Hej
Nad dzisiejszym wpisem zwierz myślał dość długo. To znaczy dłużej niż jeden dzień (właśnie dowiedzieliście się ile czasu na przemyślenie wpisu potrzebuje zwykle zwierz). Przesuwał publikację w czasie (miał usiąść do pisania już kilka tygodni temu), bo nie był w stanie jasno ułożyć swoich przemyśleń. Co jest pewnym utrudnieniem kiedy przyjęło się pisanie za podstawową formę komunikowania ludzkości swoich rozważań. Ostatecznie jednak przypomniał sobie że nie jest ekspertem tylko blogerem i jeśli nie będzie miał jasnego zdania na dany temat to żadna komisja nie przyjdzie skonfiskować mu komputera (zwierz ma taką nadzieję). Tak więc dzisiejszy wpis nie zawiera raczej opinii których zwierz jest stuprocentowo pewien, tylko pewne rozważania nad tematem, który budzi wiele kontrowersji. A o czym dziś będzie? O tym co to znaczy być nolifem i co z tego wynika dla współczesnej kultury popularnej. Przy czym być może mniej zajmiemy się dziś kulturą a bardziej samym zjawiskiem.
Zwierz nie mógł się powstrzymać bo obrazek jest śliczny i pięknie pokazuje stereotyp nolife’a
Zacznijmy od samej definicji Nolife’a (zwierz nie ma pojęcia jak to się odmienia i czy powinien być apostrof czy nie, więc jest. Witajcie na blogu zwierza) bo nie jest to tylko straszny wybryk słowotwórczy ale także termin trudny do sprecyzowania. Brak odpowiednika w języku polskim (trzeba by taką postać nazwać bezżyciowcem) nie razi zwierza, zwłaszcza że mamy do czynienia ze zjawiskiem raczej międzynarodowym – lepiej opisanym za granicą niż w kraju. Nolife może mieć dwie definicje. Klasyczna wskazywałaby na osobę która izoluje się od społeczeństwa celem poświęcenia się jakiejś pasji. Większość osób wyobraża sobie nolife’a przed ekranem komputera ale osoba która siedzi cały dzień w pokoju i czyta książki historyczne o wojskowości – też byłaby uznana za taką jednostkę – o ile spełniłaby wymóg izolowania się od reszty społeczeństwa, ograniczania życia towarzyskiego czy jakichkolwiek interakcji odciągających od wybranej pasji. Ale to tylko część definicji. Istnieje bowiem druga która mówi, ze absolutne izolowanie się od społeczeństwa nie koniecznie wyznacza nolife’a. Wręcz przeciwnie może to być osoba która ma towarzystwo i nawet chętnie wychodzi z domu. Ale kiedy dochodzi do interakcji tak naprawdę potrafi mówić tylko o jednym, tylko jedno ją interesuje i czerpie przyjemność niemal wyłącznie z wydarzeń, które są powiązane z pasją. Co więcej – to podejście jest mocno nastawione na indywidualne przeżycie więc np. trudno o ludzi którzy są nolifeami w grupie. Nawet jeśli łączy ich podobna pasja. Przy czym pojęcie Nolife’a wiąże się nie tylko z przyjemnością ale też z nauką. Osoba, która całkowicie poświęca się nauce czy pracy też może zostać objęta tym pojęciem choć w nieco innym kontekście – bo tu wszystko zależy od tego czy zajmuje się wyznaczonymi jej zadaniami z pasji czy też z obowiązku.
Zdaniem wielu za brak życia odpowiedzialny jest Internet. Życiem jest w takim przypadiem wszystko co dzieje się z dala od komputera
Oczywiście pojęcie nolife sugeruje, że gdzieś tam jest jakieś „life” którego nasz bohater nie ma. definicja tego życia jest różna w zależności od tego, kiedy i w jakiej szerokości geograficznej je wypowiadamy. Wydaje się, że w amerykańskiej szkole średniej oznaczać będzie to nieposiadanie życia towarzyskiego w obrębie szkoły o którym większości polskich nastolatków nigdy się nie śniło. Popularność która w Polsce nigdy nie była jakoś szczególnie ceniona wymaga posiadania wielu znajomych i określonych cech charakteru. Pod tym względem nolifem będzie wedle takiego schematu osoba koncentrująca się na nauce, podczas gdy w Polsce stosunek do niej będzie zależny od tego czy zostanie uznana za kujona czy pasjonata. Przy czym pasjonatów w Polsce do pewnego momentu traktuje się całkiem dobrze. Ale im dalej w las tym bardziej skomplikowane są konotacje jakie wywołuje pojęcie bo nolife może oznaczać też nie założenie rodziny, nie posiadanie wysokiego stanowiska w pracy, brak sukcesów itp. Nolife byłby więc odpowiednikiem raczej nieudacznika, osoby która wypadła z rywalizacji o jak najlepsze życie. Często jest to skrót by wyrazić przekonanie, że ktoś nie ma znajomych, towarzystwa czy nawet zbyt wielu znajomych na facebooku, ewentualnie jest wykorzystywane ironicznie przez osoby zdające sobie sprawę, że ich zaangażowanie w jakąś pasję niekoniecznie jest dobrze postrzegane społecznie. Co ciekawe rzadko to stwierdzenie dotyczy szerzej pojmowanych doświadczeń życiowych – jak podróże, poszerzanie swoich horyzontów, poznawanie języków, smaków czy miejsc. Innymi słowy – nawet to nieposiadane przez naszych nolifeów życie tak naprawdę nie jest jakieś strasznie ciekawe. Chodzi raczej o takie standardowe przebywanie w społeczeństwie i wypełnianie pewnego planu wedle którego powinno przebiegać życie (zwierz wie, że teoretycznie takiego planu nie ma ale wszyscy mamy zakodowane jakieś elementy które powinniśmy odhaczyć) . Przy czym co ciekawe założenie jest tu takie, że w prawdziwym życiu czeka cię tyle rzeczy ważnych i ekscytujących, że te uczucia które teraz odczuwasz w związku ze swoja pasją są obecne w twoim życiu tylko dlatego, że nie udało się ich zastąpić przez te prawdziwsze emocje które przychodzą wraz z pewnymi doświadczeniami życiowymi. Innymi słowy siedzisz po nocy i czytasz stare gazety o grach ponieważ nie ma w twoim życiu nikogo z kim możesz pogadać czy kogoś kto zgasiłby ci światło.
