Home Ogólnie Musisz pokochać Brutusa czyli klucz do Id Marcowych

Musisz pokochać Brutusa czyli klucz do Id Marcowych

autor Zwierz

Hej

Zwierz ma prob­lem z Ida­mi mar­cowy­mi. Po pier­wsze nie chce być ponown­ie tym starym zrzędą, które­mu nie podo­ba się film, który spodobał się wszys­tkim. Po drugie  zwierz nie ma wąt­pli­woś­ci, że to całkiem niezły film. Ale żeby się spodobał trze­ba spełnić jeden bard­zo ważny warunek — nie moż­na się za bard­zo intere­sować poli­tyką i kine­matografią.  Bo jeśli wykazu­je się zbyt­nie zain­tere­sowanie i jed­nym i drugim to ten sprawnie zre­al­i­zowany film poli­ty­czny okaże się po pros­tu powtórką z rozry­w­ki. Jeśli człowiek nato­mi­ast ma jeszcze jakiekol­wiek złudzenia — wtedy cóż — to jeden z ład­niej zre­al­i­zowanych filmów, które pozwala­ją się z nich wyleczyć.  Nieste­ty zwierz nie ma złudzeń, a filmów obe­jrzał zde­cy­dowanie za dużo w swoim życiu, więc pozosta­je mu oce­ni­ać film w sposób umi­arkowanie entuzjastyczny.

 

 

 Tym razem bru­tal­nie prawdzi­wy plakat ma trochę racji — twarze obu panów podob­nie jak i urok oso­bisty zag­nały do kina pewnie nie jed­ną osobę nie zain­tere­sowaną losa­mi kraju

 

        Ponoć za skom­p­likowany sys­tem wybor­czy w Stanach Zjed­noc­zonych należy winić Polaków. Kiedy USA wys­forowało się na niepodległość i szukało jakiegoś sys­te­mu wybiera­nia prezy­den­ta przyjrzano się jedyne­mu państ­wu, w którym ist­ni­ała prak­ty­ka wybiera­nia wład­cy spośród kandy­datów na najwyższe stanowisko w kra­ju. Po krótkiemu przyjrze­niu się temu jak dzi­ała wol­na elekc­ja jed­no było pewne. Jeśli prezy­dent USA ma być wybier­any to na pewno nie w wyb­o­rach powszech­nych. Nikt nie chci­ał mieć takiego bezhołowia jak w Rzecz­pospo­litej. Ile w tym prawdy — trud­no dziś orzec, ale sys­tem, który miał ura­tować USA przed chaosem spraw­ił, że dzisiejszy sys­tem zdoby­wa­nia popar­cia w Stanach daje ide­al­ną poży­wkę tym twór­com, którzy chcą pokazać, że w poli­tyce wybor­ca jest najm­niej ważny.

 

       W filmie przyglą­damy się prawyborom w par­tii demokraty­cznej w Ohio. Teo­re­ty­cznie ten stan nie powinien budz­ić naszych emocji — nie ma tam ani zbyt wiel­kich miast, ani też cen­trów władzy. No ale jeśli nasz kandy­dat zdobędzie głosy w tym stanie, to właś­ci­wie zostanie wybrany na kandy­da­ta na prezy­den­ta, a ponieważ wiado­mo, że demokraci wygra­ją wyś­cig do Białego Domu to stawka toczy się tutaj o Prezy­den­turę. I tu pojaw­ia się pier­wsza słabość fil­mu — mimo, że teo­re­ty­cznie chodzi o najważniejsze stanowisko w kra­ju, to jed­nak wciąż oglą­damy kam­panię w Ohio. Być może z nar­ra­cyjnego punk­tu widzenia należało by to uznać za plus ( brak poli­ty­ki w sty­lu glam­our, bezosobowe motele, hotele i sale kon­fer­en­cyjne) ale wiz­ual­nie czyni to film bard­zo nieciekawym. Choć Clooney bawi się światłem i kadrem ( całkiem sprawnie trze­ba mu przyz­nać), to jed­nak wciąż jesteśmy w miejs­cach nie ciekawych bez odpowied­niej do opowiadanej his­torii skali. Opowieść opowieś­cią ale film musi też przy­cią­gać obrazem. Ten nie jest brzy­d­ki ale zde­cy­dowanie nud­ny, miejs­ca­mi wręcz monotonny. 

 

 Mniej efek­towny od ofic­jal­nego plakatu ale za to zde­cy­dowanie bliższy ekra­nowej prawdzie, bo w filmie chodzi o Ohio.

