Hej
Zwierz wczoraj trochę z przyzwyczajenia a trochę z przekory obejrzał sobie konkurs Eurowizji. Jakoś szczególnie nikomu nie kibicował, wielkich emocji nie przeżył i właściwie jedyna szersza dyskusja wynikła gdzieś na facebooku zwierza pod statusem o występie Fracuzów, co jest ciekawe jeśli weźmie się pod uwagę, że Francja głosów nie dostała właściwie żadnych. Nie ma zwierz zamiaru oceniać występów, ani wyników (choć akurat ten zwierza cieszy, bo muzycznie był niezły i naprawdę zwierz nie lęka się końca cywilizacji spowodowanego czyjąkolwiek brodą. Plus powiedzmy szczerze gdzie jest miejsce dla Drag Queen jak nie na Eurowizji?) ale zastanowić się czy istnieje jakakolwiek szansa by konkurs Eurowizji miał jakikolwiek sens. Dlatego zwierz wpisał jego zdaniem kilka najważniejszych punktów, wedle których Eurowizję winno się zreformować.
Skoro już mamy taką trochę staroświecką imprezę to może wykorzystać ją do czegoś innego niż międzynarodowego święta muzycznego kiczu.
Obowiązek śpiewania w językach narodowych – to chyba najważniejszy postulat zwierza. W tym roku w językach narodowych śpiewało w całości czy w części zaledwie kilkoro wykonawców. Znaczna część zdecydowała się śpiewać po angielsku. I to jest koszmarne – po pierwsze, większość osób śpiewa po angielsku z koszmarnym akcentem, po drugie nic się nie da zrozumieć co irytuje kiedy ktoś śpiewa w teoretycznie wspólnym języku, no i po trzecie większość ma głos zupełnie nie szkolony do śpiewania po angielsku. Strach że czegoś widownia nie zrozumie jest bez sensu. Ludzie nucą każdą dobrą piosenkę a czy rozumieją słowa to rzecz drugorzędna. Zwierz uwielbia jak śpiewają Serbowie, Chorwaci czy Czarnogórcy (ten ostatni w tym roku śpiewa w języku rodzimym) bo zwierz lubi melodie tych języków, Rosjanie powinni mieć zakaz śpiewania po angielsku z takim cudownie śpiewnym językiem. Serio, jeśli Eurowizja ma nam dać piosenki do nucenia i jakąkolwiek dumę z możliwości piosenki europejskiej to niech to będzie w ojczystych językach. Nikt na tym nie straci, ze nie będzie rozumiał słów. A może nawet trochę zyskać.
Zdaniem zwierza to jest pewna tragedia kiedy reprezentanci Rosji śpiewają po angielsku
Chcesz muzyki? – przywieź muzyków i orkiestrę – powrót do języków narodowych byłby pewnym powrotem do korzeni. Podobnie jak przywożenie własnej orkiestry czy muzyków. Dziś na Eurowizji tylko się śpiewa pozorując granie. To trochę nie ma sensu – zdecydowanie fajniej byłoby gdyby granie miało jednak znaczenie, podobnie jak to kto za nie odpowiada. Może udałoby się też przy okazji zlikwidować problem tragicznie złego nagłośnienia, który jest obecny dość często kiedy muzykę puszcza się z playbacku. Poza tym byłby element obecności żywych grających twórców – wszystkie zespoły które mniej lub bardziej pozorowały, że coś grają wypadły lepiej od tych które wystawiły jakąś panią w sukience.
Tak naprawdę na Eurowizji nikt nie gra, a powinien bo to jest całkiem dobry sposób wyróżniania lepszych zespołów do gorszych
Zespół plus wykonawca i tyle – Żadnych panów udających chomika – to hasło jakie chciało się rzucić po tegorocznej Eurowizji kiedy pani z Ukrainy towarzyszył tancerz w kole które przypominało to po którym biegają chomiki. Zwierz musi powiedzieć, że te wszystkie tańce i występy przesądzają o kiczowatości Eurowizji, niewiele wnoszą i powodują co najwyżej kontrowersje (jak w przypadku polskiego występu) nic z muzyką nie mające wspólnego. Oczywiście, zwierz wie, że tego typu występy są obecnie powszechne na wszystkich koncertach, ale skoro Eurowizja i tak jest inna niż 90% tego co pojawia się w telewizji to dlaczego nie zaostrzyć przepisów i zafundować widzom właśnie coś czego na ogół na ekranie nie mają.
