Zwierz pisał na swoim Facebooku o tym, że ostatnio cierpi trochę na klątwę urodzaju – obok Netflixa może korzystać z HBO GO, co sprawia, że zamiast zastanawiać się co by tu zobaczyć nie robi nic innego tylko listy rzeczy które jeszcze będzie musiał zobaczyć w przyszłości. I jak zwykle – kiedy za sprawą rogu obfitości wszystkiego jest za dużo robi jedyną rozsądną rzecz. Ogląda produkcje dokumentalne. Oto kilka które ostatnio mu się spodobały.
Zanim przejdziemy do omawiania samych dokumentów, zwierz chciałby się podzielić z wami tym jak w ogóle wybiera dokumenty do oglądania. Otóż po pierwsze – właściwie nie ogląda dokumentów które nie są poświęcone ludziom. Wszelkie nawet najlepsze produkcje poświęcone zwierzętom, przyrodzie, kosmosowi itp. zwierza średnio interesują. Nie dlatego, że nimi gardzi czy uważa że nie ma co oglądać panter śnieżnych. Po prostu w filmach zwierza najbardziej interesuje kreacja bohaterów i sposób ich pokazania. Pod tym względem filmy o ludziach są ciekawsze niż rozważania nad naturą kosmosu. Druga sprawa – zwierz uważa że dobry dokument powinien go wciągnąć – dlatego, jeśli film nie jest ciekawy przez pierwsze pół godziny zwierz często sobie odpuszcza oglądanie dalej. No i po trzecie – zwierz traktuje dokumenty jako bardzo ciekawy sposób opowiadania historii dlatego nie wymaga od nich wiarygodności. Ciekawsze jest to jak uda się stworzyć pewną wizję, za którą odpowiada reżyser. To chyba tyle z wstępnych uwag.
Tancerz – zeszłoroczny dokument Stevena Cantora opowiada historię Siergieja Połunina, baletmistrza który w bardzo młodym wieku został głównym tancerzem zespołu Royal Balet w Londynie (był najmłodszym tancerzem w historii któremu zaproponowano to miejsce w zespole) tylko po to by dwa lata później odejść z dnia na dzień z zespołu. Potem pojechał do Rosji, występował w telewizji, zaczął tańczyć w rosyjskich zespołach. Cały (poza baletowy) świat usłyszał o nim gdy tancerz zdecydował się nagrać układ do piosenki Hozier „Take me tu church”. Wtedy ludzie na całym świecie mogli się zachwycić talentem tego, jak mówią specjaliści, najlepszego tancerza baletowego swojego pokolenia i kto wie może jednego z najlepszych w historii. Jednak Tancerz nie jest opowieścią o wybitnym talencie i trudnym charakterze. To zdecydowanie bardziej opowieść o chłopaku który nie za dobrze czuje się w roli życiowej jaką mu wyznaczono. Twórcy po kolei odtwarzają decyzje jego rodziców – najpierw przeniesienie się do Kijowa, potem wyjazd do szkoły do Londynu. Każda decyzja podjęta przez rodzinę, prowadzi do jej rozkładu. Najpierw Siergiej mieszka tylko z matką podczas kiedy ojciec i babcia pracują za granicę na jego edukację, potem jest w Anglii sam bo rodzina nie może z nim zostać.
Jednocześnie film pokazuje nam młodego człowieka który mimo niesamowitego talentu jest wyraźnie pogubiony i jak wielu jego rówieśników nie do końca wie czego chce, ale chyba nie jest to kariera baletowa. A przynajmniej nie tradycyjna kariera. Zwłaszcza że Połunin przeskakuje jednym zwinnym skokiem wszystkie stopnie i dostaje się na sam szczyt. Film można oglądać żeby dowiedzieć się czegoś o świecie baletu. Ale zdecydowanie ciekawiej ogląda się film jako studium ambicji rodziców i poświęcania się dla dziecka. Choć teoretycznie wszystko się opłacało – chłopak rzeczywiście odebrał jak najlepsze wykształcenie, to widać że ta rozbita przez jego talent rodzina mu ciąży. Tu pojawia się natrętne pytanie czy nie byłoby mu lepiej gdyby wszyscy się dla niego tak nie poświęcili obciążając go obowiązkiem udowodnienia że to wszystko miało sens. Doskonały, bardzo ładny wizualnie dokument, który nie wymaga wielkiej znajomości baletu. Nie mniej jeśli balet lubicie to jest to lektura obowiązkowa.
