Zwierz czasem zapomina że wśród jego czytelników są ludzie młodzi a nawet – z perspektywy zwierza bardzo młodzi. Na przykład tacy którym do matury został tylko tydzień (a właściwie to sześć dni) i pewnie właśnie uświadomili sobie, że to zbyt blisko by nauczyć się absolutnie wszystkiego. Dla nich więc zwierz pisze ten wpis.
Kiedy byłam młodsza – w wieku, kiedy rytm spraw ważnych wyznaczają kolejne egzaminy i listy na których zamiast naszych nazwisk jest cyferka albo PESEL, wydawało mi się – jak wszystkim, że kiedy już pokażą mi moje wyniki, poklepią po plecach, poinformują że zdałam to wtedy naprawdę będę szczęśliwa. Pierwszy zonk pojawił się kiedy nie dostałam się do wymarzonego liceum, drugi kiedy spojrzałam na wyniki matury z polskiego i były łagodnie mówiąc beznadziejne, trzeci kiedy nie przyjęto mnie na studia doktoranckie o których tak marzyłam. Za każdym razem wydawało mi się, że nic nie zapełni jakiejś ziejącej pustki która się we mnie otwierała. Bo przecież jak to tak, tu człowiek ciężko pracuje, snuje plany a zamiast tego – żadnej nagrody, której się spodziewał. Do sukcesów człowiek przyzwyczaja się dość łatwo, ale kiedy coś się nie uda, zawsze przyjmujemy to z zaskoczeniem. Jakby ktoś się nie wywiązał z umowy.
Coś się nie udawało a mnie otaczała pustka i przekonanie, że skoro nie wyszło to koniec. Drzwi się zatrzasnęły a ja zostanę taka niewykształcona, nieprzyjęta, nie wystarczająco dobra.Oczywiście potem okazywało się, że jednak sytuacja nie jest taka beznadziejna. Liceum do którego ostatecznie poszłam było średnie, ale nie dla mnie, bo ja trafiłam na fenomenalnego polonistę, który zaszczepił we mnie miłość do poezji. Matura z polskiego nadal nie jest doskonała ale okazało się, że w tamtym roku dużo bardziej liczyło się to, że mój (także mało imponujący) wynik z historii był lepszy niż wynik większość maturzystów. Na jedne studia doktoranckie mnie nie przyjęto, więc poszłam na inne, które okazały się zdecydowanie ciekawsze a ja sama odkryłam, że wyrwawszy się z kręgu jednego wydziału mam zdecydowanie więcej radości. Plus udało mi się załapać do grantu. Nic z tego nie przydarzyłoby się gdybym poszła drogą którą sobie wcześniej zaplanowała i wymarzyłam. Co więcej, za każdym razem kiedy coś się nie udawało, okazywało się – co nie jest zaskakujące, że w ogóle nie mam pojęcia co może dla mnie przygotować los. Moje plany zawsze okazywały się nudne, blade i schematyczne w porównaniu z ciekawymi zawirowaniami jakie oferuje życie.
W życiu bywają chwile naprawdę przełomowe i decyzje które zmieniają wszystko. Ale niestety nigdy do końca nie wiemy które dokładnie to chwile i decyzje. W dniu egzaminu magisterskiego wydawało mi się, że ukończenie studiów napełni mnie radością i szczęściem. A przepłakałam pół dnia, mimo, że po obronie promotor zadzwonił powiedzieć mi, że pewnie dostanę dyplom z wyróżnieniem. Płakałam głównie dlatego, że zdałam sobie sprawę, że skończyłam studia i nic się nie zmieniło. A przecież słońce miało świecić jaśniej a ja miałam mieć doskonały pomysł na siebie. Nie miałam. Na dodatek padało. Któregoś dnia po południu otworzyłam komputer i napisałam w nim kilka stron tekstu. Ot dla przyjemności bo nigdy wcześniej nic co pisałam nie rozrosło się do rozmiarów książki. W maju te parę stron które się trochę rozrosło wyjdzie drukiem. Na całe szczęście jestem już trochę starsza więc wiem, że 18.05 nie będzie różnił się niczym od pozostałych dni. Rano pojadę uczyć seniorów o kinie, wieczorem wpadnę do telewizji (brzmi burżujsko ale znając mnie będę podekscytowana głównie tym, że ktoś mi zrobi makijaż). Tyle. Nie obudzę się inna, szczęśliwsza, ważniejsza, bardziej oswojona z tym czego się boję. Tak bowiem już jest z tymi niesłychanie ważnymi datami, że w ogóle nie chcą się pokrywać z tym co nam się wydaje, że jest ważne. Serio czasem człowiekowi jeden piątkowy wieczór może namieszać w życiu bardziej niż wszystkie matury i obrony świata.