Nikt nie umie dokładnie powiedzieć gdzie przebiega granica pomiędzy patologicznym odcinaniem się od życia a życiem z nieco inną niż standardowa pasją
Przez wiele lat pojęcie nolife nosiło ze sobą pogardliwy wydźwięk i przywoływało od razu wizję przykutego do komputera pryszczatego przedstawiciela płci męskiej, zakochanego w grach, potrafiącego spędzić długie godziny online zamawiając tylko kolejne pizzę i nigdy nie wyprowadzając się od rodziców nawet wtedy kiedy już przychodzi na to czas. Jednak taka wizję możemy uznać za przestarzałą. Dziś gracze komputerowi nie mają już monopolu na to pojęcie. Ich miejsce niemal równorzędnie zajęły młodsze i starsze dziewczyny (i faceci co by jednak nie zamykać się w stereotypie) siedzący godzinami na portalach społecznościowych – zwłaszcza na tumblr, oglądające seriale po dziesięć odcinków na raz czy piszące fan fiction i znajdujące w każdym zakątku sieci nowe zdjęcia ulubionego aktora. Technologia zmieniła też funkcjonowanie pojęcia w kontekście życia towarzyskiego – przy zwiększającej się popularności portali społecznościowych dziś można być nolifem z szeroką grupą znajomych. Więcej – można tych internetowych znajomych uznawać za lepszych niż kogokolwiek kogo spotkałoby się w realnym życiu. przy czym nie chodzi tu o posiadanie 500 znajomych na facebooku tylko kilkorga przyjaciół (niekiedy rozsianych po całym świecie) do których można się zwrócić w sprawach związanych z pasją, które być może nie interesują osób z najbliższego otoczenia. Zwłaszcza w przypadku gdy jest to pasja nieco bardziej ekscentryczna niż słabość do gier komputerowych.
Pryeciwnicy tezy mówiącej o tym że wylogowanie się do życia daje szczęscie pytają jaka jest rada mądrych przeciwników sieci dla tych którzy nigdy nie posiadali bujnego życia towarzyskiego
Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach powstało coś w rodzaju specyficznego ruchu afirmacji takiego nolifowego życia. Zwierz obserwuje to zwłaszcza na tumblr gdzie wizja życia przed komputerem czy życia całkowicie zanurzonego w pasji czy nauce jest konfrontowana z (zdaniem piszących) płaskim codziennym życiem rówieśników, którzy co prawda łapią kolejne doświadczenia życiowe ale niczym się nie wyróżniają. Dodatkowo co raz częściej (to już u trochę starszych osób) pojawia się pytanie co właściwie złego w wyborze takiego trybu życia. Skoro nie interesuje nas tradycyjna droga życiowa, ani życie w społeczeństwie które nas otacza to dlaczego mamy się męczyć zamiast poświęcić się temu co naprawdę nas interesuje. Zwłaszcza że dziś nawet ci którzy szukają interakcji społecznych także używają portali społecznościowych więc dlaczego używanie Internetu w jeden sposób uznać za dobre a w inny za złe. Do tego oczywiście podnoszą się głosy że termin jest nadużywany. Przy czym nikt nie neguje że jest grupa która rzeczywiście balansuje na granicy być może nawet pewnego rodzaju zaburzeń ale w większości ci których tak ochoczo nazywa się nolifeami nie są żadnym nowym wynalazkiem z komputerami nie mają nic wspólnego i to po prostu introwertycy którzy nie mają ochoty koncentrować się na życiu towarzyskim. Pod tym względem poziom na którym odcinają się od społeczeństwa ludzie przykuci do komputerów jest dużo niższy niż miało to w przypadku młodzieńców zlegających całymi dniami na kanapie z książką w ręku. Jednocześnie taka świadoma decyzja o nie szukaniu kontaktów towarzyskich wydaje się w wielu przypadkach świadomym buntem przeciw wytyczaniu z góry życiowych ścieżek. Zwłaszcza w życiu prywatnym – którego brak uznaje się co ciekawe chyba za większą porażkę niż brak życia zawodowego.
