Home Festiwale Młode i film czyli co Zwierz w Koszalinie widział

Młode i film czyli co Zwierz w Koszalinie widział

autor Zwierz
Młode i film czyli co Zwierz w Koszalinie widział

Jeśli właśnie minęła połowa czer­w­ca to znaczy, że powró­ciłam już z fes­ti­walu Młodzi i Film w Kosza­lin­ie. To corocz­na impreza, która zamienia nie za dużą, i nie za bard­zo nad­morską miejs­cowość w cen­trum młodego i debi­u­tu­jącego pol­skiego kina. Zwierz na fes­ti­walu jako uczest­nik nie debi­u­tował ale trochę dobrego kina zobaczył o czym śpieszy właśnie wam donieść. Zwłaszcza że ide­al­nie na wpis moją uwagę przykuły trzy filmy. Bard­zo od siebie różne, ale dające nadzieję, że dużo dobrego nas w pol­skim kinie w nad­chodzą­cych lat­ach czeka.

 

 

Na początek jed­nak uwa­ga, tak wyszło, że trzy filmy o których chcę wam dziś napisać wyreży­serowały kobi­ety (przy czym jeden reży­serował właś­ci­wie duet twór­ców – kobi­eta i mężczyz­na). W dwóch z nich posta­cie kobiece są na cen­tral­nym miejs­cu, w trzec­im – mamy właś­ci­wie bohat­era zbiorowego. Piszę o tym, bo mam poczu­cie, że może­my bard­zo narzekać na pol­skie kino czy w ogóle na brak równoś­ci w kul­turze, ale aku­rat w udowad­ni­a­n­iu światu, że reży­ser­ki mają głos i kobi­ety ogól­nie umieją robić filmy idzie nam całkiem dobrze. Z dumą myślę, że wśród młodych ciekawych pol­s­kich twór­ców fil­mu moż­na bez trudu znaleźć nazwiska męskie i kobiece i spoko­jnie moż­na zro­bić cały fes­ti­w­al wyłącznie zapełniony pro­dukc­ja­mi reży­serek i nie zabraknie nam dobrych filmów. Uważam że to ważne mówić o tym, że nawet jeśli w świa­towym kinie rozry­wkowym mamy zde­cy­dowaną dom­i­nację mężczyzn, to naprawdę nie jest tak, że tylko oni urodzili się z darem opowiada­nia obraza­mi. Nieza­leżnie od tego co mówią gremia przyz­na­jące nagrody. Jak rzad­ko uważam, że świat spoko­jnie mógł­by się od Pol­s­ki uczyć, jak dawać reży­serkom głos. I ile doskon­ałych filmów są w stanie nakrę­cić kobi­ety jeśli da im się szansę.

 

Nina reż. Olga Chajdas

 

