Zwierz nie będzie ukrywać – jeśli ten blog w ogóle istnieje tak długo to jest to w jakichś 75% zasługa połączeń Internetowych w kawiarniach, restauracjach, centrach handlowych i bibliotekach. Bez nich nie byłby Zwierz w stanie prowadzić swojego bloga, ma bowiem jedną mroczną tajemnicę – uwielbia pracować na mieście – nawet jeśli danego dania mógłby nie niepokojony siedzieć w domu. Dlatego ma dla was spis – dziesięciu Warszawskich miejsc gdzie pisze się najlepiej.
Zacznijmy od tego, że wiem iż dla niektórych pisanie na mieście to takie burżujstwo bo do każdego tekstu dochodzi do tego jeszcze kawka, ciastko, bułeczka, i co tam jeszcze. Problem w tym, że Zwierz średnio pisze w ciszy. Tak wiem brzmi to przedziwnie ale prawda jest taka, że bez porównania lepiej pisze mi się w miejscach gwarnych i pełnych ludzi, gdzie ciągle coś się dzieje. Dlaczego? trochę winię dom rodzinny gdzie zawsze cos się działo, ktoś coś mówił, grała opera albo szczekał mops. Ewentualnie moim problemem jest coś zupełnie przeciwnego niż większości osób – czyli nie umiem skupić myśli jeśli mi nic nie przeszkadza. wtedy odlatuję w krainę lenistwa i fantazji. Przy czym jest jedna rzecz przy której w ogóle nie mogę myśleć i jest to muzyka. Ale to temat na inny wpis.
Jak się rzekło – oto spis 10 miejsc o pracowania. To nie jest spis dla każdego ale mój prywatny. Wybrane punkty mają jednak kilka rzeczy wspólnych – jest w nich miło, jest prąd, jest Internet i jest odpowiednia atmosfera. Musze jeszcze dodać, że u mnie zawsze bonus ma miejsce w którym nie trzeba się czołgać by podłączyć laptopa do gniazdka – jak już się wczołgam pod stół to zwykle mam się tam ochotę położyć i nie ruszać więcej. Przy czym od razu piszę – miejsca bo jak się szybko okaże – nie chodzi mi tylko o kawiarnie.
Biblioteka Narodowa (aleja Niepodległości 213) – okej szum jest tu niewielki ale jednak jest. Zwłaszcza w czytelni głównej gdzie jednak ludzie wstają siadają, zamykają z rozmachem książki, stukają w klawisze, składają rewersy itp. Przez lata żyłam w przekonaniu, że Biblioteka Narodowa to miejsce nieprzyjazne dla pisania i twórczości ale bardzo się myliłam. W szatni zostawimy nasze ziemskie życie, a w czytelni dostajemy numerek po przekazaniu karty osobie która nas wpuszcza na teren czytelni. Wyrobienie sobie karty jest bardzo proste i zajmuje chwilkę. Siadamy przy stole gdzie – w wielu przypadkach kontakty są na wysokości stołu. Czytelnia ma księgozbiór podręczny – jakby nam czegoś z faktów brakowało. Możemy oczywiście wypożyczyć coś z magazynu ale to nie jest konieczne. Pomieszczenie jest przestronne, oszklone, i niekoniecznie przytulne – co doskonale wpływa na pracę. Nie ma tu takiej wolności i dzikich hord studentów jak w BUW. Za to jest stołówka zwana szumnie bistro która daje dobre jedzenie – zaś pozostawienie swojego dobytku na stoliku w bibliotece jest bez porównania mniej ryzykowne niż uczynienie tego samego na stoliku w kawiarni. BN ma też plus, że jeśli nie jest środek zimy to kiedy już mózg się nam zlasuje od pisania możemy wyjść odetchnąć świeżym powietrzem Pól Mokotowskich.
Jeście: nie przy stoliku, jest bufet
Picie: Z dala od książków!
Internet: Śmiga
Szum: Typowo biblioteczny
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: możliwe do uniknięcia
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: można za darmoszkę
Plusy dodatnie: Możesz mówić ludziom „Idę popracować do Biblioteki Narodowej”
Plus ujemne: Nie ma dobrej kawusi.
Bonusik: Pola Mokotowskie za oknem.
