Bob Dylan dostał literacką nagrodę Nobla. Pogadajmy o tym przez chwilę bo rzadko zdarza się by popkulturalny bloger miał tak naprawdę o czym pisać tuż po rozdaniu nagród Nobla. Tymczasem nagroda dla Dylana zbliżyła noblowskie wyróżnienie do świata popkultury bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Czy słusznie? Zdania są podzielone. To znaczy nie zdanie zwierza. Zwierz się cieszy jak głupi. Ale porozmawiać może.
Zacznijmy od tego, że z pierwszych komentarzy w Internecie można było szybko wywnioskować jedno. Definicja literatury jaką przyjęliśmy czy to na codzienny użytek czy to na potrzeby wybitnych nagród literackich jest stosunkowo wąska. Powiedzmy sobie szczerze gdy otwierają się drzwi przez które wychodzi członek czy członkini komitetu noblowskiego oznajmić swój werdykt spodziewamy się, że padnie jedno z dwóch nazwisk. Albo kogoś kogo od lat obiecujemy sobie poczytać, ale nie jesteśmy w stanie przebrnąć przez opasłe tomiszcza, czy skomplikowane frazy albo autora poezji o którym nigdy nie słyszeliśmy, chyba że akurat jest z Polski i wtedy możemy się kłócić dlaczego nie Herbert. Poza tym jednak jesteśmy raczej przekonani, że nagroda szwedzkiej akademii, czy nagroda jakiejkolwiek akademii powinna trzymać się z dala od półek z literaturą popularną, wierszy powszechnie znanych czy w ogóle muzyki.
.
No właśnie okazało się, że teksty poetyckie pisane do muzyki są w opinii wielu zupełnie czym innym niż literatura. To ciekawe zjawisko. Przez wieki literatura i muzyka były ze sobą nierozerwalnie związane – teoretycznie doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, w rzeczywistości – im więcej tekstów napisano specjalnie do muzyki tym bardziej przywykliśmy je traktować jako teksty drugorzędne. Piosenka jest czymś pośrednim, piosenka poetycka – czymś co jest jednak odrobinę gorsze od wiersza, ballada – cóż kojarzy się głównie ze smutnymi panami w swetrach z których połowa umarła za wcześnie przez nadmierną skłonność do alkoholu, papierosów i myślenia. Pomysł by potraktować teksty poetyckie pisane z myślą o muzyce jako coś godnego Nobla wciąż wielu wydaje się trudne do pomyślenia. Tymczasem właściwie… dlaczego? Nikt przecież nie nagradza Justina Bibera czy Madonny. Nagroda dla Dylana jest nagrodą dla świadomego, dojrzałego, niesłychanie wpływowego twórcy, który nie dość, że właściwie stworzył nowy gatunek literacki (na bazie istniejącego) to dodatkowo wykonywał go tak dobrze jak nikt inny. Czy rzeczywiście to tak mało?
Co ciekawe odpowiedź dość często brzmi. TAK. W Polskim Internecie można od ludzi uznających się za ekspertów usłyszeć, że Dylan pisze ładne ballady ale nic dla samej formy czy gatunku nie zrobił. Najwyraźniej ktoś słuchał innego Dylana a przynajmniej nie przyglądał się za dobrze historii amerykańskiej ballady czy poezji śpiewanej. Wtedy wyszłoby, że należałoby jej historię dzielić na przed Dylanem i po Dylanie. Osiągnięcie którym w historii literatury może się pochwalić niewielu twórców. Zresztą za to dokładnie dostał Nobla – zawsze po wyczytaniu nazwiska pojawia się uzasadnienie, którego niestety wielu nie słucha zbyt zajętych przekazywaniem dalej, kto tak właściwie wygrał. Jednak nie chodzi jedynie o głosy polskie. Można usłyszeć, że nagroda dla Dylana to sprzyjanie gustom masowym, skłanianie się do tego co ludzie raczej czują niż wiedzą. A czują że Dylan wielkim jest więc wszystko mu się należy. Ponoć te same odczucia doprowadziły do wyboru Trumpa na kandydata Republikanów. Zwierz zastanawia się kiedy ostatnim razem autor tego oskarżenia sprawdził jak bardzo Dylan jest już jedna nogą w kulturze wysokiej – stanowiąc raczej punkt odniesienia dla kultury popularnej. Dylan jest twórcą żywym bo wpływowym, ale emocje z nim związane nie mają w sobie już nic z dawnych zachwytów fanowskiej widowni. Częściej poczytać można o nim w grubaśnym opracowaniu niż w gazecie. Dylan nie jest ani popularny ani wysoki. Przez co ma niesłychaną siłę oddziaływania.
