Home Ogólnie Słabostka i Słabizna czyli zwierz o Febliku

Słabostka i Słabizna czyli zwierz o Febliku

autor Zwierz
Słabostka i Słabizna czyli zwierz o Febliku

A więc jest. Ten czas roku, kiedy zwierz w sza­leńczym pędzie i z obłę­dem w oczach bieży do księ­gar­ni celem zakupi­enia najnowszego tomu Jeży­c­jady. Choć prawdą jest że od kilku lat lek­tu­ra dostar­cza raczej cier­pień niż radoś­ci to zwierz aut­en­ty­cznie nie jest w stanie nie zła­pać za kole­jny tom.

12219542_10206128320821893_4199009266734748075_n

Budzące wąt­pli­woś­ci frag­men­ty zwierz ilus­trował karteczkami

Zan­im prze­jdziemy do recen­zji zwierz musi poczynić przedzi­wną deklarację. Jego włas­na rod­zona mat­ka (która debi­u­towała tu swego cza­su recen­zją  Wnucz­ki do Orzechów, uświadomiła swego cza­su zwier­zowi, że w sum­ie naszą rodz­inę niewiele od Bore­jków różni. Tak jasne potomst­wa mniej i bardziej mieszane, ale poza tym – niczym Gabrysia i Grze­gorz, rodz­ice zaj­mu­ją się pracą naukową, ani nie biedu­je­my ani kasą nie śmierdz­imy, dyskus­je przy rodzin­nym stole doty­czą poli­ty­ki, his­torii i Gry o Tron. Książ­ki czy­ta się rodzin­nie i co pewien czas trze­ba się popisać zaskaku­jącą erudy­cją by nie wypaść z rodzin­nego dyskur­su. Do tego jest to trady­c­ja rodzin­na, więc w sum­ie sagę moż­na było­by skle­cić i nad niejed­nym poko­jem który led­wo wys­ta­je spod książek pochylić. Zwierz nie czyni tej deklaracji by pod­nieść swój prestiż ale raczej po to by zaz­naczyć, że  nic tak nie boli kiedy pewien obraz grupy społecznej do której się chcąc nie chcąc należy jest tak wypac­zony jak to się dzieje w książkach Musierow­icz. To boli o tyle, że zada­je się, że zacię­cie broniąc swo­jej inteligenck­oś­ci, autor­ka gdzieś po drodze przyj­mu­je sposób patrzenia na świat, który wedle wiedzy zwierza nic wspól­nego z etosem inteligenckim nie ma. Bowiem ten każe na inność spoglą­dać z zain­tere­sowaniem, a społeczeńst­wu służyć, nie zaś odci­nać się od niego i z wysok­iej wieży (czy też z pod­miejskiego domu) w pog­a­rdzie przyglą­dać się barbarzyńcom

No dobra tyle wstępu. Ter­az zwierz was zadzi­wi. Otóż jest coś co zdaniem zwierza jest w Feb­liku całkiem dobre. Jest to moi drodzy ogól­ny zarys fabuły. Oto Igna­cy Grze­gorz spo­ty­ka w auto­bus­ie koleżankę z gim­nazjum i jak to bywa w powieś­ci­ach Musierow­icz zaczy­na­ją się ich kilkud­niowe perypetie. Nie jest to jakaś szczegól­nie dra­maty­cz­na czy rozbu­dowana fabuła i obe­j­mu­je głównie jeżdże­nie po wsi wielkopol­skiej i przechadz­ki po Poz­na­niu ale nie jest to schemat ani gorszy ani lep­szy niż inne powieś­ci autor­ki. Co więcej,  udało się tu naresz­cie wyr­wać z tego kosz­marnego schematu miłoś­ci od pier­wszego wejrzenia bo bohaterowie znali się jed­nak nieco wcześniej, więc choć uczu­cie wybucha gwał­town­ie to jed­nak są tu jakieś pod­stawy. Do tego sama his­to­ria, dowoże­nia dzbana ze wsi do mias­ta i prob­le­my z odła­manym uchem jest całkiem w porząd­ku. Nic spec­jal­nego (widać że to było pisane równole­gle z Wnuczką do Orzechów) ale fab­u­larnie raczej znośne. To znaczy rzeczy lep­sze i gorsze już się czy­tało. Nie mniej jest to ostat­nia dobra rzecz jaką zwierz jest w stanie o Feb­liku powiedzieć.  Kole­jne prob­le­my zwierz wymieni w punk­tach bo inaczej się pogu­bi. Skrzęt­nie wyno­towane cytaty pochodzą z książ­ki i jak mniema zwierz – będą najlep­szą ilus­tracją prob­lemów zwierza.

11214709_10206126624619489_5728784886102458751_n

Obec­ne na zdję­ci­ach cytaty zna­jdziecie też w tekś­cie, ale zwierz wstaw­ia zdję­cia żeby oczy wam trochę odpoczęły

