Ponieważ nie wszyscy czytelnicy Zwierza mieli szansę dotrzeć na Serialkon a zwierz całkiem lubi swoje prelekcje (i uważa że miały bardzo blogowe tematy) to postanowił zrobić coś co obiecywał już po Baltikonie (i właśnie sobie o tym przypomniał) czyli napisać wpisy inspirowane tematyką prelekcji. A właściwie streszczające to co w nich było. Zacznijmy od tej w której zwierz rozważał czy seriale Netflix i Amazon to przełom czy kontynuacja w świecie seriali.
Zacznijmy od tego, że wszyscy – łącznie ze zwierzem zachłysnęliśmy się tym co proponują nam platformy telewizyjne. Dobre seriale, dystrybułowane w nowy niż wcześniej sposób, mniej uzależnione od kaprysów widowni. Brzmiało jak absolutny przełom, sposób na dostarczenie widzom treści, które normalnie prawdopodobnie nie znalazłyby miejsca w normalnej telewizji albo bardzo szybko by z niej wypadł. Dla zwierza przykładem takiego serialu był przez pewien czas Mozart in the Jungle. Nie dość że fenomenalnie obsadzony, to jeszcze opowiadający o przygodach młodej oboistki wchodzącej w skomplikowany i zabawny świat nowojorskich filharmoników. Nie brzmi jak coś co ludzie chcieliby oglądać co wieczór przez dziesięć tygodni. Ale Amazon nie musiał się tym martwić, bo oglądalność konieczna do utrzymania na ekranie serialu telewizyjnego ich nie za bardzo dotyczy. Nawet jeśli serial zobaczy mała jak na telewizyjną oglądalność ilość osób to i tak będzie to wystarczająco dużo by serial przyniósł zyski platformie, nie mówiąc już o tym, że można go potem dalej sprzedać do telewizji i nadal zarabiać. Trudno się więc nie zachwycać.
Przykładem produkcji która każe cieszyć się z rosnącej popularności platform streamingowych jest Mozart in the Jungle
Ale wśród zachwytów nad sposobem dystrybucji treści i jego wpływem na tematykę seriali warto też zadać sobie pytanie do jakiego stopnia to nadzieje, a do jakiego – spełnione obietnice. Zacznijmy od największego i najbardziej znanego hitu Netflixa czyli House of Cards. Jak głosi miejska legenda (która może jest prawdą ale zwierz widział tą informację tylko raz) House of Cards powstało ponieważ ludzie wybierający na Netflixie seriale polityczne wybierali też filmy wyreżyserowane przez Davida Finchera i właściciele platformy uznali, że najlepszym połączeniem będzie serial polityczny wyreżyserowany przez Davida Finchera. Brzmi doskonale i jak wiedzą wszyscy oglądający House of Cards – jest doskonałe, nawet jeśli FIncher nie jest reżyserem wszystkich odcinków (co jest raczej oczywiste). Nie mniej gdzie na fali zachwytów umknęło nam, że House of Cards to przecież nic nowego. I to nie dlatego, że produkcje o politykach były, są i będą jednymi z popularniejszych. Otóż to co decyduje o swoistej oryginalności HoC to sposób narracji i jego wielowarstwowe pole nawiązań min. do sytuacji z dramatów Szekspira. Nie da się bowiem nie dostrzec, że Frank Underwood plasuje się gdzieś pomiędzy Jago a Ryszardem III a jego związek z żoną ma w sobie coś z tego co wnosi na scenę Makbet i Lady Makbet. I jest to naprawdę ciekawe i cudnie się to interpretuje ale nie sposób nie dostrzec, że źródłem takich a nie innych rozwiązań jest przede wszystkim podstawa serialu – brytyjska produkcja i książka. No właśnie, kiedy zwierz zaczął oglądać House of Cards doskonale zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia z amerykańską wersją angielskiego serialu. Ale sporo rozmów pokazało mu, że wielu widzów zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Zaznaczmy – w żaden sposób nie umniejsza to znaczenia i jakości House of Cards. Jedynie co pokazuje, to że ta flagowa produkcja jest w pewien sposób kontynuacją trendu jaki jest od lat obecny w amerykańskiej telewizji – znajdźmy najciekawsze produkcje zagraniczne (w tym głównie angielskie i skandynawskie) i zróbmy ich amerykańską wersję. Nie gorszą ale nie całkowicie oryginalną.
