Hej
Wpis zwierza o mężczyznach w rolach kobiet sprzed kilku dni wywołał sporo dyskusji więc zwierz powraca do tematu. To znaczy nie do końca bo dziś jest zapowiedziany wpis o kobietach grających mężczyzn. Zwierz ponownie przypomina, że lista nie jest ułożona wedle najlepszych czy ulubionych ról ale tak by pokazać pewien schemat występowania motywu w filmach. Jednocześnie zwierz chciałby zaznaczyć, że listy układa w następujący sposób – liczą się na nich a.) postacie męskie grane przez kobiety b.) postacie transpłciowe c.) postacie kobiece które udają mężczyzn przez innymi postaciami w filmie. Kogo na liście nie ma? Transwestytów czy Drag Queen (to w przypadku mężczyzn) czy np. osób które udają mężczyzn czy kobiety ale na scenie tzn. inni ludzie w filmie są świadomi, że są świadkami gry. Przy czym zwierz od razu zapowiada, że będzie osobny wpis o transpłciowych osobach w filmie bo to temat ciekawy choć z obecnymi listami zupełnie nie związany. Dobra tyle z zapowiedzi a teraz czas przyjrzeć się kobietom w męskich rolach.
Nie czas na Łzy (Hilary Swank) – film oparty o prawdziwą tragiczną historię Brandona Teeny – młodego trans chłopaka, który został zamordowany mając zaledwie 21 lat. Film wywołał sporo zachwytów jak i kontrowersji (zwłaszcza żyjący ludzie, którzy byli uczestnikami wydarzeń nie koniecznie byli zachwyceni sposobem przedstawienia historii) ale przede wszystkim przyniósł Oscara grającej główną rolę Hilary Swank. Nie bez przyczyny, bo rzeczywiście jest to rola znakomita, emocjonalna i przy tym prawdziwa. Jednocześnie jak to zwykle bywa – w mediach poświęcono niesłychanie dużo czasu na zestawianiu zdjęć aktorki ucharakteryzowanej do roli (co warto zauważyć – nie jest to jakaś nadmierna charakteryzacja – wręcz przeciwnie kiedy widz wie, że to kobieta nie ma problemu by dostrzec to w rysach postaci) i w życiu codziennym pokazując że to niesamowite ale aktorka która grała mężczyznę może ładnie wyglądać w sukience. Można się zastanawiać jak ta rola wpłynęła na karierę Swank ale na pewno sprawiła, że przez kilka poprzedzających Oscary miesięcy mówiło się sporo o postaciach trans płciowych w filmach. Co chwali się twórcom filmu, którzy przede wszystkim nakręcili film bardzo ludzki i pełne emocji. Zwierz szczerze poleca bo to jedna z tych produkcji o których wszyscy słyszeli i mają ją gdzieś na liście ale nie koniecznie oglądają.
Tomboy (Zoé Héran) – francuski film dotykający bardzo ciekawego problemu. Oto poznajemy dziecko, przedstawia się nam ją jako jedenastoletnią dziewczynkę ale w nowym towarzystwie przedstawia się jako chłopak. Wiek jest taki, że właściwie nie ma jeszcze problemu z takim ukrywaniem się – zwłaszcza jeśli uda się obciąć włosy. Zawiązują się przyjaźnie, paczki, grupy ale zaczynają się tez pojawiać problemy, zwłaszcza że bohater (bohaterka) ukrywa przed rodziną, że rówieśnicy biorą je za chłopca. Film jest doskonale nakręcony i porusza sprawę dość rzadko omawianą nawet poza filmami. Czyli moment w którym dziecko nie identyfikuje się ze swoją nadaną przy urodzeniu płcią. Tytuł który po polsku przetłumaczylibyśmy jako „chłopczyca” jest trochę ironiczny. Zdaje się bowiem, że rodzice bardzo chcą postrzegać zachowanie córki po prostu jako fazę a tymczasem rośnie im pod bokiem nieszczęśliwe dziecko. Film nie jest jednoznaczny i w sumie prowadzi swoją narrację która daje jakąś nadzieję na być może poprawę sytuacji. Doskonała jest w roli głównej Zoé Héran, która na ekranie spokojnie mogłaby uchodzić za chłopca – każąc nam wracać myślami do tego momentu kiedy możemy spojrzeć na grupkę bawiących się dzieci i widzieć dzieci a nie koniecznie chłopców i dziewczynki. Ważny film na trudny temat – z którym wciąż jeszcze nie jedno społeczeństwo ma problem. Bo z jednej strony – nikogo nie chcemy skrzywdzić, z drugiej – co jeśli nie jesteśmy w stanie rzeczywiście odróżnić tożsamości od fascynacji. I tak w sumie trwamy w bardzo niekorzystnym rozwiązaniu jakim jest nic nie robienie. Co oczywiście nikomu nie wychodzi na dobre. W każdym razie film jest ciekawy – zwierz bardzo poleca.
