doux, która jest zgod­nie z zasadą odpowied­nio młod­sza. I wcale nie gra źle, choć jej postać jest napisana wedle starego bon­dowskiego schematu – stój tu i ład­nie wyglą­daj w tej sukience. Zresztą jak­by się sce­narzyś­ci nie starali to jest po pros­tu fak­tem, że najlep­szą chemię mają w tym filmie Bond i Q. Co więcej odczy­tać ich wymi­any zdań jako jakąś for­mę flir­tu nie jest trud­no. Zwierz cały czas zachodzi w głowę czy to zami­ar reży­sera czy też aktorzy po pros­tu gra­ją dla włas­nej przy­jem­noś­ci tak by wszys­tko moż­na było sobie podłożyć. Bry­tyjs­cy aktorzy to trolle, więc niczego by zwierz nie wykluczał.

site_lea

Kobi­ety w  filmie są piękne, sukien­ki mate­ri­al­izu­ją się same i tylko chemii jakoś brak

Jest jeden aspekt Spec­tre, który przy­na­jm­niej w opinii zwierza czyni film naprawdę fajnym. Otóż Spec­tre jest pięknie nakrę­cone. Nie ład­nie, nie dobrze tylko abso­lut­nie pięknie. W kole­jnych kadrach jest jakaś cud­ow­na pre­cyz­ja i równowa­ga. Nie ważne czy mówimy o sze­rokim spo­jrze­niu na kra­jo­braz czy na poje­dyncze uję­cie Bon­da – we wszys­tkim jest jakaś ele­ganc­ja. Zwierz zas­tanaw­iał się skąd zna ten sposób kom­pozy­cji, po czym rzu­cił okiem na inne filmy gdzie oper­a­torem był Hoyte Van Hoytema. I znalazł. Tin­ker Tay­lor Sol­dier Spy. Choć to film zupełnie inny to też uwiódł zwierza podob­ną pre­cyzją kadru. Jasne jeśli widzisz dokład­nie kom­pozy­cję kole­jnych kadrów znaczy to zapewne, że na ekranie nie dzieje się nic tak emocjonu­jącego by odciągnąć two­ją uwagę. Ale zwierz czer­pał z tego śledzenia kole­jnych ujęć poje­dynczych syl­wetek i sym­e­trycznych przestrzeni taką radość, że niekiedy cieszył się nawet, że nic spec­jal­nie się nie dzieje i moż­na się temu wszys­tkiemu dokład­nie przyjrzeć.

Jame-Bond-Spectre-Reviews-starring-Daniel-Craig-Christoph-Waltz-Lea-Seydoux-Dave-Bautista-and-Ralph-Fiennes

Film najlepiej wypa­da wtedy kiedy chce być dow­cip­ny. Naj­gorzej — kiedy ma więk­sze ambicje

Zwierz nazwał film porażką. I obsta­je przy tym zda­niu. Choć zwier­zowi Spec­tre doskonale się oglą­dało i w sum­ie wyszedł z kina w znakomi­tym humorze, to jed­nak jest to swoista poraż­ka. Przez ostat­nie kil­ka filmów stara­no się Bon­da przepisać na nowe cza­sy ale i na nowych widzów. W Casi­no Royale chciano pogłębić wątek uczuć Bon­da, w Quan­tum of Solace miało być tak surowo, że zapom­ni­ano dorzu­cić sce­nar­iusza. Najlepiej wyszło to w Bondzie, który był jed­nocześnie zupełnie inny, ale też dorzu­cał doskon­ały komen­tarz do naszego świa­ta. Sky­fall to film bard­zo meta. Ilekroć ktoś mówi o końcu zapotrze­bowa­nia na Bon­da mówi jed­nocześnie o bohaterze fil­mu jak i o samym filmie. Dzieło komen­tu­je się samo. Spec­tre jest porażką w tym pro­ce­sie. Jest filmem bon­dowskim, w którym zarówno real­izm jak i poważniejsze rozważa­nia są tylko posyp­ką na tor­cie złożonym z równie niedorzecznych klisz jak te które tworzyły inne Bon­dowskie filmy. Uczu­cie, że mogliśmy mieć o tyle więcej nie daje spoko­ju. Zresztą to nie pier­wszy raz. Pamięta­cie jak za cza­sów Bros­nana w Świat to za Mało, zmus­zony okolicznoś­ci­a­mi Bond strzela do bohater­ki którą zaczął darzyć uczu­ciem. To był moment kiedy zwierz pomyślał, że Bond jest na skra­ju czegoś nowego. Ciem­niejszego – czegoś co może nam uprzy­tom­nić że zawo­dem Bon­da jest zabi­janie ludzi. A potem było Śmierć nade­jdzie Jutro i zwierz zrozu­mi­ał, że nic się nie zmieni. I choć Spec­tre przewyższa o głowę tamte filmy to jest takim dowo­dem na pod­danie się. Kino bon­dowskie wygrało jed­nocześnie samo sobie szkodząc.

spectre-james-bond-2015-billboard-650-02

Co by nie było. Warto obe­jrzeć chco­ci­aż­by dla garder­o­by Jame­sa (jego strój na pogrzeb aż prosi się by wywołać jak­iś intere­su­ją­cy dla niego zgon)

Co dalej moś­ci panowie, co dalej. Zdaniem zwierza nic. To jest swoisty paradoks bon­dowskiej serii. Nawet jeśli Spec­tre zawodzi oczeki­wa­nia, jeśli nie dostar­cza tego poziomu roz­wo­ju bohater którego oczeku­je­my to tak naprawdę nic się nie stało. Będzie następ­ny Bond. Z Craigiem albo nie. Nakrę­cony w kon­wencji poważniejszej albo i nie. Z uznanym reży­serem za kamerą albo i nie. Ale będzie. Zawsze w końcu jest. Kiedy upadł Związek Radziec­ki wydawało się, że nie będzie miejs­ca na Bon­da ale się znalazło, kiedy zbankru­towało MGM wydawało się, że nie będzie komu krę­cić Bon­da ale się znaleźli ci którzy wypros­towali kwest­ię praw autors­kich. Kiedy Craig ode­jdzie zna­jdzie się inny ang­iel­s­ki aktor którego znien­aw­idz­imy żeby go potem pokochać. Bond to szpieg który od 24 filmów przed­staw­ia się swoim włas­nym imie­niem i nazwiskiem i jeszcze żyje. Serio ten Szpieg nie umiera nigdy. I nieza­leżnie od tego co sądzi­cie o filmie, pro­gram 00 nigdy nie wyjdzie z mody.

Ps: Zwierz odpowied­nio spędza czas w Poz­na­niu i poza kon­fer­encją akty­wnie czy­ta najnowszy tom jeży­c­jady który a jakże chęt­nie zrecenzuje

Ps2: Zwierz powie wam na koniec jed­no. Obe­jrza­ł­by tego Bon­da jeszcze raz. Może to jest zdanie które wystar­czyło­by za całą recenzję.

19 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online