Home Ogólnie Niełatwy śmiech czyli The Office

Niełatwy śmiech czyli The Office

autor Zwierz

Hej

           Po pier­wsze zwierz chci­ał­by wam wszys­tkim serdecznie podz­iękować za wszelkie uwa­gi — fakt, że pojaw­iliś­cie się tak licznie na nowym adresie zwierza oraz, że w więk­szoś­ci zaaprobowal­iś­cie zwier­zowe decyz­je doty­czące wyglą­du blo­ga, bard­zo zwierza pod­niósł na duchu, jed­nocześnie zwierz obiecu­je, że postara się więk­szość sug­estii wziąć pod uwagę przy popraw­ia­n­iu blo­ga — jak widzi­cie zwierz wyjus­tował tekst, moż­na go śledz­ić na bloglovin, jest wer­s­ja mobil­na, są już opisane kat­e­gorie do których zwierz powoli będzie przyp­isy­wał stare wpisy (choć pewnie nie wszys­tkie zdoła), ogól­nie pra­ca wre, ale wyda­je się zwier­zowi, że zmierza­my ku dobre­mu. W każdym razie wielkie dzię­ki, że wspiera­cie zwierza w przeprowadzce. Na dowód, że niewiele się jed­nak zmieniło poza stroną wiz­ual­ną zwierz prag­nie powró­cić dziś do cyk­lu który tak ochoc­zo rozpoczął na swoim starym blogu.  Chodzi o cykl “przez ramię” gdzie zwierz pisał o seri­alach mają­cych skan­dal­iczną czel­ność zade­bi­u­tować i skończyć się przed założe­niem przez zwierza blo­ga. To bolesne zdać sobie sprawę, że takie seri­ale ist­nieją. Tym razem zwierz prag­nie zabrać się za pro­dukcję do której sam pod­chodz­ił kil­ka razy, nie mogąc się do niej przekon­ać, aż w końcu doz­nał olśnienia i dziś uważa ser­i­al za jeden z najwybit­niejszych tworów telewiz­yjnych dwudzi­estego wieku. Chodzi o bry­tyjskie  The Office Ricky Ger­vaisa i Stephena Mer­chan­ta. Jest to bowiem ser­i­al, który wyprowadz­ił mock­u­men­tary na sze­rok­ie wody, naprawdę ruszył z posad kari­erę Mar­ti­na Free­m­ana i nauczył nas że są seri­ale kome­diowe w których nie ma się z czego śmiać.

  Jest w seri­alu coś takiego co jed­nych pocią­ga innych od razu odrzu­ca. I tak jak wielu nie skończyło oglą­dać The Office tak jest udoku­men­towany przy­padek że planu­ją­cy samobójst­wo mężczyz­na zrezyg­nował z niego, tak się obśmi­ał przy lecą­cym właśnie w telewiz­ji serialu.

           The Office to ser­i­al o najbardziej banal­nym ze wszys­t­kich banal­nych biur w Wielkiej Bry­tanii, ta same kil­ka biurek, gabi­netów, kserokopi­arek i kom­put­erów które każdy pra­cown­ik biurowy zna z włas­nego życia. Ta sama kosz­mar­na wykładz­i­na o nijakim kolorze i światło jarzeniówek plus jakieś drob­ne pró­by oswo­je­nia przestrzeni, które i tak zawsze skończą się klęską bo powiedzmy sobie szcz­erze biu­ra są bard­zo przygnębi­a­ją­cy­mi przestrzeni­a­mi.  Biuro w którym pracu­ją bohaterowie nie zaj­mu­je się niczym niezwykłym, branża poligraficz­na, jest prze­cież pozbaw­iona jakiegokol­wiek roman­tyz­mu a w wykony­wanych przez pra­cown­ików czyn­noś­ci­ach nie ma nic innowa­cyjnego. Co więcej ser­i­al wcale od tej codzi­en­nej nudy nie ucieka, wręcz prze­ci­wnie – cele­bru­je ją pokazu­jąc kole­jne biurowe rytu­ały, szkole­nia, wspólne wyjś­cia, niem­rawe imprezy, zaję­cia inte­gra­cyjne. Wszys­tko jest boleśnie powszed­nie, niekoniecznie zaskaku­jące, fab­u­larnie nie porywające.

  Pomysł by roze­grać sit­com w deko­rac­jach, które są dokład­nie prze­nie­sione z biurkowej rzeczy­wis­toś­ci spraw­ia­ją, że ser­i­al nabiera zupełnie nowego, nie koniecznie tylko kome­diowego wyrazu.

