?
Hej
Dzisiejszy wpis później bo wczoraj zamiast pisać dla was wpis zwierz zachwycał się na żywo i w necie otwarciem Igrzysk (Branagh! Atkinson! Creig! Królowa! Paul! i mnóstwo innych). Nie mniej choć przez najbliższe tygodnie zwierz będzie żył sportem (kiedy zwierz to pisze Polska ma już jeden medal) czas powrócić do blogowych rozważań popkulturalnych. Tak więc dziś będzie o czymś zdecydowanie nie sportowym. Widzicie być może nie wiecie tego o zwierzu ale zwierz pasjami czyta autobiografie znanych ludzi – zwłaszcza aktorów. Nie mniej wbrew temu co może się wam wydawać, zwierz nie szuka tam niesamowitych wcześniej ukrytych faktów i skandali, nie zachwyca się opisem kolejnych sukcesów i nie łudzi się nawet że część czytanych przez niego książek napsiały wymienione na okładce sławy. Tym co naprawdę fascynuje zwierza jest MOMENT. Tak zwierza fascynuje ów moment kiedy ktoś, kto jest najczęściej zupełnie zwyczajny, nie koniecznie wyróżniający się spośród innych, być może utalentowany ale jeszcze nie odkryty podejmuje decyzję o porzuceniu zwykłego toru życia czy zostaje zauważony przez kogoś związanego z show biznesem i rozpoczyna drogę prowadzącą do kariery. Przy czym zwierz szuka raczej tych momentów, które mają w sobie więcej przypadku, czy impulsu niż wielkich historii o tym jak ktoś nieznany zagrał jedną rolę i zdobył sławę. Bo przecież by zagrać tą jedną rolę musiał wcześniej natknąć się na kogoś kto mu ją zaproponuje.
Zwierz dzieli wszystkich sławnych ludzi na dwie grupy. Pierwsi to ci, którzy olśnienia dostali wcześnie jeśli nie bardzo wcześnie. Po szkole poinformowali swoich przerażonych rodziców, że nie przejmą rodzinnego biznesu, że nie zostaną prawnikami tylko pójdą do szkoły aktorskiej i najprawdopodobniej będą przymierać głodem do końca życia. W tej samej kategorii znajdują się też ci, którzy wcale nie podjęli decyzji o rozpoczęciu kariery ponieważ zostali przyprowadzeni na przesłuchanie przez swoich rodziców. Obie te grupy – to w sumie ludzie, którzy spełniają nasze wyobrażenia o aktorach, którzy nigdy nie mogli by wykonywać innego zawodu, prowadzić normalnego życia itp. Zwierz po cichu zazdrości takim ludziom (zwłaszcza tym, którzy odnieśli sukces) bo przecież nie ma nic lepszego niż od samego początku wiedzieć co chce się robić w życiu i co więcej robi ć to dobrze.
Jednak zdecydowanie bardziej fascynująca jest druga grupa. To ci sławni ludzie, którzy choć może wiedzieli że nie chcą robić w życiu nic innego tylko grać to jednak zanim osiągnęli sukces albo zdecydowali się porzucić codzienną egzystencję mieli zupełnie normalną pracę i gdyby nie odrobina szczęścia czy odwagi nadal wykonywali by swoje zupełnie przeciętne zawody. Oczywiście większość z nich od dawna wiedziała, że chciała by grać. Część z nich miała niewątpliwy nie odkryty talent. Nie mniej nie byli tak pewni by zdecydować się rzucić wszystko i postawić wyłącznie na aktorstwo. I ponownie ten rodzaj sław można podzielić na dwie grupy.