Albert Nobbs (Glenn Close) – kiedy zwierz pisał o mężczyznach grających kobiety wiele osób przypomniało mu, że powinien uwzględnić Dustina Hoffmana w Tootsie. Rzeczywiście Hoffman grał tam mężczyznę udającego kobietę by znaleźć pracę. Jednak prawda jest taka, że ten motyw dużo częściej pojawia się w drugą stronę – kobiety udającej mężczyznę by móc znaleźć pracę. Tu mamy historię z XIX wiecznej Irlandii gdzie główna bohaterka od lat udaje mężczyznę – zarówno by znaleźć pracę jak by uciec od tragicznych wydarzeń z przeszłości. Film miał mieszane recenzje (rzeczywiście jest nierówny ) ale ma jeden doskonały motyw – otóż mamy scenę w której po latach przebywania w męskich strojach i udawania mężczyzn przed światem, Albert wraz z przyjaciółką która także żyje jako mężczyzna przebierają się w kobiece stroje. I to jest dla nich równie dziwne i niewygodne jak gdyby ówczesny mężczyzna zdecydował się przebrać za kobietę. To doskonale pokazuje, że tak właściwie to co jest nam bliższe sprawia, że czujemy się w tym lepiej. Przy czym w tym tragicznym filmie – gdzie właściwie wszyscy udają że są kimś innym pojawia się jeszcze wątek możliwego ślubu – schematu – skoro kobieta ma udawać mężczyznę może czerpać z tego wszystkie profity np. wziąć ślub i nie dość że zyskać sobie sojusznika to jeszcze uratować jakąś kobietę przed losem kobiety samotnej. To ciekawy motyw, bo z jednej strony – mamy tu brnięcie w oszustwo z drugiej wykorzystanie własnej w sumie nie najlepszej sytuacji (w najlepszej sytuacji nikogo nie trzeba udawać) do własnych celów. Przy czym warto zauważyć że właściwie nie ma w filmie jednoznacznie powiedziane z jaką płcią się identyfikują postacie. Wydaje się, że płeć jest tu tylko kwestią przebrania, nawyku, przywileju – i kto potrafi to lepiej wykorzystać ten wygrywa. Mimo wad ciekawy film a właściwie ciekawe podejście do tematu.
I’m Not There – (Cate Blanchett) Cate Blanchett gra tu Boba Dylana. Nie ona jedna, w tym dość dziwnym filmie składającym się w istocie z kilku krótkometrażówek mamy do czynienia z pewną grą zadaniem aktorskim ale też postacią. Koncepcja jest prosta – tak jak muzycznie nie ma jednego Dylana, tak samo fizycznie Dylan to grupa osób – może być zarówno stary jak i młody, może być biały i czarny może być mężczyzną a może być kobietą. Dlatego kiedy ogląda się segment filmu gdzie aktorka gra Dylana to właściwie nie mamy do czynienia z kobietą udającą mężczyznę. Oczywiście Blanchett jest ucharakteryzowana tak by bardziej przypominała Dylna (co nie jest trudne – wystarczy peruka i czarne okulary) i bardzo dobrze oddaje jego sposób mówienia, ale np. nikt nie próbuje jakoś szczególnie zmieniać jej rysów twarzy a i brzmienie głosu nie jest w najmniejszy sposób zmodyfikowane. To specyficzna sytuacja bo aktorka z jednej strony gra postać o której wiemy, że jest mężczyzną z drugiej – w tej interpretacji jest to raczej postać która nie ma jednoznacznej płci. Co nie zmienia faktu, że sporo mówiono o Cate Blanchett w przypadku tego filmu bo została nominowana do Oscara.
