Home Ogólnie Prosto na półkę czyli o trzech filmach których nie zobaczyliście w kinie

Prosto na półkę czyli o trzech filmach których nie zobaczyliście w kinie

autor Zwierz
Prosto na półkę czyli o trzech filmach których nie zobaczyliście w kinie

Zwierz postanow­ił jak­iś czas temu, że będzie wam pisał o fil­mach które nigdy nie trafiły w Polsce do kin ale pojaw­iły się na DVD. Częs­to wśród ludzi pojaw­ia­ją się głosy, że dys­try­b­u­torzy są nieco zbyt lęk­li­wi nie decy­du­jąc się na wprowadzanie filmów na ekrany kin tylko od razu wypuszcza­jąc je na DVD. Zwierz obe­jrzał trzy z nich i postara się wydać wyrok czy słusznie zrobiono.

Eddie The Eagle  (Eddie zwany Orłem) – to ciekawy przy­padek fil­mu który już reklam­owano w Pol­s­kich kinach ale nigdy na ekrany nie trafił. Być może dys­try­b­u­torów zniechę­ciły słabe recen­z­je które prze­ważały nad nazwiska­mi pop­u­larnych aktorów —  w filmie moż­na prze­cież zobaczy Hugh Jack­mana czy Tarona Egertona (to ten chłopak z Kings­man) a także – choć w niewielkiej roli – Christo­phera Walke­na. Co więcej może się wydawać, że to abso­lut­nie ide­al­ny film dla pol­skiego widza. Opowia­da on dość dobrze znaną his­torię ang­iel­skiego skocz­ka nar­cia­rskiego, który skakał fatal­nie ale ponieważ przepisy pozwalały mu się dostać na Olimpiadę (ponieważ w Anglii nie było reprezen­tacji skoczków, jego skromne wyni­ki wystar­czyły by osiągnąć reko­rd kra­jowy) gdzie stał się sen­sacją – skacząc krócej niż wszyscy ale za to rzeczy­wiś­cie pokazu­jąc, że ma ducha prawdzi­wego olimpi­jczy­ka. Sko­ki nar­cia­rskie nie obchodzą więk­szoś­ci nar­o­dów na świecie ale od cza­sów Małysza niemal każdy Polak jest spec­jal­istą w sprawach skoków i nie trze­ba mu niczego tłu­maczyć. Ter­az to już po wybi­ciu się wiemy jak skoczek pole­ci a i tele­mark nie ma dla nas tajemnic.

Teoretycznie film o skokach narciarskich więc idealny dla polskiego widza. Niestety nie zawsze to wystarczy

Teo­re­ty­cznie film o skokach nar­cia­rs­kich więc ide­al­ny dla pol­skiego widza. Nieste­ty nie zawsze to wystarczy

Czemu więc film nie trafił na ekrany? Zwierz pode­jrze­wa że zade­cy­dował prosty fakt. To jest rzeczy­wiś­cie zaskaku­ją­co sła­ba pro­dukc­ja. Po pier­wsze trud­no właś­ci­wie powiedzieć dlaczego twór­cy zde­cy­dowali się na wybór najwięk­szego schematu fil­mu sportowego, w przy­pad­ku sportow­ca tak innego od wszys­t­kich. Nie mniej schemat fil­mu jest tu abso­lut­nie zgrany – mamy więc młodego skocz­ka który decy­du­je się, że będzie skakał, próbu­je, nie uda­je mu się za bard­zo, potem zna­j­du­je tren­era – który okazu­je się skoczkiem, który zaprzepaś­cił swo­ją kari­erę bo nie za bard­zo miał motywację do ćwiczeń. Mamy więc klasy­czny przykład his­torii gdzie tren­er odkupu­je swo­je stare winy szkoląc młod­szego zawod­ni­ka. Mamy też prob­le­my jakie piętrzą się przed bohaterem – głównie wyma­gania ze strony komite­tu olimpi­jskiego i obow­iązkowy wątek rodzin­ny – o ile mat­ka Eddiego wierzy w jego ambic­je o tyle ojciec jest zdys­tan­sowany i chci­ał­by by syn znalazł sobie coś porząd­nego do robo­ty. Czyli inny­mi słowy nie ma tu nic czego byśmy w setkach innych pro­dukcji nie znaleźli.

