Hej
Zwierz od czasu do czasu pisze wpisy niekoniecznie popkulturalne, zawsze ma potem lekkie wyrzuty sumienia (przecież obiecywał sobie, że nie będzie nie na temat), ale odnosi wrażenie, że skoro to jego blog to ma prawo, zwłaszcza, że tym razem chyba udało mu się napisać o czymś co choć odrobinę zahacza o popkulturę. Z całą pewnością zaś wiąże, ze specyficznym charakterem świąt które właśnie nam minęły, zaś z powodu długiego weekendu jeszcze trochę trwają. Dlaczego zwierz pisze takie wpisy? Nie chodzi o brak weny (zwierz ma milion pomysłów i kilka obietnic do spełnienia). Po prostu jeśli przyjrzycie się pierwszym, pierwszym wpisom zwierza to u zarania swego bloga, zwierz prowadził dość luźne dywagacje, niekoniecznie mające oparcie w faktach i informacjach. Zwierz bardzo miło wspomina ten okres. Od dość dawna blog stał się bardziej profesjonalny, wpisy wymagają researchu, czytania (łącznie z przepisami prawnym – kiedy to się stało?) i długich przemyśleń. Nie zrozumcie zwierza źle – on to naprawdę uwielbia i potrafi zupełnie przez nikogo nie namawiany spędzić godziny, przechodząc od strony do strony (niekoniecznie kończy czytając o NSDAP jak zdaniem znajomego kończą się wszystkie głębsze poszukiwania w sieci). Nie mniej chciałby przywrócić od czasu do czasu wpisy pisane zupełnie z głowy, oparte o takie niekoniecznie udokumentowane przemyślenia zwierza. Nie będzie to za często, ale zwierz chciałby móc od czasu po prostu usiąść i sobie coś napisać. Przy czym nadal będziemy się utrzymywać w tematyce choć odrobinę popkulturalnej bo jednak zwierz zawsze jest zwierzem. Tyle wstępu. Zobaczymy jak wam się spodoba dalej.
Zacznijmy od tego, że zwierzowi rozpadły się buty. Dosłownie, wychodząc z pracy zwierz zauważył, że odpadła mu podeszwa (zauważył to takie delikatne słowo na – o mało się nie zabił o własny but, który przy okazji kompletnie przemókł). Zwierz był trochę zły – to wymarzone buty zwierza z New Looka (zwierz uważa, że buty powinny starczać na dużo dłużej więc napisze nazwę firmy, która ją wyprodukowała) niezwykle modne przypominające adidasy buty na koturnie (coś czego sezon temu zwierz nigdy by na siebie nie założył, biedny niewolnik mody). Widzicie zwierz strasznie chciał sobie kupić te buty w sierpniu, nie miał na nie kasy we wrześniu, dostał je na urodziny w październiku i rozpadły się na samym początku listopada, zanim zwierz zdążył stwierdzić, że są nie modne i obciachowe. Nie płaczcie nad zwierzem spojrzał sobie i udał się do centrum handlowego – zaraz kupił sobie nowe droższe buty, na obcasie i nareszcie może patrzeć ludziom w oczy. Co więcej postanowił zaszaleć i kupił sobie po raz pierwszy w życiu jasno brązowe buty. Serio czyste szaleństwo.
Ale ta nagła niespodziewana utrata butów (przeżycie zaiste traumatyczne), kazała się zastanowić zwierzowi nad tym, jak krótkim jest życiem jego filmowej kolekcji. Oba te fakty, są dość luźno związane ale mózg zwierza automatycznie łączy wszystkie fakty z filmami. Widzicie zbieranie książek to zajęcie dla ludzi naprawdę wyrafinowanych, których los pobłogosławił olbrzymią przestrzenią życiową (czytaj sporym mieszkaniem), oraz pieniędzmi bo przecież zbieranie książek oznacza najczęściej zbieranie starych książek, takich których nie da się nigdzie dostać lub ewentualnie poświęconych jakiejś dziwnej tematyce. Książki takie zbiera się w specjalnie przeznaczonych do tego pomieszczeniach, ewentualnie zajmuje się nimi regał a potem patrzy jak kolejne tomy spadają na głowę domowników (zwierz zna jedną taką kolekcję a nawet nie raz wylądowała ona na jego głowie). Kiedy wchodzi się do czyjegoś domu i jest w nim dużo książek, od razu wnioskujemy, że mamy do czynienia z osobą inteligentną, oczytaną i w ogóle niesamowitą. Co prawda kiedy książki piętrzą się w stosach na parapecie zabierając światło słoneczne zaczynamy patrzeć troszkę podejrzliwej na gospodarza, który od tygodnia nie widział swojego kota, ale ogólnie opinie nadal mamy raczej dobrą.