Igna­cy Grze­gorz, mężczyz­na prawdzi­wy – jeśli zwierz miał­by w skró­cie powiedzieć kim jest w tym tomie Igna­cy Grze­gorz to odrzekł­by że w jak­iś 75% prze­wod­nikiem po Wielkopolsce. Chcąc uczynić bohat­era erudytą autor­ka kaza­ła mu pełnić rolę prze­wod­ni­ka – nie takiego żywego tylko dość nud­nej książ­ki. Serio tek­sty które wygłasza nasz bohater mają w sobie tyle życia ile czy­tanie opisów kole­jnych zabytków. Zwierz który całe swo­je życie był pod­dawany zale­wowi niepotrzeb­nych infor­ma­cji (cześć tato!) może was zapewnić, że nawet człowiek z którego wyle­wa­ją się nazwiska i daty jest zwyk­le bardziej intere­su­ją­cy niż wspom­ni­any Igna­cy Grze­gorz, który co więcej ma kosz­marny zwyczaj przyj­mowa­nia tonu poucza­jącego. Na pozostałe cechy bohat­era skła­da się jego dzi­ka obses­ja oce­ni­a­nia wszys­t­kich po ich sto­sunku do poezji (autor­ka obudz­iła się które­goś dnia i stwierdz­iła że kto nie lubi poezji ten nie jest człowiekiem wartym uwa­gi). Do tego bohater nasz jest – mimo ciągłego pod­kreśla­nia jego delikat­noś­ci i inteligenck­oś­ci, kosz­marnym sek­sistą i chamem. Trud­no się zresztą dzi­wić sko­ro porzu­cony (czy właś­ci­wie zwiedziony przez dziew­czynę) myśli przede wszys­tkim. „Mężczyźni nie płaczą. Przez kobi­ety. No przy­na­jm­niej ci którzy mają choć trochę god­noś­ci. No i nie przed inny­mi kobi­eta­mi”. Cud­ow­na socjalizacja.

Ten  męs­ki gen­tle­man nigdzie koleżan­ki samej nie puś­ci a co więcej ma wiel­ki sza­cunek dla kobi­et. Tak wiel­ki, że co chwila mówi o kobi­etach. Mamy więc stanow­cze zdanie „ Ktoś tu zasłabł. Kobi­eta!” (a jak­by nie kobi­eta to co?), albo „Chodzi o kobi­etę po zemdle­niu: żeby nie musi­ała chodz­ić zbyt daleko!”. Kiedy musi poprosić o pomoc kuzy­na oświad­czy „Sytu­ac­ja jest poważ­na, ktoś ma kłopo­ty. Kobi­eta”. Rzekłbyś – takich ludzi już nie robią, co by kobi­ety tak szanowali. Jed­nak wystar­czy trochę poskrobać a nasz Igna­cy Grze­gorz okazu­je się zwykłym… chamem. Trud­no inaczej nazwać tele­fon do mat­ki w którym wygłasza takie oto zdanie: „Dobrze, że nie pijesz. Wręcz świet­nie, mamo. Moje uznanie. Nie masz poję­cia, co alko­hol robi z kobi­etą w śred­nim wieku. Co za degradac­ja!”. Zwierz wyobraża sobie, że moment w którym rzekł­by coś takiego do swo­jej rodzi­ciel­ki był­by mon­u­mentem w którym musi­ał­by się pożeg­nać z obi­ad­owy­mi wiz­y­ta­mi na kil­ka lat. Kiedy Igna­cy spo­ty­ka kobi­etę która nie przy­padła mu do gus­tu („bo i ile gen­er­al­nie podzi­wiał i cenił przed­staw­iciel­ki świa­ta kobiecego, to równie gen­er­al­nie wolał by były one spoko­jne, delikatne i pełne tajem­niczego uroku, a nie agresy­wne, try­wialne i przykre”) to nagle jego maniery idą w kąt. Gdy trze­ba poprosić przy­rod­nią siostrę swo­jej koleżan­ki (negaty­wnie do chłopa­ka nastaw­ioną) by popch­nęła jego samochód zwró­ci się do niej w ten oto sposób „Zwykłej kobi­ety nie śmi­ałbym prosić, ale pani jest taka silna”.

Nie chodzi jed­nak nawet o to jak zwraca się do różnych kobi­et, dziew­czyn i przed­staw­icielek płci prze­ci­wnej. Oto w jed­nej ze scen Agniesz­ka (koleżan­ka szykowana na ukochaną) martwi się że nie zdążą dojechać na czas na pros­zony obi­ad do Pulpecji. Dziew­czy­na jest tu abso­lut­nie w praw­ie, wszak wypa­da być punk­tu­al­nie. Ignacego Grze­gorza uczu­cia czy obawy dziew­czyny nic nie obchodzą. Zaz­nacza że prze­cież nie jedzie jako jego narzec­zona więc mogą się spóźnić i muszą pozwiedzać. Cud­own­ie wychowany to chłopak, który włas­ny pomysł na prze­jażdżkę staw­ia pon­ad czyjś dyskom­fort. Plus w tym cud­ownym wychowa­niu zabrakło chy­ba prostej lekcji empatii a na pewno połączenia dobrego wychowa­nia z punk­tu­al­noś­cią. Dru­gi przykład – w pewnym momen­cie sta­je się jasne że mat­ka dziew­czyny jest alko­holiczką i do tego osobą niechęt­ną mężczyzną. Kiedy Agniesz­ka zaczy­na się tym prze­j­mować Igna­cy poucza ją że nie ma czegoś takiego jak uczu­cie zmarnowane i zła miłość, bo miłość po pros­tu jest a on jako człowiek właśnie odrzu­cony, jest w tym momen­cie tego świadom. Wiecie Igna­cy Grze­gorz dosta­je w tej książce po łbie sztalugą. Jak­by zwierz miał jakąś to jest moment w którym sko­rzys­tał by z bru­tal­nej siły.