W przypadku naszego zespołu największe kontrowersje budzili nie śpiewający ludzie tylko właśnie wszystkie zbędne na scenie dodatki
26 krajów w finale to zdecydowanie za dużo – wytrzymać i spamiętać wszystkie 26 występów mogą tyko najwytrwalsi. Eurowizja wprowadziła już pół finały ale wydaje się że finały też są za długie. Zwłaszcza, ze głosowanie pokazuje, że tak naprawdę jest tylko 10-13 dobrych piosenek a reszta dostaje jakieś szczątkowe punkty. Zdaniem zwierza 20 to powininna być maksymalna ilość występów, a tak z 16 pożądana. Inaczej po prostu to jest niesamowicie nudne.
Przy takiej ilości piosenek Eurowizja nie sprawdza się nawet jako mało wymagające show do oglądania
Ale kto tak właściwie głosuje? – głosowanie w Eurowizji jest dość skomplikowane, nie koniecznie decydują o nim głosy wysłane przez widzów, są też głosy jury. Zdaniem zwierza powinna tu być zupełna jasność i równość tzn. zwierz pamięta jak kiedyś w Rosji nie było w ogóle głosowania telefonicznego. Niezależnie kto głosuje Eurowizja i tak jest konkursem popularności danego państwa a nie konkursem muzycznym. Jasne i identyczne zasady głosowania na wszystkich etapach konkursu to dokładnie to co ewentualnie może kogoś przyciągnąć do konkursu. Nawet jeśli nie ma reprezentanta jego kraju.
Zasady Eurowizyjnego głosowania w dość postym grafie
Brak prezenterów podających wyniki – podawanie wyników na Eurowizji to niemalże osobny show. Problem w tym że show nudny nadawany zawsze bardzo późno wieczorem i okropnie denerwujący. Każdy prezenter stara się być dowcipny co oznacza, ze mówi dowcip po angielsku którego nie zna, albo chce kogoś pozdrowić w języku gospodarza którego też nie zna. Wyjątkiem są francuzi którzy działają zgodnie z zasadą że wszystko mówią po francusku i resztę świata mają gdzieś. Zwierz marzy o przyszłości kiedy się ten anachronizm wykasuje a wyniki będą spływały po prostu w formie infografiki.
O tak zgadzam się z Grahamem Nortonem (który komentuje Eurowizję dla BBC) że nie ma nic bardziej żenującego niż międzynarodowi prezenterzy starający się dowcipnie wypaść
Nie podawanie kto wygrał zanim nie zagłosują wszystkie kraje (nawet jeśli wiadomo kto wygrał) – w tym roku znaliśmy zwycięzcę zanim dwa kraje zdążyły podać wyniki. Choć każdy z kalkulatorem czy z ukończoną podstawówką umie policzyć kiedy przewaga prowadzącego jest tak wysoka, że nie da się go już przebić to jednak powinno się traktować głosowania ze wszystkich państw na równi – a nie tak jak w tym roku kiedy mieliśmy właściwie koniec i ogłoszenie zwycięzcy zanim Eurowizja zdążyła się skończyć. To jednak nie ma sensu i odbiera przyjemność z głosowania (bo nigdy nie wiadomo czy przypadkiem to nasze wyniki nie będą tymi bezużytecznymi).