No dobra tyle tytułem fem­i­nisty­cznego wstępu a ter­az czas prze­jść do pro­dukcji. Na początku chci­ałabym napisać parę słów o „Ninie” głównie dlat­ego, że ten film Olgi Cha­j­das już w kinach był, więc teo­re­ty­cznie najłatwiej będzie go wam zła­pać na jakimś VOD. Przyz­nam szcz­erze, że mam mieszane uczu­cia wobec tej his­torii małżeńst­wa, które najpierw stara się znaleźć suro­gatkę a potem, pokazu­je się, że pomiędzy tytułową Niną która prag­nie dziec­ka a Magdą, młodą les­bijką, która zosta­je jako potenc­jal­na suro­gat­ka wyty­powana rodzi się fas­cy­nac­ja. Film ma swo­je moc­ne strony – jed­ną z nich jest  Eliza Rycem­bel jako Mag­da – gra naprawdę nat­u­ral­nie i swo­bod­nie, mimo że przy­padła jej rola postaci dość ego­isty­cznej to jed­nak w pewnym stop­niu budzącej sym­pa­tie. Z drugiej jed­nak strony oglą­da­jąc film miałam wraże­nie, że jest w nim wiele ślepych uliczek (cała szkol­na kari­era Niny, która wpisu­je się w najbardziej pre­ten­sjon­alne wyobraże­nie o nauczy­cielkach fran­cuskiego) ale też jakiejś takiej, może nie sztampy, ale przy­wiąza­nia do pewnych trochę oczy­wistych rozwiązań fab­u­larnych. Miałam też poważny prob­lem z częś­cią dialogów które brzmi­ały bard­zo nieprawdzi­wie, co nie przeszkadza­ło w sytu­ac­jach kiedy wszyscy czuli się skrępowani (całkiem dobra sce­na uwodzenia młodej dziew­czyny, przez zdes­per­owane małżeńst­wo) ale w innych miałam wraże­nie, że to „pol­s­ka szkoła dia­logu”, która pole­ga na tym, że nikt nie mówi tak jak się naprawdę mówi. Ostate­cznie nie wiem co o filmie sądz­ić. To nie jest zła pro­dukc­ja, taka po której zasła­nia się oczy i chce o niej zapom­nieć, ale jed­nocześnie miałam wraże­nie, że po emoc­jach i tem­at­ach ważnych prze­my­ka tak szy­bko, że ostate­cznie zosta­je tylko kil­ka nieźle nakrę­conych scen sek­su i wielkie wzrusze­nie ramion­a­mi po sean­sie. Być może dlat­ego, że sam film wyda­je się być jedynie jakimś pol­skim prze­r­o­bi­e­niem wątków które kino LGBT zna od lat. I tu naszła mnie myśl, że prob­le­mem fil­mu jest to, że jest w pewnym stop­niu za mało pol­s­ki. Wszys­tko dzieje się niby w rzeczy­wis­toś­ci znanej ale jed­nak trochę obok, co spraw­ia, że nie wybrzmiewa do koń­ca ta kul­tur­owa inność, która by tej znanej his­torii nadała jakiegoś nowego, nie znanego jeszcze wid­zowi pos­maku. Ostate­cznie kiedy słyszy się że film pow­stawał w głowie twór­ców kil­ka lat chce się ze smutkiem skon­sta­tować, że ten sam film nakrę­cony kil­ka lat wcześniej mógł­by naro­bić szu­mu. A tak pojawi się w kilku studyjnych kinach, i na kilku fes­ti­walach, pozosta­jąc zawsze gdzieś w tle.

 

Moja pol­s­ka dziew­czy­na reż. Ewa Banaszkiewicz, Mateusz Dymek

 

Dru­ga pro­dukc­ja „Moja pol­s­ka dziew­czy­na” (tytuł ang­iel­s­ki „My friend the pol­ish Girl”) to – nieza­leżnie od wielu uwag – naresz­cie coś zupełnie innego. Pro­dukc­ja Ewy Banaszkiewicz i Mateysza Dym­ka, to his­to­ria doku­men­tal­na, a właś­ci­wie – wyzy­wa­ją­co pyta­ją­ca o to co jest doku­mentem a co nie. Amerykańs­ka autor­ka doku­men­tów – Kate szu­ka tem­atu na nowy film. Robi cast­ing na którym poz­na­je Alicję, polkę, która kiedy ma powiedzieć o sobie coś intere­su­jącego, wyjaw­ia że jej życiowy part­ner jest chory na raka, i umiera. Kate widzi w tym szan­sę by opowiedzieć ciekawą his­torię, więc ona wraz ze swo­ją kamerą zaczy­na­ją obser­wować londyńskie życie Alicji, dziew­czyny, która na co dzień pracu­je w kinie ale ma aktorskie ambic­je. W życiu Alicji nie dzieje się wiele, ale Kate krę­ci nadal swój doku­ment, coraz bardziej przekracza­jąc granice obiek­ty­wnej obserwacji.  „Moja pol­s­ka dziew­czy­na” to film który trze­ba oce­ni­ać pod­wójnie. Z jed­nej strony mamy bowiem sam pomysł real­iza­tors­ki, zabawę i reflek­sję nad językiem fil­mu. To jest wyko­nane doskonale, niekiedy widz zosta­je zła­pa­ny w  ten świat i zupełnie nie wie co właś­ci­wie oglą­da, gdzie jest i co się dzieje. Pod pewny­mi wzglę­da­mi taka gra for­mą przy­pom­i­na „Wejś­cie przez sklep z pamiątka­mi” gdzie też pod koniec nie jeden widz czuł, że został zabrany na niesamow­itą prze­jażdżkę pomiędzy fak­tem a fikcją ale niekoniecznie umie się w tym odnaleźć. Tu patrzymy na wszys­tko okiem doku­men­tal­ist­ki, która swój doku­ment nie tylko krę­ci ale też nada­je mu nar­rację, wywołu­jąc przeło­mowe wydarzenia w życiu swo­jej „przy­jaciół­ki”. No właśnie tu pojaw­ia się dru­gi ele­ment, otóż to co sam film ma nam do powiedzenia o Alicji i Kate jest już nieco mniej intere­su­jące. Chy­ba dlat­ego, że obie bohater­ki jak­by skądś znamy, są skle­jone z pewnych cech i zachowań, które już gdzieś widzieliśmy. Dlat­ego, choć film naprawdę zach­wyca for­mą to pod sam koniec pozosta­je żal, że przed­miot rozważań nad językiem doku­men­tu nie był choć odrobinę bardziej ory­gi­nal­ny. Choć jest to o tyle zarzut paradok­sal­ny, że pew­na nieo­ry­gi­nal­ność bohater­ki jest wpisana w samą nar­rację. W każdym razie – bard­zo pole­cam gdzieś zobaczyć – czy to w kinie, czy na fes­ti­walach, czy jeśli się uda na VOD. Mimo, pozornie trud­nej warst­wy wiz­ual­nej (czarno biały film, krę­cony kamerą z ręki) sama pro­dukc­ja oglą­da się doskonale a potrafi być też miejs­ca­mi dow­cip­na, co nie zawsze uda­je się reży­serom którzy chcą powiedzieć coś więcej nie tylko o świecie ale też o samej naturze kręce­nia filmu.