Bolszoj Babylon– pozostajemy w tematyce baletowej (zwierz uwielbia produkcje o balecie obejrzał ich mnóstwo i nigdy mu dość) ale tym razem zamiast o jednostce rozmawiamy o zespole. Podstawą do nakręcenia dokumentu były wydarzenia które wstrząsnęły światem baletu. W 2013 Siergiej Filin – dyrektor baletu (nie całego teatru) został na ulicy oblany kwasem. Jak się okazało w czasie śledztwa zleceniodawcą był solista baletu. Jednak tym co naprawdę wstrząsnęło światem był fakt, że sporo osób zamiast Filina pożałować zdawało się skłaniać do wizji że sam sobie na to zasłużył. Dokument odtwarza te wydarzenia ale szybko traci zainteresowanie samym atakiem. Tym co interesuje filmowców to odpowiedź na pytanie czy Bolszoj rzeczywiście jest kłębowiskiem zazdrosnych żmij, gdzie tancerze zrobią wszystko dla roli i czy rzeczywiście panuje tam taka toksyczna atmosfera. Widz może się spodziewać niesamowitych intryg ale trafia w sam środek instytucji zarządzanej w sposób który bardzo przypomina krajowe problemy. Wszyscy mają tu swoje interesy – władza, artyści, dyrektorzy. Bolszoj jako jeden z symboli Rosji jest miejscem gdzie ludzie spierają się nie tylko o to co tańczyć i jak tańczy ale też o to jak ma wyglądać sprawowanie władzy.
Film niejednokrotnie powtarza że Bolszoj to taka Rosja w miniaturce i chyba jest w tym sporo racji. Jednocześnie – możemy posłuchać tancerzy baletu – ludzi którzy z jednej strony są artystami z drugiej – po prostu pracownikami w zakładzie pracy. Te dwa światy cudownie się mieszają kiedy w jednej scenie widzimy występy baletowe- doskonałe bo Bolszoi to najwyższa klasa baletowa, a w drugiej zebranie zespołu gdzie najważniejsze jest czy będzie siłownia czy pilates w ramach ćwiczeń. Jednocześnie, mimo że dokument zrealizowali Anglicy to produkcja jest bardzo rosyjska. Chyba w ogóle to jest w niej najciekawsze. Zwierz- podobnie jak wy – ma w sumie mało okazji zajrzeć sobie do kultury rosyjskiej czy w ogóle pochylić się nieco bardziej nad rosyjską mentalnością. A tu wszystko jest bardzo rosyjskie od sposobu wyrażania się (to niesamowite jak inaczej ci ludzie mówią, zwłaszcza jak człowiek jest przyzwyczajony do amerykańskich produkcji) po sposób rozwiązywania problemów personalnych. Zwierz bardzo poleca – ponownie, niekoniecznie wielbicielom baletu.
Bright Lights: Starring Carrie Fisher and Debbie Reynolds – dokument opowiadający o związku pomiędzy Carrie Fisher a jej matką Debbie Reynolds ogląda się dziś dziwnie biorąc pod uwagę, że obie bohaterki już nie żyją. Jednocześnie, po obejrzeniu tego dokumentu człowiek przestaje się dziwić że Debbie Reynolds nie przeżyła informacji o przedwczesnej śmierci córki. Film wcale nie próbuje odtworzyć historii animozji pomiędzy Fisher a Reynolds. Zwłaszcza że – jak sugerują obie bohaterki, te wszystkie i resentymenty może nie są kwestią przeszłości ale nie zniszczyły ich wzajemnych relacji. A te są cudownie pogmatwane. Obie aktorki mieszkają tuż obok siebie, właściwie razem bo ich oba domy znajdują się na terenie tej samej posiadłości. Widują się codziennie, mają swoje ukochane psy i rozmawiają jak matka z córką. A że obie nie są już młode, to matka co pewien czas załka nad straconymi możliwościami córki, córka zaś cały czas martwi się o zdrowie swojej matki. Choć film pokazuje jak różne były kariery i życiorysy obu kobiet to jednak udaje się złapać na taśmie kilka momentów na których widać jak w sumie niewiele się od siebie różnią. Obie mają poczucie humoru, nie lubią kiedy coś się im każe i mają swoje różne, mniejsze i większe obsesje. Jednocześnie to film cudownie pokazujący jak wyglądają relacje pomiędzy rodzicami a dziećmi kiedy jedni i drudzy się już starzeją. Fisher może i jest księżniczką Leią i niesłychanie pewną siebie ale przez większość filmu oglądamy jak niepokoi się o matkę, która odmawia przejścia na emeryturę mimo pogarszającej się kondycji. Z kolei Debbie Reynolds mówiąc o swojej córce brzmi dokładnie jak ci rodzice którzy pragnęli jakiejś przyszłości dla swojego dziecka, ale los potoczył się inaczej.