Trochę to nie ma sensu kiedy znamy zwycięzcę przed ostatnim głosowaniem
Ograniczyć czynnik Lordi – kilka lat temu Eurowizję wygrał metalowy zespół przebrany za potwory. Od tamtego momentu widać, że wszyscy załapali, że nie chodzi koniecznie o to jak się śpiewa tylko o to ile kontrowersji się wywoła. I choć sceniczne kontrowersje bywają ciekawe to wydaje się, że odciągają już absolutnie zupełnie uwagę od muzyki. Najlepszy przykład? Rozmawiając o reprezentancie Austrii (uparcie nazywanym kobietą z brodą kiedy to jest facet z brodą tylko, że drag queen) wszyscy jakoś zapomnieli dodać, że śpiewać umie i to całkiem nieźle. Przynajmniej lepiej do bardzo wielu wykonawców. I tak Eurowizja właściwie w tym momencie toczy się w okół dyskusji komu się drag queen podoba a komu nie,a o piosenkach i muzyce wszyscy zapomnieli.
Francja ewidentnie wysłała wykonawców kierując się zasadą – im dziwniej tym lepiej
Zamordować „piosenka na Eurowizję” – wydaje się, że przez lata Eurowizja wytworzyła własny osobny rodzaj piosenek które są piosenkami na Eurowizję – najczęściej to tak niesamowicie bezosobowe utwory, że gdyby miano po ich brzmieniu poznać, kto je śpiewa to nikt nie rozpoznałby kraju reprezentanta ani tego czy występował w 1980 czy 2010. Piosenka na Eurowizję (w tym roku jej najlepszy przykład śpiewała reprezentantka Szwecji to jest po prostu koszmar – coś co zdecydowanie powinno się wyrugować i zachęcać krajowe jury by jednak szukały zespołów które mają jakąś duszę.
W tym roku szwedzka piosenka była kwintesencją „piosenki na Eurowizję”
Mniej przaśności więcej muzyczności – no właśnie, jakoś tak przez lata przyjęło się, że konkurs piosenki Eurowizji jest przaśny. Wszyscy przystaliśmy na kicz, niski poziom muzyczny i aranżacyjny. Tymczasem inne konkursy organizowane przez Eurowizję cieszą się szacunkiem – konkurs dla młodych muzyków czy tancerzy to jedne z najważniejszych konkursów dla młodych talentów w Europie. Dlaczego nie przywrócić znaczenia konkursowi piosenki? Tak by twórcy piosenek w języku krajowym starali się tam dostać? Tak by wyzwolić się z pamięci o tym, że tu zaczynała ABBA co chyba na zawsze zaciążyło nad konkursem? W końcu akurat niezależna piosenka bardzo potrzebuje wsparcia.
Widzicie zwierz nie jest przeciwnikiem przaśnych i kiczowatych zabaw. Nawet sam się niekiedy dobrze bawi. Ale jednak Eurowizja osiągnęła poziom przy którym niestety nie za wiele da się zrobić. I choć idea wydaje się strasznie przestarzała to w erze talent show ludzie może by i właśnie na talent zagłosowali. I może naprawdę udałoby się w Europie znaleźć dobrą piosenkę. Bo nawet jeśli zwierz trochę kibicował reprezentantowi Austrii (jedyni posiadacze bród których zwierz się lęka to Wikingowie) to jednak nawet on muzycznie nie miał za wiele do zaprezentowania serwując taką trochę bondowską piosenkę i choć śpiewać umie to jednak zwierz pisząc te słowa dwie godziny po jego występie zanucić już nie umie. I to jest problem. Oczywiście jeśli Eurowizja padnie to nie ma problemu. Ale byłoby miło gdyby jednak to był fajny konkurs.
Ps: Irenka pozdrawia wszystkich (chrumka).
Ps2: Dla ciekawych oceny jaką zwierz wystawia Polakom – muzycznie to jest sam środek przaśności eurowizji, plus za odśpiewanie części po polsku (w sumie zgodnie z postulatami zwierza), minus za to, że nawet jeśli w klipie ta nasza słowiańska dekoltowa przaśność miała być ujęta w ramy dowcipu to na Eurowizji była na poważnie. I nie gorszyła, bo biust od dawna już nie gorszy. Ale kazała sobie zadawać pytanie czy nasza cywilizacja słowiańska naprawdę sobie bez wyeksponowanego kobiecego biustu nie może poradzić. A wygrać i tak nie mogliśmy bo przecież Polski nikt w Europie jakoś szczególnie nie lubi i tak właściwie trzymamy sztamę Eurowizyjną tylko z Niemcami.