Zwierzowi dawno nie zdarzyło się zapałać entuzjazmem do serialu, który spotkał się głównie z negatywnym przyjęciem i miał kilka bardzo złych recenzji. Może to nie za dobrze świadczy o indywidualnym guście zwierza ale od pewnego czasu zwykle podobało mu się to co uważano za dobre. Aż przyszedł brytyjski sitcom Crashing – zmiażdżony przez krytykę i awansujący na jeden z ulubionych seriali zwierza w tym sezonie.
Wyjściowy pomysł nie jest szczególnie oryginalny – mamy grupę ludzi, którzy razem pilnują opuszczonego szpitala. Na czym to polega? W Londynie jest sporo budynków które choć mają właścicieli przez pewien czas stoją opuszczone i czekają na zagospodarowanie. Można w nich mieszkać – po podpisaniu umowy z odpowiednią agencją, stając się swoistym strażnikiem budynku. To taka legalna forma squatu – tania, ale wymagająca przystosowania się do średnich warunków mieszkaniowych i konieczności wyprowadzenia się jeśli zajdzie taka potrzeba. Z drugiej strony w świecie gdzie wynajem mieszkań – zwłaszcza w miastach takich jak Londyn staje się co raz droższa, to jakiś sposób na życie – zwłaszcza wśród młodych ludzi.
Tacy właśnie są bohaterowie nowego sitcomu Crashing nadawanego przez brytyjską telewizję Channel 4 znaną z tego, że ich programy zwykle są ostrzejsze niż te nadawane przez BBC czy ITV. Channel 4 miało w ostatnich latach kilka naprawdę dobrych produkcji, więc ogólnie można raczej ufać, tej stacji zwłaszcza jak szuka się nieco bardziej absurdalnego czy mrocznego humoru. Tak więc miejsce które nawet jeśli proponuje widzowi sitcom to nie będzie to proste odegranie historii ze śmiechem z puszki. Do tego zwierza do serialu przyciągnął fakt, że jego pomysłodawczynią i scenarzystką jest znana z Broadchurch Phoebe Waller-Bridge. Nie ma w telewizji wielu sitcomów pisanych przez młode aktorki, a jak już są to zwykle przynajmniej na początku warto na nie rzucić okiem. Zwłaszcza, ze w serialu pojawia się np. Jonathan Bailey (którego zwierz też kojarzy przede wszystkim z Broadchurch) czy Damien Malony (tego z kolei większość czytelników zwierza powinna kojarzyć z późniejszych sezonów Being Human).
Punkt wyjścia jest o tyle dobry, że dzięki temu serial nie ma problemu z wyjaśnieniem nam dlaczego grupa ludzi po dwudziestce spędza ze sobą tyle czasu. Jednocześnie – od razu widzimy, że niezależnie od tego jak dobrze wyglądają bohaterowie i w jak hipsterskim miejscu pracują (jeden z bohaterów jest kucharzem w restauracji która nie podaje sztućców tak by ludzie jedli – jak w tradycyjnej afrykańskiej kuchni – rękami) to po prostu nie mają kasy. To taki odwrotny kierunek od polskich seriali gdzie nawet ubodzy studenci mieszkają w kolorowych pięknie urządzonych mieszkaniach wypełnionych meblami prosto z IKEI. Jednak nie chodzi tylko o wspólne spędzanie czasu. Początkowo relacje między bohaterami wydają się w miarę zrozumiałe – mamy młodą zaręczoną parę która oszczędza na ślub, pyszałkowatego pewnego siebie podrywacza, nieśmiałego nerda, czy szaloną francuską artystkę. W przeciągu dwóch odcinków ten tradycyjny układ zaczyna nabierać jednak nieco nowych barw – kiedy pojawia się Lulu (grana przez pomysłodawczynię serialu) dość denerwująca, znajoma z dzieciństwa jednego z lokatorów.
No właśnie to co się dzieje potem nie wszystkim może przypaść do gustu. Dlaczego? Zwierzowi spodobał się kierunek w który skręcił serial. Pod powierzchnią dość dużej liczby raczej niewybrednych żartów (z których niektóre są śmieszne, a inne zdają się istnieć tylko po to by udowodnić że to nie jest sitcom jak wszystkie inne) kryje się całkiem ciekawe spojrzenie na współczesnych dwudziestoparolatków. Przede wszystkim – co pewnie wielu osobom się nie spodoba – bohaterowie są nieco irytujący. Ale właśnie – wszyscy – trudno tu znaleźć jedną postać która byłaby zgodnie z naszymi wyobrażeniami o programie rozrywkowym „bez winy”. Przy czym niedojrzałość przyjmuje tu różne odcienie – Lulu jest denerwującą osobą która nie ma za bardzo pomysłu na siebie i nie zważa na uczucia innych, ale jest szczera, jej przyjaciel z dzieciństwa mimo, że zaręczony zachowuje się tak jakby nie chciał przepuścić okazji że kiedyś zejdzie się ze swoją przyjaciółką, pewny siebie specjalista od sprzedaży, nie będzie przekonany czy w uroczym nerdzie chce mieć kumpla czy kochanka, zaś francuska artystka będzie uwodzić zagubionego faceta w średnim wieku tylko po to by malować jego smutek na swoich obrazach. Cała ta zbieranina ludzi z jednej strony wydaje się bardziej żałosna niż śmieszna, ale jednocześnie jest w tym jakaś prawda o międzyludzkich relacjach. Przynajmniej zwierz poczuł, że sposób w jaki zachowują się bohaterowie wymyka się standardowym schematom narracji.
