Hej
Zwierz powraca do spełniania życzeń czytelników. Nie robi tego wyłącznie z dobrego serca ale także dlatego, że boi się, iż nazbierane prośby czytelników będą mu ciążyć przez następne lata. A skoro świat się nie skończył nie będzie nawet żadnej porządnej wymówki dlaczego zwierz zwlekał ze zrealizowaniem pomysłów czytelników. Oczywiście najważniejsza prośba jeszcze nie zostanie zrealizowana bo zwierz chciałby napisać wpis z fajerwerkami itp. Ale spełni życzenia pomniejsze (choć też ważne!) Zwłaszcza, że w przypadku tej prośny zwierz nie posiadał się z radości, kiedy zobaczył na jaki temat ma pisać. Dlaczego? Bo jak się zaraz przekonacie pozostajemy w klimatach równie brytyjskich co królowa i równie bliskich sercu zwierza co motyw mężczyzn przebierających się za kobiety (zwierz planuje z resztą stworzyć taki ranking jak tyko wygrzebie się z zobowiązań). Czy istnieje bowiem coś bardziej angielskiego niż twórczość jednego z najbardziej kreatywnych członków Monty Pythona?
Chodzi oczywiście o najbardziej angielskiego z amerykanów czyli Terrego Gilliama. To ciekawe, że człowiek który rzadko pojawiał się na ekranie ( jego występy w skeczach Pythona ograniczały się często do kilku sekund) nie tylko stał się jednym z najsławniejszych członków grupy ale także kompletnie zdefiniował styl z jakim kojarzy się wybitnych angielskich komików. Kiedy zwierz sięga pamięcią do przeszłości kiedy oglądał Monty Pythona po raz pierwszy bardziej niż surrealistyczne skecze (które go bawiły ale jako że był wieku przed nastoletnim nie wiedział zwierz dlaczego go bawią) utkwiły mu w pamięci niesamowite animacje sklejające program w całość. Już wtedy zwierz nie miał wątpliwości że ma do czynienia z kimś bardzo dowcipnym. Oglądanie ponownie po latach skeczów Pythona pozwoliło zwierzowi spojrzeć na skecze z innej perspektywy. Nie miał już wtedy wątpliwości, że patrzy na coś niesamowicie trudnego do osiągnięcia – Gilliam korzystając z wiktoriańskich pocztówek (jak sądzi zwierz było to jego pierwsze źródło inspiracji) zestawianych z niespodziewanymi obrazkami z epoki późniejszej stworzył łatwy do rozpoznania niezwykle jasny wizualny styk grupy komediowej. Wszystko zaś w taki sposób, że widz nawet nie zauważa kiedy w jego głowie tworzy się jasna graficzna reprezentacją tego czym Monty Python jest.
Losy członków zespołu potoczyły się różnie – wszyscy pozostali osobami publicznymi choć wydaje się że najwięcej zyskał John Cleese, którego najlepiej kojarzą ci którzy niczego związanego z Moty Pythonem nie kojarzą. Jednak wydaje się, że najbardziej znaczącym dla historii kina członkiem legendarnego (już nie istnieje a odegrał ważną rolę w historii grup komediowych więc zwierz nie boi się tego słowa) był właśnie Terry Giliam. Dlaczego? Bo udało mu się zdobyć status jednego z najciekawszych a z całą pewnością najbardziej nie przewidywalnych twórców kina. Na każdy film Giliama czeka się z niecierpliwością bo to reżyser który nie zna półśrodków. Albo kręci coś genialnego ( Fisher King) albo coś co trudno oglądać ( Przygody Barnona Munchausena) jednak za każdym razem świat na chwilę wstrzymuje oddech by przekonać się co też ten angielski (obecnie już tylko z urodzenia amerykański) reżyser wymyśli. I co ciekawe za każdym razem nas zaskakuje – a to sposobem narracji, a to wizualnością przedstawionej historii, a to samym faktem, że podjął się wyreżyserowania filmu w gatunku o który byśmy go nie podejrzewali. Nawet kiedy filmu nie nakręci wychodzi z tego coś co jest genialnym fragmentem historii kinematografii. Tak wygląda na to że Terry Gilliam jest najzdolniejszym pechowym reżyserem w Hollywood.
Dwanaście małp to jeden z pierwszych filmów po których zwierz pomyślał, że Brad Pitt potrafi grać.