11219385_10206123649425111_4684695133097041567_n

Nie chodzi nawet o idio­tyzm tylko o to, że nie ma korek­ty która poprawi “Staczać się w dół”

Dziew­czę blado­lice – ukochaną Grze­gorza jest Agniesz­ka, inna od swo­jej mat­ki i siostry, które obie są złe. Głównie dlat­ego, że nie lubią mężczyzn, ćwiczą karate i – zwłaszcza w przy­pad­ku mat­ki – są nieu­tal­en­towany­mi artys­tka­mi. Na całe szczęś­cie gdzieś po drodze okazu­je się że Tekla – która jest napisana z masą niechę­ci jest tylko siostrą przy­rod­nią bohater­ki. Nie daj boże by była jej najzwyk­le­jszą acz inną siostrą. Agniesz­ka nie ma za wiele charak­teru – na jej główne cechy składa­ją się fak­ty, że jest wiot­ka i lubi się myć. Bo widzi­cie, co warte zauważe­nia, w świecie Musierow­icz zawsze okazu­je się, że nasze bohater­ki są odmi­enne od „obfitej dziew­czyny w szor­tach” która jest „rubasz­na” i musi kupować wielkie lody (które ku uciesze wszys­t­kich spada­ją na ziemię bo co to za pomysł by grube dziew­czę jadło bezkarnie lody). Agniesz­ka jest estetką dlat­ego wspom­i­na­jąc Ignacego Grze­gorza z cza­sów szkol­nych przy­pom­i­na sobie dlaczego zna­jo­mość nigdy nie wyszła poza koleżeństwo„(…)zawsze, kiedy z nim roz­maw­iała,  musi­ała, chcąc nie chcąc, wpa­try­wać się w ten jego trądzik. Przeszkadzał jej, iry­tował ją, zakłó­cał nor­mal­ny wygląd twarzy Igna­sia; może niezbyt okaza­ły był ten trądzik, ale prze­cież wyrazisty. A ona była estetką. Tak, to z pewnoś­cią było niegrzeczne, ale wbrew wszys­tkiemu i włas­nej woli – nie mogła na niego patrzeć.” Widzi­cie to jest książ­ka dla młodzieży. Trądzik jak to bywa sta­je się udzi­ałem chłopaków i dziew­czyn bez wzglę­du na dobrą wolę i higienę. Musierow­icz wrzu­ca­jąc do książ­ki taki ustęp, niby jest dow­cip­na ale co tak naprawdę pisze. Że na ludzi z trądzikiem nie da się patrzeć. Prawdę powiedzi­awszy, nawet jeśli moż­na tak pomyśleć, to napisanie czegoś takiego jest okrutne. Co więcej Agnieszkę odrzu­cała też infor­ma­c­ja że chłopak leczył trądzik spec­jal­ną maś­cią. Nie ma lep­szego sposób na dydak­ty­czny wydźwięk książ­ki niż pokazanie, że czyn­ność lecznicza jest obrzy­dli­wa. Ciekawa jestem ile młodych osób, które stara­ją się pokon­ać trądzik po takim tekś­cie będzie się dobrze czuło sko­ro obrzy­dli­wym jest się i z trądzikiem i go lecząc. A oczeki­wanie, że będziemy lubić taką postać. Cóż zwierz prędzej pol­u­bił Han­ni­bala, który by zresztą pewnie Agnieszkę i połowę Bore­jków spałas­zował zgod­nie z zasadą „Eat The Rude”.

Warto zaz­naczyć, że mimo prob­lemów z este­tyką dziew­czy­na z Agniesz­ki niebanal­na i inteligen­ta. Skąd to wiemy? Dziew­czę malu­je przepięknie, jest zaradne (po sprząt­nię­ciu gruzu w jed­nym z poko­jów mieszka­nia na Roo­sevelta (wyczyn skwitowany przez ojca Ignacego Grze­gorza wykrzyknię­ciem „Sła­ba kobi­eta! A w dodatku poma­lowała łazienkę”) i mal­own­ic­zo mdle­je. Do tego – jak zauważa sam Igna­cy Grze­gorz jest wyjątkowa. Zauważa to lus­tru­jąc jej pokój (biały i śliczny) i zauważa­jąc na półce książkę którą podarował jej kiedyś na szkolne mikoła­j­ki (zami­ast dziew­czyńskiego misi­acz­ka czy pamięt­nicz­ka na kluczyk) „Ale oto, proszę, minęły lata, maskot­ka dawno znalazła­by się w koszu na śmieci a świat starożyt­ny stoi na półce, służy. Agniesz­ka jest więc raczej niety­pową przed­staw­icielką świa­ta kobiecego”. Dro­gie czytel­nicz­ki tego blo­ga, przy­pom­ni­j­cie mi, czy typowym dla przed­staw­icielek naszej płci jest wyrzu­canie podarowanych książek? Czy jest jak­iś tajny pakt który wszys­tkie kobi­ety zawarły i nikt nie powiedzi­ał o nim zwier­zowi? CZY ZWIERZ COŚ PRZEGAPIŁ? Bo zasad­nic­zo ludzie nie wyrzu­ca­ją podarowanych książek. Nieza­leżnie od płci.