Z maturami trochę tak jest że przypisujemy im znaczenie magiczne. To nie tylko egzamin z wiedzy ale też przepustka do całego późniejszego życia. Do naszych marzeń planów, studiów, snów. W chwili kiedy ją zdajemy nie możemy być mądrzejsi niż jesteśmy – więc całkiem poważnie wydaje się że jeśli oblejemy to nic nas dobrego nie czeka. Jeśli zdamy za słabo i nie dostaniemy się na wymarzony kierunek studiów – czeka nas przepaść i cierpienie. Zwierz doskonale pamięta cały ten zestaw uczuć. I choć do matury podchodził już pewien że będzie studiować (zwierzowi zdarzyło się totalnym przypadkiem wygrać indeks jednej z prywatnych wyższych uczelni) to nadal był przerażony. Głównie tym, że w tej jednej chwili wydaje się, że decydujemy o wszystkim. O tym czy będziemy kiedyś zarabiali kokosy, o tym czy znajdziemy wymarzony zawód, czy rodzice będą z nas dumny, czy studia będą płatne czy bezpłatne. Tacy jesteśmy mali i biedni a tyle przed nami niebezpieczeństw, decyzji i możliwości poniesienia porażki.
Tylko wiecie co. Kiedy zwierz poszedł na egzamin z angielskiego – zapomniał przewrócić kartki z pytaniami na drugą stronę i musiał improwizować – zamiast wykorzystać te pięć minut na pisanie. Na języku polskim przerażony brakiem daty przy wierszu zwierz postanowił go nie interpretować choć jak się okazało – wstrzeliłby się idealnie w klucz. Na ustnym z polskiego – nie umiałam odpowiedzieć na pierwsze pytanie. Spytano mnie która jest godzina wskazując na zegar ze wskazówkami (nie umiem z niego korzystać). Na historii się udało – ponoć zwierz zaczął nad arkuszem wykonywać taneczne ruchy kiedy zobaczył temat wypracowania. Na WOS musiałam wyjść dwa razy do toalety, głównie dlatego, że nie znałam odpowiedzi a się nudziłam. Co ciekawe – WOS musiałam tylko zdać, nie zależało mi na wyniku – jak zapewne zgadliście to jest matura która poszła mi najlepiej. Jak widzicie – nie są to wspomnienia egzaminu maturalnego przez który przeszło się śpiewająco. Tu wpadka, tam brak wiedzy, gdzie indziej rozkojarzenie. Nie wiedziałam na maturze mnóstwa rzeczy, wiedziałam za to całe mnóstwo których nie było w pytaniach. Zdarzało mi się przeczytać trzy razy polecenie i nie do końca być pewną czy kiedykolwiek wygrzebię z pamięci odpowiedź. Ale wiecie co? Tak mają wszyscy. Wszyscy wokół was siedzą i zastanawiają się jak do cholery miał na nazwisko ten prezydent, jak wygląda dokładnie proces inicjatywy ustawodawczej, czy Mickiewicz to był ten od mesjanizmu, jak działają płuca i czy ten wykres nie powinien być na odwrót. Matura to wielki festiwal „To chyba było w podręczniku ale nie pamiętam” i naprawdę nie bierzecie w nim udziału sami. I naprawdę nie musicie być najlepsi na świecie, musicie być tylko odrobinę lepsi od ostatniej osoby na liście przyjęć na wasz wymarzony kierunek. Ot. Tyle.