Dobrze to widać po dwóch postaciach. Jedna z nich to Sam – wspomniany wcześniej przystojny pewny siebie facet, który dość przypadkowo zaczyna się przyjaźnić z nieśmiałym nerdem. Jednak do samego początku widz czuje, że wątek idzie w nieco innym kierunku niż można przypuszczać. Zwykle bowiem to nieśmiały nerd zakocha się w pewnym siebie facecie i będzie musiał żyć z tym, że tamten go nie chce. Tu zaś mamy ciekawy wątek gdzie Sam właściwie nie wie co czuje i do kogo. I problemem wcale nie jest to z kim nasz bohater miałby sypać, ale to że ewidentnie nie umie opisać i określić swoich uczuć. To taki wątek gdzie człowiek właściwie nie wie co będzie dalej (zwierz widział 5 odcinków z 6 i nie ma pojęcia gdzie nas ten wątek zaprowadzi) a jednocześnie ma się wrażenie, że to jest bliżej realnych ludzkich dylematów niż większość schematów w serialach. Zwłaszcza, że ponownie – w wątku najważniejsza nie jest seksualność bohatera (który jest przekonany, że homoseksualistą nie jest) ale jego emocjonalność.
Z kolei druga ciekawa postać to Kate – teoretycznie wydaje się, że jest naszą główną bohaterką choć serial wcale się na niej nie koncentruje. Mieszka w szpitalu z narzeczonym (to dawny przyjaciel Lulu) i odkładają na ślub. Kate do tego świata nie pasuje, jest spięta i lubi wszystko organizować. No i jest zazdrosna o Lulu. Zwykle takie postacie budzą naszą niechęć – psują zabawę podczas kiedy widz chce tylko, żeby już dwoje zakochanych w sobie przyjaciół z dzieciństwa się zeszło. Tu jednak Kate jest nie mniej irytująca od całej reszty postaci, zaś jej zazdrość wydaje się całkiem uzasadniona. Jednak tym co jest dużo ciekawsze to fakt, że zamiast zmuszać nas do nielubienia Kate (zdecydowanie jest ona łatwiejsza do darzenia sympatią niż Lulu) każe się nam przyjrzeć dziewczynie bliżej. Ostatecznie okazuje się, że jest to bohaterka wychodząca poza granice klasycznego pisania postaci jako „zorganizowanej nie umiejącej się bawić dziewczyny, która chce wziąć ślub jak najszybciej”.
Dlaczego serial ma złe recenzje? Zwierz podejrzewa, że nie do każdego trafi poczucie humoru – które jest strasznie nierównomierne – czasem bywa naprawdę zabawnie ale trochę jak w The Office (znając oczywiście proporcje) czy Girls – dużą rolę w kształtowaniu atmosfery wokół serialu odgrywa wywoływanie zażenowania. To taki zabieg który niektórych odrzuca od seriali – w przypadku zwierza często oznacza, że przynajmniej początkowo program się zwierzowi podoba. Choć jasne – sześć odcinków z tak prowadzonym serialem to trochę co innego niż kilkanaście. Poza tym zwierz ma wrażenie, że od dawna nie widział programu (w założeniu komediowego) w którym nie wiedziałby co w danym odcinku zrobią bohaterowie i co stanie się przedmiotem żartu – co przynajmniej z punktu widzenia zwierza od razu podnosi poziom programu, bo jak się widziało tyle co zwierz to po prostu każde zaskoczenie się liczy.
Zwierz naprawdę nie wie czy program wam się spodoba ale przez ostatni trzy tygodnie zwierz wręcz biegł do komputera by zobaczyć następny odcinek, co bardzo rzadko mu się zdarza. Być może – jeśli będziecie się chcieli zapoznać z serialem – ważne jest to by obejrzeć więcej niż jeden – bardzo sztampowy odcinek – bo po tym pierwszym rzeczywiście można odnieść wrażenie, że wszystko potoczy się zgodnie ze schematem, potem jest ciekawiej. Oczywiście zwierz dopuszcza do siebie, że zawsze jest możliwość, że bardzo spodobał mu się program który jest obiektywnie niedobry – gorsze rzeczy się zdarzały. Co nie zmienia faktu, że zwierz nie może się doczekać ostatniego odcinka który będzie w poniedziałek i dlatego reklamuje wam serial. Może nie będzie zwierz czekał sam.
Ps: Pamiętacie że w Multikinie będziecie mogli zobaczyć Zimową Opowieść? Zwierz bardzo radzi kupić sobie bilety wcześniej bo wygląda na to, że potem może nie być.
Ps2: Koniecznie przyjdźcie a bloga 12.02 – fajny konkurs będzie.