Czytelnia (aleja Zjednoczenia 46) – niewielka kawiarnia na Starych Bielanach to miejsce które idealnie nadaje się do tego by na stoliku przy ażurowej barierce zająć miejsce na zawsze i zostać lokalnym pisarzem rezydentem. Kawiarnia oferuje naprawdę fajny zestaw ciekawych i dobrze przyrządzonych kaw, do tego rozsądny choć niewielki wybór ciast i śniadanie przez cały dzień, co jest miłe bo jak wiadomo człowiek osiąga szczyty możliwości twórczych po konsumpcji jajecznicy o 14. W ciepłe dni można usiąść na zewnątrz choć zdecydowanie fajniej siedzi się w środku. Czytelnia ma ładny – bardzo hipsterski wystrój choć miejsce jest bezpretensjonalne a poza tym prenumerują tam dobre gazety, więc jak was najdzie ochota na chwilkę przerwy to jest co czytać (nazwa zobowiązuje). Do tego jest tam doskonały dojazd – bo od stacji metra Stare Bielany to jakieś trzy minuty spacerku i po drodze można zobaczyć trzy koty.
Jeście: śniadanko cały dzień
Picie: Kawusia prima sort
Internet: Śmiga
Szum: Niewielki bo jest tylko kilka stolików
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: bez ekstremów
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: zależy od zamówienia ale można się zmieścić w 2 dyszkach
Plusy dodatnie: Można przy okazji zwiedzić Stare Bielany
Plus ujemne: Niekiedy bywa zamknięte kiedy powinno być otwarte – trzeba sprawdzać w sieci czy na pewno jest czynne.
Bonusik: Jesteście u Zwierza na dzielni.
CoffeeDesk (Wilcza 42) – jeśli jest jakaś kawiarnia w której prawdopodobieństwo natknięcia się na blogera, instagramera, czy człowieka który siedzi w Internecie jest równa 99% to jest to CoffeeDesk. Ale trudno się dziwić, bo to miejsce stworzone dla ludzi którzy z fotografowania swoich kaw na drewnianych stołach uczyli sztukę. CoffeeDesk to kawiarnia i sklep – obok doskonałej kawy, dobrych kanapek i fajnego wyboru ciast znajdziecie tu także kubki, kawiarki, cemexy i inne cuda do robienia kawy. Obsługa jest bardzo miła i kontaktowa a sama kawiarnia ma jedną z najsympatyczniejszych łazienek w całej Warszawie. Plus atmosfera naprawdę sprzyja pracy więc ciągle ktoś tu stuka w klawiaturę albo właśnie zakłada swój mały biznes. Niestety popularność i przyjazność kawiarni sprawia, ze czasem w godzinach szczytu można się trochę odbić od drzwi tzn. czasem nie ma miejsc. Co chyba świadczy tylko na korzyść.
Jeście: bez szaleństw ale wszystko smaczne
Picie: Kawa dla ludzi którzy kochają kawę
Internet: Śmiga
Szum: Dużo stukania w klawiaturę atmosfera pracy nad świetlaną przyszłością social media
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: możliwe do uniknięcia – kontakty na stołach !
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: o tyle wysoki, że kawa taka dobra że na jednej się nie poprzestanie
Plusy dodatnie: Możliwość zobaczenia na żywo ludzi z internetów
Plus ujemne: Możliwość zobaczenia na żywo ludzi z internetów? Ale tak serio to czasem jest brak miejsc
Bonusik: Jak się praca skończy to można skoczyć dwa kroki na Poznańską i poimprezować.
Green Caffe Nero Nowy Świat (Nowy Świat 53) – nie zapowiadałam że nie będzie tu sieciówek. Z GCN trochę osób ma tak, że ma jakąś swoją kawiarnię którą woli od innych. tak jest w moim przypadku – GCN na Nowym Świecie to miejsce gdzie właściwie napisałam prawie całą jedną książkę. Dlaczego to? Z kilku powodów. Pierwszy – uwielbiam to pomieszczenie – jest tam przestronnie, ładnie i wystrój kawiarni cudownie wpisuje się w samo pomieszczenie. Po drugie – kilka razy pod rząd spotkałam tam kogoś kto czyta mojego bloga co niesamowicie napędza do pracy i w ogóle jest miłe. Po trzecie – to jest miejsce gdzie czasem są turyści i ich podsłuchiwanie strasznie mnie bawi. Oczywiście ma to swoje minusy bo to bardzo ruchliwa kawiarnia ale jak wspomniałam – ja to lubię.
