Home Ogólnie Mroczny Rycerz się potyka czyli Nolan w sidłach realizmu

Mroczny Rycerz się potyka czyli Nolan w sidłach realizmu

autor Zwierz

 

Hej

 

 

Po pre­mierze Prom­e­teusza zwierz pog­nał do klaw­iatu­ry by zmi­ażdżyć film, po pre­mierze Avenger­sów zwierz nie mógł się doczekać by opowiedzieć wam jak dobra była to pro­dukc­ja. Jed­nak ter­az siedząc przy klaw­iaturze i próbu­jąc napisać wam  co sądzi o Mroczny Ryc­erz Pow­sta­je zwierz nie czu­je nic. Nolan ani go szczegól­nie nie roz­złoś­cił, ani zach­wycił, nie zafun­dował mu szyb­szego pul­su nawet przez moment. I to w sum­ie zdaniem zwierza zbrod­nia więk­sza niż gdy­by zafun­dował mu film tak niedo­bry że zwierz nie mógł­by się pow­strzy­mać przed napisaniem kosz­marnie złośli­wej recen­zji. Oczy­wiś­cie Nolan miał na początku pewne utrud­nie­nie — wbrew temu co wielu zna­jomych i czytel­ników zwierza sądzi, zwierz nigdy nie był wielkim fanem try­logii Nolana, przeszkadza­ło mu wiele rzeczy — real­izm, nad­mier­na miejs­ca­mi powa­ga, kreac­ja Chris­tiana Bale’a a zwłaszcza jego kosz­marnie war­czą­cy Bat­man. Nie mniej trze­ba przyz­nać Nolanowi, że w jak­iś sposób był w swo­jej wiz­ji kon­sek­went­ny, kręcąc poważną ekraniza­cję, która miała przede wszys­tkim zach­wycić tych którzy komik­sów na co dzień nie czy­ta­ją i odkrycie przed nimi, że w środ­ku jest coś więcej niż face­ci w śmiesznych ubra­ni­ach jest jakąś rewolucją i rewelacją cytu­jąc reklamę. Tym dzi­wniejsze, że w ostat­niej częś­ci try­logii Nolan poszedł w stronę ekraniza­cji, która jest równie, jeśli nie bardziej komik­sowa od Avengersów.

Poniższa recen­z­ja zaw­iera mniej więcej takie iloś­ci spoil­erów jak batoni­ki bez orzeszków zaw­ier­a­ją ślad­owe iloś­ci orzeszków. Dla nie uczu­lonych na niewielkie spoil­ery — zupełnie nie groźne, dla tych którzy lubią recen­z­je w których nie ma ani odrobiny ujawnienia akcji (nie do napisa­nia) może okazać się bard­zo szkodliwe.

 

Na samym początku jest nawet nieźle — Bruce Wayne siedzi sobie w swo­jej posi­adłoś­ci, niko­go nie chce widzieć. W sum­ie trochę wykurza­ją­ca z niego postać (co z resztą nieste­ty jest sporą wadą kon­strukcji bohat­era, bo wcale nie chce­my go oglą­dać na ekranie).  Na całe szczęś­cie ślicz­na Seli­na Kyle decy­du­je się go okraść i nasz bohater po ośmiu lat­ach siedzenia w poko­ju z przykry­ty­mi mebla­mi (gdzie pan sia­da pan­iczu Bruce?) może wyjść do mias­ta i udawać jak­by nic się nie zmieniło.  Dosłown­ie bo po chwili okazu­je się, że osiem lat siedzenia w poko­ju  nie osłabiło nawet odrobinę jego sprawnoś­ci fizy­cznej (zwierz też tak chce). Co więcej- trochę jak w Incepcji — od tego pier­wszego wyjś­cia na mias­to rozsy­pu­je się worek z wątka­mi — których w pewnym momen­cie jest tak dużo, że nasz Bruce/Batman sta­je się raczej jed­nym z grupy bohaterów a nie głównym bohaterem. To jest z resztą w ogóle cecha tego fil­mu, od początku do koń­ca — jest to — zwierz nie zawa­ha się użyć tak drasty­cznego stwierdzenia — Bat­man bez Bat­mana. Nasz zamaskowany przy­ja­ciel z pijacką chryp­ką pojaw­ia się bowiem dosłown­ie w kilku sce­nach i co więcej częś­ciej dosta­je po nosie niż wygry­wa. Prawdę powiedzi­awszy  zde­cy­dowanie więk­szą odwagą wykazu­ją się w tym filmie inni — mniej uzbro­jeni (lub nie uzbro­jeni), gorzej wytrenowani i w ogóle bardziej ludz­cy. Jeśli zgod­nie z dewizą fil­mu Bat­manem może być każdy,  to z każdą min­utą fil­mu wyda­je się, że zde­cy­dowanie nie powinien to być Bruce Wayne. Nieste­ty wielowątkowość wpły­wa też na kon­strukc­je postaci — nie wszyscy dosta­ją wystar­cza­ją­co dużo ekra­nowego cza­su — co odby­wa się niekiedy ze sporą szkodą dla budowy postaci — najwyraźniejszym przykła­dem jest tu bohater­ka Mar­i­on Cotil­lard (zwierz nie rozu­mie jej gwał­townej kari­ery bo zdaniem zwierza to nie jest dobra aktor­ka), której wątek w pier­wszej częś­ci fil­mu tak epi­zody­czny, ze bardziej iry­tu­je niż intrygu­je (pomi­ja­jąc fakt, że to postać bez żad­nych cech — sze­leszczą­ca papierem od początku do końca)

