Hej
Zwierz przeglądał sobie wczoraj sieć, kiedy natrafił na informację, która wprawiła go w nastrój niezwykle refleksyjny. Otóż okazuje się że pierwszy sezon Sex and The City miał premierę 15 lat temu. Piętnaście lat to przynajmniej z perspektywy popkulturalnej niesłychanie długo. Prawdę powiedziawszy zwierz nie pamięta seriali, które miały swój ostatni odcinek dużo później niż Seks w Wielkim Mieście. Teoretycznie piętnaście lat to nie jakaś idealna rocznica (zwłaszcza, że zwierz przegapił wczoraj idealnie równą datę), a le jednocześnie to doskonały moment by przez chwilę zastanowić się jak to się stało, że serial który był symbolem seksualnego wyzwolenia przełomu wieków tak szybko stał się pomnikiem rozbuchanej konsumpcji i postawy dość paradoksalnie konserwatywnej. Bo SATC (skrót którym zwierz będzie się w tym wpisie od czasu do czasu posługiwał) zaczął się jak antropologiczny przewodnik po świecie współczesnej seksualności by skończyć się jak bajka Disneya.
Bohaterki pierwszego sezonu serialu, miałby pewnie spore problemy by rozpoznać siebie w postaciach z drugiego filmu pod tym samym tytułem.
Cofnijmy się jednak do pierwszego sezonu serialu. Zwierz doskonale pamięta kiedy pierwszy raz go oglądał z płyty vcd na której widać było pojedyncze piksele nie dało się wyłączyć lektora. Zwierz pamiętał, że to co w pierwszym sezonie najbardziej mu się podobało to nie perypetie Carrie i jej przyjaciółek ale prowadzone mimochodem rozmowy o seksie, związkach i różnych typach ludzkich zachowań. Jeśli jeszcze pamiętacie w pierwszym sezonie pomiędzy kolejnymi scenami mieliśmy wstawki quasi dokumentalne – aktorzy wypowiadali się do kamery niczym w sondzie ulicznej, co sugerowało, że show próbuje pokazać nie tyle zachowanie czterech przyjaciółek co rzucić okiem na współczesną seksualność. Zresztą jeśli ktoś pamięta książkę na podstawie której powstał serial (albo raczej od której serial wziął imiona bohaterów i tytuł) to stanowiła ona raczej zbiór pewnych refleksji nad zrachowaniami nowojorczyków i trudno było się w niej doszukiwać zwartej historii. Taki był też początkowo pomysł na serial, który wydawał się doskonale łączyć schematy serialu obyczajowego z pewną antropologiczną obserwacją współczesnego podejścia do seksu i związków. Wszystko co prawda ujęte w popkulturalne opakowanie ale jednak z jakąś ambicją by coś o współczesnych ludziach (bo przecież nie tylko o kobietach) powiedzieć.
Serial zawsze miał sporo doskonałych obserwacji nie tylko dotyczących seksu ale przede wszystkim związków.
Zwierz nigdy nie należał do grupy krytyków twierdzących, że Seks w Wielkim Mieście pokazywał życie seksualne i związku w sposób wyidealizowany i szkodliwy. Serialowi zarzucano, że opisuje zbytnią swobodę obyczajową, nie ostrzega przed chorobami przenoszonymi drogą płciową (co nie do końca jest prawdą bo zwierz doskonale pamięta odcinki w których bohaterki przyznawały się przed sobą ile razy robiły np. testy na obecność wirusa HIV) zaś w sferze obyczajowej prezentuje taki sposób życia jaki nikomu jeszcze większego szczęścia nie przyniósł. Rzeczywiście prawdą jest że początkowo – co wynikało z formuły serialu, bohaterki musiały zmieniać partnerów często i ochoczo, bo było to źródłem inspiracji do nowych odcinków i problemów. Jednocześnie chyba nikt kto oglądał serial nie marzył o takim życiu uczuciowym jaki scenarzyści zafundowali bohaterkom – dziwni partnerzy, emocjonalne rozterki, ciągłe kłopoty – nie na darmo serial sugerował, że faceci facetami ale w ostateczności liczy się grupa wiernych przyjaciół, którzy otaczają nas opieką, wsparciem i akceptują bez względu na nasze seksualne przygody. Zwłaszcza, że serial – rozgrywający się w amerykańskich realiach pokazywał samotne kobiety po trzydziestce jako pozbawione jakichkolwiek związków rodzinnych. Nie poznajemy rodziców właściwie żadnej z naszych bohaterek, tak jakby nie istniej, rodzeństwo nawet jeśli istnieje to mieszka daleko. Przyjaźń staje się jedyną namiastką rodziny co sprawia, że w sumie pod względem kształtowania wizji relacji międzyludzkich Seks w Wielkim Mieście pada bliżej Przyjaciół niż by się to mogło wydawać.