Tu wchodzimy na pole dyskusji dużo ciekawszej (a właściwie bardziej znaczącej) niż rozmowa o tym czy teksty Dylana są literaturą czy nie. Otóż pytanie które się nasuwa brzmi – do jakiego stopnia nagroda Nobla ma być kierowana w stronę literatury wysokiej a do jakiego stopnia powinna być odbiciem społecznego odczucia o znaczeniu twórcy. Harold Pinter – właściwie nie tłumaczony na polski (przynajmniej w chwili nagrodzenia Noblem) angielski dramaturg był jednym z najchętniej wystawianych dramatopisarzy na świecie. Jasne gdzie mu tam było do popularności Dylana, ale jeśli ktoś miał wymienić nazwisko brytyjskiego dramatopisarza, pomijając Szekspira to najpewniej wskazałby Pintera. Czy należał do sztuki wysokiej? Tak ale nie tak wysokiej by teatralny widz udający się na przedstawienie na West Endzie nie mógł do tej poprzeczki doskoczyć. Pinter nie zaliczał się jednak do kultury popularnej bo nie traktujemy tak (już) dramatopisarzy. Nie zmienia to jednak faktu, że nagrodzenie Dylana wcale nie jest aż takim przełomem jakby się mogło wydawać – tak to prawda – mało kto zaliczyłby Dylana bezpośrednio do kultury wysokiej, ale jednocześnie – niekoniecznie tak prosto przypisać go do popkultury. Zapisał się w niej swoją legendą i trwaniem – ale niekoniecznie podejmowanym tematami, sposobem pisania utworów czy ogólnym artystycznym dorobkiem.
Co więcej nie sposób tu nie podjąć tematu o którym niektórzy zapominają. Dylan jest Amerykaninem. Nasza percepcja amerykańskiej kultury jest skażona, zarówno przez jej siłę oddziaływania jak i naszą oddaloną percepcję. Amerykańscy autorzy, nawet wybitni wydają się bardziej popularni i dostępni niż ich europejscy koledzy po piórze. Dzieje się tak z różnych powodów – zbliża ich do nas język, fakt że są często adaptowani na ekrany w ramach amerykańskiej kinematografii a także że ich powieści rozgrywają się najczęściej w Stanach które znamy głównie za pośrednictwem kultury popularnej. Zresztą w przypadku Stanów wykreślenie prostej linii pomiędzy kulturą wysoką a popularną nie wydaje się takie proste. Począwszy od sztuk plastycznych, poprzez muzykę a na literaturze kończąc wszędzie można znaleźć punkt w których to co popularne przecina się z tym co byłoby wysokie – dużo częściej niż ma to miejsce w Europie. Co więcej tak naprawdę – co doskonale pokazują reakcje na Nobla Dylana – sami nie za wiele wiemy o historii i tradycji kultury amerykańskiej (tej czysto amerykańskiej a nie importowanej z Europy) i nie umiemy o niej mówić.
W jednym z komentarzy udało się zwierzowi wyczytać (czy wysłuchać) że to nagroda spóźniona o znaczenie Dylana dziś nie jest takie jak kiedyś. To ciekawy przejaw myślenia o twórcach muzycznych zupełnie inaczej niż o twórcach literackich. Podczas kiedy nawet społecznej i politycznej twórczości wielu z nich jesteśmy w stanie przypisać ponadczasowe cechy (doskonałym przykładem będzie powszechnie uznawany za „dobrego” Noblistę Mario Vargas Llosa którego twórczość też była w pewnym momencie politycznie aktualna – by stać się potem raczej świadectwem czasów) o tyle w przypadku twórczości muzycznej często przychodzi nam zatrzymać się na pierwszej myśli i zachowujemy się nieco tak jakby utwór tracił swoje znaczenie dla muzyki w chwili w której spada z listy przebojów. Tymczasem tego co zrobił Dylan dla amerykańskiej ballady odkręcić się nie da zaś jego teksty – słuchane współcześnie – wciąż rezonują z słuchaczami o dobre parę dekad młodszymi. Nobla zaś nigdy nie dawano ludziom w szczycie popularności tylko właśnie po latach, jako ostateczne potwierdzenie ich znaczenia dla gatunku literackiego który reprezentowali.