Niestety oglądając film bardzo wyraźnie widać że tradycyjna formuła filmu sportowego już się nieco wyczerpała

Nieste­ty oglą­da­jąc film bard­zo wyraźnie widać że trady­cyj­na for­muła fil­mu sportowego już się nieco wyczerpała

Co więcej nawet nieźli aktorzy gubią się w takim natłoku sztampy, śred­niego dow­cipu (film początkowo chy­ba próbu­je być komedią) ale potem nagle sta­je się sztam­powym filmem sportowym który z resztą humor ma też mało wyrafi­nowany. Sami aktorzy – mimo, że prze­cież wiemy, że potrafią grać jakoś dają się tej mier­noś­ci sce­nar­iusza ponieść. Taron Egerton sku­pia się przede wszys­tkim na tym by w sposób charak­terysty­czny dla prawdzi­wego Eddiego wypy­chać szczękę do przo­du. Nie jest to za dobry pomysł bo przez cały film widz­imy jak aktor pracu­je nad głupią miną i jest poważny prob­lem by przedarły się przez nią jakiekol­wiek emoc­je. Szko­da bo Egerton to aktor bard­zo ład­nie się rozwi­ja­ją­cy i moż­na przy­puszczać, że w przyszłoś­ci jeszcze nie raz pokaże się nam z jak najlep­szej strony. Z kolei Hugh Jack­man potwierdza, że jest typowym aktorem który jeśli nie musi to nie gra. Tu korzys­ta trochę ze swo­jego Wolve­ri­na by zagrać opryskli­wego tren­era głównego bohat­era, ale poza tym jakoś spec­jal­nie się nie stara. Całość ostate­cznie nie tylko spraw­ia, że człowiek ma ochotę jęknąć z zawo­dem ale też zupełnie nie dzi­wi się że dys­try­b­u­tor film ostate­cznie sobie darował.  Bo to pro­dukc­ja której bliżej do telewiz­yjnych filmów mają­cych popraw­iać samopoczu­cie widzów niż czegoś naprawdę god­nego fil­mu kinowego.

Filmowi nie pomaga fakt, że dwóch całkiem w sumie niezłych aktorów jakoś nie może się w swoich rolach odnaleźć

Fil­mowi nie poma­ga fakt, że dwóch całkiem w sum­ie niezłych aktorów jakoś nie może się w swoich rolach odnaleźć

Holo­gram dla króla – rzad­ko zdarza się by film z Tomem Han­ksem ominął nasze ekrany a tak stało się w przy­pad­ku tej dość dzi­wnej pro­dukcji (zwierz musi zaz­naczyć, że jest praw­ie pewien że nie było tego fil­mu w kinach ale może ktoś widzi­ał go w wąskiej dys­try­bucji) o spec­jal­iś­cie do spraw sprzedaży który jedzie do Ara­bii Saudyjskiej zapro­ponować tamte­jsze­mu królowi spec­jal­ny sys­tem do kon­fer­encji który korzys­ta z tech­nologii holo­gramów. Podróż jest jed­na tak naprawdę tylko pretek­stem bo w isto­cie mamy do czynienia z dość klasy­czną opowieś­cią o człowieku z zachodu który musi pojechać bard­zo daleko by odnaleźć swo­je miejsce na świecie. Takich his­torii mieliśmy w kinie i lit­er­aturze całe mnóst­wo, ostat­nio wybier­ały się na takie podróże głównie kobi­ety w śred­nim wieku, które chci­ały jeść i kochać, ale tu mamy powrót do klasy­ki – dalekie kra­je mają być odpowiedz­ią na prob­le­my mężczyzny w wieku śred­nim którego po roz­wodzie i koniecznoś­ci zamknię­cia firmy nie stać nawet na opłace­nie studiów ukochanej córce.