 

Clooney obsadz­ił się w roli kandy­du­jącego guber­na­to­ra i był to wybór świet­ny. Guber­na­tor jest bowiem w filmie postacią ciekawą bo w sum­ie dru­go­planową. Przys­to­j­na połowa twarzy ( nie żeby dru­ga była nie przys­to­j­na) Clooneya spoglą­da­ją­ca na nas z plakatów to wabik na fan­ki.  Postać Guber­na­to­ra zbu­dowana jest tak, że jest on obec­ny w każdej niemal sce­nie i roz­mowie, ale niekoniecznie fizy­cznie. Jego głos słyszymy z telewiz­ji i  nagrań, jest on punk­tem odniesienia dla bohaterów, ale sam  najczęś­ciej pojaw­ia się w tle.  Jest to postać, która pojaw­iać się nie musi ale i tak jest pod­miotem gry.  Ciekawa kon­strukc­ja, choć ponown­ie dobrze nam znana — każdy bowiem zna ten rodzaj fil­mu poli­ty­cznego, w którym cała niemal poli­ty­ka roz­gry­wa się wyłącznie między członka­mi sztabów, dla których sukces poli­ty­ka jest kwest­ią nie poli­ty­czną a zawodową. Ale Clooney  dobrze gra swo­ją rolę nie tylko dlat­ego, że odd­a­je pole innym aktorom. Jego bohater speł­nia bowiem dwa pod­sta­wowe warun­ki — po pier­wsze — nikt nie ma wąt­pli­woś­ci, że tak powinien wyglą­dać prezy­dent USA, a po drugie kiedy już w końcu dostanie swo­ją scenę gra w niej świet­nie. Drob­nym prob­le­mem jest tylko to, że o guber­na­torze wiemy niewiele. Oczy­wiś­cie z mów poli­ty­cznych szy­bko wyła­nia nam się lib­er­al­ny postępowy demokra­ta. Ale, trochę za mało wiemy o nim jako o człowieku. Co zdaniem zwierza ma jed­nak znacze­nie zwłaszcza w kon­tekś­cie jego relacji z głównym bohaterem.

 

 Clooney nie boi się bezpośred­nich naw­iązań, a może próbu­je nam pokazać, że nie trud­no uwierzyć w jego kandydaturę

 

Jed­nak jak już zwierz wspom­ni­ał jest on postacią bardziej z tła niż z pier­wszego planu.  Tu niepodziel­nie królu­je Gosling. Zwierz ma prob­lem z jego bohaterem ( bo aktorsko nie ma mu raczej nic do zarzuce­nia). Wyda­je się, że w filmie, w którym posta­cie są dość prze­myślane ten bohater został napisany źle. Teo­re­ty­cznie mamy bowiem do czynienia z facetem młodym ale doświad­c­zonym. Już na samym początku fil­mu deklaru­je on, że nie jest żół­todziobem i nie ma złudzeń co do zasad prowadzenia poli­ty­ki. Jed­nak im dłużej mu się przyglą­damy tym bardziej widz­imy, że to niepraw­da, że nasz bohater wciąż jeszcze wierzy, że poli­ty­ka moż­na pro­mować bo wierzy się w jego poglądy. To spo­ra rysa na tym charak­terze, ale jed­nocześnie dowód, że USA wciąż nie jest gotowe na bohat­era, pozbaw­ionego złudzeń w punkcie wyjś­cia i nawet jeśli film ma mu je bru­tal­nie ode­brać to jed­nak wszys­tko ma się odbyć na naszych oczach. Ale to nie jedy­na wada głównego bohat­era. Tym co zwier­zowi najbardziej przeszkadza­ło to fakt, iż ani odrobinę nie pol­u­bił tego młodego ener­gicznego speca od wiz­erunku. Nie miał ku temu pod­staw, ponieważ  właś­ci­wie nic o nim nie wie, co praw­da wszyscy go chwalą, że taki zdol­ny, ale to za mało by się do niego przy­wiązać. Film z resztą nie pozostaw­ia miejs­ca na pol­u­bi­e­nie bohat­era ani na lep­sze go poz­nanie. Zdaniem zwierza w tym “niedopisa­niu” postaci widać spuś­ciznę sce­ny ( film bazu­je na sztuce teatral­nej) — w teatrze moż­na nam podrzu­cić kil­ka  nakreślonych led­wie postaci i roze­grać między nimi dra­mat. Ale kino — zde­cy­dowanie mniej umowne potrze­bu­je dopowiedzenia. I tu właś­ci­wie zwierz ma najwięk­szy zarzut do fil­mu. Nic go nie obeszło to co dzi­ało się z bohaterem. Więcej zwierz wiedzi­ał do czego zmierza akc­ja ale nie miał w sobie żad­nych uczuć. Jego tri­umf czy klęs­ka, szczęś­cie czy nieszczęś­cie były zwier­zowi bard­zo głęboko obo­jętne. A nie powinny.

 

 

 Zwierz nie ma wiele do zarzuce­nia reży­serii. Choć ten kadr zwierz chy­ba już gdzieś widział.