Wróćmy jednak na chwilkę do odbiorców i ich gustów, którym ma sprzyjać Akademia. Wydaje się trochę trudne do przełknięcia, że po usłyszeniu nazwiska Noblisty zamiast biec do księgarni w poszukiwaniu zakurzonego tomu, który dotychczas stał w trzecim rzędzie zaraz za najnowszym kryminałem, powinniśmy raczej włączyć Spotify i spędzić kilka godzin słuchając poety śpiewającego do harmonijki i gitary. Zdaniem wielu komentatorów jest w tym coś niestosownego. Jakiś łatwy wybieg oszustwo, coś co odwraca uwagę od głównej bohaterki tego dnia – literatury. Pytanie tylko czy naprawdę. Dylana oczywiście można odsłuchać szybko i hurtem ale równie dobrze można każdy tomik poetycki przeczytać przez pół godziny. Jeśli jednak zainteresowany twórczością Dylana człowiek będzie chciał dowiedzieć się czy szwedzka akademia miała rację, stanie przed typowym literackim zadaniem. Samo jednokrotne przesłuchanie okaże się nie wystarczające, trzeba będzie posłuchać kilka razy, sięgnąć do tekstu, zadać sobie pytania o interpretacje, o to jak utwory Dylana korespondują z innymi tekstami, skąd zna się pewne obrazowania, wersy, zapożyczenia. Innymi słowy trzeba zrobić dokładnie to samo co robi się w przypadku każdego innego tekstu poetyckiego czy literackiego. Różnica jest taka, że autor wykonuje tekst do muzyki. Nie ma tu tak naprawdę żadnego ułatwienia. A nawet jeśli jest – jeśli dostępność jest większa. Czy naprawdę najgorszą rzeczą jaka może się przydarzyć nagrodzie literackiej to wręczenie jej komuś kogo ludzie mogą stosunkowo łatwo poznać. Jeśli dziś ludzie zadają sobie powszechnie pytanie czy to co słyszą to literatura czy nie to nagroda Nobla właśnie osiągnęła dużo więcej niż przez ostatnie kilka lat.
Wydaje się, że niestety, mimo ciągłego biadania na spadek poziomu kultury i zapotrzebowania na kulturę u społeczeństwa, są wciąż środowiska które doskonale czują się z tym, że część kultury – zwłaszcza związana z literaturą, jest słabo dostępna i słabo rozumiana przez społeczeństwo. Zwierz nie nazwałby tego snobizmem raczej poczuciem, że to co dobre nie jest dla wszystkich. Problem w tym, że w ostatnich latach można odnieść wrażenie, że krąg wybranych – dla których kolejni ważni autorzy mają być istotni coraz bardziej się zawęża. Kultura wysoka coraz bardziej zamyka się na ludzi. Dla niektórych to efekt oblężonej twierdzy – przy zalewie kultury popularnej konieczność odróżnienia się jest zbyt silna. To jest nawet zrozumiały trend. Co nie zmienia faktu, że kultura wysoka a zwłaszcza literatura musi korespondować z odczuciami społecznymi, lękami, musi je komentować, musi być dyskutowana, musi żyć. Inaczej traci olbrzymią część swojego sensu. Jasne nie ma się co oszukiwać – nigdy nie będzie tak że wszyscy będą znali nazwisko noblisty. Ale to że większość osób zna jest pozytywnym zjawiskiem. Bo oznacza że nagrodzony twórca jest żywy, jego twórczość – może zostać na nowo zrozumiana, zinterpretowana, odczytana. Ludzie mogą o niej rozmawiać. Komentować. Mieć w stosunku do niej personalne uczucia. Jeśli wybieramy twórców nie znanych czy bardzo hermetycznych może się przydarzyć coś takiego jak zdarzyło się kilka lat temu kiedy nagrodę dostał Patrick Modiano. W mojej pracy okazało się, że tego dnia byłam jedyną osobą która cokolwiek autora czytała. Tylko dlatego, że jako dziecko czytałam jego książkę przeznaczoną dla młodych czytelników. Jasne nie chodzi by nagradzać po popularności, ale fakt, że autor jest znany nie oznacza od razu że jest pisarzem marnym. Jeśli by tak było Polacy musieliby zwrócić medal noblowski Sienkiewicza, który przecież był chyba bliższy kulturze popularnej niż Dylan. Niestety pewna elitarność opinii ekspertów (tu właściwie powinien być cudzysłów) pokazuje, że choć słyszymy biadania że ludzie nie czytają, część z nich sprawa wrażenie, że wcale nie jest im z tym smutno. Bo większość osób i tak nie czytałaby odpowiedniej literatury.