Historia dobrze znana - człowiek zachodu jedzie spotkać się z obcą kulturą by odnaleźć samego siebie

His­to­ria dobrze znana — człowiek zachodu jedzie spotkać się z obcą kul­turą by odnaleźć samego siebie

Film ma dwa oblicza które z trud­noś­cią ze sobą kore­spon­du­ją. Z jed­nej strony widz­imy naszego bohat­era który próbu­je coś załatwić w Ara­bii Saudyjskiej i co chwilę odbi­ja się od niekom­pe­tencji przykry­tej uprze­j­moś­cią. Przy czym to po pros­tu świat w którym pewne rzeczy staną się kiedy się staną więc po co cokol­wiek przyśpieszać. To dość zabawne spo­jrze­nie na społeczeńst­wo – zde­cy­dowanie inne od zachod­niego, miejs­ca­mi troszkę przy­pom­i­na­jące nasze – a zwłaszcza nasze filmy z poprzed­niej epo­ki. Zresztą pro­dukc­ja – mimo, że w sum­ie dość dobrze do mieszkańców Ara­bii Saudyjskiej nastaw­iona przy­pom­i­na nam to tu, to tam że niekoniecznie jest to kraj marzeń dla Europe­jczyków i ludzi zachodu.  Niekoniecznie jest to też kraj marzeń dla mieszkańców Ara­bii Saudyjskiej. Ten wątek fil­mu jest całkiem niezły bo odchodzi nieco od his­torii zagu­bionego Amerykan­i­na – którą prze­cież nie raz już widzieliśmy. Poza tym przyglą­damy się temu społeczeńst­wu z cieka­woś­cią bo w sum­ie – rzeczy­wiś­cie filmy niemal tego nie robią. Jeśli roz­gry­wa­ją się na bliskim wschodzie to albo po to by pokazać blichtr albo wojnę. Rzad­ko zaj­mu­ją się nieco bardziej codzi­en­nym życiem.

Film jest całkiem niezły gdy pokazuje biurokrację która kryje się pod miłymi uśmiechami i ten nieśpieszny sposób załatwiania spraw o którym nie śni się zachodnim przedsiębiorcom

Film jest całkiem niezły gdy pokazu­je biurokrację która kry­je się pod miły­mi uśmiecha­mi i ten nieśpieszny sposób załatwia­nia spraw o którym nie śni się zachod­nim przedsiębiorcom

Prob­le­mem fil­mu jest jego bardziej klasy­czne oblicze – to znaczy his­to­ria mężczyzny który w tym wszys­tkim próbu­je odnaleźć siebie. Być może wyszło­by nieco lep­iej gdy­by nie fakt, że twór­cy fil­mu (warto zauważyć że jest on opar­ty o książkę) nie zde­cy­dowali się dopisać do tej opowieś­ci roman­su. Nasz bohater bowiem zapa­da na dość prostą przy­padłość i jest zmus­zony skon­sul­tować się z lekarzem. Ale zami­ast lekarza dosta­je lekarkę i pomiędzy tą dwójką naty­ch­mi­ast rodzi się poczu­cie bliskoś­ci i porozu­mienia – przekracza­jące granice kul­tur­owe. Plus jest taki, że ponieważ w filmie gra Tom Han­ks to lekar­ka w której się zakochu­je nie jest młodą dziew­czyną, tylko podob­nie jak on kobi­etą w śred­nim wieku, po pewnych prze­jś­ci­ach. Nie wiem czy wiecie ale Tom Han­ks jest niemal jedynym aktorem w Hol­ly­wood który częś­ciej wys­tępu­je w fil­mach (gdzie ma wątek roman­ty­czny) z kobi­eta­mi w swoim wieku niż z młod­szy­mi. Po pros­tu w Ameryce wszyscy wiedzą że Tom Han­ks nie uga­nia się za młodszymi.

Film wyprowadza nas z naturalnej ramy obecności krajów arabskich w popkulturze - nie pławimy się tu w luksusie i nic nie wybucha

Film wyprowadza nas z nat­u­ral­nej ramy obec­noś­ci kra­jów arab­s­kich w pop­kul­turze — nie pław­imy się tu w luk­susie i nic nie wybucha