Zwierz nie chce wam kłamać nie widział wszystkich filmów Gilliama – z resztą podejrzewa, że poza fanami mało kto zdecydował się przejrzeć całą jego reżyserską filmografię. Nie mniej wykres początkowych osiągnięć (po opuszczeniu Pythonów dla których wyreżyserował większość filmowych hitów) wydaje się być dość prosty – niesamowite lokujące się bez problemu w historii kina Brazli, koszmarny przynoszący rekordowe stanardy Barnon Munchausen , a potem powrót do domu w niesamowitym zapadającym w pamięć Fisher King. Zwierz może się mylić ale tak naprawdę na Gilliama reżysera zwrócono uwagę dopiero przy 12 małpach. Możecie się ze zwierzem nie zgadzać ale to z całą pewnością jeden z najlepszych i najciekawszy filmów tropiących temat podróży w czasie i tej ostatecznej apokalipsy. Gilliam wycisza tu nieco swój niezwykle charakterystyczny graficzny styl i pozwala aktorom rozegrać niesamowicie wręcz łapiącą za serce tragedię. Tym co zwierza najbardziej w filmie wzruszyło nie był nawet scenariusza ale to jak gra obsada. W 12 małpach zarówno Brad Pitt jak i Bruce Willis dostali szansę by grając wbrew swemu wizerunkowi stworzyć rolę pełną i krwistą. Zdaniem zwierza dzięki 12 małpom wielu reżyserów dostrzegło, że od Willisa spokojnie można wymagać gry aktorskiej (jak nic zwierz kiedyś napisze o nim wpis).Tylko najlepszy reżyser widzi potencjał aktora a nie tylko jego poprzednie role. Zwłaszcza Pitt jako szalony członek grupy ekologów wywarł na zwierzu niesamowite wrażenie ( to było wtedy kiedy zwierz nie miał jeszcze pewności czy Pitt w ogóle umie grać). Z resztą wydaje się, że Gilliam zawsze miał oko do aktorów. Deep w Las Vegas Parano, zespół Ledger Damon w Braciach Grimm czy ponownie Ledger w Parnassusie to dowód na to, że reżyser dostrzegał talent tam gdzie wielu widziało (wówczas) przede wszystkim ładną buzię.
Zwierz zawsze uważał braci Grimm za bardzo udany film nieudany w którym rolę aktorom kradnie inkwizycja (czy ktoś się tego spodziewał?)
Jak już zwierz wspominał Gilliam nie zna półśrodków , podobnie jak widzowie nie mają letnich opinii o jego filmach. I trudno się dziwić. Gilliam tworzy bowiem specyficzny rodzaj kina nie łatwego. Podczas gdy większość reżyserów stawia nam wyzwania jeśli chodzi o treść, Gilliam zmusza nas do tego byśmy przyzwyczaili się do innej formy. Jego filmy są jednocześnie piękne i brzydkie, zgodne z naszym poczuciem estetyki i zupełnie z nim rozbieżne. Kreatywne ale też miejscami wykorzystujące znane obrazy. Gilliam trochę jak za czasów swoich Pythonowych lat dobiera znane składniki by stworzyć z nich nową całość. Spójrzcie na zupełnie nowego Parnassusa – czego tam nie ma – magia, zakład z szatanem, balansowanie między rzeczywistością a magią, spora dawka sentymentu za umierającym światem, wybór między tym co duchowe a cielesne, łatwe i trudne. Całość jest nie porównywalna z większością filmów jakie ogląda się w kinie (stąd taka olbrzymia sympatia zwierza dla tej produkcji – bo zwierz lubi filmy, które są inne). Z drugiej jednak strony w Parnassusie nie ma nic czego byśmy nie znaleźli w jakimś stopniu w innych filmach, książkach itp. Ponownie odnosi się wrażenie, że to sprytnie skonstruowany kolaż. Z kolei 12 małp bawi się gatunkami – niby film o przyszłości, niby film sensacyjny, trochę studium szaleństwa – ponownie ze znanych elementów (podróż w czasie, zagłada ludzkości, próba przerwania cyklu wydarzeń prowadzących do nieszczęścia) dostajemy nową jakość.
Parnassus bardzo przypomina kolaż wątków które skądś już znamy. Ale Tom Waits jako szatan to pomysł który jest absolutnie genialny.