She is a Man (Amanda Byrnes) – na razie mamy do czynienia z filmami poważniejszymi – rzeczywiście kobieta występująca w roli mężczyzny to motyw rzadziej wykorzystywana w celach komediowych niż mężczyzna w stroju kobiety. Dzieje się tak min. dlatego, że kobieta w męskim stroju nie jest uważana za dziwną czy śmieszną, bo sporo męskich elementów ubioru jest na co dzień noszonych przez kobiety. Inna sprawa to fakt, że przebieranie się za mężczyznę jest niebezpieczniejsze tzn. sytuacja, w której kobiety odkrywają że jest pośród nich mężczyzna wydaje się intuicyjnie mniej niebezpieczna niż sytuacja w której mężczyźni orientują się że jest wśród nich kobieta. Ale czasem motyw pojawia się w komediach. Zwierz wybrał luźno opartą o Wieczór Trzech Króli komedię młodzieżową gdzie bohaterka udaje swojego brata. Oczywiście nawiązanie do Szekspira jest oczywiste – zwłaszcza, że motyw ten jest – a jakże znany z teatru elżbietańskiego (tak jest jak się ma na scenie samych mężczyzn). Zwierz musi przyznać, że komedyjka jak komedyjka, ale zwierzowi kojarzy się o tyle dobrze, że kiedy oglądał ją po raz pierwszy nie zdawał sobie sprawy, że są tam jakiekolwiek nawiązania do Szekspira. Zwierz zorientował się dopiero wtedy, kiedy ukochany głównej bohaterki okazał się mieć na imię Duke a na nazwisko Orsino. Nie mniej – to doskonały przykład na komediowe wykorzystanie motywu przy czym ważne jest – i to często pojawia się w komediach – że postać kobieca jest ucharakteryzowana na męską bardzo słabo tak, że widz od razu widzi przebraną kobietę. To dorzuca dodatkowy aspekt komiczny pod tytułem „jak to możliwe że oni się nie orientują”.
Mój Nikifor (Krystyna Feldman) – pomysł na obsadzenie Krystyny Feldman w roli Nikifora jest bardzo ciekawym przykładem grania wbrew własnej płci. Bo nie mamy tu żadnej pogłębionej gry kwestią płci bohatera. Aktorka została wybrana do roli ponieważ doskonale do niej pasowała. Zarówno wyglądem jak i sposobem gry aktorskiej. W filmie kwestia tej niezgodności nie odgrywa żadnego znaczenia, nie jest jego tematem ani nawet niekoniecznie była tematem zarówno promocji jak i recepcji filmu. Co prawda aktorkę bardzo chwalono za jej występ i otrzymała wiele wyróżnień ale głównie przy omówieniu filmu koncentrowano się na fakcie, że właściwie nie opowiada on bezpośrednio o malarzu prymitywiście z Krynicy. Zwierz zastanawia się do jakiego stopnia ma tu znaczenie fakt, że postać odgrywana przez aktorkę właściwie nie jest rozpatrywania w kontekście płci. To typowa postać bezpłciowa – w ogóle w pewien sposób postawiona obok, malująca świat ale nie do końca go rozumiejąca. W takim przypadku to jakiej płci jest aktor czy aktorka odgrywająca rolę nie ma znaczenia o tyle, że w sumie postać nie ma płci. Pod tym względem rola Feldman przypomina nieco nagrodzoną Oscarem rolę Lindy Hunt w „Roku Niebezpiecznego życia” – gdzie aktorka grała karła chińskiego pochodzenia. Tam też postać – mimo, że ważna dla fabuły nie była rozpatrywana w kontekście płci w związku z tym właściwie nie miało znaczenia czy zagrałby ją aktor czy niska odpowiednio ucharakteryzowana aktorka.