 Trze­ba przyz­nać, że nowa Kobi­eta Kot to strzał w dziesiątkę choć chemii między nią na Bat­manem jed­nak mniej niż u Bur­tona (ale tam to iskrzyło bardziej niż trochę)

 

Jak wie każdy wiel­bi­ciel komik­su w tym odcinku przygód lata­jącego gry­zo­nia miał się on spotkać ze swoim nemezis czyli Banem. Jako dziecko zwierz czy­tał komiksy, w których pojaw­ił się Bane i musi przyz­nać, że żaden prze­ci­wnik Bat­mana nie wywarł na nim takiego wraże­nia. O ile Jok­er był czystym sza­leńst­wem to Bane był złem reprezen­towanym pod postacią czys­tej nien­aw­iś­ci, siły i wściekłoś­ci. Postać Bane’a osnu­ta tajem­nicą, z jego zasła­ni­a­jącą twarz maską budz­iła prz­er­aże­nie. Bohater nie mówił wiele, nie podawał właś­ci­wie swoich moty­wów był po pros­tu zły, niemożli­wy do prostego poko­na­nia, coś pomiędzy maszyną do zabi­ja­nia a dia­błem wcielonym. Takiego Bane’a moż­na się było bać i właś­ci­wie tylko taki bohater sym­bol­izu­ją­cy zło samo w sobie miał szan­sę pokon­ać Bat­mana — odrzu­ca­jąc na bok motywację innych jego prze­ci­wników, nie mając słaboś­ci w postaci sza­leńst­wa Bane mógł i nawet pokon­ał Bat­mana. Tym­cza­sem w filmie początkowo tajem­niczy Bane sta­je się po pros­tu dość dobrze zaopa­tr­zonym ter­ro­rys­tą, co więcej kosz­marnie gadatli­wym (Nolan musi lubić zniek­sz­tałce­nia gło­su,  co nieste­ty nie jest zawsze dobre — dialo­gi war­czącego Bat­mana z elek­tron­icznym Banem są trochę nie zamierze­nie komiczne) i z biegiem akcji zupełnie nie tajem­niczym. Tom Hardy nie jest zły w tej roli, ale sama rola po raz kole­jny pokazu­je, że sce­narzyś­ci zde­cy­dowanie lep­iej radzą sobie z taki­mi sza­leń­ca­mi jak Jok­er niż z bohaterem, którego motywac­je powin­ny być w sum­ie zupełnie nie jasne. Najwyraźniej owa wiz­ja zła, które nie potrze­bu­je uza­sad­nienia dla swoich poczy­nań nadal wyda­je się być nieco zbyt drastyczna.

 

