Hej
Wyobraźcie sobie sytuację, jesteście reżyserem. Sami zdecydujcie drodzy czytelnicy czy jesteście wybitnym reżyserem, średnim czy marnym (choć kto by wybrał bycie marnym reżyserem). Kręcicie film wkładając w to całą duszę, jesteście jednocześnie rzemieślnikami, artystami, zarządcami sporej grupy, managerami, specjalistami od spraw kryzysowych, człowiekiem który mówi, że krzesło ma stać odrobinę bardziej w lewo i kimś kto strzepuje niewidzialny pyłek z ramienia aktora. Jednocześnie jesteście być może jedyną osobą, która wie jak to wszystko ma wyglądać zanim na planie pojawią się aktorzy a scenografowie zbiją pierwsze dekoracje. Przez cały okres kręcenia filmu jest się w zależności od trybu pracy albo uważnym obserwatorem, albo udzielnym królem, albo kimś kto po prostu sprawnie zarządza aktorami nie wchodząc im w drogę. Nawet wtedy kiedy wszyscy rozjeżdżają się do domów reżyser siedzi i ogląda zmontowane wersje zastanawiając się czy czegoś nie przesunąć i nie przyciąć. Apotem przychodzi czas premiery i okazuje się, że ten śliczny film ukradli wam ci podli śliczni aktorzy. Podczas gdy oni są na każdym kroku napadani przez gwiazdy wy możecie przejść przez środek tłumu i nie zostać wpuszczonym na pokaz własnej produkcji. Nikt nie wie jak wyglądacie (no chyba, że jesteście bardzo, bardzo sławni) a do tego nie ma co liczyć na fanek dziki pisk. Ale jest na to rada. Skoro już i tak jesteście na planie, skoro sami decydujecie jak dana scena ma wyglądać, skoro zawsze można dodać jeszcze jedną małą rólkę to właściwie dlaczego by się nie pojawić we własnej produkcji. Taki sposób myślenia uprawia wielu reżyserów którzy pojawiają się we własnych filmach – zwierz postanowił wymienić kilka swoich ulubionych przypadków reżyserskiego wtargnięcia na plan.
Wsiadasz sobie do autobusu a tam reżyser.
Zanim zwierz przystąpi do wyliczania kilka uwag – zwierz nie brał pod uwagę reżyserów grających we własnych filmach tzn. nie będzie się liczył Woody Allen grający w filmie Woody Allena, czy Kenneth Branagh grający główną rolę w filmie Branagha. Zwierz postanowił że zaliczy tu tylko występy a’la Alfred Hitchcock – czyli przechodzenie przed kamerą, ewentualnie malutkie role. Ewentualnie role odrobinkę większe ale tak genialne, że nie można tego pominąć. A i jeszcze jedno. Spis wszystkich reżyserów, którzy wybrali się przed kamerę jest olbrzymi. Zwierz wybrał tylko swoje ulubione przypadki. No i na koniec. Film musi być nakręcony przez występującego reżysera – nie liczy się więc ani Spielberg w Blues Brothers się nie liczy podobnie jak wiele innych wspaniałych reżyserskich występów gościnnie u znajomych (to byłby temat na inną też fajną listę).
Chinatown – Roman Polański – czy to nie cudowne kiedy reżyser pojawia się w filmie tylko po to by przyciąć nos głównemu bohaterowi? Nie dość, że dzięki temu grany przez Jacka Nicholsona bohater otrzymał swój charakterystyczny wygląd (nie da się więc roli pomylić z żadną inną) to jeszcze Polański zachowuje się w tej scenie jak prawdziwy reżyser czyli torturuje aktora i każe mu wyglądać zupełnie inaczej.
Sleuth – Kenneth Branagh – ukochane cameo (zwierz nie lubi słów obco brzmiących ale to jest wyjątkowo potrzebne w naszym języku) reżyserskie zwierza. Jak wiadomo Branagh lubi grywać główne role we własnych filmach, ale skoro w dramacie Pintera jest miejsce tylko dla dwóch mężczyzn, to reżyser zadowolił się graniem… pleców faceta, którego przez chwilę widzimy w jakimś filmie w telewizorze. Widzicie, reżyser zrobi wszystko by się dostać przed kamerę.