 

Nic nie Ginie reż. Kali­na Alabrudzińska

 

Trochę pomarudz­iłam ale na sam koniec mam dla was film, o którym mogę się wyrażać tylko w ciepłych słowach. To „Nic nie ginie”  Kaliny Alabrudz­ińskiej, film dyplo­mowy stu­den­tów aktorstwa łódzkiej filmów­ki. Film jest abso­lut­nie prze­cu­d­owny. To tyle jeśli chodzi o rozbu­dowaną opinię. Ale tak serio, to dosta­je­my his­torię bard­zo prostą. Oto wchodz­imy na spotkanie grupy ter­apeu­ty­cznej, z fabuły dowiadu­je­my się, że jej uczest­ni­cy pochodzą z bard­zo różnych życiowych dróg, a sama ter­apia to nowy, dofi­nan­sowywany przez samorząd pomysł. Każdy z członków grupy ma trochę inne prob­le­my, jest dziew­czy­na która nie może się dogadać z wyma­ga­jącą matką, chłopak który nie jest w stanie naw­iązać głęb­szych relacji z ludź­mi, bo za swój życiowy cel uważa przy­wracanie żółwia błot­nego środowisku. Mamy młodą rozwód­kę, z dzieck­iem, która chci­ała­by czegoś więcej, i akto­ra który bard­zo prosi żeby ludzie nie czuli się onieśmie­leni jego obec­noś­cią. A to tylko kil­ka postaci z całego kręgu w którego cen­trum jest spoko­jny, sym­pa­ty­czny i zdaniem niek­tórych trochę za młody ter­apeu­ta. Film śledzi naszych bohaterów na ter­apii a cza­sem poza nią, dając nam wgląd w życie które spraw­iło, że postanow­ili coś przepra­cow­ać. Widz­imy jak wykonu­ją wspól­nie ćwiczenia, jak dokonu­ją się w nich mniejsze i więk­sze przełomy, jak z grupy obcej tworzy się jakaś gru­pa spój­na. Sporo w tym wszys­tkim humoru, dow­cipu i dys­tan­su. Film zresztą zaczy­na się od reflek­sji że zwyk­le sce­ny ter­apii w fil­mach są najnud­niejsze. Tu jed­nak zami­ast nudy jest empa­tia, młodzi aktorzy radzą sobie doskonale w tworze­niu postaci, które z jakiegoś powodu chce­my pol­u­bić, albo przy­na­jm­niej zrozu­mieć. Jest w tej opowieś­ci, w sum­ie prostej, całe mnóst­wo czułoś­ci dla ludzkiej kondy­cji, w tym kondy­cji psy­chicznej, ale też sporo nadziei, że mówie­nie i bycie razem może coś zmienić. Jed­nocześnie to nie jest film gdzie pojaw­ia się nagle cud­ow­na zmi­ana wewnętrz­na, ani też nie ma fajer­w­erków. Bohaterowie, jak i wid­zowie wezmą z tej his­torii to co chcą. Ja wzięłam na pewno mnóst­wo nadziei jeśli chodzi o pol­skie kino i młodych aktorów. Choć naprawdę z całej obsady która radzi sobie znakomi­cie, najbardziej serce me pod­bił, wcale nie debi­u­tu­ją­cy Dobromir Dymec­ki, jako ter­apeu­ta grupy. Tyle w tej roli ciepła, empatii, dys­tan­su i humoru, że chce się po sean­sie zakrzyknąć, Dymec­ki w każdej pro­dukcji, Dymec­ki w każdym domu. Naprawdę jeśli ten film trafi do kin to koniecznie idź­cie go zobaczyć a zna­jdziecie odpowiedź na pytanie jakie dobre mogło­by być pol­skie kino, gdy­byśmy dostawali więcej takich filmów a mniej pozornie śmiesznych komedii roman­ty­cznych. Zwłaszcza, że „Nic nie ginie” pokazu­je, że moż­na zro­bić wręcz far­sową scenę tak, że wid­ow­n­ia fes­ti­walowa ryczy ze śmiechu a nie kuli się z żenady.