Co do samego sce­nar­iusza to pomi­ja­jąc wielowątkowość (nie żeby zwierz chci­ał his­torii prostej jak drut ale w pewnym momen­cie odnosił wraże­nie że bohaterom po pros­tu nie star­cza cza­su na reflek­sję) ma on dwa poważne błędy. Pier­wszy zwierz wyty­ka jako socjologo/historyk.  W Gotham panu­je niezwyk­le surowe pra­wo prze­ciw przestępc­zoś­ci — tak surowe, że wyka­sowało przestępc­zość do cna ale nie trze­ba zbyt dłu­go myśleć by dostrzec, że nie jest to pra­wo zgodne ze wszys­tki­mi zasada­mi praw człowieka. Kto wyty­ka nam na ekranie ten prob­lem — nikt inny jak sam Bane. Co więcej zna­jąc kazus Guan­tanamo nie trud­no mu przyz­nać nieco racji. Dru­ga sprawa to fakt, że Bane zaprowadza w Gotham mieszankę ter­roru jako­bińskiego (niek­tóre sce­ny są wręcz podręcznikowo przepisane z kart his­torii) i rewolucji październikowej. Cała jego rewoluc­ja odby­wa się  pod hasła­mi antykap­i­tal­isty­czny­mi i antysys­te­mowy­mi. Prob­lem pole­ga na tym, że w chwili kiedy  z powodu kryzy­su takie nas­tro­je panu­ją wśród społeczeńst­wa może się okazać, że zami­ast dostrze­gać prz­er­aża­ją­cy ter­ror takiej reto­ry­ki poki­wa­ją głowa­mi. Inny­mi słowy — zan­im zro­bi się scenę, w której ter­ro­ryś­ci wchodzą z kara­bi­na­mi na giełdę,  trze­ba dobrze prze­myśleć czy społeczeńst­wo nie będzie się w pełni sol­idary­zować z ter­ro­rys­ta­mi a nie prz­er­ażony­mi mak­lera­mi. Zwierz nie zarzu­ca niko­mu, że ma poglądy zbliżone bardziej do Lyonu niż Paryża (wraca­jąc do rewolucji fran­cuskiej) ale jego zdaniem moż­na było odłożyć na półkę prob­lematykę nierównoś­ci społecznych. Zwłaszcza, że sam film nic tutaj nie doda­je, nie otwiera na nic oczu i trak­tu­je ten prob­lem jedynie jako pretekst. Dru­gi zarzut to poważny prob­lem z dialoga­mi. Otóż bohaterowie trochę za częs­to w tym filmie  decy­du­ją się na mowy. Zwierz nal­iczył ich kil­ka — z całą pewnoś­cią ma je każdy bohater, ma je też na nieszczęś­cie zły (i to więcej niż jed­ną!) co powin­no zostać całkowicie zabronione(z wiadomych powodów). Mowa dobra rzecz ale dawkowana — tym­cza­sem kiedy każdy mówi jak­by trzy­mał w kieszeni przy­go­towaną od kilku miesię­cy prze­mowę spec­jal­nie na tą okazję — cóż wtedy film traci wiary­god­ność i tem­po, a przede wszys­tkim sta­je się po pros­tu nudny.

 Niekiedy moż­na odnieść wraże­nie, że przez więk­szość cza­su Batman/Bruce stoi i słucha co mają mu do powiedzienia inni.

 

Zwierz pisał, że to film najbardziej komik­sowy — i tak rzeczy­wiś­cie jest. Pewne przesko­ki w akcji — kiedy nasi bohaterowie nagle zna­j­du­ją się wszyscy w jed­nym miejs­cu, lub kiedy bard­zo szy­bko zmieni­amy scener­ię — to typowe zabie­gi komik­sowe.  Komik­sowe jest tu też pode­jś­cie do nau­ki, pra­cy policji i służb miejs­kich — zwierz nie chce za wiele zdradzać, ale bez odrobiny dobrej woli  nie da się tego fil­mu oglą­dać nie zada­jąc sobie co chwile pyta­nia jak to w ogóle możli­we. I tu Nolan nadzi­ał się na włas­ny nóż — 90% zarzutów naukowo/technicznych zwierz porzu­cił­by gdy­by twór­ca nie wmaw­iał mu przez ostat­nie kil­ka lat, że to poważ­na ekraniza­c­ja “na serio” gdzie wszys­tko jest w jak­iś sposób real­isty­czne.  Ale sko­ro Nolan uparł się, że ten Bat­man będzie poważny,  to lista  zarzutów zwierza robi się mniej więcej równie dłu­ga co napisy koń­cowe do fil­mu. Inny­mi słowy — zwierz może bez mrug­nię­cia okiem uwierzyć w każdą naukową niedorzeczność w Avenger­sach ale to samo w Bat­manie budzi w nim sprze­ciw.  Do tego w budowa­niu pewnych wątków nieste­ty zabrakło cza­su na ory­gi­nal­ność, przez co są zbiorem kosz­marnych wręcz klisz — nieste­ty widać to zwłaszcza w wątku Bat­mana, którego his­to­ria gdzieś w środ­ku fil­mu jest jed­ną wielką fil­mową kliszą — do tego stop­nia, że nawet nie prze­j­mu­jesz się losem bohat­era, bo mając nabytą wcześniej wiedzę o roz­wo­ju tego typu wątków po pros­tu wiesz co jest dalej.  Może­cie zarzu­cić zwier­zowi że schematy­czność nie jest domeną komik­su, ale z całą pewnoś­cią jest moc­no wpisana w ten gatunek od samego początku. Nie oznacza to, że wszys­tkie komiksy są schematy­czne ale pewne rzeczy muszą się w nich po pros­tu zdarzyć i wyglą­dać tak a nie inaczej. Schematy­czne jest też zakończe­nie fil­mu, które zdaniem zwierza Nolan skopał przez jego zbyt­nią dosłowność.  Zwierz uważa, że nieco inny mon­taż i dostal­ibyśmy coś równie ciekawego co ostat­nia sce­na X‑menów 3 (dobre zakończe­nie fatal­nego fil­mu) a tak wszys­tko zostało nam podane kawa na ławę co nieste­ty psu­je cały efekt.