Jakie jest zdanie zwierza? Tu pojawia się problem bo jak już zwierz zapowiedział nie ma jednoznacznej opinii na temat zjawiska. Z jednej strony jak najbardziej się zgadza z tym, że założenie iż istnieje jeden zestaw życiowych przeżyć obowiązkowy dla wszystkich jest trochę bezsensowny. Sam zwierz pewnie dla wielu osób mógłby być nolifem bo jego egzystencja koncentruje się wokół wydarzeń, które w normalnym kursie życia zapewne nie przyciągnąłby tyle uwagi. A zwierz żyje od premiery do premiery, od wywiadu do wywiadu, od rozdania nagród do rozdania nagród. Oczywiście – nie twierdzi, że to życie lepsze od tego które prowadzi się od jednego stadium rozwoju potomstwa do drugiego, czy od jednego awansu do następnego ale na pewno nie jakieś dużo gorsze. A przynajmniej nie jest dużo gorsze z punktu widzenia zwierza, który jest całkiem z siebie i swojego życia zadowolony. Ale z drugiej strony zwierz ma problem z pewną gloryfikacją zafiksowania się swojej pasji i odrzucenia takich namacalnych kontaktów społecznych. Przy czym zwierz jest zdania, że człowiekowi spokojnie wystarczy jedno spotkanie ze znajomymi na miesiąc by uznać siebie za osobę w miarę towarzyską i mogą to być spokojnie znajomi poznani przez sieć. Ważna tu jest sama potrzeba by w końcu kogoś zobaczyć i się spotkać twarzą w twarz. Przy czym ponownie – zwierz wierzy, że znajomości podtrzymywane za pośrednictwem facebookowej czy jakiejkolwiek innej konwersacji są jak najbardziej prawdziwe i wartościowe. Co nie przeszkadza mu spoglądać z niepokojem na ludzi którzy nigdy nie czują żadnej potrzeby fizycznego spotkania swoich przyjaciół i znajomych. Przy czym nie chodzi tylko o spotkania czy interakcje z innymi ludźmi ale też o zwykłą ciekawość świata poza naszą pasją. Zwierz mógłby pewnie spędzić większość życia oglądając tyko kolejne filmowe produkcje ale zdaje sobie sprawę, że jeśli nie zobaczy kawałka świata to niewiele z nich zrozumie.
Sposobów marnowania czy pozyskiwania życia przed komputerem jest sporo. Czasem to kwestia życia z pasją, czasem lęk przed społeczeństwem. Zasady niema (obrazek stąd)
Problem z pojęciem nolife polega na tym, że zbyt często aplikuje się je po prostu do ludzi z pasją i jasno określonymi – nawet ekscentrycznymi zrachowaniami. W tych zaś nie ma nic złego a są one nawet ciekawym sposobem na to by spędzić życie. Niestety jak każde zainteresowanie nawet największa pasja musi się spotkać z pewnymi sądami społecznymi i co chyba ważniejsze z pewnym stereotypem. I tak wracamy do punktu wyjściowego gdzie okazuje się, że nasz pryszczaty nastolatek przed komputerem (zwierz odwołuje się do stereotypu) naprawdę to przez obie strony zostałby pouczony odnośnie być może nie najlepszych życiowych wyborów, ale wykorzystaniem pojęcia oburzają się ludzie których życie w istocie wypełnia jakiś „life” tylko być może nieco inny niż ten najbardziej standardowy. Co jednak ciekawe – istnieje pewne założenie po obu stronach że wybrany przez kogo innego styl życia w ogóle podlega ocenie na skali dobry – zły. Zwierz długo się zastanawiał nad problemem i dochodzi do wniosku, ze właściwie trudno orzec kto mógłby się chwalić że dobrze przeżył życie. Chyba tylko ktoś pod jego koniec a i tak jego opinia byłaby zapewne dość subiektywna i ponownie nie musiałaby się pokrywać z opinią społeczeństwa. I tak w tym świecie wątpliwości zwierz jednego jest pewien – na pewno nikomu – niezależnie od tego jaką drogę życiową sobie wybrał nic dobrego nie przychodzi z tego, że czuje się leszy od innych. Co jest wnioskiem prostym lecz obu stronom dyskusji do głowy przychodzącym zaskakująco rzadko.
Ps: Jutro powinniście wyczekiwać na Seryjnych recenzji pierwszego odcinka 7 sezonu True Blood w którym skandalicznie nie było Skarsgarda.
ps2: Zwierz może się w końcu zbierze i napisze o Orange is New Black. W sumie pisanie o serialach Netflix jako ostatni przyniosło całkiem pożądane wyniki w przypadku House of cards (drugi sezon też trzeba będzie zrecenzować, ale jakoś zwierz nie może się zebrać).