            Ale o dzi­wo udało się z tej całkowitej banal­noś­ci wycis­nąć mate­ri­ał i na komedię i na satyrę społeczną i na całkiem uroczą roman­ty­czną his­torię. Jak się to sce­narzys­tom udało? Przede wszys­tkim ser­i­al ma znakomi­cie napisane posta­cie. Od pier­wszej chwili widz dosta­je swo­jego bohat­era – Tim grany przez Mar­ti­na Free­m­ana pra­cown­ik biurowy, który oczy­wiś­cie nien­aw­idzi swo­jej pra­cy, na którą jest zbyt inteligent­ny ale w życiu mu się nie udało, budzi sym­pa­tię i współczu­cie. Jed­nocześnie  Tim jest jed­ną z tych postaci, o których wiemy, że nie są do koń­ca sym­pa­ty­czne – to człowiek niesamowicie sfrus­trowany ale jed­nocześnie trochę pogod­zony ze swoim losem. Tima łat­wo lubić zwłaszcza, że poza sym­pa­ty­czną aparycją jest on jeszcze postacią przez więk­szą część seri­alu zakochaną w uroczej recepcjon­istce Dawn, która podob­nie jak on miała w życiu ambic­je, które porzu­ciła. Ta para to praw­dopodob­nie najsym­pa­ty­czniejsi bohaterowie seri­alu, takie nasze koła ratunkowe, których może­my się trzymać.

  Grany przez Mar­tin Free­m­ana Tim, to nasz człowiek. Nasz bard­zo sfrus­trowany człowiek.

            Jed­nak praw­da jest taka, że ser­i­al wcale nie kon­cen­tru­je się na Timie, jego głównym bohaterem jest tak naprawdę David Brent, grany przez samego Ger­vaisa szef biu­ra. To postać wybit­nie napisana, oraz doskonale zagrana. Brent jest jed­nocześnie każdym wszys­tko wierzą­cym, rzu­ca­ją­cym niewłaś­ci­we uwa­gi, zarozu­mi­ałym sze­fem idiotą jak i postacią  odrobinę trag­iczną. Brent jest postacią, która sprawa, że ser­i­al jest miejs­ca­mi trud­ny do oglą­da­nia. Jeśli ist­ni­ała jakakol­wiek żenu­ją­ca uwa­ga, niewłaś­ci­we (nie koniecznie wul­gar­ne) zachowanie, iry­tu­ją­cy nawyk z jakim moż­na się spotkać w świecie zawodowym i pry­wat­nym to praw­dopodob­nie Brent w którymś momen­cie seri­alu tak się właśnie zachowa. Jego głupota aut­en­ty­cznie boli, jego nieświado­mość włas­nego nietak­tu budzi w widzu zażenowanie. To bohater den­er­wu­ją­cy, odrzu­ca­ją­cy ale … fas­cynu­ją­cy. Sce­narzyś­ci popisali się przy pisa­niu tej postaci aut­en­ty­cznym geniuszem, odt­warza­jąc na ekranie więcej prawdzi­wych zachowań niż ktokol­wiek chci­ał­by przed sobą przyz­nać. W postaci Brenta każdy pra­cown­ik biurowy rozpoz­na cień swo­jego sze­fa.  Nie cier­pimy Brenta, zasła­ni­amy oczy kiedy wchodzi do poko­ju aż do cza­su kiedy mają go zwol­nić. Wtedy dostrzegamy, że jakkol­wiek jest to typ anty­paty­czny to jest to też wytwór pewnego świa­ta – świa­ta w którym  wszyscy pracu­ją na grani­cach swo­jej niekom­pe­tencji, w którym władza przy­pa­da częs­to przy­pad­kowym osobom i którego dzi­ała­nia są tak idio­ty­czne, że tylko sza­le­niec może czuć się w nich dobrze. Brent bła­ga­ją­cy o to by go nie zwal­ni­ano do świa­ta gdzie zapewne sobie zupełnie nie poradzi jest tak żałos­ny, że aż budzi litość. Jed­nocześnie każąc się zas­tanow­ić nad losem tych wszys­t­kich sze­fów idiotów, którzy doskonale dopa­sowali się do sur­re­al­iz­mu pra­cy w kor­po­racji. Przy czym cała postać jest tak napisana że najwięk­sze bzdury mówi z najwięk­szą powagą, co budzi w człowieku mieszan­inę rozbaw­ienia i zażenowania.

