Hej
Wczoraj poinformowano zwierza, że Ripper Street jego absolutnie ukochany serial o brytyjskich policjantach w XIX wieku został skasowany. Nie wytrzymał konkurencji z programem „Jestem celebrytą zabierzcie mnie stąd”. Zwierz poczuł się przygnębiony, bo naprawdę, woli telewizję, gdzie dobry serial ma prawo istnieć niezależnie od inteligencji widzów włączających w tym samym czasie inny kanał. Ale ponieważ mózg zwierza nie działa tak jak powinien (zdecydowanie lepiej ;) zwierz nie przedstawi wam teraz długiego wpisu o tym jacy głupi są ludzie. Wręcz przeciwnie zwierz znalazł w Internecie listę, która go straszliwie zirytowała. Ma ona tytuł „15-depressing-popculture-realities” zwierz widział ją wrzucaną na fb, i szeroko komentowaną. Ma ona uświadomić czytelnikowi, jaka przygnębiająca jest kultura popularna i rządzące nią prawa. Zwierz nie uważa by była to lista szczególnie ważna, ale doskonale da się na jej przykładzie pokazać jak bardzo niektóre z naszych narzekań na popkulturę nie mają sensu albo są – jak to często bywa przejawem naszych postaw zupełnie z popkulturą niezwiązanych. Tak, więc zwierz prosi byście zwrócili uwagę nie tyle na samą listę ale na klucz według którego zostały owe punkty dobrane (tłumaczenie by zwierz więc na wszelki wypadek kliknijcie też na oryginał).
Poniżej lista która powinna was wprawić w stan popkulturalnego przygnębienia plus komentarze zwierza, które powinny was z niego szybko wyciągnąć do przestrzeni lekkiego zdumienia poziomem argumentacji.
1. Robert Downey Jr., John Malkovich, Alan Rickman i Bill Murray nigdy nie dostali Oscara Mel Gibson i Kevin Costner mają po dwa.
Brzmi strasznie niesprawiedliwie. Do czasu, kiedy nie spojrzymy na to nieco uważniej. Otóż ani Gibson ani Costner nie dostali nagrody za swoje umiejętności aktorskie – dostali za reżyserię i produkcję filmów kolejno Braveheart i Tańczący z Wilkami. Innymi słowy to żadne porównanie. Zresztą, jeśli nagrody nie dostają ludzie, na których chętnie byśmy nagrodzili t może przestać ją uważać za taka strasznie ważną? Oburzając się na poważnie wynikami rozdania nagród (nie na poważnie każdy się od czasu do czasu oburza), uznajmy Oscary za wyznacznik, kto jest dobrym aktorem a kto nie. Tymczasem Oscar jest wyznacznikiem, kogo wybrano spośród aktorów grających w bardzo wąskiej grupie dobrze obstawionych marketingowo amerykańskich produkcji. Czyli innymi słowy – niczego super istotnego.
2. Nie mamy żadnego nagrania głosu Georga Orwella, zaś głosu Miley Cyrus trudno uniknąć
Po raz kolejny typowy przykład oburzania się na coś bez powodu. Oczywiście nie mamy nagrania głosu Orwella mamy za to jego książki i teksty, które wciąż są absolutnie genialne. Ilekroć ktoś mówi „Niektóre zwierzęta są równe, ale niektóre równiejsze”, albo wtrąca do wypowiedzi „Wielki Brat patrzy”, mówi głosem Orwella. Zaś Miley Cyrus jest tylko młodzieżową piosenkarką, której za dekadę nie będzie można usłyszeć zapewne nigdzie poza zapomnianymi klipami na youtube. Orwell i Cyrus nigdzie nie konkurują, w związku z tym żadne z drugim nie wygrywa ani nie przegrywa.
3.Jeśli zsumuje się zyski wszystkich najlepszych filmów Roberta Downeya Jr (Kiss Kiss Bang Bang, Chaplin, Home for Holidays, Wonder Boys and Zodiac to i tak zarobiły o 20 milionów dolarów mniej, niż jeden z jego najgorszych filmów, Zanim odejdą Wody.