 

Jak już zwierz powiedzi­ał, nie oznacza, że jest to film zły. Raczej dość wtórny, i trzy­ma­ją­cy się bez­piecznie ram gatunku. Kiedy nikt nie patrzy show krad­ną  Philip Sey­mour Hoff­man i Paul Gia­mat­ti. To ich bohaterowie, a nie  przys­to­jni panowie z plakatu roz­da­ją prawdzi­we poli­ty­czne kar­ty. Co więcej — to ich bohaterowie wyda­ją się stworzeni z krwi i koś­ci. Zwierz musi przyz­nać, że zde­cy­dowanie chęt­niej obe­jrza­ł­by tych dwóch panów z brzuszkiem roz­gry­wa­ją­cych między sobą losy kra­ju, niż dwóch pięknych mężczyzn z dylemata­mi, które ci bohaterowie dawno mają za sobą. No ale może w innym filmie. Dobra jest też pojaw­ia­ją­ca się jedynie na chwilkę Marisa Tomei jako dzi­en­nikar­ka. Nato­mi­ast min­sem wyda­je się obsadze­nie w roli stażys­t­ki Evan Rachel Wood — jej postać powin­na wydać się nam przede wszys­tkim niewin­na — to warunek konieczny byśmy prze­jęli się tym co ją spotkało. Tym­cza­sem Wood choć nie gra źle to jed­nak na niewin­ną nie wyglą­da, a co ważniejsze — zupełnie nie wyglą­da na dziew­czynę dwudziesto­let­nią, co wyda­je się dość ważnym ele­mentem tej postaci. 

 

 Tam gdzie na plakat­ach są przys­to­jni mężczyźni zwyk­le najlepiej gra­ją panowie mniej urodzi­wi. Zwierz strasznie żału­je, że nie ma ich na ekranie więcej

 

Co do reży­serii — jak już zwierz wspom­ni­ał — kadry są ładne, muzy­ka co charak­terysty­czne w fil­mach Clooneya świet­na , zaś ele­men­ty łączące poszczególne sce­ny ( ponown­ie, czuć spuś­ciznę teatru — bo film ewident­nie dzieli się na bard­zo udra­maty­zowane praw­ie teatralne roz­mowy) spraw­ie­nie zre­al­i­zowane, roz­gry­wa­jące się częs­to bez słów. Nie ma tu żad­nych niepotrzeb­nych ele­men­tów ( choć zwierz wyciął­by jed­ną scenę pod koniec jako zbyt mor­al­iza­torską), film jest jak to się ład­nie mówi wys­tu­diowany, wygład­zony, niemal asce­ty­czny. To z resztą ponown­ie znak rozpoz­naw­czy Clooneya, który tworzy kino o jakim się częs­to zapom­i­na, a które moż­na chy­ba zamknąć w słowie “porządne”. Tylko zwierz nadal nie wie czy to kom­ple­ment czy najwięk­szy zarzut.

 

Zwierz nie pokochał Bru­tusa, nie zau­fał Cezarowi i tak Idy Mar­cowe pozostaw­iły go niewzruszonym

 

Wróćmy na koniec do tytułowych Id Mar­cowych. Kiedy zwierz czy­ta dzieje Juliusza Cezara, lub oglą­da jego życie w seri­alu czy filmie zawsze gdy nad­chodzi dzień Id Mar­cowych zwierz czu­je niepokój. Niepokoi się o losy Cezara, czu­je napię­cie Bru­tusa, nie wie jak się zachowa Marek Anto­niusz. Emoc­je się­ga­ją zen­i­tu kiedy zwierz wie, że za chwilę pad­nie pier­wszy cios. Zwierz ma ochotę krzyknąć, pow­strzy­mać ich wszys­t­kich. Przez chwilę ma gdzieś losy repub­li­ki i chce by nikt niko­go nie mor­dował. Ale jed­nak zawsze dzieje się to co się zdarzyło. Zwier­zowi trud­no się pogodz­ić z niezmi­en­noś­cią wydarzeń przeszłych. Poli­ty­ka, losy zwykłych ludzi, ci którzy prag­ną mieć za dużo i ci, którzy się tego obaw­ia­ją. Kon­flikt między lojal­noś­cią a intere­sem państ­wa, między przy­wiązaniem do idei a przy­wiązaniem do człowieka. Wszys­tko to może być pasjonu­jące albo nudne i przewidy­walne. Chodzi o to byśmy nie mogli się zde­cy­dować między Cezarem a Bru­tusem. By losy Repub­li­ki były nam równie nie obo­jętne co spiskow­com, byśmy kochali Cezara tak jak kochał go lud. Żeby ten pier­wszy cios uderzył też w nas. I tego właśnie w Idach Mar­cowych 2012 braku­je najbardziej. ?

 

Ps: Po drob­nej posusze — tem­atowa powódź. Tak więc w najbliższych dni­ach oprócz memów i Artysty na blo­ga zawi­ta także Neil Gaiman.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online