Zbieranie muzyki liczy się właściwie tylko wtedy kiedy zbierasz winyle, w innym przypadku masz po prostu mnóstwo płyt ewentualnie tony plików na komputerze, który pewnie kiedyś padnie, albo policja w końcu ci go skonfiskuje. Ewentualnie można zbierać nuty (bo przecież nie muzyków). Przy czym z muzyką też nigdy do końca nie wiadomo jak ją zbierać, bo powinno się zbierać utwory świetnych nieodkrytych lub zapomnianych twórców. Ale zawsze pozostaje pytanie – jeśli coś było takie świetne to dlaczego zostało zapomniane albo nie odkryte? Najwyżej zaś z kulturalnych kolekcji, ceni się zbieranie obrazów co nie ma sensu – bo po pierwsze wszystkie naprawdę ważne obrazy wiszą w jakiejś galerii a po drugie obraz artysta tworzy po to by oglądało go jak najwięcej ludzi, jeśli więc kolekcjonujesz sztukę a potem zamykasz ją w swoim domu to zwierzowi wydaje się taka osoba raczej przeciwnikiem sztuki niż jej miłośnikiem. Oczywiście fajnie mieć Rembrandta tylko dla siebie. Ale jeśli tylko ty możesz patrzeć na ten obraz to gdzieś coś poszło tragicznie nie tak.
Z filmami jest dziwna sytuacja. Po pierwsze zbieranie filmów nie jest uważane za cokolwiek poważnego. Wiecie jak sprawdzić czy ludzie uznają coś za poważne. Wyobraźcie sobie, że wpisujecie to do CV w rubryce Hobby (kinematografia światowa – OK, zbieranie DVD z komediami romantycznymi z różnych krajów – nie za bardzo). Może zbieranie specjalnych wydań to prawdziwe zbieractwo, ale z drugiej strony ktoś kto wydaje takie pieniądze tylko dlatego by mieć jak najwięcej wydań specjalnych nadaje się raczej do leczenia. Ale z drugiej strony pomyślcie – macie w domu film którego absolutnie nikt nie ma. I co? I nic bo pewnie nikt go nigdy nie widział. Oczywiście czasem jeśli ktoś zbiera bardzo specyficzne filmy, można zaimponować znajomym (oczywiście jeśli masz w domu Jaszczurkę kontra Morderczą Żabę czy Gnijące Zwłoki 23) ale jeśli po prostu masz sporo filmów, nawet mnóstwo filmów tak naprawdę nikt nie uzna cię za kolekcjonera. Możecie argumentować, że podobnie jest w przypadku książek ale zwierz będzie się kłócił, że część osób traktuje posiadanie mnóstwa książek bardzo poważnie, czego nie można powiedzieć o filmach. Dlaczego? Pomińmy na razie problem tego, jak trudno dostać jakiś film czy serial (choć akurat seriale można zbierać – może dlatego, że są drogie i trzeba wykazać się sporym samozaparciem by zebrać wszystkie sezony). Utrudniona dostępność zawsze jest wyznacznikiem dobrej kolekcji, a w przypadku filmu jeśli coś jest trudno dostępne jest pewnie mało znane i tu wracamy do początku wywodu.
Chodzi o to, że już raz świat pożegnał się z filmowymi kolekcjami. Kiedy VHS pokazały się na świecie ludzie po raz pierwszy mieli możliwość stworzenia swoich filmowych zbiorów. Zwierza strasznie dziwi, że zapomina się jak wielka była to rewolucja. To właśnie wtedy film wskoczył na zupełnie inny poziom odbioru. Jeśli możesz posiadać film i oglądać go ile razy chcesz pauzując gdzie chcesz to jesteśmy w zupełnie innym świecie. Nic więc dziwnego, że okazało się to niezwykle popularne – w Polsce zbierano nie koniecznie oryginalne kasety, ale na zachodzie ludzie potrafili mieć setki tych pięknych kwadratowych przypominających książki opakowań zbierających mnóstwo miejsca. Zwierz obejrzał sobie nie jeden film, w którym bohater ma szeroką kolekcję filmów na Kasetach (pamiętacie Eda – zakochanego w filmie bohatera z półkami pełnymi kaset). Oczywiście wszyscy pamiętamy kiedy to wszystko się skończyło. Przyszły płyty DVD – jedno spojrzenie na wykonaną na zamówienie półkę z kasetami i trzeba było wszystko zacząć zbierać od nowa.