Ponownie widać jak łatwo skonstruować taki argument – zobacz dobre filmy zarabiają mniej niż złe. Świat idzie ku przepaści. Problem polega na tym, że może poza Zodiac żaden z tych filmów nie był nastawiony na wysoki zysk w Box Office, nie był promowany przez studio itp. Zanim Odejdą Wody było zaś filmem z szerokim marketingiem. Winienie ludzi, że idą do kina na film, który im się sprzedaje a nie na film, który my sami uważamy za najlepszy – to po prostu oczekiwanie, że wszystko będzie zgodne z naszym gustem. Plus zwierz ma dziwne podejrzenie, że osoba robiąca zestawienie olała inflację. Co ma znaczenie, jeśli porównujemy zyski filmu wyprodukowanego w 1992 roku z filmami produkowanymi dzisiaj. Plus. Najwięcej ze wszystkich filmów Downey’a Jr zarobili Avengersi. I czy to coś zmienia? Absolutnie nic.
4.Jake Johnson, który gra Nicka Millera w serialu New Girl, musiałby zagrać w 9 odcinkach by zarobić tyle samo, co Ashton Kutcher zarabia grając w jednym odcinku Dwóch i Pół
Po pierwsze przerażenie ma w nas wzbudzać, że aktor grający w lepszym serialu (subiektywnie) zarabia o tyle mniej niż aktor grający w serialu gorszym. Ale powiedzmy sobie szczerze- ten argument stworzony jest w oparciu o przekonanie, że pensje aktorów są wypłacane zgodnie, z jakością pracy i talentem. Tymczasem wypłaca się je zgodnie z tym, o co aktor jest w stanie poprosić w chwili podpisywania kontraktu. Kutcher ma nazwisko dobrze znane, został zwerbowany przez stację właściwie w akcie desperacji. Nic dziwnego, że ma wysoką gażę. O Johnsonie mało kto słyszał przed New Girl i jego pozycja do negocjacji była żadna. I właściwie tyle nam ten argument mówi. Czy powinno być inaczej? Zwierz zastanawia się czy w ogóle istnieje jakakolwiek branża gdzie ludziom zdolnym, ale bez pozycji płaci się więcej niż tym mniej zdolnym, ale z wyrobionym nazwiskiem.
5. Wyprodukowano więcej odcinków serialu „Family Matters” niż razem wziętych odcinków seriali takich jak: Freaks and Geeks, Firefly, Better off Ted, Deadwood, Undeclared, Terriers, Sports Night, My So-Called Life, and Pushing Daises
Zwierz musi powiedzieć, że ten argument go zdenerwował. Family Matters jest sitcomem o życiu afroamerykańskiej rodziny z klasy średniej w Chicago. Jako że cieszył się popularnością, (jaką zazwyczaj cieszą się seriale komediowe) nakręcono sporo odcinków. Sitocmy są tanie kręci się ich dużo i łatwo im utrzymać się na antenie. Dlaczego więc mam łkać nad faktem, że sitcomu jest więcej odcinków niż pewnie diablo drogiego w produkcji Deadwood, czy kochanego przez zwierza Pushing Daises, które jednak nie padło, przez fakt, że jakiś sitcom ma większą popularność tylko, że zderzyło się ze strajkiem scenarzystów. Podobnie – Firefly zabiło pokazywanie odcinków w złej kolejności i wysokie koszty produkcji. Zaś Better off Ted jest cudowne, ale nie przesadzajmy arcydzieło to to nie jest. Widzicie to jest tak, ze nie zawsze seriale spadają, bo nie mają widzów, spadają z ramówki, bo są np. drogie w produkcji. Sitcomy są tanie wiec się utrzymują. Te dwa fakty nie mają ze sobą wiele wspólnego. Plus – w sumie to miło wiedzieć, że sitcom opowiadający o czarnoskórych bohaterach zdobył sobie taką popularność w Stanach, które wciąż borykają się z problemami rasowymi.
6. Buzzfeed ma cztery razy większy ruch na stronie niż New York Times
Zwierza to absolutnie nie dziwi. Jak zwierz mniema New York Times czytają głównie osoby ze Stanów Zjednoczonych, Buzzfeed jest serwisem zdecydowanie bardziej opartym na treściach około internetowych, więc i zwierz zagląda nań częściej niż na NYT, bo po informacje, które są w NYT zagląda po prosty gdzie indziej. Innymi słowy – jedyne, co ten argument dowodzi to Amerykocentryczność myślenia o Internecie.
7. Od 1925 roku, sprzedano 25 milionów egzemplarzy Wielkiego Gatsbego. Od 2011 sprzedano 90 milinów kopii 50 Twarzy Greya.
