Hej
Zwierz spytał was dwa dni temu czy chcecie obrazki na blogu i odzew był pozytywny. Niestety podli uczciwi członkowie rodziny ( zwróćcie uwagę na liczbę mnogą) zwierza zadali mu dość proste pytanie czy jest to legalne wzbudzając w zwierzu od razu podejrzenia że może jednak nie jest to legalne. Zwierz przejrzał prawo i dokonał konsultacji u ludzi którzy naprawdę się znają i wychodzi że póki nie zaprzyjaźni się z autorami zdjęć, którzy udostępnią mu je za darmo, lub póki nie będzie miał kasy na to by opłacić prawa za pokazanie zdjęć posiadanych przez agencje to właściwie każde wklejone zdjęcie jest nielegalne ( przynajmniej to które zwierz chciałby wkleić). Zwierz nie przejmuje się tym zbytnio – wszak cały blogowy świat opiera się na ilustrowaniu wpisów obrazkami zaczerpniętymi z netu ale skoro już dowiedział się jakie jest prawo to było by koszmarnie głupio je omijać i jeszcze podpisywać się pod tym własnym nazwiskiem. Zwierz z resztą do prawa pretensji nie ma choć jest ono w tej formie tragicznie nie dostosowane do internetowej rzeczywistości tak że ktoś powinien usiąść i je zredagować tak by rozróżnić udostępnienie zdjęcia na blogu na który wchodzi 5 osób i 50 tys. osób ( zwierz nie należy do żadnej z tych kategorii). Ale ten wpis nie będzie o legislacyjnych rozterkach zwierza. Będzie jednak o prawie autorskim. Otóż właśnie na polski rynek wchodzi płyta zawierająca piosenki z pierwszego sezonu amerykańskiego serialu Glee. Serialu który zaznaczmy jeszcze swojej premiery w Polsce nie miał a nawet jeśli ją mieć będzie to jedynie na dość wąsko dostępnym kanale FOX ( nie mylić z FOXlife). Wszystko było by pięknie gdyby nie fakt że kupienie tej płyty bez znajomości serialu nie ma sensu – zawiera ona jedynie covery znanych utworów i trzeba znać te wykonania by chcieć je kupić. Tak więc zwierz nie może się oprzeć wrażeniu że dystrybutor doskonale wie to co wie chyba też Polska odnoga amerykańskiej stacji. Że ludzie serial już widzieli. Podobnie często odwiedzany przez zwierza serialowy portal Gazety Wyborczej – Popcorner bez żadnego skrępowania publikuje dyskusje na temat najnowszych odcinków amerykańskich seriali przy czym wiadomo że widzowie mogli te odcinki obejrzeć tylko na dwa sposoby – ściągnąć na dysk lub obejrzeć bez ściągania na serwerze w internecie którą to opcje wybiera mniej osób jako że wszystko dłużej się ładuje. Zwierz bynajmniej nie pisze tego by kogokolwiek potępić. Raczej by wskazać na pojawienie się zjawiska które w pewien sposób pokazuje największy konflikt współczesnej popkultury. z jednej strony mamy prawo autorskie które w ostatnich dekadach zmieniło się z pobocznej dziedziny prawa na jedną z najważniejszych. Jeśli oglądaliście Social Network wiecie że to kto ma prawo do jakiej linijki kodu programowania może okazać się warte miliardy dolarów. Z drugiej strony jest to dziedzina prawa której przekroczenia zdarzają się nagminnie i wobec której przepisy karne właściwie nie działają. To że ludzie nie szanują praw autorskich niczym nowym nie jest i zwierz tu Ameryki nie odkrywa. Ale to że studia powoli zaczynają się z tym godzić ( a wydaje się że mniej więcej z tym mamy do czynienia. Biorąc pod uwagę że ostatnio zrobiono pierwszy krok by do oglądalności seriali i programów telewizyjnych wyliczać też tą oglądalność jakie zyskują one dzięki alternatywnym sposobom oglądania programów.) to już nowy rozdział. Problem polega na tym że nagminne łamanie praw autorskich – za jakie uznaje się piractwo wynika po części z olbrzymiego awansu popkultury – zwłaszcza amerykańskiej- awansowała ona z kultury krajowej na kulturę globalną już dawno ale dopiero rozwój internetu pozwolił na śledzenie jej na bieżąco. Zaś jak zwierz wielokrotnie wam udowadniał kultura popularna jest jak domek z kart – jeśli chcesz się w niej orientować nie możesz pominąć ani jednego elementu – skoro wszystko do siebie nawiązuje, powtarza się i stanowi mniej lub bardziej homogeniczną całość ( zwierz jest przeciwnikiem homogenicznej koncepcji kultury popularnej ale ponieważ to długie słowo i kojarzy mu się z serkiem homogenizowanym to lubi je widzieć na papierze). Widzą o tym już nie tylko widzowie ale też sami twórcy dla których prawa autorskie choć korzystne stanowią też pewną zaporę. Bo na widzach na których powinno się zarobić dopiero po tym kiedy serial trafi do ich kraju można zarobić już teraz sprzedając im np. kubeczek czy płytę z serialu nigdy nie emitowanego w ich kraju. Co więcej można to zrobić w momencie absolutnego szczytu popularności serialu za granicą niekonieczne przejmując się tym jakie zainteresowanie wzbudzi w innej telewizji. Nie trzeba się nawet przejmować marketingiem – można nie robić mu żadnej dodatkowej reklamy – miłośnicy seriali wykonają całą robotę za was. A najlepsze jest to że potem można serial sprzedać drugi raz oficjalnie i wcale nie koniecznie trzeba się przejmować spadkiem oglądalności bo serialomaniacy mają dziwną skłonność do oglądania odcinków więcej niż raz. Innymi słowy – jeśli dopuści się do siebie myśl że wszyscy kradną można na tym nieźle zarobić i chyba właśnie ku temu zmierzamy. Możecie zarzucić zwierzowi że stara się usprawiedliwiać nie do końca uczciwe zachowanie. Ale jeśli wrócimy do znienawidzonej przez zwierza metafory związanej z piractwem, że jeśli nie stać cię na samochód to go nie kradniesz z salonu to zwierz proponuje wam wyobrazić sobie sytuację, w której złodziej nie kradnie samochodu tylko go klonuje ( pamiętacie że tak się oszukiwało w Diablo;) po czym kupuje oryginalne felgi a potem wraca po oryginalny samochód bo kolor mu się bardziej podoba. Czy tylko ja widzę w tym pole do zysku? Cóż nad tym będzie musiał podumać dłużej prawniczo skonfundowany zwierz.
Ps: A już jutro zwierz napisze wam o najlepszych jego zdaniem rolach, które nigdy nie zostały nagrodzone Oscarem – wynik znalezienia cudownej bazy danych Akademii Filmowej, w której są wszyscy nagrodzeni i nominowani ze wszystkich lat – i tak zwierz spędził ostatnie dwa dni czytając ją i robiąc notatki
ps2: Tak zwierz wie, że jest dziwny i powinien znaleźć sobie jakiś cel w życiu;)