Wątek roman­sowy wpa­sowu­je się tu w bard­zo klasy­czny schemat uczu­cia które przeła­mu­je podzi­ały stwor­zone przez społeczeńst­wa i różnice kul­tur­owe. Prob­lem w tym, że nie za bard­zo jest na taką his­torię miejsce w filmie i ostate­cznie widz zosta­je z mil­ionem pytań i wraże­niem, że tam gdzieś jeszcze była godz­i­na opowieś­ci która mu zupełnie umknęła. Trze­ba jed­nak przyz­nać, że film nie jest  jed­noz­nacznie zły. Zwierz oglą­dał go z zain­tere­sowaniem –głównie dlat­ego, że mimo znanego schematu roz­gry­wał się on w przestrzeni której zwyk­le na takie his­to­rie się nie wybiera. Poza tym zwierz – który swego cza­su nie cier­pi­ał Toma Han­ksa nauczył się przez lata spoglą­dać z sza­cunkiem na jego umiejęt­ność odgry­wa­nia człowieka prze­cięt­nego. Trze­ba bowiem powiedzieć, że nasz bohater jest właśnie taki dość prze­cięt­ny – co czynie go rzeczy­wiś­cie intere­su­ją­cym. Nie jest Holo­gram dla Króla najlep­szym filmem Toma Tyk­w­era (zwierz jakoś zupełnie prze­gapił nazwisko reży­sera kiedy wybier­ał film do obe­jrzenia) ale nosi tu i ówdzie śla­dy jego wcześniejszych osiąg­nięć reży­ser­s­kich. Na pewno jest to pro­dukc­ja nieco inna niż więk­szość filmów które się oglą­da co zawsze należy docenić bo ile razy moż­na oglą­dać ten sam film. Zwierz nie pole­ca jakoś strasznie ale jest to film który całkiem zmusza do myśle­nia i zosta­je z człowiekiem trochę na dłużej więc w sum­ie czemu by nie. Nato­mi­ast zwierz nie dzi­wi się za bard­zo, że przy takim nastaw­ie­niu do muzuł­manów film nie wszedł na ekrany. Może trochę szko­da. Jeśli Ara­bia Saudyjs­ka naprawdę przy­pom­i­na ten kraj który pokazu­je film to nie jeden Polak mógł­by się zła­pać na tym, że rozu­mie ten kraj nad­spodziewanie dobrze.

O ile pozostałe wątki mają pewien ślad oryginalności o tyle romans wydaje się tu przyczepiony trochę na siłę

O ile pozostałe wąt­ki mają pewien ślad ory­gi­nal­noś­ci o tyle romans wyda­je się tu przy­czepi­ony trochę na siłę

The Man Who Knew Infin­i­ty –(Człowiek, który poz­nał nieskońc­zoność) – tym razem film biograficzny o którym być może słyszeliś­cie a może nie. Opowia­da on his­torię Srini­vasa Ramanu­jana – genial­nego hin­duskiego matem­aty­ka który na początku wieku sfor­mułował wiele ważnych matem­aty­cznych teorii potem przez lata udowad­ni­anych przez matem­atyków. Rama­judżan różnił się od wielu matem­aty­cznych geniuszy tym, że był samoukiem. Pochodz­ił z bied­nej rodziny ale jego niesamowite zdol­noś­ci matem­aty­czne spraw­iły, że ostate­cznie trafił do Trin­i­ty Col­lage na Uni­w­er­syte­cie Oxfordzkim. Trafił tam z zeszy­ta­mi pełny­mi twierdzeń – ale bez żad­nego wyk­sz­tałce­nia. Ponoć pytany skąd wie, że jego twierdzenia są prawdzi­we twierdz­ił, że są mu zsyłane przez jed­ną z bogiń. Niek­tórzy trak­tu­ją to zdanie z dys­tansem jako dowód tworzenia roman­ty­cznej leg­endy wielkiego matem­aty­ka z dale­kich kra­jów, inni zaś pod­kreśla­ją znacze­nie intu­icji i niesły­chanych zdol­noś­ci matem­aty­ka, który pozbaw­iony for­mal­nego wyk­sz­tałce­nia myślał o matem­atyce nieco inaczej niż jego zachod­ni koledzy po fachu.