Ile osób pamięta, że zanim był Netflix było BBC?
Nie chodzi jednak tylko o remake jakim jest House of Cards. Chwalony serial Orange is The New Black często jest określany jako niesłychanie oryginalny ze względu na swoją tematykę – kobiece więzienie, niewielka ilość męskich bohaterów, różne osadzone i ich historie. Rzeczywiście jest to serial ciekawy i oryginalny, pod wieloma względami nowy i przełomowy. Ale jednocześnie tematyka wcale nie jest tak oryginalna jakby się mogło wydawać. Wystarczy spojrzeć na australijski serial Wentworth czy brytyjskie Bad Girls, by zauważyć, że rzeczywiście istnieje coś w stylu tradycji opowiadania o kobietach osadzonych w więzieniach, które niekoniecznie pasują do świata przestępczego. Jasne każdy z tych serial jest inny, oryginalny i wedle różnych opinii wszystkie trzy są dobre, ale niewątpliwie Netflix nie otwiera tu kopnięciem drzwi. Raczej pokazuje innym, że drzwi w ogóle istnieją.
Platformy robią dokładnie to samo co inne stacje telewizyjne. Znajdują doskonałe mało znane seriale zagraniczne i robią coś bardzo podobnego.
Nieco innym choć bardzo ciekawym przypadkiem jest „Netflix Original” (tak twierdzi plakat) serial Marco Polo. Ten „historyczny” (tak użyjemy tu cudzysłowów inaczej się nie da) serial opowiada o tym co młody i rzecz jasna przystojny Marco Polo robił w Azji. Serial ma bardzo mieszane recenzje – głównie słabe. Zwierz nie jest wielkim fanem, nie poświęcił produkcji zbyt wiele czasu ale wystarczył rzut oka by zwierz pomyślał że skądś produkcję zna. Wystarczyło trochę pogrzebać by dowiedzieć się że produkcja była początkowo tworzona dla amerykańskiej telewizji Starz. Starz zaś zna tylko jeden rodzaj serialu historycznego, który z natury zawsze wygląda mniej więcej tak samo. Bierzemy znaną postać historyczną, obsadzamy kogoś przystojnego, wrzucamy dużo przemocy, seksu, całkiem ładne zdjęcia i kompletne nie odpowiednie do realiów epoki wątki fabularne i zyskujemy produkcję która doskonale wpasowuje się do kategorii „guilty pleasure”. Niby coś oryginalnego ale w istocie – nie różniącego się coś co można zobaczyć w telewizji kablowej.
W sumie to jest tylko jeden historyczny serial Starz
Niedawno na Netflixie zadebiutował serial „Master of None” – komediowy choć nie nastawiony na sitcomowy śmiech serial którego twórcą jest Aziz Ansari – popularny amerykański komik znany widzom min. z serialu Parks and Rec. Serial ma całkiem dobre recenzje, ale powiedzmy sobie szczerze sama koncepcja nie jest szczególnie nowa. Bohaterem serialu jest bowiem człowiek niesłuchanie przypominający samego komika, jego specjalne serialowego alter ego, do tego stopnia podobne że np. ojca bohatera gra ojciec komika. Brzmi nowatorsko ale ponownie – wszyscy znamy podobne produkcje, jak chociażby Hello Ladies z HBO czy szukając samego konceptu (bohaterem serialu jest swoiste alter ego komika) można cofać się jeszcze dalej wskazywać mnóstwo podobnych projektów od Mirandy, czy Mindy Project do Hello Lucy. Jasne każdy z tych seriali jest inny, ale sam koncept w najmniejszym stopniu nie jest nowy. Zresztą skoro jesteśmy przy serialach komediowych, ciekawym przypadkiem jest Unbrekable Kimmy Schmidt. Jeden z najpopularniejszych serial Netflixa w ostatnich latach. Serial zyskał sobie przychylność krytyków i był bardzo dobrze oceniany przez widzów. Co ciekawe wielu krytyków wskazuje, że choć jest to inny serial to jednak dzieje się w tym samym „uniwersum” co 30 Rock, produkcja nadawana przez lata przez NBC (też ciesząca się popularnością i obsypana górą nagród). Jasne nie jest to jak uniwersum Marvela gdzie wszystko się ze sobą łączy ale po prostu widać, ze sposób kreacji świta jest bardzo podobny i poziom żartów wcale się tak bardzo różne. Czyli choć Netflix zbiera pochwały to nie żyjemy w rzeczywistości w której taka produkcja nie mogłaby się pojawić w telewizji ogólnodostępnej.