Visions Of Johanna from filoso cyd on Vimeo.
Nie zmienia to faktu, że Nobel w tym roku jest czymś nowym, ożywczym choć – przypomnijmy – spodziewanym bo o Dylanie w kontekście Nobla mówiło się od dawna. Jednocześnie – warto przypomnieć, że Dylan dostał właściwie prawie każdą nagrodę jaką można sobie wymarzyć od Grammy, przez Oscara po specjalne wyróżnienie w ramach nagrody Pulitzera. Natomiast po raz pierwszy nagrodzono osobę piszącą do muzyki. I bardzo słusznie bo właściwie cała dwudziestowieczna tradycja utworów poetyckich nie zyskała – mimo licznych utworów wybitnych – uznania jako dziedzina literatury, choć przecież na nie zasługuje. Ci którzy prześmiewczo pytają kto dalej – Cohen, McCartney czy może Waits powinni się na chwilkę zastanowić. Bo w sumie jedyny powód dla których wydaje się to irracjonalne to nasze podejście do tekstów piosenek. Bo jeśli weźmiemy pod uwagę traktowanie ich twórczości jako fragmentu literatury (co nie jest tak szalonym pomysłem) to właśnie wymienili kilka najważniejszych twórców dwudziestego wieku. Trochę jakby się naśmiewać że skoro Miłoszowi dali Nobla to może Szymborskiej też. Wszystko zależy od tego jak spojrzymy na sprawę. Zresztą jeśli nagroda Nobla ma naprawdę mieć znaczenie we współczesnym świecie musi w pewien sposób kreować rzeczywistość a nie tylko potwierdzać stan faktyczny. Przyznanie nagrody Dylanowi potwierdza jego znaczenie ale jednocześnie kreuje świat w którym traktowanie poważnie autorów tekstów ballad jest jak najbardziej możliwe i może stać się powszechne (bo przecież już niektórzy mieli takie podejście) a do tego zmusiła ludzi do myślenia. Wiecie Homer też śpiewał.
shelter from the storm – bob dylan from me.greg on Vimeo.
Na koniec zwierz musi się podzielić już prywatną refleksją. Zwierz we wczesnej młodości Dylana nie słuchał znał go jedynie z utworu Kaczmarskiego. Z Dylanem zwierz pierwszy raz spotkał się na studiach, dokładnie w sali wykładowej na socjologii. Został poinformowany, że dziś będzie się uczył o jednym z najważniejszych muzyków i poetów amerykańskich dwudziestego wieku, a potem wysłuchał fascynującego wykładu o Dylanie. Być może dlatego, podejście zwierza do dzisiejszej nagrody tak wygląda. Wynika nie tylko z prywatnego przekonania, że nagroda się należała i przypomniała nam o pewnych odkładanych na bok formach literackiej ekspresji, ale też dlatego że zwierz już żył w świecie gdzie Dylan był bohaterem akademickich wykładów. Te zaś nie były poświęcone kulturze popularnej tylko kulturze w ujęciu socjologicznym i wskazywały jak duże znaczenie miał Dylan w świecie zmian społecznych które rozgrywały się w latach sześćdziesiątych na uczelniach. Zresztą zwierz myśli o tej nagrodzie z pewnym rozbawieniem, bo młody człowiek który śpiewał, że czasy się zmieniają i trzeba zrobić miejsca nowym pokoleniom dziś dostał jedną z najbardziej konserwatywnych i nobliwych nagród jakie są. I mimo, że jest po siedemdziesiątce znów narobił zamieszania. Szalone dzieciaki, nigdy się nie nauczą.
Ps: Zwierz rozumie wszystkich którzy mieli własnych kandydatów czy np. nie lubią twórczości Dylana. Nie chodzi tu o to by przekonać kogokolwiek że twórczość pieśniarza musi lubić. Raczej o to, że ten Nobel właściwie otwiera dużo ciekawszą dyskusję niż ta o twórczości Dylana. I to jest właśnie dowód na to, że wybrano fenomenalnego zdobywcę nagrody Nobla.
Ps2: YAY mogę pisać o Noblistach i wcale nie jest nie na temat. How cool is that!