Hej
Zwierz udał się wczoraj wraz z pozostałymi w Warszawie na czas ferii członkami swojej rodziny do kina by obejrzeć western braci Coen ” Prawdziwe Męstwo”. Zwierz szedł na film pełen nadziei i obaw. Z jednej strony nazwiska braci Coen i dobre recenzje pozwalały przypuszczać, że film może będzie dobry, z drugiej strony znani z dość niekonwencjonalnych filmów reżyserzy którzy zdają się najlepiej czuć tam gdzie mogą wyśmiać ludzkie wady wydawali się średnim materiałem na twórców westernów. Zwłaszcza że dziś western to gatunek trudny bo nieco zapomniany, nieco zredefiniowany stracił swój jednoznaczny charakter. Dzisiejszy western jest więc gatunkiem pojemnym ale rzadko błyszczący prawdziwym blaskiem częściej stając się własnym zaprzeczaniem.Innymi słowy zwierz bał się że będzie o kowbojach i że będzie nudno.
Po pierwsze – nudno nie jest. Nie jest choć mogło by być bo Coenowie opowiadają bardzo prostą historię. Oto nasz bohaterka 14 letnia dziewczyna która mówi z taką pewnością siebie że gdyby nie znakomita gra debiutującej Hailee Steinfeld ( zwierz obawia się że będzie to niestety kolejna młoda świetnie zapowiadająca się dziewczyna, której po nominacji do Oscara przestanie się dawać ciekawe propozycje – tak jest już dobrych paru genialnych dziewczynek i chyba jak na razie z klątwą poradziła sobie tylko Anna Paquin) czulibyśmy że ktoś jednak jej te ładne okrągłe kwestie napisał, wynajmuje jednookiego szeryfa by znalazł zabójcę jej ojca. Ona, poszukujący od dawna zbiega strażnik Teksasu ( nareszcie Matt Damon gra! To świetny aktor ale zbyt często dostaje role które nie wymagają od niego niczego poza wyraźnym mówieniem swoich kwestii. Tu nie dość że mówi nie wyraźnie to idealnie niuansuje cechy swojego bohatera tak że jest on jednocześnie komiczny i zupełnie poważny) i wynajęty szeryf udają się na poszukiwania. I w sumie to tyle – żadnych fajerwerków ani też bardzo nagłych zwrotów akcji. Wyprawa jest trudna, trup ściele się dość gęsto ( szeryf nie zwykł nie strzelać kiedy strzelać może) a my co raz bardziej dajemy się wciągnąć.
To trudna sztuczka biorąc pod uwagę, że nasza bohaterka wcale nie jest miła wręcz przeciwnie dość irytująca ( scena w której targuje się z współpracownikiem swojego ojca jest zabójcza!) podobnie z resztą jak wiecznie pijany szeryf który opowiada bardzo zawiłe dzieje swojego życia ( też świetna scena bo nigdy nie poznajemy ani początku ani końca kolejnych wątków) z których wynika że nie zawsze był po właściwej stronie prawa. Ale kiedy w ostatecznej potrzebie nasz szeryf będzie strzelał trzymając lejce w zębach to nie znajdzie się na sali kinowej nikt kto nie spoglądałby z zachwytem siedząc na samej krawędzi fotela. Oczywiście po drodze przekonujemy się, że zemsta nie przynosi ukojenia ani spełnienia, że małe dziewczynki nigdy nie są tak twarde jak się wydaje. Wszyscy bohaterowie okażą się równie mężni i nie mężni jednocześnie, a cała historia skończy się dokładnie tak jak można się spodziewać.
Właściwie zwierz sam nie wie na czym polega do końca urok tego filmu – chyba na jego prostocie. Ta niewesoła historia jednej zemsty, która nikogo nie odmieniła, i która okazała się być najważniejszym wydarzeniem jednego życia to przykład starej dobrej kinematografii, która po prostu opowiada historię. Zwierz się cieszy, że Coenowie zdecydowali się na remake właśnie tego nie standardowego westernu. Miło zobaczyć, że rolę narratora, którą w oryginale filmowym sprawował stary szeryf tu przejęła ( podobnie jak w oryginale książkowym) dziewczynka – to nadaje historii zupełnie innego ducha – nie słuchamy wspomnień wielkiej przeszłości starego awanturnika, lecz historii której świadkiem było dziecko – te same wyolbrzymienia wynikają więc z zupełnie innych pobudek. Być może gdyby ten remake zrobili jacyś inni reżyserzy dla których dziki zachód ( bardzo z resztą w tym filmie piękny) byłby czymś więcej niż tylko symboliczną dekoracją znalazło by się w produkcji miejsce dla gloryfikowania starych dobrych czasów i wzruszający wątek budzącego się związku między starym szeryfem i młodą dziewczynką.
Ale nie ten film zrobili ci sami Coenowie co zawsze – pozbawieni złudzeń co do ludzkiej natury a jednak wciąż szukający jakichś wyjątków. Tych którzy mają to czego szuka chyba każdy z nas – owo tytułowe „męstwo” cokolwiek by ono znaczyło. Tak więc jeśli chcecie dobrego westernu mam dla was przepis – weźcie dwóch żydów, dziewczynkę i poślijcie ich na prerię z kamerą. Wrócą z filmem który naprawdę warto obejrzeć
Ps: Po obejrzeniu tego filmu zwierz odetchnął z ulgą – choć Jeff Bridges gra dobrze to jednak jego rola w żadnym stopniu nie jest porównywalna z rolą Firtha w King’s Speech co pozwala zwierzowi już bez wyrzutów sumienia trzymać kciuki za tego drugiego.