Master of None to nie jest nic nowego, jednocześnie jest to rzecz oryginalna
Ciekawym przykładem są produkcje które Netflix i Amazon wybierają do kontynuowania w ramach swoich platform. Wśród tytułów których kontynuacje zapowiedziano znajdują się zarówno produkcje niszowe ale kochane – jak Arrested Development, jak i tytuły które dość jasno wskazują, że za pomysłem kontynuacji nie stoi nic poza prostą chęcią zysku. Zapowiedź kolejnych odcinków Pełnej Chaty, Gilmore Girls czy nawet serialu Dagrasssi (opera mydlana dla nastolatków – jeden z najbardziej wciągających seriali w historii) wskazują, że Netflix idzie nieco na skróty. Niezależnie jaki będzie poziom tych seriali ludzie ruszą by je oglądać. Dlaczego? Bo jest to spełnienie marzeń o tym by wrócić do seriali zakończonych i dowiedzieć się co będzie dalej. Zwłaszcza, że przecież jak wszyscy wiemy, prawie wszystkie seriale mają niesatysfakcjonujące zakończenia. Zwierz nikogo tu nie ocenia – sam pierwszy pobiegnie zobaczyć kolejne odcinki Gilmore Girls. Nie mniej nie ma co ukrywać – ponownie mamy tu do czynienia z przełomem w zakresie sposobu produkcji i dystrybucji serialu (kontynuacje po latach zdarzały się dotychczas rzadko, choć teraz np. mamy powrót do Archiwum X czy Miasteczka Twin Peaks) ale nie treści. Wręcz przeciwnie, wybrano tytuły dość bezpieczne, które na pewno znajdą widzów.
Kontynuowanie znanych seriali to z jednej strony rzecz nowa z drugiej, pewny zysk
Jeśli w tym momencie myślicie że pomysłem na ten tekst jest wskazanie że Netflix nie proponuje nam nic nowego, to się mylicie. Jest bowiem kilka płaszczyzn gdzie Netflix rzeczywiście oferuje nam zarówno pomysły rewolucyjne jak i zupełnie inne. Po pierwsze czasem mamy do czynienia z podobieństwem pozornym. Tak jest w przypadku wpisywania komiksowych seriali Netflixa w modę na ekranizowanie komiksów. Jasne zwierz się nie kłóci, że dziś każda szanująca się stacja telewizyjna ma w ofercie jakiś serial super bohaterski. Jednak dokładniejsze przyjrzenie się produkcjom takim jak Daredevil czy Jessica Jones pokazują, ze jednak jest to zupełnie inna jakość niż np. Flash czy Gotham. Trudno je wsadzić do jednego worka tylko dlatego, że jako swoją podstawę mają komiks. Inna sprawa, to produkcje serialowe kierowane do bardzo wąskiej widowni. Doskonałym przykładem jest Hot Wet American Summer: First Day of Camp. To serial który jest kontynuacją filmu, który choć nie zarobił w kinach stał się kultowy. Serial podobnie jak film ma naprawdę dobrą obsadę (np. w obu występuje Bradley Cooper który w przypadku filmu był świeżo po szkole aktorskiej, a w przypadku serialu jest dwukrotnie nominowanym do Oscara aktorem) ale przede wszystkim – rzeczywiście jest produkcją która naprawdę zainteresuje tylko wąską grupę widzów. Serial jest zresztą fenomenalny i jeśli lubi się film jest spełnieniem marzeń. Tego raczej nie moglibyśmy się spodziewać w jakiejkolwiek telewizji kablowej czy ogólnodostępnej, a może sobie na to pozwolić platforma streamingowa. Zresztą jeśli kiedykolwiek dojdzie do realizacji serialu na podstawie Zombieland który miał stworzyć Amazon będziemy mieli do czynienia z podobnym zjawiskiem.