Victor/Victoria (Julie Andrews) – to jeden z ulubionych filmów zwierza jeśli chodzi o granie płcią. Mamy więc kobietę która udaje mężczyznę który udaje transwestytę. A wszystko w musicalu. Jakby na to nie patrzeć – nie jest to najbardziej prawdopodobna fabuła na świecie. Zresztą twórcy jakby nie starają się tu niczego uczynić bardziej prawdopodobnym i przekonują nas że wystarczy Julie Andrews odpowiednio zaczesać włosy by ktokolwiek wziął ją nawet przez chwilę za mężczyznę. Nie mniej zwierz kocha ten film za jedną scenę. Oto w Viktorze (a właściwie Viktorii) zaczyna się podkochiwać mafioso który ma ze swoimi uczuciami spory problem bo jak to ma być, że on szef mafii, typ wielce męski nagle zaczyna darzyć uczuciem innego mężczyznę. I jest scena w której bohater ostatecznie stwierdza że wszystko mu jedno i całuje Viktorię nie wiedząc jeszcze, że to jednak kobieta. Oczywiście zaraz wszystko dobrze się kończy i nikt tak naprawdę granic nie przekracza ale sama ta sugestia zawsze zwierzowi się podoba – w końcu to najlepszy koniec kiedy bohater decyduje się iść za głosem uczuć a nie społecznie narzucanych norm. Film jest przeuroczy a jednocześnie cudownie gra motywem udawania kogoś nie swojej płci i ponownie uczy ile na tym można zyskać jeśli się odpowiednio wykorzysta wszystkie możliwości jakie daje wychodzenie poza granice jednej płci.
Orlando (Tilda Switon) – właściwie ten film nie opowiada o kobiecie grającej mężczyznę bo cała narracja wychodzi daleko poza granice płci. Ale udajmy, że nie wdajemy się w tak daleko idące analizy. Tym co wydaje się tu najciekawsze jest odpowiednie wykorzystanie aktorki. Tilda Swinton ma urodę która pozwala jej bez najmniejszego problemu grać wiarygodnie zarówno pięknego młodzieńca, jak i nie mniej przyciągającą uwagę kobietę. Można wręcz powiedzieć, że jest idealna do filmu w którym granice między tym co kobiece i męskie ulegają rozmyciu (dla przypomnienia rolę Elżbiety I gra w filmie mężczyzna). Przy czym zdaniem zwierza siła filmu (który jest jak możecie się spodziewać naprawdę wart polecenia) leży właśnie w castingu, który doskonale podkreśla płynność podziałów, które uznajemy za stałe, oraz fakt, że w obliczu czasu i nieśmiertelności rzeczy takie jak płeć przestają mieć znaczenie. Co zresztą prowadzi nas do ciekawej konkluzji, że w świecie tak bardzo koncentrującym się na płci bycie aktorką o androgenicznym wyglądzie może mieć swoje plusy. Chyba że po prostu bycie Tildą Swinton ma swoje plusy. Bo przynajmniej zdaniem zwierza ona tak na boku jest jeszcze wampirem. Ale to już temat na inną notkę.
Yentl (Barbra Streisand) – w filmie Barbry Streisand mamy do czynienia z bardzo charakterystycznym motywem – kobiety wybierającej przebranie mężczyzny ponieważ społeczeństwo nie daje kobietom i mężczyznom równych praw. Tu jest to o tyle ciekawe, że wybór jest podyktowany przede wszystkim względami intelektualnymi – bohaterka chce móc studiować Torę co jest niemożliwe w ortodoksyjnym społeczeństwie żydowskim. Przy czym mimo, że bohaterka właściwie całe życie udaje mężczyznę – a co więcej – w pełni przejmuje rolę męską gdy bierze ślub z kobietą (granica której zwykle postacie kobiece żyjące jako mężczyźni nie przekraczają) to jednak ważnym tematem jest tu nieodwzajemniona miłość jaką darzy przyjaciela. W ten sposób mamy typową tragiczną sytuację w której wolność Yentl wynika z udawania mężczyzny a jednocześnie – udawanie mężczyzny stoi na drodze do szczęścia. Przy czym film mimo, że rozgrywa się w środowisku ortodoksyjnych żydów jednoznacznie wskazuje na (obecną w bardzo wielu środowiskach) niesprawiedliwość wynikającą z nierównego traktowania kobiet. Przebranie za mężczyznę jest tu jedynym sposobem by bohaterka mogła być sobą i robić co chce, nawet jeśli nie czuje się mężczyzną (co odróżnia ją jednak od Alberta Nobbsa który jest postacią zdecydowanie bardziej zakorzenioną mentalnie w męskim świecie). Barbra Streisand wyreżyserowała film i obsadziła się w głównej roli co sprawia, że cały motyw przebrania nie jest tu bardzo dosłowny – widz od razu widzi że ma do czynienia z kobietą. Ale za to reżyserka i aktorka mogła zaśpiewać dwie główne piosenki – co biorąc pod uwagę jak dobrze Streisand śpiewa nikomu nie przeszkadza.