Film dość sprawnie podąża za klasycznym schematem "Geniusz i jego mistrz"

Film dość sprawnie podąża za klasy­cznym sche­matem “Geniusz i jego mistrz”

Film kon­cen­tru­je się na lat­ach które Rama­judżan spędz­ił w Oxfordzie współpracu­jąc z G. H. Hardym, ang­iel­skim matem­atykiem który był przez te kil­ka lat współpra­cown­ikiem i men­torem Rama­judżana. Film pokazu­je nam jak Hardy wymusza na Rama­judżanie znalezie­nie dowodów dla swoich twierdzeń, jed­nocześnie naw­iązu­jąc z nim przy­jaźń i wal­cząc o to by kon­ser­waty­wne środowisko Oxfordz­kich uczonych zde­cy­dowało się przyjąć genial­nego matem­aty­ka w swo­je szere­gi. Do tego mamy co pewien czas przy­pom­nie­nie o tym, że bycie hin­dusem w ówczes­nej Anglii nie należało do rzeczy najprost­szych i najprzy­jem­niejszych. Jed­nocześnie w tle roz­gry­wa się trochę wątków oso­bistych – na Rama­judżana w Indi­ach czeka żona, stan zdrowia młodego matem­aty­ka się pog­a­rsza a w tle trwa pier­wsza woj­na świa­towa której Hardy jest zde­cy­dowanym prze­ci­wnikiem Wszys­tko to jed­nak odwraca naszą uwagę od naj­ciekawszego tem­atu całej biografii czyli od matematyki.

Film nie ma ambicji opowiedzenia nam o całym życiu genialnego matematyka - koncentruje się wyłącznie na jego pracy na angielskim uniwerystecie

Film nie ma ambicji opowiedzenia nam o całym życiu genial­nego matem­aty­ka — kon­cen­tru­je się wyłącznie na jego pra­cy na ang­iel­skim uniwersytecie

Otóż nie trze­ba znać wiel­kich matem­aty­cznych twierdzeń by czuć dreszcz emocji kiedy pokazu­je się nam pracę nad ich udowod­nie­niem. To magia filmów o dziedz­i­nach nau­ki które nas w pewien sposób prz­eras­ta­ją. Ponieważ sami nic nie musimy robić to może­my czuć intelek­tu­al­ny dreszcz bez intelek­tu­al­nego wysiłku. I rzeczy­wiś­cie ten sce­ny w których mowa o matem­atyce – czy to o kole­jnych twierdzeni­ach czy o tym co moż­na było­by dzię­ki nim uzyskać – są najlep­sze. Podob­nie jak te momen­ty w których mowa nie tyle o matem­atyce co o tym co teo­re­ty­cznie może znaczyć w naszym postrze­ga­niu świa­ta i abso­lu­tu. Choć co ciekawe film korzys­ta z dość znanego schematu gdzie oso­ba niewierzą­ca (Hardy) zaczy­na być dzię­ki genius­zowi Rama­judżana może nie przeko­nany ale wąt­pią­cy – a przy­na­jm­niej sko­ry do zgodzenia się, że być może jest w tej całej matem­atyce siła wyższa.  Nie jest to wątek jakoś bard­zo narzu­ca­ją­cy się wid­zowi ale bawi jak częs­to jest to wyko­rzysty­wany schemat.

To jeden z tych filmów przy których albo cieszy na oglądanie "jak oni pięknie liczą" albo możemy się trochę wynudzić. Zwierza cieszy.

To jeden z tych filmów przy których albo cieszy na oglą­danie “jak oni pięknie liczą” albo może­my się trochę wynudz­ić. Zwierza cieszy.

Film nie wychodzi poza ramy typowego fil­mu biograficznego choć nie pomi­ja najważniejszych momen­tów w życiu słyn­nego matem­aty­ka (zwierz z napię­ciem czekał na licz­by tak­sówkowe) to jed­nak ma  w sobie trochę takich ele­men­tów roman­ty­cznej biografii. Na całe szczęś­cie jest bard­zo dobrze zagrany. Zwłaszcza znakomi­cie spisu­je się Jere­my Irons. Niby nie powin­no to niko­go dzi­wić – wszak Irons doskon­ałym aktorem jest ale sami wiecie że sporo zależy od fil­mu w którym wys­tępu­je i od postaci którą gra. Tu granie aspołecznego matem­aty­ka, idzie mu świet­nie i jest w nim doskon­ały bal­ans ciepła, inteligencji i pewnej fas­cy­nacji zdol­niejszym kole­gom. Z kolei Dev Patel doskonale odgry­wa nieco inny rodzaj geniusza niż ten do którego się przyzwycza­il­iśmy. W zachod­niej kul­turze matem­aty­czny geniusz powinien być but­ny i aspołeczny. Ale Rama­judżan w wyko­na­niu Patela to człowiek grzeczny, bard­zo niecier­pli­wy, przeko­nany o wadze swo­jej pra­cy ale raczej nie zap­a­tr­zony w siebie. Do tego zakochany w świecie, rząd­zonym przez prawa matem­aty­ki którą tak kocha. W filmie pada kwes­t­ia, że dla Rama­judżana każ­da licz­ba była jego oso­bistym przy­ja­cielem i mniej więcej tak to w filmie wyglą­da. Przy czym ponown­ie nie ma tu nad­miernego rozpły­wa­nia się nad jego samouctwem – raczej pod­kreślony jest zapał i niecierpliwość.