Pierwsza grupa to ludzie, którzy nigdy nie robili nic szczególnie ciekawego. Najsławniejszym przypadkiem jest tu Harrison Ford który co prawda próbował zostać aktorem ale po nie udanym początku musząc jakoś zarobić został cieślą, szło mu nawet nieźle ale na całe szczęście został zatrudniony dla kogoś, kto znał kogoś, kto znał Lucasa. Prędzej czy później wszystko skończyło się na Sokole Milenium. Wśród Hollywoodzkich gwiazd jest zaskakująco dużo sprzedawców butów – parał się tym Clooney (który uwielbia opowiadać o tym jak koszmarna była to praca) czy Kevin Spacey zanim doszli do wniosku, że jest w życiu nieco więcej do zrobienia. Oczywiście pośród aktorów i aktorek jest całe mnóstwo kelnerek i kelnerów a także drobnych sprzedawców – co nie dziwi biorąc pod uwagę, że to najpopularniejsza praca dla ludzi, którzy nie wiedzą co ze sobą w życiu zrobić. Choć jak pokazuje doświadczenie, praca choć prosta może przerastać ludzi mało nią zainteresowanych – Madonnę wyrzucono z Dunkin Donuts po tym jak okazała się absolutnie beznadziejna w sprzedawaniu pączków. I w sumie patrząc na jej karierę dobrze się stało. Podobnie zwierz nie dziwi się, że Johhny Depp nie zrobił porażającej kariery jako telefoniczny sprzedawca długopisów. Nie mniej biorąc pod uwagę, że karierę zawodową zaczyna się w stanach bardzo wcześnie niemal wszyscy aktorzy mają gdzieś w CV dziwną i powiedzmy sobie szczerze beznadziejną pracę. Niekiedy beznadziejna pozornie praca potrafi się potem okazać niesłychanie przydatna – Quentin Tarantino byłby z całą pewnością zupełnie innym reżyserem gdyby nie spędził całej młodości pracując w wypożyczalni kaset oglądając właściwie wszystko co wpadnie mu w łapy – jeśli ktoś widział jego filmy nie ma wątpliwości że była to wymarzona praca dla tego reżysera. Podobno ci, którzy nie potrafią sami odnieść sukcesu uczą – nie mniej przypadek Jona Hamma, który za młodu uczył w szkole średniej (co ciekawe uczył aktorstwa i jedna z jego uczennic nawet odniosła sukces bo występuje w amerykańskim The Office), podobnie jak Sitng, który uczył angielskiego. Oczywiście, część aktorów zanim została aktorami wykonywała prace, związane z występami choć nie koniecznie można byłoby je nazwać aktorskimi – Christopher Walken poskramiał lwy w cyrku (twierdził potem, że nie za bardzo różnią się od psów) co jest lepszą pracą niż ta Sylwestra Stallone który czyścił klatki lwów, Pierce Brosnan był połykaczem ognia (co z resztą wykorzystał w jednym z filmów gdzie jest scena w której udaje połykacza ognia), Patrick Dempsey był bardzo dobrym żonglerem (ponownie – w niektórych filmach żąglnuje), zaś Hugh Jackman zanim został Wolverinem, oraz aktorem musicalowym dorabiał sobie jako clown. Jest też dość powszechnie znanym faktem że Channing Tatumm pracował jako striptizer (a teraz gra striptizera w filmie Magic Mike) Zdarzały się też zawody dość dziwne – Mattchew McConaughey zanim został popularnym aktorem znanym z niechęci do chodzenia w koszulce czyścił klatki kurczaków, a skoro jesteśmy przy kurczakach to w drobiowym kostiumie paradował po ulicy Brad Pitt reklamując restaurację (w przeciwieństwie do Megan Fox która paradowała w stroju Banana). Nie mniej nie zawsze jest się z czego śmiać – Rod Stewart zanim został gwiazda piosenki kopał groby, Whoopi Goldberg była makijażystką w domu pogrzebowym, zaś posiadający dobre wykształcenie Mick Jaggger przez pewien czas pracował jako portier w szpitalu psychiatrycznym. Dość mało prestiżowo brzmi też wykonywana przez Warrena Betty praca deratyzatora. Z rzadka zdarza się ktoś kto wykonywał jakąś w miarę porządną pracę – z której nie koniecznie chce się uciekać. Edward Norton po zakończeniu studiów pracował w firmie swojego ojca w Japonii – dzięki czemu nauczył się japońskiego, z kolei angielski komik Jimmy Carr miał całkiem przyzwoitą managerską funkcję w Shellu .