Dziew­czę jako się rzekło jest istotą wrażli­wą. Kul­mi­nac­ja wrażli­woś­ci następu­je pod­czas wiz­y­ty w skanse­nie. Wtedy to w jed­nej ze zwiedzanych chałup, Agniesz­ka – przy­pom­ni­jmy  dziew­czę wrażli­we, wygłasza osobli­we expose doty­czące chłopa wielkopol­skiego „Byli bied­ni, ciężko pra­cow­ali. Tam mało ich dzieliło od przy­rody, od zie­mi. Od nie­ba. Musieli być dziel­niejsi, bardziej wytr­wali, bardziej uważni. Popa­trz na ich sprzę­ty, narzędzia które sami sobie robili, popa­trz, jakie to wszys­tko mądre i pomysłowe. Popa­trz na te nai­wne obraz­ki i rzeź­by. Widzisz, jacy byli pra­cowici? Jacy zac­ni, pros­to­duszni. Jak  łat­wo ich było krzy­wdz­ić i oszuki­wać. Tyle zaw­iedzionej ufnoś­ci i zmarnowanej miłoś­ci! A my sobie zwiedza­my!…”. W tym momen­cie zwierz chci­ał­by zaocznie przeprosić wszys­t­kich przeszłych i przyszłych chłopów wielkopol­s­kich za potrak­towanie ich jak­by z gatunkiem ludzkim niewiele mieli wspól­nego. Wiele zaś wspól­nego mieli z jakimś egzal­towanym obrazkiem niewin­nych, nai­wnych niebożątek nad który­mi trze­ba się pochy­lać i broń boże nie moż­na oglą­dać pozostałoś­ci po nich.  Zwierz przeprasza­ł­by akty­wniej gdy­by nie fakt, że jak wiemy te chłopię­ta niebożę­ta miały za usza­mi tyle co mias­towi jak nie więcej.

Przy czym pomysł żeby Agniesz­ka miała matkę alko­holiczkę był­by nawet dobry gdy­by nie fakt, że właś­ci­wie prob­le­mu nie ma. Wystar­czy pojechać do Bore­jków wysłuchać trochę mądroś­ci życiowych i już właś­ci­wie moż­na się przeprowadzać do narzec­zonego, którego kocha się miłoś­cią prawdzi­wą od dni trzech. Wszyscy przyjmą pod dach, a na uwagę że w domu jest miło i wszyscy czu­ją się tu swo­bod­nie dostanie się taką oto nat­u­ral­nie brzmiącą odpowiedź, że rodz­i­na jest swo­bod­na: „Z sza­cunku dla prawdy. Praw­da wcale nie jest abstrakcją, ona żyje i wciela się w ludzi i rzeczy. Rzeczy­wis­tość jest nią przepo­jona. Więc pewnie jest tak, że kocha­jąc rzeczy­wistych ludzi, kochamy prawdę, którą w sobie noszą.” Zwierz uciekł­by z takiego domu jak najszy­b­ciej, zacier­a­jąc śla­dy. Bowiem nat­u­ral­ną odpowiedz­ią na taką uwagę jest np. „Tak masz rację, miło tu , lubimy się i trzy­mamy razem” albo „To taka nasza trady­c­ja że wszyscy się zjeżdża­ją” albo „A masz rację, jakoś tak wyszło że wszyscy się dobrze dogadu­ją”. To są odpowiedzi ludzkie a nie brzmiące jak frag­ment wypowiedzi człon­ka sekty.

11193413_10206123623584465_7146528543601003372_n

KOBIETA!

Zły, zły świat – od pewnego cza­su świat otacza­ją­cy bohaterów Musierow­icz jest zły. Igna­cy Grze­gorz we wspom­nieni­ach Agniesz­ki jest gen­tle­manem „w prze­ci­wieńst­wie do całej gro­mady prostaków w klasie”, którzy to  „Nazy­wali go: Pro­fe­sorek – i był to najłagod­niejszy z epitetów, choć w ich mnie­ma­niu i tak wysoce obraźli­wy” . Powszech­nie bowiem wiadomym jest, że nazwanie kogoś pro­fe­sorkiem jest prze­jawem chamst­wa i prostact­wa. Biorąc pod uwagę, jak przed­staw­iano bohat­era kiedy był w wieku gim­naz­jal­nym, było to nadzwycza­jnie  trafne określe­nie. Wspom­i­na­jąc ksy­w­ki szkol­nych prześlad­ow­ców Igna­cy wpa­da w dość mani­akalny po lat­ach monolog: „„Popa­trz, to ciekawe jak wszyscy nasi prześlad­ow­cy obrali pseudon­imy na „B” (…) „B” jak bandzior (..) Jak bar­barzyń­ca, bes­tia, bezczel­ność, brud, bru­tal, brzy­do­ta, bydlę”. Zwierz zas­tanaw­ia się jakim cud­em na tych kiedyś ukochanych przez autorkę Jeży­cach do szkoły chodzą same prosta­ki i bydlę­ta. Jak świat światem w szkol­nych klasach byli zarówno łobuzi jak i ludzie mili. Jak to się stało, że ta sama szkoła w której cór­ki Bore­jków mogły znaleźć zna­jomych i dobrych nauczy­cieli ter­az jest tak kosz­marnie. A jeśli było tak kosz­marnie, czemu nikt bied­nego Ignacego Grze­gorza nie przeniósł do innej szkoły. Ale nie ma co racjon­al­i­zować bo prze­cież nie o szkołę i nie o uczniów chodzi. Chodzi o przeko­nanie, że tą małą enklawę świa­ta Bore­jków otacza schamienie.