Jednocześnie nikt nie zrobi produkcji na podstawie filmu który nie odniósł sukcesu
Kolejna sprawa to produkcje takie jak Transparent czy Sense8 które pod względem tematyki i reprezentacji przeskakują nad dotychczasowymi produkcjami telewizyjnymi. Transparent opowiadające o problemach osób transseksualnych wyróżnia się zupełnie innym podejściem do kwestii reprezentacji. Przede wszystkim nie mamy tu do czynienia z reprezentacją przed kamerą ale też za kamerą. To nowa jakość myślenia o reprezentacji w przemyśle filmowym gdzie dbamy o różnorodność nie tylko wśród bohaterów ale także wśród twórców. Jednak by móc o to zadbać trzeba znaleźć miejsce gdzie w ogóle ktokolwiek uważa że ma to znaczenie. Zwierz nie będzie was przekonywał że Amazon jest miejscem cudownym, ale jak podejrzewa – nie mając na sobie aż takiej presji jak stacje telewizyjne, może pozostawić twórcom nieco więcej swobody w dobieraniu ekipy pracującej nad produkcją. Jednocześnie – nie robi tego bezinteresownie, bo Złoty Glob dla Transparent to po prostu doskonała reklama. Z kolei Sense8 to produkcja która przede wszystkim nigdy by nie przeszła przez poziom proponowania scenariusza do realizacji. Nawet teraz kiedy zwierz próbuje kogoś namówić do oglądania serialu ma poważny problem z wyjaśnieniem o co właściwie chodzi. Ile by się nie powiedziało o początkowych założeniach nadal trudno jest dokładnie wskazać na czym polega fantastyczny fenomen produkcji. Poza tym, koncentrujące się na przeżyciu bycia człowiekiem Sense8 nie boi się poruszać tematów które w innych produkcjach byłby tabu – jak na przykład złe samopoczucie jednej z bohaterek bo ma okres (zresztą jest to chyba jedna z najzabawniejszych sekwencji całego serialu). Zresztą Sense8 nie boi się tego co zwykle odstrasza widzów od produkcji – bardzo zróżnicowanych bohaterów, języków i miejsc. To serial który nie jest swojski a takie widownia najbardziej lubi.
Kiedy mowa o kontynuacji i przełomie czasem trudno jednoznacznie wskazać gdzie postawić granice. Netflixowy serial Bloodline opowiada historię wpływowej rodziny, która jednak okazuje się nie taka idealna jak mogłoby się wydawać a z czasem wychodzi co raz więcej mrocznych tajemnic. Chciałoby się powiedzieć –naprawdę nic nowego. I rzeczywiście tak jest, ale ostatecznie, wielu widzów i krytyków nie widziało nigdy dokładnie czegoś takiego jak Bloodline. Podobnie jak ze wspomnianym na początku House of Cards – jasne to remake, ale rzeczywiście dla widzów to jest w pewnym stopniu nowa jakość. Zresztą rozmawiając o tym czy rzeczywiście mamy do czynienia z czymś nowym, należy pamiętać że największą przeszkodą w jednoznacznej ocenie jest fakt, że … mamy do czynienia z czymś nowym. Platformy internetowe zanim wykorzystają w pełni swoje możliwość muszą przyciągnąć widzów. Nie ma lepszego sposobu na przyciąganie widzów, niż pokazywanie im tego co znają, ale w odrobinę lepszej obsadzie i jakości. Stąd zdaniem zwierza tak naprawdę jeśli ma nas czekać jakaś wielka zmiana czy przełom w tematyce serialowej, to jest to kwestia przyszłości. I zwierz nadal pozostaje w grupie ludzi pełnych nadziei, że platformy internetowe mogą nam dać nie tylko lepiej zagrane czy ciekawiej podane seriale, ale naprawdę coś nowego. Zwłaszcza, ze przynajmniej zdaniem zwierza, złota era seriali zaczęła się ostatnio nieco przykrywać patyną. Tak więc zwierz optymistycznie patrzy w przyszłość. I czeka na drugi sezon Mozart in the Jungle. A potem pewnie znów zobaczy wszystkie odcinki jednego dnia i będzie kląć na te wszystkie koszmarne platformy streamingowe.
Ps: Wpadnijcie jutro konkurs będzie. Taki MEGA fajny.
Ps2: Zwierz nadrobił aż dwa odcinki Jessicy Jones. Tym razem sobie dawkuje