Hej
Kilka dni temu zwierz poprosił swoich czytelników by polecili mu jakiś film. Niezawodna Mysza zaproponowała by zwierz zobaczył Wieczór Panieński – chociażby po to by móc go porównać z Druhnami – filmem który wywarł na publiczności i krytyce spore wrażenie w zeszłym roku. Zwierz, który lubi porównywać filmy chętnie zabrał się za oglądanie. Film zaczynał się zupełnie normalnie kiedy nagle, jeszcze przed końcem właściwie ekspozycji, nieco ni z gruszki ni z pietruszki zwierz został poczęstowany bardzo długim monologiem dotyczącym seksu oralnego. Zwierz musi przyznać, że dopadła go wtedy refleksja która nie chce go opuścić. Jak to się stało, że dziś niemal każda amerykańska komedia wymaga fragmentu, który nie tylko przekracza granice dobrego smaku, ale też wcale nie jest śmieszny?
Oczywiście zacząć trzeba od kilku założeń. Po pierwsze, zwierz doskonale zdaje sobie sprawę, że nie wszystkie amerykańskie komedie przesunęły granice tego o czym w filmie można mówić czy pokazywać bez zażenowania. Wciąż jest jeszcze sporo komedii, które trzymają się nieco bardziej skomplikowanych metod wywoływania śmiechu. Po drugie, zwierz nie jest przeciwnikiem dowcipów ostrych czy nawet niepoprawnych – o ile są śmieszne, tymczasem zwierz zauważył, że owe elementy, które trochę na siłę przekraczają granice dobrego smaku rzadko wywołują u niego salwy śmiechu. No i po trzecie, cały ten wpis jest zapisem refleksji, które są wynikiem posiadania takiego a nie innego poczucia humoru – uwaga ważna, bo zwierz nie wyklucza, że kogoś może to śmieszyć i chyba nie ma w tym nic złego (wszak poczucie humoru nie wybiera).
O ile pierwszy Kac Vegas zwierz uznaje za film w swoim gatunku udany, o tyle drugi budzi w zwierzu uczucie głównie zażenowania i sprzeciwu.
Wracając jednak do filmów, scena z monologiem o seksie oralnym przypomniała zwierzowi scenę z Druhen w której wszystkie bohaterki nagle dostają rozstroju żołądka w salonie sukien ślubnych. Scena która dla jednych stanowi najzabawniejszą w całym filmie, zwierza odrzuciła – być może dlatego, że zwierz nigdy nie przepadał za takim rodzajem humoru (tajemnicą zawsze nawet w czasach dziecinnych pozostawało dla zwierza co jest zabawnego np. w puszczaniu bąków), być może dlatego, że nie dostrzegł w tej scenie nic śmiesznego co najwyżej było mu żal upokorzenia, które jest tu właściwie centrum dowcipu. Przy czym być może zwierz miałby inne odczucia gdyby wszystko odbyło się jedynie w sferze sugestii, ale nie dzisiejsza komedia niczego nie sugeruje, wręcz przeciwnie twórcy zachowują się trochę jak kilkunastoletni chłopcy, którzy koniecznie muszą przekroczyć jakąś granicę. To rodzaj humoru, który nie lubi aluzji, gry, sugestii – wszystko co zostało pomyślane musi zostać powiedziane, co zostało powiedziane musi zostać pokazane a co zostało pokazane nie może zostawić nawet odrobiny marginesu do domysłów
Przy czym żeby było jasne, zwierz nie dziwi się kiedy do takiego humoru odwołuje się np. American Pie, film pt. Projekt X czy komedie takie jak Good Luck Chuck (zwierz zupełnie nie pamięta tytułu tego filmu po polsku), czy Dziewczyna mojego kumpla. Przy takich produkcjach z góry można założyć, że pewne granice zostaną przekroczone (choć nie oznacza to, że zawarte w nich dowcipy od razu staną się śmieszne) i jeśli ktoś takiego poczucia humoru nie lubi, to po prostu może się od nich trzymać z daleka. Zwłaszcza, że już na pierwszy rzut oka widać po nich, ze są przeznaczone właśnie dla takiego może nie do końca dorosłego widza, którego to na pewno bawi. Choć z drugiej strony, zwierz nie chce grać snoba, American Pie też jest miejscami zabawne, choć może nie w całości. Oczywiście można się zastanowić dlaczego tego typu komedii jest aż tyle, ale zwierz dochodzi do wniosku, że najwyraźniej liczba osób, które chętnie wybiorą się na taki film jest nieprzebrana.