Jeście: ciasta, tarty, kanapki – minus – rzadko wymieniane więc szybko się zaczyna nudzić.
Picie: Kawusia pijalna bez epifanii
Internet: Śmiga
Szum: Spory, wielojęzyczny, nieco mniejszy w zacienionej części kawiarni.
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: wliczone w cenę
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: przy promocji na kanapkę i kawkę można się wyrobić poniżej 20 zł.
Plusy dodatnie: Czasem można na spotkać znajomych bo wcześniej czy później każdy spaceruje Nowym Światem
Plus ujemne: Niestety do zamówienia zawsze jest długa i frustrująca kolejka.
Bonusik: W okolicy jest dużo księgarń!
Stoły przed Pałacem Kultury (Plac Defilad) – miejsce sezonowe ale jak cudowne. Przed Pałacem kultury jest takie miejsce które zaadaptowano na przestrzeń wspólną – są tam wielkie drewniane stoły i ławki gdzie można sobie siedzieć. Nie jest to miejsce idealne (deszcz, mróz i ogólnie natura są twoim wrogiem) ale serio jak człowiek usiądzie z laptopem i widokiem na Marszałkowską, Złotą, Plac Defilad, Domy Centrum i w ogóle cały ten środek warszawy to czuje się jak po prostu najlepszy pisarz w Polsce, najważniejszy dziennikarz w wielkim mieście, gwiazda i przyszłość literatury. Poza tym jak już zacznie padać albo człowieka dopadnie potrzeba to teatry po obu stronach głównego wejścia do Pałacu oferują schronienie w swoich kawiarniach które z kolei napoją, nakarmią i jeszcze dadzą miłe poczucie, że człowiek jednak był w teatrze. Okej w budynku teatru.
Jeście: można przyjść z własnymi kanapkami
Picie: Kawa w termosie zawsze na proposie
Internet: Kiedy wiatr północny wieje z dobrej strony to czasem się jakieś wi fi złapie.
Szum: Życie miasta, studenci z uczelni w PKiN, samochody, plac Defilad – no po prostu magia.
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: zerowe kontaktu nie ma.
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: Za Darmoszkę.
Plusy dodatnie: Doskonałe zdjęcia można tam robić
Plus ujemne: Bolesne spotkanie ze świeżym powietrzem w każdej jego postaci
Bonusik: Jak się znudzi można wskoczyć do PKiN i wjechać na 30 piętro by z patrzenia na miasto z góry czerpać inspirację
.
STOR (Tamka 33) – najnowsze odkrycie polecone przez Asię Szwałek. Kawiarnia na Tamce czyli w drodze na Powiśle. Niewielka, ale niesamowicie sympatyczna, ma w sobie coś z takich zachodnich kawiarni na rogu ulicy. Kawa fantastyczna, w ofercie moje ukochane lemoniady Fentimansa, ale też apetyczne kanapki czy cudownie wyglądające makaroniki które aż proszą się o sesję zdjęciową. Miejsce naprawdę przeurocze, choć z niewielką ilością stolików więc jak zwykle istnieje straszliwa groźba, ze zabraknie dla was miejsca strategicznie przy kontakcie. Jeśli jednak zajmiecie swój mały stoliczek tuż przy oknie to wtedy możecie się poczuć jak te wszystkie dziewczyny które chodzą w beretach, jeżdżą na rowerach holenderskich i na pewno robią notatki do swojego bloga w równie romantycznym miejscu.
Jeście: ciekawe kanapeczki które nie składają się z wielkiej buły co jej nie sposób ugryźć
Picie: Kawusia porządna i lemoniady pyszne
Internet: Jak człowiek w końcu dobrze wpisze hasło to działa jak ta lala.
Szum: Delikatny, kawiarniany, blisko ruchliwa ulica więc czasem też szum samochodowy
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: Ograniczone do skłonu
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: Kawa w cenach zwykłych ale z lemoniadą i ciachem zbliżamy się niebezpiecznie do czterech dyszek.
Plusy dodatnie: Miejsce wysoce instagramowe
Plus ujemne: Jeśli twój środek lokomocji jest przy Nowym Świecie to wracać trzeba pod górę.
Bonusik: Przez okna widać duży sklep z klockami LEGO. Więc zawsze można skoczyć na zakupy.