Postacie, które zaczęły jako sympatyczne dość realne istoty szybko zamieniły się w wytwór wyobraźni scenarzystów, który częściej irytował niż bawił.
Jednak serial szybko porzucił swój antropologiczny wymiar. Wraz z rosnącą popularnością produkcji stało się jasne, że widzowie wolą tradycyjne rozwiązania fabularne. Cztery przyjaciółki, które pozornie wydawały się całkiem zadowolone ze swojej pozycji zawodowej (scenarzyści przezornie dali im same wolne zawody w których możliwość samorealizacji jest spora), tego ile zarabiają (oraz ile wydają na buty) i sytuacji rodzinnej nagle zaczęły tęsknić za bardzo tradycyjnym modelem życia. Miranda Przebojowa prawniczka zaszła dość przypadkowo w ciążę ale grzecznie mimo wielu problemów wzięła ślub z ojcem swego dziecka. Natykająca się na coraz dziwniejszych typów Charlotte znalazła szczęście w ramionach dobrze sytuowanego prawnika i adoptowała dziecko z Chin, Carrie dostała w ostatecznym rozliczeniu swojego ukochanego pana Biga za którym uganiała się przez sześć sezonów. Nawet wyzwolona Samantha skończyła serial w radosnym stałym związku, którego jedynym pikantnym szczegółem był fakt, że wybranek jej serca był od niej sporo młodszy. Co końcówka serialu sygnalizowała tego dopełniły dwa filmy, w których nikt już nie udawał, że chodzi o coś więcej niż tylko wypełnienie schematu komedii romantycznej, ewentualnie filmu prezentującego całą masę ekskluzywnych marek. Zwierz pamięta doskonale jak recenzował drugą odsłonę Seksu w Wielkim mieście z niesmakiem przyglądając się powielanym przez niego stereotypom. Z początkowego społecznego zacięcia nic już nie zostało.
W pierwszych sezonach na miłość spoglądano ironicznie – im dalej w las tym bardziej stawała się motywem przewodnim serialu zastępując tytułowy seks.
Do tego serial gdzieś po drodze stał się oknem wystawowym największych i najdroższych marek odzieżowych. Grana Przez Sarę Jessicę Parker Carrie, która w pierwszych sezonach ubierała się nietypowo ale poza butami w ciuch raczej dla potencjalnego widza dostępne, stała się (zwłaszcza w filmach) wieszakiem na którym kolejne co raz dziwniejsze ubrania zawieszali projektanci szyjący ciuchy na które nikogo nie stać i których i tak nikt by pewnie na ulicy nie nosił. Wszyscy borykający się z problemami finansowymi autorzy gazetowych kolumn i poradników o związkach mogli tylko z pewnym zdziwieniem przyglądać się jak pensja bohaterki nagle rośnie by osiągnąć w drugim filmie poziom, który wydaje się niedostępny dla większości zwykłych śmiertelników. Co więcej zdarzyła się rzecz ciekawa, bohaterka która w pierwszych latach istnienia serialu, rzeczywiście mogła uchodzić za ikonę mody i stylu w późniejszych sezonach stała się karykaturą samej siebie. Widzowie chętnie oglądali trochę ekscentryczne stroje z wypchanej po brzegi szafy wielbicielki mody, ale kiedy zastąpiły je zestawy rodem z wybiegów, całość stała się odrobinę idiotyczna i zupełnie nie realistyczna. I tak serial, który miał koncentrować się na obserwowaniu życia uciekł od niego jak najdalej.
Teoretycznie na początku serialu bohaterki wydawały się zmęczone ciągłym polowaniem na Pana idealnego, jednak przez kolejne szczęść lat poświęciły na to właściwie cały swój wolny czas.
Pomimo dość szybkiego i spektakularnego upadku Seksu w Wielkim Mieście, który nie okazał się tak przełomowy jak mówiono (przynajmniej w warstwie fabularnej), wywarł on spory wpływ na kulturę popularną. Wydaje się, że niejako jako przedłużenie czy opozycja do tej produkcji powstały „Gotowe na Wszystko” dopowiadające co dzieje się z niezależnymi kobietami gdy już wyprowadzą się na przedmieścia i urodzą dzieci. Bezpośrednio do spuścizny STAC odwołują się „Girls”, które mają być współczesną mniej Glamour odmianą serialu o nieco młodszych bohaterkach. W jakiś sposób SATC podziałał na „Plotkarę” serial podobnie wykorzystujący Nowy Jork jako dodatkowego bohatera produkcji i podobnie celebrujący jego lepiej sytuowanych mieszkańców. Co prawda próba nakręcenia Seksu w Wielkim Mieście po raz drugi (Lipstick Jungle) zupełnie się nie udała, ale pomysł by powrócić do serialu nigdy nie zginął. I tak dziś można oglądać Carrie Dairies, opowiadające o czasach kiedy Carrie była jeszcze nastolatką i o Nowym Jorku mogła tylko marzyć. Oczywiście serial z Seksem w Wielkim Mieście nie ma nic wspólnego, ale pokazuje, że mimo iż serial pod sam koniec budził co raz więcej mieszanych uczuć to jednak wciąż jest marką do której warto wracać.