Problem polega jednak na tym, że ostatnio już takiej zasady nie można stosować. Przekraczanie granic dobrego smaku trochę wyrwało się spod kontroli. Zwierz poczuł to oglądając drugą część Kac Vegas. Pierwszy film oczywiście nie należał do gatunku wyrafinowanych komedii (i powiedzmy sobie szczerze, nie był nowością dla nikogo kto oglądał Stary Gdzie Moja Bryka) ale ogólnie opierał się na dość bezpiecznym poczuciu humoru. Druga część, w której scenarzyści postanowili, że musi być mocniej i zrobili mocniej. Ale jednocześnie film (przynajmniej w opinii zwierza) stał się zdecydowanie mniej zabawny – właśnie przez potrzebę przekraczania granic dobrego smaku, czy właściwie zastępowania dowcipu zażenowaniem. Podobnie w przypadku serii parodii filmowych które zaczęły się od Strasznego Filmu. Pierwszy Straszny Film nie należał do produkcji wybitnych i zawierał sporo przaśnego humoru ale był niesłychanie grzeczny w porównaniu z każdą następną produkcją. W ostatecznym rozrachunku filmy z serii – „parodiujemy zeszłoroczne hity” zupełnie porzuciły jakiekolwiek dowcipy poza tymi, które odwołują się do najniższych gustów. I co warto zaznaczyć – straciły sporo widowni. Głównie dlatego, że czym innym oglądać naśmiewanie się z filmowych klisz a co innego wybrać się na powtórkę tej samej nieśmiesznej komedii, w której głównie żartuje się (niezbyt zresztą poradnie) z seksu.
Dla zwierza obok żartowaniu z seksu i wydalania elementem, który nieodzownie kojarzy się z takim poczuciem humoru jest przekonanie, że „on jest śmieszny bo jest gruby”, co sprawdza się w prawie zawsze
No właśnie zwierz nie będzie przed wami ukrywał, że w większości przypadków jego zażenowanie wiąże się z bardzo dosłownymi i grubiańskimi dowcipami związanymi z seksem. Zwierz nie jest purytański, ani też nie płoni się jak dziewczę które usłyszało grube słowo, ale odczuwa pewien dyskomfort kiedy tego typu dowcipy wyskakują mu w środku zupełnie zwykłej komedii. Zwłaszcza, że przecież nie mówimy tu ani o grze słów, ani o sugestii, ani nawet o czymś tak głupim, że aż śmiesznym. Najczęściej mamy do czynienia ze zwykłym grubiaństwem, które przynajmniej u zwierza wywołuje potrzebę przełączenia na inny kanał. I ponownie nie dlatego, że zwierz czuje się zbrukany (zwierz korzysta z tego słowa z braku innego.) ale dlatego, że ma trochę dość, że dziś obowiązuje takie a nie inne poczucie humoru. Bo przynajmniej zdaniem zwierza, w tym temacie w większości przypadków aluzja czy gra słów, zostawia lepszy efekt niż grubiaństwo.
Przy czym zwierz wcale nie jest osobą, która uważa, że wszędzie i zawsze należy trzymać się granic dobrego smaku. Czasem ich przekroczenie pozwala na odkrycie pewnych schematów zachowań i myślenia obecnych w społeczeństwie. Jak zwierz pisał wczoraj o Gervaisie który wyprodukował serial od początku do końca bazujący teoretycznie na śmianiu się z karłowatego aktora. Tylko, że Gervais przy pomocy swojego dowcipu obśmiał nie tyle aktora co społeczeństwo i show biznes. Teoretycznie więc mamy do czynienia z przekraczaniem granic ale w ostatecznym rozrachunku dostajemy coś więcej niż uczucie, że śmiejmy się z czegoś z czego nie wypada. Bez przekraczania pewnych granic trudno o humor prowokujący i myślący. Problem polega na tym, że amerykańska komedia stała się ostatnio przestrzenią celebrowanej niedojrzałości. Zdaniem zwierza spory wpływ mają na to komedie Judda Apatowa, które w ostatnich czasach nie tylko zyskały ogromna popularność, ale także w sumie większość swojego komizmu opierały właśnie na podkreślaniu męskiej niedojrzałości. Zresztą aby nie zwalać całej winy na jednostkę (nie ma to sensu zarówno w historii jak i w rozważaniach nad filmem), powszechnie chwalony Ted Setha MacFarlane’a opiera się przecież w sumie na dość podobnym założeniu, że mężczyźni nigdy nie dorastają, choć czasem dorastają ich zabawki.