Będę Później (Słupecka 4) – żeby nie było, że tu tylko miłośnicy kawy znajdą coś dla siebie, tym razem herbaciarnia (na szczęście serwuje kawę, więc nie umrzecie). Niewielka rejonowa herbaciarnia. Wnętrze przyjemnie ciemne i chłodne z kilkoma stolikami. Wystrój – każdy mebel inny ale nie przeszkadza bo każdy mebel piękny. Za kasą – albo właściciele albo zawsze przemiła obsługa. Rosnąca ilość regularnych gości sprawia, że to taka lokalna kawiarnia o której piszą nam w romantycznych powieściach a której sami na oczy nie widzieliśmy. W ciepłe dni przy stolikach na świeżym powietrzu siedzi cały przekrój wiekowy a wszyscy wyglądają jak wyjęci z broszury o dobrych stosunkach sąsiedzkich. Miejsce urocze, doskonałe i prowadzone przez przesympatycznych ludzi.
Jeście: Cudowne ciasta, zwłaszcza tarta cytrynowa.
Picie: Większy wybór herbat niż czasu by je skonsumować. Kawa robiona na ziarnach które można samemu wybrać po wcześniejszym powąchaniu ich z puszki.
Internet: Nie korzystałam – jedne miejsce gdzie nie skorzystałam z Internetu ani razu więc nie powiem czy mają własny
Szum: Bardzo delikatny – plus dobra muzyka w tle
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: siedzenie na dworze wyklucza kontakt i pozwala uniknąć upokorzenia
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: Dobra kawa to dyszka, dwie dobre kawy to dwie dyszki, więcej dobrych kaw to palpitacje serca
Plusy dodatnie: doskonały dojazd bo do Placu Narutowicza jedzie chyba wszystko
Plusy ujemne: jak jest zimno to może zabraknąć miejsc bo to bardzo mała kawiarnia
Bonusik: Dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej jest siedziba Tygodnika Polityka więc można pisać z miłym poczuciem, że jest się o krok od dziennikarstwa na krajowym poziomie.
Cafe Iluzja (Ludwika Narbutta 50A) – dla blogera który pisze o kinie są miejsca gdzie pisze się jakby łatwiej. Cafe Iluzja w holu kina Iluzjon to takie miejsce. Daleka od zwykłej kawiarni kinowej, jest to miejsce pomiędzy kawiarnią a bistro. Ale atmosfera jest cudowna, zwłaszcza jeśli dodamy do tego, że budynek kina Iluzjon, zwłaszcza po remoncie to jest takie miejsce gdzie człowiek się czuje kulturalnie nawet jeśli tylko siedzi i stuka w klawisze. Miejsce ma przyjazny charakter i często obok ludzi którzy na pewno przyszli na seans kina niemego, znajdą się rodzice z dziećmi czy starsza pani która wskoczyła tylko na obiad i zaraz biegnie dalej. Naturalnie, kulturalnie ale nie nadmiernie hipstersko.
Jeście: Różnorodne, słodkie i słone, nawet coś na lunch, obiad i kolacje znajdzie
Picie: Kawa naprawdę doskonała, a poza tym do wyboru do koloru.
Internet: Śmiga tak pięknie że aż łzy szczęścia napływają do oczu
Szum: Zależy od godziny i miejsca ale umiarkowany, przyjemny, z lekka snobistyczny
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: Jeśli źle usiądziemy to może być spore.
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: Jeśli skusimy się na jedzenie to czeka nas miła niespodzianka bo ceny są naprawdę przystępne.
Plusy dodatnie: Latem można posiedzieć sobie na leżaczkach przed wejściem
Plusy ujemne: Czasem jest jakaś premiera i kawiarnia jest czynna krócej
Bonusik: Skoro już i tak jesteśmy w kinie to w sumie co stoi na przeszkodzie by skoczyć sobie na jakiś film…
Ministerstwo Kawy (Marszałkowska 27/35) – zwane przez Zwierza ministerstwem hipsterstwa – miejsce które swego czasu regularnie gościło chyba wszystkich ludzi którzy chcieli pokazać że pracują nad kawą, na całe szczęście w ostatnich latach trochę okrzepło. Wciąż jest tam bardzo fajnie – zwłaszcza, że niewielkie pomieszczenie jest bardzo wysokie – co sprawia, że człowiek czuje się w kawiarni bardzo sympatycznie i swobodnie. Do tego jest to wciąż kawiarnia dwa kroki od pl. Zbawiciela co czyni ją miejscem w którym wyczuwamy dyskretny powiew warszawskiego lansu ale jednak nie uczestniczymy w nim pełną gębą. Do tego obsługa jest miła.