Postać Brenta jest niemal w całoś­ci zbu­dowana na zda­ni­ach tak głupich, niedorzecznych lub niepoprawnych, że wprost nie sposób uwierzyć, że naprawdę pada­ją z ekranu.

        Jed­nak  nie tylko Brent jest znakomi­cie napisaną postacią, równie trud­no oglą­da się kosz­marnego służbistę, oraz lizusa Garetha (którego gra wyglą­da­ją­cy kosz­marnie w tym seri­alu Macken­zie Crook), który wypowia­da podob­nie jak Brent najwięk­sze głupo­ty z całkow­itą powagą. Jed­nocześnie jest to postać wręcz karykat­u­ral­nie głu­pia, lubią­ca kre­tyńskie zasady panu­jące w biurze i cały czas (niczym postać z kresków­ki) kręcą­ca się wokół Brenta z nadzieją na awans czy dostrzeże­nie. Teo­re­ty­cznie nie ma w tej postaci nic do pol­u­bi­enia ale kiedy Tim (którego prze­cież darzymy całkiem sporą dawką sym­pa­tii) po raz kole­jny się z niego nabi­ja, to czu­je­my z jed­nej strony sporą satys­fakcję, a z drugiej – trochę żal bo bohater jest rzeczy­wiś­cie wciąż od nowa wys­taw­iany na pośmiewisko. I choć nie sta­je się przez to ani odrobinę bardziej sym­pa­ty­czny to moż­na się poczuć jak w szkole kiedy obser­wu­je się jak faj­na gru­pa śmieje się z lizusa. W ogóle ser­i­al dobrze wydoby­wa te cechy ludz­kich zachowań, które ujaw­ni­a­ją się w grupie, dobrze pokazu­jąc że pra­cown­i­cy biurowi nie bard­zo różnią się niekiedy od uczniów w szkole, zwłaszcza, że insty­tuc­ja w której przyszło im pra­cow­ać miejs­ca­mi ma wiele ze szkol­nego surrealizmu.

  Ser­i­al doskonale obnaża jak niedaleko położone są dwie insty­tuc­je — biuro i szkoła

            Twór­cy zde­cy­dowali się na wyko­rzys­tanie w seri­alu for­matu mock­u­men­tary co oznacza, że teo­re­ty­cznie  oglą­damy jeden z tych doku­men­tal­nych tasiem­ców pro­dukowanych na zlece­nie BBC, który ma nam przy­bliżyć pracę w biurze. W isto­cie wszys­tko co widz­imy na ekranie jest fikcją, ale zachowanie wiz­ual­nych ele­men­tów fil­mu doku­men­tal­nego to pomysł ide­al­ny. Po pier­wsze pozwala to na przyję­cie per­spek­ty­wy podglą­dacza – wyda­je się nam, że wszys­tko co widz­imy odby­wa się nat­u­ral­nie, zaś kam­era po pros­tu przez przy­padek zna­j­du­je się właśnie tam gdzie dzieje się coś ciekawego. Po drugie ele­mentem for­matu są wypowiedzi bohaterów do kamery co daje sce­narzys­tom znakomite miejsce nie tylko do ekspozy­cji postaci ale także do pokaza­nia sposobu w jaki myślą, przede wszys­tkim o sobie. Poza tym takie pode­jś­cie do for­matu seri­alu pozwala na dodatkowe zabie­gi dra­maty­czne. Nie zdradza­jąc za wiele (bo może ktoś jeszcze nie widzi­ał) jest w filmie sce­na, która gdy­by nie wybra­no takiego a nie innego for­matu nie była­by nawet w połowie tak emocjonująca.

 

Davi­da Brenta moż­na cytować w nieskońc­zoność bo jego wypowiedzi są z jed­nej strony śmieszne z drugiej wręcz boleśnie żenujące.