Zwierz zwrócił uwagę, że w przypadku Gilliama spora część recenzji odnosi się do niepowtarzalnego wyglądu jego filmów. Jednak w przypadku Gilliama zwierz zawsze ma wrażenie, że to uwagi wcale nie takie pochlebne. Dlaczego? Otóż niepowtarzalny wizualnie styl to coś czego po reżyserze spodziewamy się automatycznie – właściwie od czasu kiedy nakręcił swój pierwszy poza Pythonowy film czyli wspomniane już Brazil owa niesamowita wizualność była jednym z obowiązkowych elementów wszystkich recenzji jego filmów. Ale zwierz ma wrażenie że niekiedy stał się to argument szkodzący reżyserowi. Coś na zasadzie „Och Gilliam ten niegroźny były Amerykanin który robi takie ładne niepowtarzalne wizualnie filmy”, co wepchnęło reżysera w jeden schemat odczytywania jego twórczości. Tymczasem jeśli coś jest zaletą Gilliama to właśnie ta wspomniana już niemożność zakwalifikowania go do reżysera określonego rodzaju filmów – Fisher King, 12 Małp, Nieustraszeni Bracia Grimm i Parnassus. Gdyby zwierz nie wiedział, że te filmy wyreżyserował jeden człowiek i nie miał skrzywienia każącego szukać podobieństw to nigdy by się nie zorientował. Co więcej wydaje się, że za każdym razem Gilliam przekonuje do siebie nieco innych widzów. Bo ponownie zwierz nie ma wrażenia by wielbiciele Fisher Kinga i Nieustraszonych Braci Grimm to była automatycznie ta sama grupa osób. Zresztą czasem zwierz ma wrażenie, że część osób po porstu filmów Gilliama nie rozumie – tymczasem np. Las Vegas Parano (ale to kretyńskie tłumaczenie tytułu) to genialny zapis tego jak wygląda świat widziany oczyma naćpanej nie trzeźwej osoby. Jeśli ten film nie ma sensu to dlatego, że nie miał mieć sensu.
Jest jednocześnie Gilliam reżyserem nad którym chyba jednak wisi jakieś fatum. Po straszliwej finansowej klęsce Barona Munchausena przydarzyło mu się coś co nie zdarza się często – musiał przerwać produkcję dobrze obsadzonego filmu na podstawie Don Kichota do której już rozpoczął zdjęcia. Potem zaś co wszyscy wiedzą w czasie kręcenia Parnassusa, grający główną rolę Heath Ledger umarł zanim film został ukończony. Jednak co ciekawe owo fatum działa bardzo przewrotnie. Przygody Barona Munchausena zyskały po części status kultowych bo wszyscy chcą zobaczyć film, który przyniósł takie straty. Z kolei film o Don Kichocie może nie powstał ale dokument o tej klęsce „Lost in La Mancha” to jeden z najbardziej fascynujących zapisów pokazujących jak funkcjonuje produkcja filmowa. Kiedy nie tak dawno pojawił się po raz pierwszy w Polsce (zwierz kupił go sobie lata temu na zachodzie) niemal wszędzie można było przeczytać recenzje wskazujące, że to produkcja którą obowiązkowo powinni obejrzeć wielbiciele ale i znawcy kina. Do dziś jest to chyba jeden z tych filmów dokumentalnych, który kojarzą ludzie nie kojarzący filmów dokumentalnych i trzeba przyznać, że z tej klęski naprawdę wyszło coś fascynującego. Z kolei śmierć Ledgera choć tragiczna i z całą pewnością utrudniająca produkcję, sprawiła, że Parnassus został zauważony. Zaś pomysł z zastępowaniem Ledgera innymi aktorami (Depp, Law i Farell) okazało się niesamowicie dobrym pomysłem, który co więcej wydaje się bardzo uzasadniony z punktu widzenia konstrukcji historii – prawdę powiedziawszy gdyby zwierz nie wiedział, że to rozwiązanie wymuszone byłby przekonany, że tak ma być. Trzeba zresztą przyznać, że to świadczy o niesamowitej sile przebicia by utrzymać się w świecie wielkich reżyserów mimo tylu klęsk i niepowodzeń.
Jak już zwierz mówił. Gilliam budzi sprzeczne emocje, ale jedna rzecz budzi w zwierzu niesamowitą sympatię. Otóż Gilliam jest jednym z niewielu przypadków, nie anglika którego poddani królowej brytyjskiej uznali za swojego. Gilliam przez lata miał podwójne obywatelstwo jako Amerykanin i Anglik. Ostatnio jednak porzucił swoje amerykańskie obywatelstwo i został pełnoprawnym anglikiem. Zwierz podzielił się tą informacją ze swoją znajomą, która szeroko rozszerzywszy oczy stwierdziła, że nigdy by jej nie przyszło do głowy, że ktoś tak szalony mógłby nie być anglikiem. Zwierz musi powiedzieć, że jego zdaniem brzmi to jak najlepszy komplement.
Ps: Wpis nieco krótszy niż zwykle bo zwierz balował i słyszy tupanie szczurów w klatce.
Ps2: Rozwiązanie konkursu Lego będzie jak zwierz dorwie bestię i zmusi ją do lektury wszystkich zgłoszeń??