Nawet Samantha, która reprezentowała w serialu seksualne wyzwolenie w ostatecznym rozrachunku musiała skończyć (przynajmniej w serialu) w stałym związku.
No właśnie, Seks w Wielkim Mieście właściwie przekształcił się przez te lata w pewną markę – hasło pod którym niewiele się kryje. Trochę jak pod stwierdzeniem, że Shara Jessica Parker jest ikoną mody – podczas kiedy aktorka ubiera się po prostu jak wszystkie inne aktorki w Hollywood w ubrania od dobrych projektantów. Może niekiedy bardziej ekscentrycznie ale właściwie gdyby nie pozostała po serialu łatka pewnie trudno byłoby nam powiedzieć dlaczego wyróżnia się akurat nią. Zwierz czytał całe mnóstwo wypowiedzi na temat tego jak Seks w Wielkim Mieście zmienił podejście do mówienia o seksie, patrzenia na samotne kobiety po trzydziestce i kobiecą przyjaźń. Jednak zakończenie serialu dobitnie pokazało, ze niewiele się zmieniło. Księżniczki mogą być trochę starsze i trochę odważniejsze w łóżku ale wciąż czekają na księcia na białym koniu. W sumie to dość smutna konstatacja. Zwłaszcza, że serial przecież oglądało się całkiem nieźle. Kiedy zwierz przeprowadził się do nowego mieszkania, Sex w Wielkim Mieście leciał przez półtora roku dzień w dzień na której z telewizji kablowych odcinek serialu. Zwierz obejrzał więc wszystkie sezony kilka razy i nie ma wątpliwości, że serial miał kilka doskonałych scen i momentów. W sumie najbardziej zaszkodziło produkcji promowanie jej jako przełomowy serial HBO podczas kiedy była to produkcja zdecydowanie bliższa mentalnie konserwatywnemu ABC (choć nikt się tego z początku nie mógł spodziewać, plus zgodnie z zasadą telewizji kablowych było tam więcej nagości choć w sumie nie tak dużo jak się pamięta).
Zwierz zawsze uważał, że serial byłby znakomity gdyby nie wspierał wizji powszechnego szczęścia które czeka na bohaterki tuż za rogiem. No ale przecież żadna z nich nie mogła zostać sama, bo serial byłby uznany za zbyt przygnębiający.
Dziś kiedy mówi się o Seksie w Wielkim Mieście to rzuca się hasłami podkreślając jednocześnie wagę serialu. Feministki pomstują, że nie okazał się tym czym był, całkiem sporo kobiet sentymentalnie cytuje kolejne kwestie bohaterek. Trzeba też przyznać, że produkcja w sumie nie zestarzała się aż tak strasznie – i istnieje w zbiorowej pamięci dużo silniej niż np. niesłychanie przecież popularna w pewnym momencie, uznawana za równie przełomową Ally McBeall. Najlepszym dowodem na to, jak w sumie dobrze po latach trzyma się Seks w Wielkim Mieście jest fakt, że kiedy dopiero kilka lat temu ( dwa czy trzy ) polski dystrybutor zdecydował się w końcu wydać serial z polskimi napisami (wcześniej był dostępny w Polsce jedynie w wersji anglojęzycznej) to zażyczył sobie tyle co za nowość (sto parędziesiąt złotych) najwyraźniej uznając, że fakt iż film ma ponad dziesięć lat nikogo nie powinien dziwić. Jednak w ostatecznym rozrachunku Seks w Wielkim Mieście przyczynił się tak naprawdę tyko do jednego znaczącego zjawiska we współczesnej kulturze popularnej. Przekonał wszystkich że HBO naprawdę potrafi robić doskonałe seriale bez względu na treść i format. Niby nic, a przyczyniło się do płaczu po kolejnych odcinkach Gry o Tron.
Dowcipna i błyskotliwa Carrie z pierwszych sezonów w ostatnim potrzebuje już tylko naprawdę dużej szafy. W końcu tak kończą prawie wszystkie piszące kobiety :P
Ps: Zwierz wybiera się dziś na Kac Vegas 3 co by pokazać jakim jest konsekwentnym blogerem (w odniesieniu do wczorajszego postu;) Tak więc badania terenowe nad złym smakiem możemy uznać za rozpoczęte.
Ps2: Zwierz nadal wsłuchuje się w głos czytelników. Dziś wracamy do poprzedniej czcionki, justujemy i informujemy (my zwierz popadamy w dziwną manierę) że powoli przypisywane są kategorie wpisom. Do tego nowa strona tłumacząca brak przecinków. No i zapowiedź, że gdzieś tam czai się nowe logo bloga, które zadebiutuje jak powstanie :)