Widać to doskonale w cud­ownym dia­logu roz­gry­wa­ją­cym się na wsi. Otóż jeden z synów Robro­j­ka roz­maw­ia­jąc z koleżanką nie popisu­je się elok­wencją, co rodz­ice tłu­maczą chę­cią wtopi­enia się w tło (jasne zjawisko – nikt nie chce w wieku moc­no nas­to­let­nim za bard­zo odstawać). Owo proste wyjaśnie­nie spo­ty­ka się z oburze­niem Ignacego Bore­j­ki: „„Ale zamierza­cie go prze­cież wychować na inteligen­ta, praw­da? Cóż niego będzie za inteligent, jeśli nie potrafi zachować włas­nej twarzy? Mówić włas­nym głosem?”. Przy­pom­i­namy to oburze­nie wywołu­je roz­mowa tele­fon­icz­na trzy­nas­to­lat­ka z kolegą w cza­sie której mówi tylko „no” (zbrod­nia to niesły­chana. Inteligent mówią­cy „no”. Tu właś­ci­wie należało­by odłożyć książkę i rzu­cić się z najbliższego mostu jaki się zna­jdzie. Otóż zwierz prag­nie was poin­for­mować że wszys­tko co wie o wychowa­niu na inteligen­ta skła­da się przede wszys­tkim z usil­nego wychowywa­nia człowieka na istotę w miarę porząd­ną i pokazy­wa­niu mu zbyt wielu przed­staw­ień oper­owych. Pomysł wychowywa­nia kogoś, w sposób zamier­zony na Inteligen­ta budzi w zwierzu dreszcz prz­er­aże­nia. Ale tu roz­mowa się nie kończy bowiem wchodzi do niej Flo­ri­an (inteligent przez osmozę) z dyk­teryjką „Mieliśmy wios­ną goś­cia (…) Bard­zo skrom­ny, mądry, koło pięćdziesiąt­ki, facet z klasą. Wykła­da na uni­w­er­syte­cie, no już nie powiem, na którym. Pięknie i ciekaw­ie mówi (…) przyz­nam, że mi zaim­ponował (…) zajrza­łem na stronę jego wydzi­ału, żeby zobaczyć opinie stu­den­tów. I co? — wyraź­na powszech­na niechęć. Przyz­na­ją, owszem, że uczy świet­nie, oce­nia spraw­iedli­wie, poma­ga jak może. Ale ma wadę, której nie da się wytrzy­mać: jest „zbyt ugrzeczniony”. On nawet sobie nie zakl­nie! A tym samym jest jak­iś dzi­wny, obcy. Czu­ją się przy nim nieswojo.”

Otóż zwierz ma nad wami czytel­nika­mi (nie wszys­tki­mi rzecz jas­na!) swoistą przewagę. Słowem gdzie nie splu­nie tam pro­fe­sor i pra­cown­ik naukowy albo stu­dent, dok­torant czy inny byt prag­ną­cy pogrze­bać swo­je szanse na wyższe zarob­ki kari­erą naukową. I zwierz wie, że to nie jest praw­da. Że to jest swoisty prze­jaw tej bul­go­cącej w autorce od kilku tomów niechę­ci do świa­ta. Zwierz spotkał się w życiu tylko z jed­nym naprawdę krzy­wdzą­cym stereo­typem doty­czą­cym pro­fe­sorów. Otóż głosił on że to wszys­tko niesły­chanie kul­tur­al­ni i inteligent ludzie, którym z racji posi­adanego tytułu od razu trze­ba przyp­isy­wać kul­turę oso­bistą i wysok­ie przymio­ty moralne. Hłe, hłe, hłe – zwierz zaśmieje się brzy­d­ko. Plus, zwierz wie, z włas­nego doświad­czenia że dla stu­den­ta klną­cy pra­cown­ik naukowy jest jak stepu­ją­ca pan­da. Czymś nie do pomyśle­nia. No ale autor­ki nie obchodzi rzeczy­wis­tość. Chodzi o możli­wość wyraże­nia swo­jej niechę­ci do świa­ta (jak zauważa Igna­cy Bore­jko, kiedyś ludzie szukali wzorów a nie schodzili na złą drogę, ale dziś już więk­szość zeszła na złą drogę i tych dobrych jest mniej) i wszys­tkiego co nas otacza. Robro­jek w tej samej kon­wer­sacji stwierdza „ A zauważy­cie – wtrą­cił Robro­jek – jak media pil­nie pracu­ją nad tym, by ludzie uwierzyli, że dobrze jest być głupim, aro­ganckim, wul­gar­nym i niewyk­sz­tał­conym. I ludzie wierzą, bo wtedy jest się kimś prze­cięt­nym, a więc żyje się bezpiecznie”

Zwierz ponown­ie powinien odłożyć książkę. Bo to jest dokład­nie ta diag­noza rzeczy­wis­toś­ci społecznej która jest sprzecz­na ze wszys­tkim co moż­na nazwać inteligenckim. Serio, jak łat­wo obraz­ić się na świat, oskarżyć o wszys­tko media, zarzu­cić społeczeńst­wu że chce być prze­ciętne. Wystar­czy wyprowadz­ić się na wieś i radośnie rozkos­zować dyskus­ja­mi, które zawsze są na poważne tem­aty (bohaterowie w tym tomie nie roz­maw­ia­ją tylko prz­erzu­ca­ją się filo­zoficzny­mi rozważa­ni­a­mi i encyk­lope­dy­czny­mi infor­ma­c­ja­mi doty­czą­cy­mi książek i ich autorów. Przy czym prob­le­mem nie jest treść a fakt, że oni wszyscy brzmią jak­by autor­ka odpuś­ciła sobie pisanie i przepisy­wała not­ki z encyk­lo­pe­dii). Tylko to nie jest bycie inteligen­tem. Ani człowiekiem ciekawy i odważnym. To właśnie jest bycie bez­piecznym tchórzem który zwiewa od tego strasznego zewnętrznego świa­ta. Prob­lem w tym, że swoistym obow­iązkiem inteligen­ta jest przyglą­danie się społeczeńst­wu, poczu­cie odpowiedzial­noś­ci, chęć pra­cy. A nie siedze­nie i opowiadanie o tym jak to kiedyś wszyscy byli szla­chet­ni a dziś wszyscy są źli. Plus bijące od bohaterów – tak dobrych i „wielko­dusznych” poczu­cie wyżs­zoś­ci bardziej zbliża ich do klasy wyższej która z pleb­sem nic nie chce mieć wspól­nego. Plebs zaś jest wszędzie. Najczęś­ciej nie lubi poezji, jest gru­by i w ogóle ie prze­j­mu­je się tworze­niem pięk­na mimo życiowych trudów.