Ponownie ma nas przerazić, że sprzedano więcej kopii erotycznego szmatławca niż arcydzieła literatury amerykańskiej. Jednak zwierz widzi dwa problemy. Pierwszy natury technicznej. Wielki Gatsby jest w każdej bibliotece a od dobrych paru lat też w wolnej domenie – innymi słowy nikt nie musi już kupować książki by ją przeczytać, co trzeba zrobić (na całe szczęście dla bibliotek) z 50 Twarzami Greya. Druga sprawa – za kilka lat nikt nie będzie czytał 50 twarzy Greya a Gatsbego ludzie czytają od 1925 roku, mimo, że tuż po wydaniu sprzedano rozczarowujące 20 tys. egzemplarzy. Innymi słowy – jedyne, czego ten przykład dowodzi to, że wielka literatura, mimo, że od początku może się źle sprzedawać w końcu zatriumfuje – zwłaszcza, że Gatsbego znają ludzie, którzy nawet książki nie czytali. Nigdy w historii ludzkości arcydziełem nie było to, czego sprzedano najwięcej. Między innymi, dlatego, że arcydzieła nie są dla wszystkich.
8. Disney stracił 190 milionów na produkcji Jeźdźca znikąd, co wystarczyłoby na sponsorowanie publicznego radia w całym kraju przez rok.
Ponownie – radio dobre, marny film zły. Co ciekawe nad tym faktem, boleją ludzie, którzy zapewne radia w ogóle nie włączają, albo nie te, nad którym boleją. Takie podawanie wysokich sum zawsze polega na tym samym – na próbie wywołania oburzenia, że te pieniądze marnują się w jednym miejscu a nie są wydawane gdzie indziej. Ale gdyby Disney nie stracił tych pieniędzy czy to by coś zmieniło w sytuacji NPR? Raczej nic. W ogóle nic by nie zmieniło. Te dwa fakty w niczym się nie łączą.
9. Celine Dion sprzedała 100 milionów więcej płyt niż Boby Dylan.
Ponownie można zapytać, co z tego? Celine Dion nigdy nie wyjdzie poza status gwiazdy pop z własnym Show w Las Vegas. Bob Dylna zaś, co roku jest wymieniany w gronie osób, które powinny dostać literackiego Nobla. Teksty Dylana analizuje się na uniwersytetach, teksty Celin Dion śpiewa się przy zmywaniu. Wiecie takie porównania można robić zawsze i w każdym momencie. Tylko, po co? Kultura popularna i masowa, dlatego jest popularna i masowa, że trafia w najszerszy możliwy gust. Dylna porusza się na jej obrzeżach. Gdzie tu płacz?? Plus. Dylan nigdy nie wydał tylu egzemplarzy płyt by tyle ich sprzedać. Należałoby raczej porównać procent nakładu wydanej płyty. To, że ma się dwoje muzyków to nie zawsze znaczy, że można ich porównywać do woli.
10. Mr. Rogers zarobił miej więcej 139,00 dolarów rocznie, albo w przybliżeniu tyle samo, co ile Kevin Clach (głos Elmo z ulicy Sezamkowej), którego majątek szacuje się na 12 milionów dolarów, zaproponował w ramach ugody nieletniemu, z którym miał uprawiać nielegalnie seks.
OK to można uznać za oburzające. Nie mniej na ma absolutnie nic wspólnego z kultura popularną. To, że pan podkładający głos pod Elmo wykpił się sumą, która brzmi bardzo nisko nie jest w żaden sposób powiązane z kulturą popularną. Ani z faktem, ze Pan Rogers, o którym wspomina autor dostawał swoją wypłatę w zupełnie innych czasach (inflacjo siostro nasza!) – o ile oczywiście zwierz dobrze rozumie, o którego Pana Rogersa chodzi. Innymi słowy – to taki argument, który ma nas przekonać ponownie, że rozkład majątku jest zły. Ale problem polega na tym, że bycie moralnym i zarabianie wysokich sum pieniędzy w żadnej dziedzinie życia nie idzie ze sobą łeb w łeb.
11. Jim Parsons zarabia więcej na trzech odcinkach The Big Bang Theory niż wynosi cały budżet na cały sezon serialu The Lague produkowanego przez stację FXX.
Co dowodzi, że stacje publiczne wydają pieniądze w głupi sposób a kablówki są zaradne. Ponieważ The Lague jest na antenie to dowodzi jedynie, że nie trzeba wielkich pieniędzy by zrobić dobry serial. Czy innymi słowy należy się cieszyć zaradnością mniejszej stacji. Plus – najwyraźniej serial nie opiera swojego istnienia tak bardzo o obecność jednej osoby – czynnik, który najszybciej zwiększa wysokość aktorskiej gaży. Ponownie zwierz nie widzi, co w tym przygnębiającego.