 

Dobra czy w takim razie jest po co iść na Bat­mana? Cóż zdaniem zwierza to nie jest aż taki zły film, tylko to nie jest dobry film o Bat­manie. Anne Hath­away jako Kobi­eta Kot sprawdza się świet­nie i naprawdę z przy­jem­noś­cią obser­wu­je się ją na ekranie — jej postać jest zde­cy­dowanie dobrze napisana i bard­zo dobrze zagrana . Jest przy tym tak inna od Michelle Pfeif­fer, że nie ma pokusy dokony­wa­nia porów­nań i usta­la­nia kto jest lep­szy — to po pros­tu dwie zupełnie różne posta­cie. Zawsze warto pójść też do kina dla Michela Caine w roli Alfre­da — zwierz zawsze jest pod wraże­niem jak bard­zo ludzką postać udało się stworzyć aktorowi przy wyko­rzys­ta­niu tych swoich kilku min­ut jakie ma na ekranie — kiedy Alfred płacze z Alfre­dem płacze cała sala.  Jed­nak przede wszys­tkim warto do kina iść na komis­arza Gor­dona czyli Garego Old­mana. Zdaniem zwierza bard­zo cien­ka linia dzieli ten film od bycia his­torią dziel­nego komis­arza Gor­dona ‚który ratu­je Gotham niemalże w poje­dynkę. Old­man jest przy tym jak zwyk­le świet­ny i ma w sobie zde­cy­dowanie więcej charyzmy niż Chris­t­ian Bale.  Sprawdza się też Joseph Gor­don — Levitt w roli młodego dziel­nego polic­jan­ta. Prawdę powiedzi­awszy on jeden rusza w tym filmie głową i sko­ro z tej czyn­noś­ci rezygnu­je Bat­man to sym­pa­tią trze­ba darzyć nowego bohatera.

 

 Kibicu­je­my bohaterowi Gor­dona-Levit­ta bo myśli ale miejs­ca­mi jest odrobinę za bard­zo idealny

 

A sko­ro przy Chris­tian­ie Bale jesteśmy.  Jak wiecie zwierz za nim nie przepa­da. Jed­nak tym razem miał wraże­nie, że Bale obiek­ty­wnie źle gra. Pomi­ja­jąc fakt, ze ktoś kazał mu za bard­zo schud­nąć co spraw­iło, że przez pier­wszą część fil­mu przy­pom­i­nał bardziej niedoży­wionego żebra­ka niż mil­iardera ze zła­manym sercem, to jego min­i­mal­isty­czny sposób gry zaprowadz­ił go tu zupełnie na manow­ce. Gra Bale’a jest do tego stop­nia żad­na że zwierz cieszył się kiedy aktor znikał z ekranie pozostaw­ia­jąc go ludziom, którzy grali zami­ast recy­tować swo­je kwest­ie. Do tego Bat­man Bale’a jest w tym  filmie aro­ganc­ki, nie szczegól­nie bystry  ( co jest olbrzymią zbrod­nią wobec tej wybit­nie inteligent­nej postaci) i jak­iś taki kosz­marnie niepo­rad­ny. Być może Bale jest już zmęc­zony graniem Bat­mana i chęt­nie  zrezygnu­je z roli i obow­iązkowego budowa­nia niesamowitej musku­latu­ry. Niechęt­ny aktor w roli tytułowej — to pewien prob­lem i być może dlat­ego Bale zni­ka z ekranu na całe wie­ki co jest z pożytkiem dla fil­mu ale nieste­ty  nie wystar­cza komuś kto przyszedł do kina oglą­dać Batmana.