Nie mniej oprócz tych ludzi z fatalną pracą która utrzymywała ich przy życiu zanim zostali aktorami jest spora grupa osób, które zanim podjęły decyzję o podjęciu aktorstwa uzyskały całkiem porządne wykształcenie akademickie. Jak powszechnie wiadomo celują w tym aktorzy angielscy – gdyby Rowan Atkinson nie zdecydował się zostać wybitnym komikiem mógłby wykorzystać swój dyplom inżyniera, gdyby Hugh Laurie wraz ze swoim przyjaciele Stephenem Fry nie zostali komikami, mogli by ze swoimi dyplomami z Cambridge (odpowiednio z Archeologii i Literatury) zająć się uczeniem (co przez pewien czas robił Fry) czy pracą na jakimś ładnym państwowym stanowisku. Podobnie obecnie bardzo popularny Tom Hiddelston mógłby zająć się czymkolwiek innym niż aktorstwem ze swoim radośnie niepotrzebnym dyplomem z filologii klasycznej (nie mniej trzeba mu przyznać, że po studiach poszedł do RADA). Zwierza zawsze fascynuje kiedy ktoś skończy studia zupełnie nie związane z jego późniejszym zawodem – znana z grania kompletnej idiotki w „Jej wysokość Afrodyta” ukończyła sinologię na Harvardzie i nawet napisała nagrodzoną pracę o konfliktach rasowych w Chinach. Sporo wśród aktorów jest takich, którzy rozważali nieco inną karierę – David Duchowny zaczął pisać swój doktorat z literatury na Yale ale porzucił go by zostać agentem Mulderem. Z kolei pisanie doktoratu z historii przez pewien czas rozważał Hugh Grant. Z resztą, kto powiedział, ze kariera aktorska ma takim pomysłom przeszkadzać – jak zapewne wiecie James Franco występujący w filmach dość hurtowo pisze jednocześnie doktorat z literatury na Yale. Z kolei Mayim Bialik grająca ukochaną Sheldona w The Big Bang Theory nie tylko gra wykształconą dziewczynę – sama ma bowiem doktorat z neurobiologii Jednak sporo jest wśród aktorów takich którzy oświecenia dostali w trakcie studiów – Matta Damon porzucił Harvard by napisać scenariusz trochę chyba oparty o doświadczenia wynikające z uczęszczania do bardzo prestiżowej szkoły. I dobrze bo dostał za ów scenariusz Oscara. Z drugiej strony niektórzy już po rozpoczęciu kariery idą na studia – tu najsławniejsza jest Natalie Portman która będąc już aktorką skończyła psychologię na Harvardzie, zaś przed nią na podobny krok zdecydowała się Judie Foster, która poszła studiować na Yale.
Oczywiście nie jest to lista pełna ani co zwierz musi powiedzieć 100% wiarygodna – bo przecież jak wszyscy wiemy – wiadomości zwłaszcza dotyczące gwiazd rozwadniają się straszliwie i jeśli z kimś osobiście nie pogadamy to tak naprawdę nic nie wiemy. Najlepszym przykładem jest Sean Connery – wszędzie można przeczytać że był mleczarzem i rzeczywiście w młodości rozwoził mleko ale z tego co zwierz rozumie było to mniej więcej takie same dorabianie sobie jak roznoszenie gazet wśród amerykańskie młodzieży – wszyscy to robią ale nikt nie myśli by wykonywać ten zawód do końca życia. Nie mniej te wszystkie przykłady fascynują zwierza o tyle, że przecież jest mnóstwo studentów literatury pragnących zostać aktorami, ludzi w przebraniu kurczaka marzących o Oscarowej gali, znudzonych menagerów średniego stopnia rozmyślających o karierze komika. Ale tylko niektórzy mają ten Moment, który zmienia ich życie na zawsze. I widzicie zwierz wcale nie uznaje tego za rzecz przygnębiającą ale pocieszającą. Dlaczego? Bo to znaczy, że jednak życia nie da się zaplanować, że nic nigdy nie jest z góry wygrane albo przegrane. Zwierz co prawda nigdy nie chciał zostać aktorem ale gdyby chciał po prostu nie traciłby nadziei. W końcu nigdy nic nie wiadomo. Co trochę zbliża nas do sportowych refleksji.