             The Office to ser­i­al o którym moż­na częs­to usłyszeć, że wcale nie bawi tylko męczy. Zdaniem zwierza nie jest to wada tylko zamysł sce­narzys­tów. Ger­vais i Mer­chant spec­jal­izu­ją się w takim specy­ficznym humorze, który niekoniecznie spraw­ia że pokładamy się ze śmiechu. Z jed­nej strony jest u nich zabawnie, ale z drugiej częs­to żenu­ją­co i dość boleśnie. Zdaniem zwierza dzię­ki temu kome­dia nie tylko bawi ale mówi też coś o nas samych. W przy­pad­ku The Office bezl­i­tośnie obnaża­jąc  bez­den­ną bez­nadziejność i insty­tucjon­al­nie wpisaną głupotę insty­tucji biurowych. The Office oglą­da się nieprzy­jem­nie bo przy­na­jm­niej zdaniem zwierza zaw­iera zde­cy­dowanie za dużo scen i zachowań, które znamy z włas­nego życia. Bo np. tacy Statyś­ci – ser­i­al, który wyszedł spod  pióra tych samych autorów ale roz­gry­wa się w środowisku fil­mowym, bawi zde­cy­dowanie bardziej i właś­ci­wie nie wywołu­je u nas poczu­cia zażenowa­nia. Trud­no się zresztą dzi­wić. To co dzieje się na planach fil­mowych (w których tle roz­gry­wa się ser­i­al) jest od nas o tyle dalekie, że nie musimy się wsty­dz­ić ani za aktorów ani za statys­tów. Ale głupie odzy­w­ki sze­fa w cza­sie spotka­nia inte­gra­cyjnego budzą poczu­cie dyskom­for­tu bo porusza­my się w stre­fie dobrze znanej.

David Brent jest tym bardziej żenu­ją­cy im częś­ciej dostrzegamy w nim kogoś podob­ne­go do oso­by z naszego świata.

                Jak wiado­mo The Office doczekało się swo­jego amerykańskiego remake’u. Zda­nia są podzielone bo w sum­ie czy moż­na porówny­wać bry­tyjskie 14 odcinków do 9 sezonów amerykańskiego seri­alu? No dobra, moż­na. Zdaniem zwierza geniusz Gar­vaisa i Marchan­ta pole­gał na tym, że The Office miało 14 odcinków, że nie zamieniło się w tasiem­ca, że nie trwało lata­mi – wręcz prze­ci­wnie było krótką wycieczką w świat biurowej bez­nadziei skąd sce­narzyś­ci wyprowadzili nas z odrobiną nadziei, że może nie zawsze jest tak źle. Tym­cza­sem The Office amerykańskie choć miało znakomitą rolę Ste­va Carel­la musi­ało z obow­iązku zacząć wypeł­ni­ać się zdarzeni­a­mi. Tam gdzie bry­tyjskie The Office zaw­iesza­ło się na możli­woś­ci szczęśli­wego zakończenia, amerykańskie musi­ało opowiedzieć his­torię roman­su, zaręczyn, zaślu­bin i nar­o­dzin. Ostate­cznie zdaniem zwierza oba seri­ale choć pow­iązane punk­tem wyjś­cia i pewnym ustaw­ie­niem postaci są w isto­cie pro­dukc­ja­mi zupełnie różny­mi, które obec­nie trud­no już porówny­wać. Zwierz woli gorz­ki mod­el bry­tyjs­ki od amerykańskiego, ale obie pro­dukc­je cieszą się nadal uznaniem i powodze­niem o czym świad­czyć może że bry­tyjskie The Office ma na Imdb ocenę 8,6 zaś amerykańskie 8,7.

Ostat­nio Ger­vais z okazji dni komedii na Youtube wró­cił do swo­jego bohat­era. Ten filmik powinien dobrze wszys­tkim uświadomić jak niesamow­itą i trud­ną do oglą­da­nia postacią jest Brent.