 

 

I tyle jeśli chodzi o kosza­l­ińskie przeży­cia dłu­gome­trażowe. Jeśli chodzi o krótkie metraże, to muszę powiedzieć, że moje wnios­ki od kilku lat są podob­ne. Tech­nicznie młodzi polscy fil­mow­cy są coraz lep­si. Krótkome­trażowe filmy jakie wychodzą spod ich ręki, pod wzglę­dem tech­nicznym bywa­ją naprawdę doskonale zre­al­i­zowane, ciekaw­ie nakrę­cone, nieźle zagrane i dobrze udźwiękowione. Prob­le­my pojaw­ia­ją się tam gdzie trze­ba wymyślić coś ciekawego do opowiedzenia. Nieste­ty wśród wielu młodych pol­s­kich twór­ców wciąż poku­tu­je przeko­nanie, że jeśli coś jest smutne to jest mądre, a jak ktoś umiera to znaczy, że jesteśmy na nar­ra­cyjnych wyży­nach. No więc, to nieste­ty nie jest takie proste. Jasne smutne his­to­rie wyda­ją się głębok­ie ale bard­zo łat­wo dostrzec, że to taka głębia na poziomie egzal­towanych nas­to­latków.  Zde­cy­dowanie ciekaw­iej jest kiedy nikt nie umiera. Ba, cza­sem moż­na nakrę­cić też taki film w którym nie dzieje się nic strasznego i ludziom nie jest smut­no. To tylko taka pod­powiedź. Jeszcze dorzu­ciłabym radę by porzu­cić kamerę idącą za bohaterem i już właś­ci­wie jesteś­cie w domu.

 

Bard­zo lubię kosza­l­ińs­ki fes­ti­w­al za jego luźną atmos­ferę ale także za to, że naprawdę pozwala – w takim dość fil­mowo pustym momen­cie roku, rzu­cić okiem na młode pol­skie kino i zadać sobie pytanie o przyszłość. Jako oso­ba, która kiedyś o pol­skim kinie mówiła źle albo wcale, muszę przyz­nać, że per­spek­ty­wy zaczy­na­ją się rysować coraz lep­sze. Nie wiem czy to kwes­t­ia pojaw­ia­nia się więk­szego dofi­nan­sowa­nia, nowych debi­u­tu­ją­cych twór­ców, czy może w końcu młodzi przestali się gonić ze stary­mi, i znaleźli włas­ny głos, włas­ny pomysł i włas­ny tem­at. Ale wyjeżdża­jąc z Kosza­li­na, martwiłam się o wiele rzeczy jak np. o to czy w ogóle dotr­wam w TLK do Warsza­wy, ale o pol­skie kino nie martwiłam się wcale.

 

PS: Jak fes­ti­w­al z roku na rok lubię coraz bardziej to do Kosza­li­na jako do mias­ta nie mogę się przekon­ać. Pewnie znów nie znalazłam jego najład­niejszej części.

PS2: W cza­sie fes­ti­walu brałam udzi­ał w pan­elu poświę­conym kry­tyce fil­mowej w sieci i myślałam, że słuchacze nas zabi­ją bo pon­ad połowa pan­elu zaj­mowała się głównie wspom­i­naniem co powiedzi­ała na Forum Kry­ty­ki Fil­mowej w Poznaniu.

 

 

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online