Zakochany Szekspir (Gwyneth Paltrow) – zwierz bierze na koniec jeszcze motyw który będzie tu dla nas pars pro toto wszelkich zabaw z płcią w kontekście komedii romantycznych. Tu mamy oczywiście dziewczynę marzącą o realizacji marzeń, których bez udawania że jest się innej płci osiągnąć się nie da. Jednocześnie jednak mamy motyw romantyczny który może się rozgrywać tylko i wyłącznie jeśli dziewczyna nadal będzie udawała że jest kimś kim nie jest. Fakt że Gwyneth Paltrow gra tu chłopaka (zresztą z taką charakteryzacją że nikt by się nie dał nabrać) jest właściwie drugorzędny wobec faktu, że mamy wykorzystany motyw udawania kogoś innego. Oczywiście to jest zabawne kiedy kobieta udaje mężczyznę by móc na scenie udawać kobietę (tak teatr elżbietański daje tu pełne pole do popisu) ale tak naprawdę nie mamy tu żadnej gry z motywem płci (może poza jedną scenę gdy okazuje się że żadna z zaangażowanych stron nie ma wprawy w rozbieraniu kogoś z męskich ubrań). Przy czym warto zauważyć, że motyw dziewczyny udającej chłopaka mniej więcej w podobnym mechanizmie (bardzo zła charakteryzacja i w sumie nie chodzi o płeć tylko o sam fakt udawania) możemy mówić w przypadku polskiej produkcji Złoty Środek gdzie grała Anna Przybylska. Ponownie nie chodziło o płeć i tożsamość tylko o sam fakt udawania. A udawanie mężczyzny jest najwyższą formą udawania że nie jest się sobą.
Jeśli przyjrzycie się temu zestawowi to jedno powinno wam się rzucić w oczy. Ilość dostrzeżonych czy wyróżnionych przez Amerykańską Akademię filmową ról. Nominacje dostały Glenn Close, Cate Blanchett, Julie Andrews nagrody Hilary Swank, Linda Hunt i Gwyneth Paltrow – przy czym ta ostatnia trochę na wyrost. Wyraźnie jest dla członków Akademii coś intrygującego w postaci męskiej granej przez kobietę. Być może istnieje przekonanie, że nie istnieje większe wyzwanie aktorskie niż wyjść poza granice własnej płci. Dlaczego ten mechanizm nie działa w drugą stronę? Jak widzicie na tej liście jest zdecydowanie mniej komedii – jak zwierz zauważył – mężczyzna w stroju kobiety jest zabawny – kobieta w stroju męskim – już dużo rzadziej – a kiedy decyduje się żyć jak mężczyzna, przekracza pewne tabu. Zwierz nie chce z tego wyciągać zbyt daleko idących wniosków (ufa że zrobicie to we własnym zakresie) ale to spojrzenie na właściwie ten sam motyw dobrze pokazuje, jak pewne teoretycznie identyczne zadania aktorskie funkcjonują w zupełnie różnych kontekstach. Co zresztą jest jeszcze ciekawsze, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w codziennym życiu to kobieta może dużo łatwiej naśladować wygląd mężczyzny (jeśli siedzicie w pracy w spodniach i marynarce to nikt się na was dziwnie nie spojrzy) niż mężczyzna kobiety (jeśli przyjdziecie do pracy w spódnicy na pewno ktoś zwróci wam uwagę, o ile w ogóle was wpuszczą). I to jest moi drodzy właśnie ten straszny i fascynujący gender o którym się tyle mówi. Tylko nie nasyłajcie na zwierza egzorcysty. Nie podziała.
Ps: Zwierz przypomina że 23. 11 będzie w Krakowie na Serialkonie. Wszyscy ci którzy narzekają że zwierz jest w Warszawie a oni w Krakowie będą mieli szansę zobaczyć zwierza na żywo jak ten mówi o Downton Abbey i serialach brytyjskich.
Ps2: Zwierz ponownie nawiedził podcast Myszmasz.