12. Więcej ludzi oglądało Sports Nights (serial o robieniu programu sportowego ze scenariuszem Sorkina) – skasowane po dwóch sezonach niż Skandal – jeden z największych hitów ABC.
Wypadło by jeszcze dodać, że Sports Night leciało w telewizji w latach 1998- 2000 kiedy w ogóle więcej ludzi oglądało telewizję. Innymi słowy – dane, które porównuje nasz autor są w ogóle nie do porównania. Poza tym zwierz ma wrażenie (nawet, jeśli nie lubi Skandalu) że widać tu żal, że skasowano taki dobry serial napisany przez intelektualistę a zamiast tego lecą jakieś rzeczy dla kobiet. Przynajmniej zwierz ma wrażenie, że to mało fortunne (o ile przypadkowe) porównanie.
13. Obsada Glee ma na swoim koncie więcej singli na listach przebojów w US niż Beatlesi.
Ponownie ma to nas przerazić. Ale po pierwsze – Beatlesi umieszczali swoje przeboje zgodnie z zasadą wydawania nowych albumów przez zespół. Bohaterowie Glee śpiewają kilka – kilkanaście piosenek na odcinek, co daje mnóstwo potencjalnych singli – czyli procentowo do ilości wykonanych utworów zapewne umieścili tych singli mniej. Plus – wszystko, co Glee wrzuca na listy przebojów to covery. Oznacza to, ze gdyby Beatlesi nie stworzyli części piosenek Glee nie mogłoby ich na przykład wykonać i nie znalazłyby się listach przebojów. Czyli wszystko w porządku. Zwłaszcza, że jak wcześniej – o Glee za sezon dwa nikt nie będzie pamiętał a co do Beatlesów to czasem można dojść do wniosku, ze nigdy się nie rozpadli, tyle się ich wciąż słucha. Plus jeszcze jedno – sprawdźmy jak to wygląda w UK gdzie Glee ogląda mniej osób za to zespół był miejscowy.
14. Chris Brown ma trzy razy więcej obserwujących na twitterze niż Steve Martin i o osiem razy więcej niż Patton Oswald.
Ponownie powinniśmy się oburzyć, że niezbyt lotny raper, który znany jest głównie z tego, że pobił Richannę ma więcej obserwatorów na twitterze niż dwóch komików, z których jeden jest znany a drugi na tyle słabo, że zwierz ma pewne podejrzenia, że nigdy o nim nie słyszeliście. Czy to świadczy źle o kulturze popularnej, czy o przemyśle, w którym pobicie dziewczyny nie skreśla cię z listy nagrywanych dalej artystów. Plus – Chris Brown jest znany międzynarodowo chociażby, dlatego, że piosenkarze są znani nawet tam gdzie się ich nie rozumie, komicy już nie. Zwierz jest ciekawy porównania z innymi piosenkarzami.
15. Połączone zarobki Tiny Fey, Amy Poehler i Meryl Streep są niższe niż zarobki Sofii Vergary i stanowią połowę tego, co zarobiła Jennifer Lopez.
Ostatni najbardziej wkurzający argument. Bo widzicie nawet, jeśli twórca zestawienia chciał pokazć, że talent zarabia mniej od braku talentu to wydaje się dość podejrzane, że talent reprezentują białe amerykanki zaś jego brak latynoski. Zdaniem zwierza nie ma nic złego w fakcie, że dywersyfikująca karierę Jennifer Lopez dużo zarabia, z kolei zarobki Sofii Vergary opierają się na tym, że serial, w którym występuje jest największym hitem stacji, która go nadaje. Wrzucenie tam Meryl Streep jest też trochę podłe – bo prawda jest taka, że aktor grający w serialu może zarobić sporo więcej niż aktor grający w filmie bez oglądania się na gażę ( a Streep już nie musi grać dla pieniędzy). Widzicie, jeśli Streep decyduje się grać w mniejszej produkcji, mniej zarabia, serial, który jest flagową produkcją stacji najczęściej ma wysoki budżet. Innymi słowy jedyne, co zwierz wyniósł z tego argumentu to fakt, że zdaniem autora powinien się smucić, że Latynoskom, co raz lepiej się wiedzie w kulturze popularnej. A zwierz jak na złość się z tego cieszy.