Dlatego przez ten tydzień, kiedy człowiekowi wydaje się, że powinien przeczytać absolutnie wszystkie podręczniki (co jest możliwe, ale rzadko skutkuje) warto usiąść i zastanowić się nad tym co naprawdę najgorszego się zdarzy jeśli nie wyjdzie to co ma wyjść. Odsuńcie od siebie czarne chmury i zadajcie sobie racjonale pytanie. Matury można poprawiać, kierunki studiów zmieniać i nawet rodzice nie wykopują maturzystów za drzwi tak chętnie jakby się wam wydawało. To zaskakujące, ale te wszystkie konsekwencje nieudanej matury wcale nie są takie straszne. I zawsze można coś z nimi zrobić – poprawić wynik, podejść jeszcze raz, zmienić plan. Można iść na inny kierunek studiów. Można nie iść na studia, i chwilkę poczekać zadając sobie pytanie co właściwie chcemy robić w życiu. Zwierz ma znajomych którym takie odczekanie świetnie zrobiło. Kiedy już wrócili do nauki, doskonale wiedzieli kim są i kim chcą być. Kto wie może najecie się trochę wstydu, ale w ostatecznej perspektywie waszego życia nikt nie będzie pamiętał co mieliście na maturze i nikt was oto nie zapyta potem w życiu. Ważniejsze jest natomiast że po egzaminie rozpoczną się wasze najdłuższe życiowe wakacje, jedyne takie przez całe życie. I one mogą być zdecydowanie ważniejsze od matury. Zwierz w czasie swoich znalazł trochę czasu by nadrobić wszystkie seriale których nie oglądało jako dziecko. Zobaczcie gdzie to nas zaprowadziło.
Ostatecznie wszyscy będziemy się stresować kolejnymi egzaminami, maturami i ocenami pracowniczymi. Musimy, nie potrafimy inaczej mimo wielu porad, wśród których – nabranie odpowiedniej perspektywy jest być może najmądrzejszą. No ale kto by liczył ile go jeszcze w życiu cudownych chwil czeka i jak wiele już od życia dostał, w dniu matury z polskiego. To, że będziecie się denerwować to pewne. Zwierz ma jednak nadzieję, że tych maturzystów – obecnych i przyszłych trochę pocieszył. Bo jeśli się uda – to wszystko będzie jak miało być i czeka was po prostu zaplanowana ścieżka. Jeśli się nie uda – wtedy będzie inaczej, ale wcale nie gorzej. Życie to nieprzewidywalna sprawa i naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć gdzie wyląduje. Zwierz osobiście zna człowieka który matury nie zdał tylko po to by zostać potem uznanym profesorem. Zna też takich którzy maturę zdali śpiewająco i jak na razie nic nie wskazuje na to by wyróżnili się na tle swoich rówieśników. Co nie zmienia faktu, że o niczym z tego nie będziecie pamiętać za tydzień stając oko w oko z testem wiedzy z przedmiotów których i tak nikt z waszych rówieśników nie opanował tak dobrze jakby chciał.
Dlatego jedyne co wam pozostaje, to trochę stresu, dużo nadziei i jakaś gra komputerowa w której morduje się hurtowo potwory. Co ciekawe, za jakieś dziesięć lat cały ten strach jaki się czuje, zdenerwowanie i wrażenie że nic was więcej nie czeka, jakoś trochę spowszednieje, zapomnicie jakie to było ważne, i wszystko będzie tylko jakąś anegdotą czy faktem przywoływanym we wpisie na blogu. Niestety to nauka i perspektywa którą widzi się dopiero po latach więc nikt nie będzie mądrzejszy. Plus jest jednak taki, że po maturze, już nikt nie będzie wam musiał kazać do niej uczyć, a aż do otrzymania wyników jesteście tak wolni jak nigdy potem nie będziecie. Jeśli coś mówi mi moje skromne doświadczenie, to w sumie nie ma się czym martwić. Porażki bywają z perspektywy najlepszymi rzeczami jakie się nam w życiu mogą przydarzyć. Sukcesy – mogą nie przynieść satysfakcji. Najważniejsze to się nie bać. Nie matury, bo tej boją się wszyscy. Ale całego wspaniałego życia, którego żaden egzamin nie pomieści.
Ps: Okej gry plan. 30.04 w swoje imieniny zwierz jest na Serialconie gdzie zaczyna o 12 prelekcją o amerykańskich remake brytyjskich seriali. O 13:30 razem z Myszą z Mysza Movie będziemy sobie zadawać pytanie o to czy opłaca się być czy też nie być w fandomie ukochanego serialu. Zaraz potem biorę udział w panelu o proceduralach gdzie zadamy sobie pytanie czy to martwy format czy klasyka gatunku. Następnego dnia o 15:30 wezmę zaś udział w panelu o serialach historycznych. Taki jest rozkład jazdy na Serialcon. Poza tym będę zapewne kręcić się w okolicach prelekcji po angielsku bo ten zestaw wydaje się najbardziej kuszący a prelegenci najciekawsi. Mam nadzieję, że jakoś się spotkamy. Nawet jeśli 4.05 macie maturę :)