12196345_10206123530942149_3114974602879714940_n

Zwierz w tym momen­cie chci­ał­by podz­iękować swo­jej matce że kupiła wino bo zwierz miał ochotę a nie ma kasy

Co włożysz to wyjmiesz – W książce mamy kil­ka scen  w których Gabrysia i jej mąż osob­no rozmyśla­ją nad charak­terem swo­jego syna. Gabrysia jest przede wszys­tkim zmartwiona że nie daje znaku życia (Zajś­cie wykazu­je się cud­owną cechą gen­tel­mana – jak wszyscy wiemy, pod­stawą dobrego wychowa­nia jest to, że myśli się o innych, na przykład o martwiącej się matce) a potem tym, że nocu­je u nich w domu dziew­czy­na. Rodz­i­na pociesza Gabrysię że syn na pewno zachowa się właś­ci­wie, sko­ro został dobrze wychowany. Zwierz się zas­tanaw­ia, jak właś­ci­wie dorosły stu­dent może się zachować niewłaś­ci­wie w takiej sytu­acji. Nawet jeśli się z dziew­czyną prześpi ( O la Boga seks!) to cóż by w tym złego było? Z punk­tu widzenia wiary (Bore­jkowie stali się w ostat­nich lat­ach wręcz dewocyjni) nie jest to grzech aż tak wiel­ki że wszys­tko przekreśla­jąc, zresztą jest to oso­bista decyz­ja człowieka. Z punk­tu widzenia moral­noś­ci i wszys­t­kich innych czyn­ników jest to zachowanie neu­tralne. Serio. Z kolei Grze­gorz zosta­je oświecony, że jego żona jak zawsze ma rację.  Oto bowiem przy­chodzi mu zgodz­ić się z żoną, że fakt iż Józinek całe dziecińst­wo dręczył swo­jego kuzy­na doskonale wpłynęło na jego charak­ter i zmo­ty­wowało by zro­bić pra­wo jazdy i ogól­nie zmężnieć. W tym momen­cie zwierz odniósł wraże­nie, że czy­ta prze­myśle­nia swois­tego zakład­ni­ka sek­ty. Tak Grze­gorz ma abso­lut­ną rację – jeśli jed­no dziecko cały czas dyskredy­tu­je drugie, jeśli blis­cy kuzyni tak się nie cier­pią, nie należy się wzruszać nad tym jak napędza­ją się do roz­wo­ju ale log­icznie pode­jść do sprawy i kon­flikt jeśli nie zażeg­nać to ukró­cić. Ale to myśle­nie z innego świa­ta, gdzie face­ci nie muszą od dziecińst­wa dążyć do dobrej i spoko­jnej męskoś­ci i szanu­je się psy­chikę dziec­ka. Grze­gorz o mało co nie zachował się jak człowiek spoza sek­ty ale na całe szczęś­cie zrozu­mi­ał swój błąd.

12112043_10206126719141852_1179400734384152420_n

Poz­nań przyniósł jed­nak całkiem miłe przeżycia!

Miłość i dziet­ność – zwierz jakoś nie jest w stanie prze­jść do porząd­ku dzi­en­nego nad tym prak­tykowanym przez Musierow­icz od kilku powieś­ci sche­matem że każde wyz­nanie miłoś­ci jest właś­ci­wie równe narzeczeńst­wu. O ile jeszcze zwierz rozu­mi­ał ten sposób myśle­nia w przy­pad­ku dzieci­aków (młodzi pan­icze Bore­jkowie chy­ba nie slyszeli o tym, że moż­na rand­kować nie planu­jąc ślubu) o tyle w tym przy­pad­ku o spad­nię­cie butów przypraw­iła zwierza Ida. Oto dowiedzi­awszy się że jej syn zakochany jest w Doro­cie (przy­pom­ni­jmy dziew­czy­na jeszcze nie zdała na stu­dia, miła sym­pa­ty­cz­na nas­to­lat­ka) w takich słowach pisze do Gabrysi „Szykowałam ją dla Ciebie, jako najlep­sza ze szc­zodrych sióstr, a tym­cza­sem ona ma być moją syn­ową! I to ja będę bab­cią jej dzieci! Hura. I popa­trz, jak ide­al­nie się na ułoży przyszłość zawodowa, zyskałam także koleżankę!”. Przy­pom­ni­jmy. Jej syn zaczął się umaw­iać z nas­to­latką. Automat z jakim Ida przyjęła że patrzy na matkę swoich wnuków jest prz­er­aża­ją­cy. Zresztą sko­ro o wnukach mowa. Otóż Lau­ra oświad­cza rodzinie że wraca wcześniej z Lozan­ny i ma im coś do powiedzenia. W tym momen­cie, każdy kto żyje w XXI wieku dochodzi do wniosku, że dziew­czy­na jest w ciąży. No i jest. Prob­lem w tym, że moment oświad­czenia tego fak­tu, opisany jest w sposób przypraw­ia­ją­cy o lekkie mdłoś­ci „ Lau­ra była jakaś zmartwiona? Nie, nie – roz­targniona? — czy raczej: odwró­cona do wewnątrz, jak­by czegoś nasłuchi­wała, jak­by zaprząt­nię­ta była jakąś tajem­nicą (…) To jest coś w oczach, pomyślał Igna­cy. W takim udu­chowionym wyra­zie twarzy. To jest nowość. Mama też to widzi, nie spuszcza oka z Tygrysa. Mama nic nie mówi. Mama coś wie”. Serio? Mój ty nas­to­let­ni Sher­locku (nar­rację prowadzi Igna­cy). Serio w XXI wieku w przy­pad­ku młodej mężat­ki to nie tylko mama powin­na coś wiedzieć, ale abso­lut­nie wszyscy łącznie z twoim trzy­nas­to­let­nim kuzynem. Plus serio zwierz rozu­mie sym­pa­tię autor­ki do macierzyńst­wa, ale ta nasłuchu­ją­ca do wewnątrz mło­da mat­ka budzi w zwierzu raczej spazmy śmiechu niż poto­ki łez wzruszenia.