Widzicie nie było się czego aż tak strasznie bać i czy aż tak strasznie smucić, no może poza poziomem dobierania argumentów w internecie.
Widzicie problem nie leży w tej jednej liście, która nie ma żadnego znaczenia. Problem leży w tym ja formułuje się argumenty w Internecie. Nie tylko te dotyczące kultury popularnej, choć zwierz zwraca na nie uwagę zdecydowanie częściej niż na inne. Porównanie dwóch rzeczy nie oznacza, że obie rzeczy nadają się do porównania, biadanie czasem jest wynikiem czystego snobizmu, załamywanie rąk, przejawem błędnego interpretowania danych. Zwierz jest przekonany, że gdzieś tam siedzi ktoś, kto wyrywa sobie włosy z głowy, bo jeden odcinek Ripper Street miał większą oglądalność niż super ważny koncert muzyki poważnej, który wszyscy żyjący powinni wysłuchać. Tak, więc zwierz proponuje zawsze nieco ograniczyć swój słuszny gniew, zastanowić się, na co i dlaczego się gniewamy. A przede wszystkim rozważyć, czy nasze oburzenie nie jest podszyte pogardą. Jeśli jest wtedy zmienić postawę. Są na świecie rzeczy warte pogardy, ale najczęściej nie dotyczą zachowań użytkowników kultury popularnej. A pogarda to ogólnie jest raczej be.
A jeśli chcecie się czymś martwić oto dziesięć powodów do popkulturalnych zmartwień zdaniem zwierza:
1. Nawet po premierze wszystkich odcinków trzeciego sezonu Sherlocka będzie ich nadal tylko 9
2. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się co wydarzyło się w czasie wyprawy Hawkeye i Black Widow do Budapesztu. A nawet jeśli się dowiemy to mało prawdopodobne byśmy dostali o tym film.
3. Klęska kasowa Catwoman i Elektry będą chyba do końca świata argumentem za tym by nie kręcić filmów o kobietach superbohaterach. Nawet jeśli wszyscy chcieli by taki zobaczyć (tylko, żeby miał dobry scenariusz co nie jest jakimś wybitnym wymaganiem)
4. Ilekroć media krytykują niski poziom programu/wykonawcy tylekroć napędzają mu widzów/słuchaczy. To właśnie dlatego programy takie jak Miłość na Bogato czy Warsaw Shore mają zawsze wysoką oglądalność pierwszych odcinków.
5. Nadal można nakręcić serial gdzie zabawnym wątkiem będzie wizja dziewczyn idących do sklepu z komiksami (TBBT).
6. Nie ważne jak bardzo przywiążesz się do aktora grającego Doktora i tak w końcu go podmienią. Czasem nawet w święta.
7. Seriale wciąż przerywa się w połowie sezonów nie dając widzom żadnego zakończenia i nie ma absolutnie żadnego prawa czy zasady, która zmuszałaby stacje do zamykania wątków i wyjaśniania tajemnic. Co więcej jest pewne, że takie przepisy nigdy nie powstaną.
8. Niezależnie od tego jak bardzo rozszerzone wydanie Hobbita kupisz za pół roku wyjdzie płyta z jeszcze większą ilością dodatków.
9. Chiwetel Ejiofor gra główną rolę w 12 years a Slave ale większość materiałów promocyjnych filmu wygląda tak jakby główne role grali Fassbender, Pitt i Cumberbatch nawet jeśli ten ostatni ma w filmie niewielką rolę.
10. Nie będzie już kolejnej książki o Harrym Potterze albo co gorsza będzie kolejna książka o Harrym Potterze.
Ps: Zwierz wszystkim wam dziękuje, za wspaniałe Warszawskie Secret Santa, które chyba można spokojnie uznać za organizacyjny sukces. Mnóstwo osób, świetna zabawa, wymiana prezentów (na niektóre wciąż czekamy), wszyscy wyglądali na zadowolonych i tylko jedna osoba wyszła w nie swojej czapce (jeśli to ty zgłoś się do zwierza). Na wielki wpis o tym jacy jesteście cudowni musimy jednak poczekać, aż odbędą się spotkania wyznaczone na ten weekend, bo zwierz chce wam wszystkim podziękować na raz.
ps2: Zwierz nie ma zielonego pojęcia czy tytuł postu ma cokolwiek wspólnego z treścią wpisu ale jak go pisał by zachwycony.