 

Jed­nak najwięk­szy zarzut jaki moż­na postaw­ić Nolanowi — to że właś­ci­wie opowiedzi­ał nam jeszcze raz ta samą his­torię. Przyglą­da­jąc się jej głównym skład­owym kom­po­nen­tom, doda­jąc do tego wyko­rzys­tane efek­ty spec­jalne, pewne uję­cia, skalę prob­le­mu, sposób kręce­nia mias­ta (po którym odrobinę za bard­zo zdaniem zwierza widać że to Nowy Jork a nie żadne Gotham) czy samej obsadzie, dochodz­imy do wniosku, że już to widzieliśmy. Co więcej widzieliśmy to w poprzed­nim filmie o Bat­manie. I tu pojaw­ia się prob­lem — zdaniem zwierza Nolan nie mógł prze­bić Mrocznego Ryc­erza. Nie dlat­ego, że nie da się nakrę­cić lep­szego fil­mu ale dlat­ego, że dobre pier­wsze wraże­nie moż­na zro­bić tylko raz. Tak więc idio­ty­czne było iść jeszcze raz tą samą drogą — prowadz­ić to musi do nieuchron­nej poraż­ki — zwłaszcza w porów­na­niu z jed­nak nowa­torskim Mrocznym Ryc­erzem. Szko­da że Nolan nie zde­cy­dował się opowiedzieć zupełnie inną his­torię. Może tym razem bardziej kam­er­al­ną, nie angażu­jącą ponown­ie każdej ywej duszy w Gotham. Inna his­to­ria nie skła­ni­ałabym do porów­nań, które zawsze muszą wyjść  na nieko­rzyść nowego pow­tarza­jącego schematy filmu.

 

Może­cie powiedzieć, że zwierza zapewne zaw­iodły oczeki­wa­nia, ale prawdę powiedzi­awszy zwierz miał “bad feel­ings about this” mniej więcej od momen­tu pre­miery pier­wszego trail­era (na dowód TA not­ka). Kole­jne zach­wycone recen­z­je też zwierza wprowadz­iły w stan lekkiej zad­umy —  wydawały się bowiem o ton za dobre. Z resztą dobrze zwery­fikowały to pier­wsze recen­z­je widzów, które moc­no odb­ie­gały od zach­wytu kry­tyków. W każdym razie w niedzielę kiedy zwierz wybrał się do kina nie było już jed­nego zda­nia na tem­at tego co zwierz zobaczy. I wraca­jąc do  początku. Widzi­cie zwierz ma taki sposób mierzenia swoich odczuć po sean­sie. Wyobraża sobie,  że ktoś ofer­u­je mu za dar­mo bilet by zwierz obe­jrzał film jeszcze raz następ­nego dnia.  W przy­pad­ku filmów bard­zo dobrych ale i bard­zo złych wyobraź­nia zwierza częs­to odpowia­da TAK.  Na przykład Prom­e­teusza zwierz obe­jrza­ł­by jeszcze raz — nawet po to by wyła­pać więcej dzi­ur. Ale Mroczny Ryc­erz Pow­sta­je to seans  zde­cy­dowanie jed­no­ra­zowy.  Bo taki film musi zwierza albo zden­er­wować albo ucieszyć. Kiedy zostaw­ia go obo­jęt­nym wtedy czas wezwać innego super bohatera.

I jeszcze dwa słowa dla tych, którzy być może pod­niosą głos, że jak to być może że Spi­der-man się zwier­zowi podo­ba a Bat­man nie. Otóż jest to jeden z głównych powodów dla, których zwierz nie korzys­ta z żad­nej skali ocen, gwiazdek itp. Nie sposób zdaniem zwierza położyć wszys­t­kich filmów na jed­nej skali, nawet jeśli filmy te są ekraniza­c­ja­mi komik­su. Tak więc to nie jest tak że Spi­der-man podobał się zwier­zowi bardziej niż Bat­man. To jest tak, że Spi­der-man się zwier­zowi podobał, Bat­man się zwier­zowi śred­nio podobał. Łączność między tymi dwoma fak­ta­mi jest dość nikła. W tym akapicie warto też zaz­naczyć, że zdanie zwierza dość drasty­cznie się różni od zda­nia więk­szoś­ci pol­s­kich recen­zen­tów — zwierz pode­jrze­wa, że to wynik mniejszego niż w przy­pad­ku bard­zo wielu widzów zach­wytu zwierza nad try­logią Nolana jako taką. A może ze zwierza z natu­ry jest malkontent.

 

Ps : Tegoroczny Bat­man kończy sezon super bohater­s­kich filmów na które czeka się od tak daw­na. Ter­az przestaw­iamy się na czekanie na Hob­bita i kto wie może powoli zwierz zaczy­na czekać na Supermana.

Ps: Ponu­ra — to naprawdę nie jest tak że mi się wszys­tko nie podoba.??

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online