Film wprowadza elementy schematu "obcy w obcym kraju" ale ostatecznie matematyka wygrywa z kwestiami społecznymi czy rasowymi.

Film wprowadza ele­men­ty schematu “obcy w obcym kra­ju” ale ostate­cznie matem­aty­ka wygry­wa z kwes­t­i­a­mi społeczny­mi czy rasowymi.

Wyda­je się, że film ominął pol­skie kina przede wszys­tkim ze wzglę­du na fakt, że nazwisko słyn­nego matem­aty­ka znane jest przede wszys­tkim ludziom, którzy kiedykol­wiek coś o matem­atyce słyszeli (albo mają po pros­tu sporą erudy­cję) dla całej resz­ty jest to postać nie znana. Jeśli za filmem nie stoi spory mar­ket­ing (a mówimy tu prze­cież o pro­dukcji bry­tyjskiej) to bard­zo trud­no w kinach sprze­da pro­dukcję pod hasłem „Spójrz jak on pięknie liczy”. Jed­nocześnie – nie jest to żaden skan­dal bo wiele – dużo lep­szych pro­dukcji bry­tyjs­kich nie trafia na pol­s­ki rynek tylko dlat­ego, że są właśnie z Wielkiej Bry­tanii. Należy się cieszyć że docier­a­ją do nas na DVD, choć aku­rat ten tytuł nie potrze­bu­je kina i dobrze nada­je się na taki popołud­niowy niedziel­ny seans kiedy oglą­da się filmy niezłe ale nie porywające.

Jeremy Irons doskonale gra więc to zawsze jest plus.

Jere­my Irons doskonale gra więc to zawsze jest plus.

Przyglą­da­jąc się tym trzem wspom­ni­anym wyżej tytułom zwierz musi powiedzieć, że z pewnym zaskocze­niem – dla samego siebie – przyz­na­je dys­try­b­u­torom rację. Choć każdy z tych tytułów zain­tere­sował zwierza już na poziomie zwias­tu­na to jed­nak żaden z nich nie wyda­je się na tyle porusza­ją­cy by koniecznie musi­ał znaleźć się na dużym ekranie. Seans DVD do niek­tórych pro­dukcji nawet nieco lep­iej pasu­je – np. Holo­gram dla Króla wyda­je się taką pro­dukcją która w kinie rozczarowu­je dużo bardziej niż w salonie. Kto wie może czas przes­tać psioczyć na dys­try­b­u­torów i zacząć trochę im ufać. Prob­lem w tym, że aby im zau­fać trze­ba kupić potem DVD – w przy­pad­ku częś­ci wymienionych tu filmów to tyko 29 zł. Ale nieste­ty nieco wyżej wyce­nione tytuły to już pon­ad pięć dych – sporo jak na jeden seans śred­niej pro­dukcji. Co nie zmienia fak­tu, że zwierz nie czu­je że stracił te pieniądze – przy­na­jm­niej mógł coś dla was napisać.

Ps: Jutro zwierz będzie rozsyłał maile poświę­cone Secret San­ta więc trzy­ma­j­cie rękę na pulsie :)

Ps2: Pamięta­cie że trwa jeszcze konkurs w którym może­cie wygrać bile­ty do kina na trans­misję The Entertein­er z Ken­nethem Branaghem? Wystar­czy że napisze­cie w komen­tarzach pod tym postem dlaczego chce­cie iść ze zwierzem do kina.

13 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online