12219420_10206122802203931_7595666339700098405_n

Zwierz czy­tał powieść w Cen­tum Kul­tu­ry Zamek — jed­nej z najład­niejszych insty­tucji kul­tur­al­nych jakie widział

 „Zbaw mnie od pog­a­rdy” — Bore­jkowie zro­bili się strasznie wierzą­cy. Zwierz zwró­cił na to uwagę jak­iś czas temu (wcześniej byli wierzą­cy ale w sposób zde­cy­dowanie mniej dewocyjny) ale ostat­nio czu­je się moc­no zaspoko­jona tym jaki ksz­tałt przy­biera nar­rac­ja o wierze. Oto taki dialog:

Masz kłopot z pacierzem? — zain­tere­sował się Florian.

Tak, wuj­ciu.

- A ja nie – rzu­cił Szymon.

- A ja tak. Wciąż myślę o czymś innym, wuj­ciu. I dlat­ego muszę zacz­nać na nowo. Jed­no „Ojcze nasz” mówię godzinę.

A skąd (…) Jakie tam dzi­wne. Nie znasz się na chłopakach Natalio”.

Po pier­wsze tak na mar­gin­e­sie, facet mają­cy dwie cór­ki mówią­cy matce dwóch synów że nie zna się na chłopakach powinien iść na karnego jeży­ka. Po drugie sama kon­cepc­ja wychowa­nia w takiej odmi­an­ie wiary że chłopak męczy się godz­inę z Ojcze Nasz budzi zaniepoko­je­nie zwierza. Choć późniejsze tłu­maczenia (że Bóg jest naszym ojcem itd.) pewnie przy­pad­ną do gus­tu osobom wierzą­cym, to jed­nak przede wszys­tkim, ten sposób wychowywa­nia dzieci­aków jest po pros­tu niebez­pieczny. Łat­wo tu o obsesję nie mającą nic wspól­nego z wiarą i poczu­cie winy nie mające nic wspól­nego z intenc­ja­mi. Pal sześć rady Flo­ri­ana. Dlaczego nikt po pros­tu nie powiedzi­ał dzieci­akowi wcześniej, że nie musi się od nowa mod­lić ilekroć zdarzy mu się pomyśleć o czymś innym. Bo serio to taka dewoc­ja która z wiarą niewiele ma wspól­nego (zwłaszcza w przy­pad­ku dziec­ka, o którym moż­na sądz­ić że intenc­je zawsze ma dobre, tylko jest jak to cza­sem bywa – dzieckiem).

12072574_10206128669030598_1642788431914087572_n

Trze­ba podz­iękować Musierow­icz — zwierz praw­ie nie zauważył powro­tu do Warsza­wy — tak zaję­ty pisaniem 

Zwierz wie co piszą wiel­bi­ciele autor­ki, że w jej świecie zachował się taki piękny obraz ciepłej inteligenck­iej rodziny, która prz­erzu­ca się łaciński­mi cytata­mi, infor­ma­c­ja­mi o ulu­bionych pis­arzach i oce­nia kandy­dat­ki na żony gra­jąc z nimi w gry plan­szowe (wedle Musierow­icz by pod­bić ser­ca Bore­jków nie moż­na za dużo mówić „ja” w cza­sie gry). Uroczy obrazek, zestaw­iony  z tym złym bru­tal­nym światem, który cią­gle pod­kła­da takim ludziom kłody pod nogi i który nigdy ich nie zrozu­mie. Jak zwierz pisał, zna­jąc taki świat od środ­ka (ojciec zaczy­na kon­wer­sację od „Czy opowiadałem ci już o pre­mierze Taj­landii”, mat­ka wpa­da co chwila by powiedzieć jak w cza­sopis­mach z dwudziestole­cia opisy­wano naukę w ched­er­ach, czy cho­ci­aż­by wspólne rodzinne czy­tanie tych samych książek jed­nocześnie celem dzie­le­nia się emoc­ja­mi) może powiedzieć, że Musierow­icz niczego nie kon­ser­wu­je. Wręcz prze­ci­wnie – udało jej się stworzyć wyjątkowo szkodli­wą wiz­ję w której tacy ludzie – uznani z góry za dobrych – skon­trastowani są ze złym światem, który chamieje i robi im cią­gle krzy­wdę. Tylko, że tak nie jest. Wiem bo żyję w świecie, w którym non stop spo­tykam ludzi, których do takiej wiz­ji życia rodzin­nego odnoszą się życ­zli­wie, niekiedy zaz­drośnie. Ludzi którzy mają ambic­je, którzy cenią inteligenc­je i erudy­cję, którzy chcą więcej, inaczej ciekawej. I jest ich w tym świecie pełno, w różnych mias­tach, insty­tuc­jach, dziel­ni­cach. Tak gdzieś tam na pewno jest świat niechęt­ny nauce czy erudy­cji. Ale on był zawsze. Więcej moż­na mniemać, że w młodoś­ci Ignacego Bore­j­ki było go nawet więcej.