Jeśli przed filmem nie przepadaliście za Carrie Fisher to po filmie powinniście ją zdecydowanie bardziej lubić. Jeśli ją lubiliście będziecie po prostu zachwyceni. Z jednej strony można zobaczyć pewną siebie ciekawą kobietę z nieodłączną puszką Coli i papierosem. To taka osoba w której towarzystwie chce się przebywać. Dowcipna, błyskotliwie inteligentna, trochę postrzelona. Obdarzona przepięknym głosem (trudno się dziwić w końcu miała za rodziców parę śpiewaków) i olbrzymim dystansem do samej siebie. Z drugiej strony można zobaczyć kobietę zmagającą się z chorobą psychiczną. Fisher mówi o tym wprost, bez unikania tematu – trudno się zresztą dziwić skoro jej zmagania z własną psychiką są dobrze znane. Jednak kiedy opowiada o swoich dwóch osobowościach – tej depresyjnej i maniakalnej to dostajemy spojrzenie dużo bardziej intymne, ludzkie – bardzo odczarowujące wizje tego jak wygląda choroba dwubiegunowa. Ostatecznie jednak kiedy odłożymy na bok całą Hollywoodzką historię , legendarne role i nagrody przyznawane za całokształt twórczości zobaczymy bardzo ciepły obraz miłości łączącej córkę i matkę. Miłości która przetrwała wszelkie rodzinne zawirowania.
Hitchcock/Truffaut- na koniec fenomenalny dokument o historii książki, o kinie, która wpłynęła na wielu filmowców. W 1966 roku ukazała się książka, będąca rozmową którą François Truffaut przeprowadził z Alfredem Hitchockiem o jego twórczości filmowej. Film nie tylko stara się odtworzyć atmosferę spotkania dwóch wybitnych reżyserów (reprezentujących dwa różne nurty kina) ale też pokazać jakie znaczenie ta rozmowa miała dla nowego pokolenia twórców. Uznanie twórczości Hitchcocka nie tyle za popis rzemieślniczej sprawności reżysera kina rozrywkowego, ale za przejaw indywidualnego stylu reżysera, sprawiło, że zmieniła się optyka spoglądania nie tylko na Hitchcocka. Nowa fala która postulowała zmianę podejścia do znaczenia reżysera ( kładąc nacisk na jego rolę jako aktora, twórcy i artysty) a Hitchcock doskonale pokazywał, że to dobry kierunek. Jednocześnie cudownie słucha się opowieści reżyserów o tym jak przeczytanie tej właśnie książki – drobiazgowo analizującej język filmów brytyjskiego reżysera, wpłynęło na ich postrzeganie kinematografii.
Jednak tym co zwierzowi najbardziej się tu podoba to fakt, że film, ale też książka pokazuje że nie ma tak naprawdę podziału na przeintelektualizowane kino francuskie czy europejskie a kino rozrywkowe zachodnie. Tym co stanowi o podziale jest rola i styl reżysera, to ile ma wolności i jak decyduje się skorzystać ze środków filmowych. Pod tym względem kryminalne i sensacyjne filmy Hitchcocka były bliskie ideałom Nowej Fali, nawet jeśli nie opowiadały historii podobnych do głównych tematów kina nowofalowego. Poza tym miło zobaczyć jak spotykają się dwa teoretycznie bardzo różne i dalekie światy i w trakcie rozmowy okazuje się, że wiele ich łączy. To doskonały film nie tylko dla wielbicieli kina ale dla wszystkich którzy chcą wyjść poza ocenę dobry film/ zły film. No i oczywiście to cudowna produkcja bo po jej zakończeniu człowiek ma w głowie tylko jedno – musi koniecznie jeszcze raz przeczytać rozmowę Hitchocka z Truffaut. Zwierz bardzo poleca bo to naprawdę kawał dobrego kina o kinie
No dobrze to tyle na dzisiaj. Zwierz obejrzał jeszcze kilka tytułów nieco mniej wartych uwagi. Na razie poleca wam te cztery choć może jeszcze powróci do tematu filmów dokumentalnych bo je absolutnie uwielbia. Co więcej, o ile obejrzenie kilku filmów fabularnych jednego dnia rzadko okazuje się dobrym pomysłem to spędzenie całego dnia przy kolejnych produkcjach dokumentalnych to cudowny sposób na zwierzowy weekend. No ale dziś nie ma czasu tak cudnie spędzać godzin wieczornych bo musi biec na transmisję z MET dziś Romeo i Julia. A jeśli filmy wam się spodobały to zwierz wszystkie widział na HBO GO co oznacza, że można je złapać nie tylko w sieci ale też w telewizji i wszystkie są tam od niedawna więc nie jest tak, że zaraz wypadną z ramówki. A i ten wpis nie jest reklamowy po prostu zwierz sam z siebie uwielbia cyfrową ofertę HBO.
PS: Zwierz postanowił jakoś zabić swój wewnętrzny smutek po inauguracji Trumpa i zdecydował się zrobić sobie powtórkę z Star Trek Next Generation. To cudowne przypomnieć sobie jak bardzo się kocha kapitana Picarda.