Dziś zwierz, który doskonale pamięta tą wielką rewolucję, która rozegrała się pod koniec lat 90 nie ma wątpliwości. Nikt nie odziedziczy mojej kolekcji DVD. I to nie dlatego, że wchodzą nowe technologie. Zwierz może sobie narzekać na zmiany technologiczne ale nie dziwi się, że zachodzą. Nie mniej nawet gdyby zwierz postanowił się technologicznie zacofać (teoretycznie to możliwe, są przecież nawet dziś ludzie, którzy oglądają kasety). Problem polega na tym, że moje DVD nie dożyją dnia kiedy me spłakane wnuki otworzą testament (zakładam, że będą czekały na to komu zapisał zwierz swój niesamowity majątek, którego podstawą są pieniądze z literackiego Nobla). Zwierz czytał gdzieś, że płyty DVD nie żyją dłużej niż 20 lat. Co więcej zwierz przekonał się, że jest to do prawda. Już teraz ma płyty, które nie działają, lub działają nie dokładnie tak jak zwierz by chciał. Oczywiście niektóre płyty nie działają ponieważ zwierz nie przechowywał ich w odpowiedni sposób. Niestety jeśli nie przechowujesz starych książek w odpowiedni sposób (przy czym zwierzowi chodzi o trzymanie ich na biurku czy na parapecie) okazuje się najczęściej, że książka rozpada się w rękach i nie możesz jej czytać bez rękawiczek, maski itp (mówimy o naprawdę starych książkach)- ale ich treść wciąż jest czytelna. Czego zdecydowanie nie da się powiedzieć o płycie DVD zwierza, na którą kiedyś spadła zwierzowi kanapka z Nutellą (rozumiecie – zwierz stracił i Nutellę i płytę – jednocześnie – życiowa tragedia). Jednak nawet świetnie przechowywane płyty po pewnym czasie przestaną działać. Taka ich mechaniczna natura. Nikt nam za tą utratę danych nie zwrócić pieniędzy, wręcz przeciwnie zarządzają nowych za nowy nośnik.
Co prawda z każdym kolejnym nośnikiem nasz zapis filmu staje się on coraz trwalszy – kaset VHS które zwierz trzyma w domu rodziców nie dało się oglądać już po roku dwóch intensywnego użytkowania, płyt Blu Ray pewnie nie będzie się dawało używać po wielu latach (o ile nie zostaną zastąpione). Nie mniej nawet jeśli czeka nas nowa technologia, to pozostaje jakiś taki żal za tym, że przedmioty, które zwykły żyć dłużej od nas (pamiętacie taki świetny wiersz Szymborskiej) rozstają się z nami co raz szybciej. Co więcej kiedy już je kupujemy wiemy, że rozstaniemy się z nimi szybciej niżbyśmy chcieli. Zwierz patrzy na swoją szafkę z filmami i wie, że patrzy na coś co już właściwie należy do przeszłości i wie, że kiedyś będzie się ich pozbywał. Niezależnie od tego jak bardzo je lubi i ile czasu spędził zbierając filmy które lubi i jaką fortunę na nie wydał (a właściwie on i wszyscy jego krewni). I wiecie co zwierzowi wcale nie jest przykro.
Nie dlatego, że nie przywiązuje się do rzeczy materialnych. Przywiązuje się jak każdy kto nie wstąpił do klasztoru. Nie osiągnął też żadnego konsumpcyjnego zen, w którym rodzi się zgoda na zakup swoich ukochanych filmów na co raz to nowych nośnikach. Po prostu z kolekcją DVD jest trochę jak z butami zwierza. Co z tego, że rozpadły się po miesiącu skoro przez te niecałe trzydzieści dni zwierz miał super wygodne ładne buty. Tak więc moja kolekcja DVD jest skazana na zagładę. Ale i tak zwierz jest prawie pewien, że jest fajniejsza od twojej (OK może nie ale przynajmniej jest idealnie dopasowana do gustu zwierza).
PS: Zwierz obejrzał Bel Ami z Pattinsonem, który to film miał beznadziejne recenzje. I wiecie co zdaniem zwierza świadczy to o lekkim uprzedzeniu recenzentów. Serio Bel Ami to po prostu średni film, na podstawie książki, która oczywiście nikogo nie będzie dziś szokować. Pattinson ma co prawda ze dwa trzy razy głupią minę ale z drugiej strony jego bohater to nie za ciekawy typ. Ogólnie zwierz ma wrażenie, że naprawdę zawiódł materiał a nie sam film.