Kiedy ostat­ni raz słysza­łeś dia­log – na sam koniec – zan­im prze­jdzie zwierz do wniosków koń­cowych, to kwes­t­ia tego jak książ­ka jest napisana. O ile opis kra­jo­brazów czy sam szkielet fabuły jest znośny o tyle wszys­tkie dialo­gi są nieznośne. Po pier­wsze gdzieś wyparowało poczu­cie humoru. Kom­plet­nie. Chy­ba że to zwier­zowi się wyostrzyło i sce­ny w których coś się komuś dzieje czy upa­da mu lód nie budzą dzikiej wesołoś­ci.  Po drugie – jak już zwierz pisał, bohaterowie nie mówią tylko prz­erzu­ca­ją się niesły­chanie szty­wny­mi infor­ma­c­ja­mi fak­tograficzny­mi. Ewen­tu­al­nie rozważa­ni­a­mi moral­ny­mi. Nie opowiada­ją sobie nor­mal­nie na pyta­nia za to nie prze­puszczą żad­nej okazji by kogoś pouczyć w spraw­ie miłoś­ci, pięk­na i moral­noś­ci. Przy czym wpada­ją tu w taki niekończą­cy się krąg wza­jem­nych pouczeń, że moż­na dojść do wniosku, że mają pamięć złotej ryb­ki i co chwilę zapom­i­na­ją co sobie już wcześniej mówili. Przy czym np. prowadzi się tu długie rozważa­nia o tym jak będzie się czuło obec­ność dzi­ad­ków Bore­jków jak zejdą ze świa­ta. Serio w których rodz­i­nach roz­maw­ia się o tym czy będzie się czuło obec­ność osób jeszcze zupełnie żyją­cych? Na koniec Bore­jkowie zbiorowo zachorowali na egzal­tację. Rodz­inę Bore­jków spala zdaniem Ignacego Bore­j­ki płynące ze wszys­t­kich wewnętrzne światło jego żony, wszyscy rzu­ca­ją uwa­gi które moż­na uznać za ładne jeśli ma się tak jakoś z 14 lat i pisze pier­wsze wier­sze. Jed­nak i to moż­na by znieść gdy­by nie ten brak nat­u­ral­noś­ci. Nikt nie mówi w tej książce nor­mal­nie. Lud wiejs­ki mowi jak­by autor­ka nie zauważyła przemi­an języ­ka z ostat­nich 50 lat, ogól­nie wszyscy którzy nie są Bore­jka­mi, mówią jak­by zostali zak­lę­ci w połowie ubiegłego stule­cia. Sami zaś Bore­jkowie mówią tak jak­by pytanie „Podasz sól” wyma­gało opowieś­ci o pięknie, dobru i prawdzie. Tak podzielony jest to świat.

12189854_10206133971683161_5056944514069297639_n

Poz­nań zaw­iódł lit­er­acko ale nie życiowo. Wiecie, że zwierz mieszkał na Zamku? Było zim­no, bez łazien­ki i z muzyką do 2 w nocy ale na Zamku!

I to jest mój główny zarzut. To paskudne fałs­zowanie wiz­ji świa­ta. Tworze­nie postaci, k

tóre mają być cnotli­we ale jedyne co robią to ogłasza­ją świę­ty izo­lacjonizm. Nawet mias­to sta­je się złe (remon­ty i reklamy jako sym­bol zła). Dobra jest wieś i proś­ci ludzie. Nie źle, dobra jest wieś wypełniona inteligen­ta­mi. Proś­ci ludzie są wul­gar­ni, niedouczeni w najlep­szym przy­pad­ku zabawni. No chy­ba że są martwi – wtedy zysku­ją zestaw cnót. Zwierz odłożył książkę z niechę­cią. Mimo młodej twarzy spoglą­da­jącej z okład­ki, zwierz nie ma wąt­pli­woś­ci, że oto dał się wciągnąć w świat pre­ten­sji i żalów które wychodzą spod pióra oso­by, która postanow­iła na stare lata wypełnić serce niechę­cią do świa­ta. Cza­sem się tak zdarza (cza­sem nie – cześć wazon!) i jest to zjawisko przykre. I taka jest ta książ­ka. Bard­zo, bard­zo przykra.

Ps: Zwierz ma wraże­nie, że w książce jest akapit imienia mat­ki zwierza który zaw­iera korek­tę sporego błę­du rzec­zowego z Wnucz­ki do Orzechów który to pięt­nowała chy­ba jako pier­wsza właśnie mat­ka zwierza

Ps2: Zwierz zaocznie zaadop­tował także akapit w którym bab­cia Bore­jko tłu­maczy, swo­je­mu wnukowi, że jak kry­ty­ka jest zła to on od razu będzie wiedzi­ał i nie musi się nią prze­j­mować tylko robić swo­je. Więc wiecie, my tu tak trochę po próżni­cy gadamy.

Ps3: O! Tytuł książ­ki też jest ład­ny ale zwierz nie zach­wycił się ponoć ciekawym słown­ictwem bo po pier­wsze nie jest ono wielce ory­gi­nalne, a po drugie uzna­je nad­mierne stosowanie anachro­nizmów  prozie współczes­nej za zabieg pretensjonalny.

89 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online