              Oczy­wiś­cie nie sposób nie patrzeć dziś na The Office jako ser­i­al gdzie właś­ci­wie na dobre rozpoczęły się dwie wielkie kari­ery. Po pier­wsze The Office to ser­i­al po którym zaczęła się kari­era Ric­ka Ger­vaisa. Ten bry­tyjs­ki komik, powszech­nie uważany za chama i gbu­ra, spec­jal­istę od  dow­cipów pole­ga­ją­cych na mówie­niu na głos tego co wszyscy myślą, jest być może jed­nym z najwięk­szych odkryć dla bry­tyjskiej komedii początku XXI wieku. Ger­vais to komik dość częs­to nieprzy­jem­ny w swoim poczu­ci humoru, częs­to odsła­ni­a­ją­cy te nasze zachowa­nia o których wolelibyśmy zapom­nieć, częs­to prze­my­ca­ją­cy w swoich seri­alach sporo prawdy o naszych zachowa­ni­ach społecznych. Przy czym jeśli ktoś oglą­dał prowad­zone przez niego Złote Glo­by to zda­je sobie sprawę, że siłą komedii w jego wyda­niu jest mówie­nie na głos tego co inni myślą i obser­wowanie reakcji. Tak naprawdę bowiem świad­czy to źle nie o nim samym ale o nas co w ogóle moż­na uznać za motyw prze­wod­ni więk­szoś­ci jego pro­dukcji. Drugim jest ateizm – Ger­vais nie wierzy w Boga, nie przepa­da za religią czemu dał wyraz np. w Było sobie kłamst­wo  czy w swoich wys­tę­pach stand-upowych. Co chy­ba nie dzi­wi kiedy okaże się, że komik jest z wyk­sz­tałce­nia filo­zofem. Jego niety­powe, częs­to nieprzy­jemne poczu­cie humoru przyniosło mu całkiem spory sukces który moż­na ład­nie przełożyć na 7 BAFT, 3 Złote Glo­by i dwie Emmy. Co więcej TIME’S nazwał go swego cza­su jed­ną ze stu najbardziej wpły­wowych ludzi na świecie. Co w sum­ie nie jest pozbaw­ione zupełnie sen­su, bo wyda­je się, że speł­nia on dokład­nie trady­cyjną rolę najmą­drze­jszego na dworze błazna.

  Ricky Gar­vais nie tylko się na The Office wzbo­gacił i zyskał sławę, przede wszys­tkim dostał prak­ty­cznie zielone światło dla więk­szoś­ci swoich pro­jek­tów. I dobrze bo to co krę­ci choć nie jest dos­tosowane do wszys­t­kich gustów, to jed­nak stanowi w komedii pewną nową jakość.

            Dru­ga kari­era o której mowa, to oczy­wiś­cie kari­era Mar­ti­na Free­m­ana. Przez bard­zo wiele lat Free­man był Timem z The Office i właś­ci­wie niko­mu nie kojarzył się z niczym innym. Co więcej wyda­je się (jak widać na poniższym gifie), że aktor był nawet pogod­zony z fak­tem iż zagrał już swo­ją najważniejszą rolę w kari­erze. Fakt, że dziś  moż­na odwoły­wać się nie do jed­nej jego roli ale co najm­niej do trzech (zwierz zakła­da że Sher­lock, Hob­bit i To właśnie miłość załatwia­ją nam mniej więcej ¾ pop­u­lacji) to przykład, ze jed­nak da się uciec od swo­jej najważniejszej roli. Przy czym zdaniem zwierza rola Tima to być może najlep­sza jak dotąd rola Free­m­ana a właś­ci­wie spraw­ia­ją­ca wraże­nie jak­by pisana pod niego. Mimo, ze aktor ma naprawdę spore możli­woś­ci to rola łatwego do pol­u­bi­enia frus­tra­ta wyda­je się najlepiej do niego pasować. Zresztą sam aktor opisy­wał, że jedynym prob­le­mem w cza­sie pra­cy na planie był fakt, że wszyscy baw­ili się trochę zbyt dobrze, nie mogąc uwierzyć, że rzeczy­wiś­cie wol­no im mówić przed kamerą takie bzdury.

Ter­az Free­man może się już spoko­jnie cieszyć swoim udzi­ałem The Office i nie prze­j­mować się, że ludzie będą do niego wołali Tim na uli­cy. To jasne że będą wołali John.

              Zwierz nie będzie udawał, że The Office to ser­i­al, który spodo­ba się każde­mu. U zwierza jest bard­zo wysoko wśród najlep­szych pro­dukcji jakie zwierz widzi­ał, ale zna sporo osób które nie dotr­wały do środ­ka. Dobra wiado­mość jest taka, że do niedaw­na moż­na było całe The Office kupić za 10 zł w Car­refour, co oznacza, że nie trze­ba wydać for­tuny na to by przekon­ać się czy jesteśmy wiel­bi­ciela­mi seri­alu. Choć potem trze­ba jakoś zdobyć odcinek świąteczny bo bez niego trud­no obronić tezę o tym, że jest to komedia.

Ps: Zwierz prosi was o cier­pli­wość w sprawach zmi­an. To co dało się wprowadz­ić łat­wo już zwierz wprowadz­ił, ter­az czas na to co sprawi nieco więcej problemów.

Ps2: Face­bookowe­mu zwier­zowi stuknęło niespodziewanie 2.500 czytel­ników za co wam (jak zwierz mniema część z czytel­ników face­bookowych jest też tu) zwierz bard­zo dziękuje.

26 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online