Jeście: Ciastka różne przeróżne, zwykle lepsze niż gorsze
Picie: Kawa na poziomie ministerialnym !
Internet: Śmiga aż miło
Szum: Lekki powiew hipsterstwa i szum ekspresu
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: niewielkie, za to wojny o kontakt i przedłużacz mogą przyjmować formy ekstremalne
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: Ponieważ najprostsza kawa jest tu doskonała to możemy je spokojnie ograniczać.
Plusy dodatnie: Możemy przekonywać znajomych że pracujemy w ministerstwie
Plusy ujemne: Niekiedy odbywają się boje o kontakt
Bonusik: Kto kocha naleśniki i zgłodnieje od pisania ten ma dwa kroki do Lalki przy Marszałkowskiej gdzie dają dobre naleśniki.
Etno Cafe (Marszałkowska 87) – w tej kawiarni Zwierz spędził swego czasu mnóstwo czasu. Bo w sumie jest idealna – podaje dobrą kawę, dba o klienta, ma dobre jedzenie które spokojnie starczy na większe śniadanie lub lunch. jednak raz w czasie mojego pobytu w tej kawiarni przy stoliku obok odbywało się spotkanie pracowników z kimś kto ta kawiarnią zarządzał. Ton i sposób komunikacji był tak nieprzyjemny że osobiście poczułam się bardzo w tej kawiarni źle. Od tamtego czasu nie byłam tam ani razu, ale myślę, że może coś się zmieniło, albo wam nie przeszkadza że ja się tam średnio poczułam więc jednak zostawię ją na liście bo dla blogera to rzeczywiście świetna miejscówka.
Jeście: Bardzo dobre wytrwane dania zwłaszcza sałatka z kaszą
Picie: Dobra kawa ale też inne propozycje wypadały na plus
Internet: Śmiga aż miło
Szum: W godzinach szczytu spory bo kawiarnia przy Marszałkowskiej cieszy się dużą popularnością
Upokorzenie związane z turlaniem się po podłodze w poszukiwaniu kontaktu: brak gdyż kontakty są wszędzie w tym na stołach.
Przeciętny koszt pobytu przez kilka godzin: Jak człowiek zgłodnieje to tak do 4 dyszek
Plusy dodatnie: Absolutnie przepiękne miejsce – wysokie ze wspaniałą tapetą w papugi
Plusy ujemne: Sam Zwierz nie czuje się już tam komfortowo
Bonusik: W Warszawie jest na pewno jeszcze jedno Etno Cafe tuż przy Metrze Politechnika i są w nim bardzo mili.
To taka lista na dziś. Oczywiście nie oznacza to, że nie zdarzały się dni w których Zwierzowi najlepiej pisało się w Starbucksie (najlepszy na mieście to ten przy Metrze Politechnika, zwłaszcza jak się uda złowić miejsce przy oknie – to jest luksus), McDonaldzie (koniecznie tym w centrum z widokiem na Skrzyżowanie Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej), w Coście pod domem (wiecie tak blisko, tak daleko) i… w kochamy z całego serca ale wariackim miejscu – restauracji IKEI do której Zwierz jechał tylko by pracować i jeść co jest mega bo tam jest wszystko czego może chcieć szczęśliwy człowiek czyli Internet, dolewka kawy i krzesło z IKEA pod siedzeniem. Jedyny minus – od Zwierza jedzie się tam godzinę! To nie jest radosne centrum miasta. W każdym razie – nie musi być hipstersko żeby się dobrze pisało!
No i oczywiście proszę o wasze rekomendacje, bo wiadomo, że człowiek piszący nigdy nie wyczerpie wszystkich możliwości poszukiwania nowego miejsca by się tam rozsiąść z latopem i zatopić w stukaniu w klawiaturę.
Ps: jakby zupełnie na przekór własnego wpisu Zwierz napisał go na własnej kanapie
Ps2: Zdjęcie z nagłówka jest z kawiarni To Lubię ( Freta 8,), która jest cudowna na randki i rozmowy o życiu i wszystkim co ważne. Oraz prowadzi do implusowych zakupów kartek z pięknymi grafikami z przedstawieniem bohaterów starego testamentu