Czytelnik mógłby (nie słusznie) wywnioskować w tym momencie, że zwierz w jakiś sposób utożsamia nie lubiany przez siebie rodzaj humoru z płcią. Prawdę powiedziawszy zwierz nie wierzy by poczucie humoru miało płeć, i z doświadczenia wie, że skłonności do „grubych” żartów w żaden sposób nie wiążą się z chromosomami. To powiedziawszy, zwierz odnosi wrażenie, że męska grubiańskość została jakoś bardziej oswojona i jakoś mniej zwierza razi. Zwierz nie sądzi by był to wynik wychowania (zwierzowi nikt nigdy nie kazał być grzecznym dziewczątkiem – być może to był błąd) ale pewnego przekonania, że pozwalamy dominować czemuś co w kulturze zostało uznane za męskie. Ale jak zwierz wspomniał nie ma tu pewności co do prawdziwości tej tezy. Przy czym powiedzmy sobie szczerze, zwierz nie lubi tego typu humoru pod żadną postacią i w ostatecznym rozrachunku wszystko mu jedno z czyich ust pada dowcip, który go nie śmieszy.
Teoretycznie biadanie nad dominacją takiego a nie innego poczucia humoru w komedii amerykańskiej można uznać za dowód na to, że zwierz strasznie zrzędzi i trochę się snobuje. Zwierz nie zaprzeczy, może się starzeje a ekspozycja na kulturę brytyjską zasiała w nim tak nie lubiane ziarno snobizmu. Ale z drugiej strony zwierz jest przekonany, o tym, że lansowany model poczucia humoru odgrywa dużo większą rolę niż się to wydaje. Ludzie śmieją się z tego z czego wypada się śmiać i oburzają się na to z czego śmiać się nie wypada. Przesuwanie granic dobrego smaku ma szybkie skutki – dziś żartuje się z rzeczy, o których kilka dekad temu by się nie wspominało, za kilka dekad będzie się opowiadało dowcipy o rzeczach, o których się teraz milczy. Z jednej strony to doskonała cecha humoru, bo staje się on przestrzenią gdzie oswajamy tematy trudne, kulturowe i społeczne tabu. Z drugiej strony – co niepokoi zwierza – jeśli wulgarność staje się co raz bardziej dopuszczalna, my sami stajemy się wulgarni. Tymczasem sama wulgarność nigdy nie wydawała się zwierzowi cechą wartą wzmacniania. To powiedziawszy i tak ponarzekawszy zwierz chce jasno stwierdzić, że nie jest stróżem widza innego. Każdego bawić ma prawo co innego i być może tam gdzie zwierz widzi triumfującą wulgarność inni widzą radosne wyzwolenie humoru spod gorsetu „dobrego smaku”. Sam wybierze się na Kac Vegas 3 z czystej ciekawości, obejrzy pewnie też jeszcze mnóstwo innych komedii, które pozostawią go zmieszanym i nieco zaniepokojonym. Ale w ostatecznym rozrachunku, zwierz chyba jednak wolałby gdybyśmy w tej jednej dziedzinie może nie tyle zrobili kroku w tył, co krok w bok. W końcu chciałoby się być kulturalnym barbarzyńcą.
Ps: zwierz wsłuchuje się w wasze sugestie min. dotyczące czcionki ale już teraz musicie się przygotować na to, że nie wszyscy czytelnicy mogą być zawsze zadowoleni zwłaszcza, że nie wymyślono jeszcze szeryfowej, bez szeryfowej czcionki ;) Dziś próbujemy ze starym dobrym Times New Roman.
Ps2: Wszelkie niespójności w tekście wynikają z faktu, że w połowie jego czytania zwierz zdecydował, że jednak musi obejrzeć Oscara i Lucindę który to film przyszedł do zwierza pocztą. Zwierz film bardzo lubi, miał obejrzeć tylko dwadzieścia minut, ale zwierz tak ma , że jak mu się na ekranie pokazuje młody Ralph Fiennes to zwierz traci umiejętność wyłączenia oglądanego filmu. Co bywa kłopotliwe, bo to nie jest aktor, który grywa w krótkich filmach.