Najbardziej niepokojące w tej scenie jest to, że zwierz od razu poznał reżysera. Po uchu. To nie jest dobry znak.
Płonące siodła – Mel Brooks – Mel Brooks zawsze lubił się pokazywać w swoich filmach i dobrze, bo jego obecność na ekranie rzadko przynosi filmowi szkodę. Jednak chyba nic nie pobije jego występu jako szef mówiących w jidysz Indian w filmie Płonące Siodła. Niezależnie od tego ile raz zwierz oglądał ten film zawsze niesłychanie bawił go ten fragment. Ponoć w latach siedemdziesiątych kiedy film wszedł na ekrany kin, można było powiedzieć ilu jest żydów na Sali kinowej bo śmiali się odrobinę wcześniej niż reszta widowni.
Niestety jedyny klip który ma w miarę dobrą jakośc ma też kretyński opis na youtube. Zwierz proponuje go zignorować.
Lifeboat – Alfred Hitchcock – wbrew obiegowej opinii brytyjski reżyser nie pojawił się we wszystkich swoich filmach ale w „zaledwie” 39 z 52. Przy czym zwykle pojawiał się na początku by ludzie nie czekali całą produkcję na jego słynne przejście przez kadr. Ale co zrobić jeśli akcja filmu dzieje się na łodzi ratunkowej i nie ma wyjścia by reżyser nagle się pojawił? Otóż w czytanej przez jednego z pasażerów gazecie znajdziemy ogłoszenie o odchudzaniu, na którym przedstawiony jest pewien pan, którego profil na pewno każdemu widzowi coś przypomina. To zdaniem zwierza najlepsze pojawienie się reżysera na ekranie w historii.
Powrót Króla – Peter Jackson– Jackson pojawia się w każdym ze swoich filmów zazwyczaj w tle. Tu jest jednym z piratów przypływających na przejętych przez Aragorna, Legolasa, Gimliego i armię Domestosa statków. Jacksona na ekranie widać bardzo wyraźnie i szybko ginie zabity ostrzegawczą strzałą Legolasa. Orlando Bloom nie pamięta by był tamtego dnia na planie czego jak wyznaje w komentarzu żałuje bo czy nie jest marzeniem każdego aktora raz na jakiś czas ustrzelić bezkarnie swojego reżysera z łuku.
Taksówkarz – Martin Scorsese- skoro kręci się film o taksówkarzu czy nie powinno się chociaż raz usiąść na miejscu pasażera. Scorsese pojawia się w filmie w małej roli pasażera każącego zawieść się do mieszkania gdzie co prawda jest jego żona, ale mieszkanie nie jest jego. Co więcej nie ulega wątpliwości, że mając potwierdzenie tego faktu, bohater Scorsese rozwiąże problem dość brutalnie. Nie Zdaniem niektórych to tylko mała scena, ale według sporej części interpretacji jest to absolutnie kluczowa scena filmu, po której DeNiro zaczyna mieć dość miasta. Nie jest to jedyny występ Scorsese przed kamerą we własnym filmie – pojawiał się też w Ulicach Nędzy.
Skarb Sierra Madre – John Huston – słynny reżyser pojawia się w jednej ze scen jako amerykański turysta. Jednak nie sam jego występ jest najciekawszy. Jak się okazuje kiedy Huston grał za kamerą stanął Bogart. Aktor, był zachwycony możliwością poznęcania się odrobinę nad reżyserem i kazał mu kilkakrotnie powtarzać scenę od nowa. Zemsta Bogarta może brzmi okrutnie ale Huston robił sobie z aktorów gorsze żarty – w czasie kręcenia sceny przy ognisku kazał jednemu z aktorów wciąż powtarzać scenę jedzenia potrawki mimo, że nakręcił ją dobrze za pierwszym podejściem i chciał się tylko ponabijać z biednego tracącego entuzjazm aktora. Sama zaś scena jest dość symboliczna – bohater grany przez Bogarta pyta bohatera granego przez Hustona czy ten nie wspomógłby go groszem lub obiadem na co bohater Hustona odpowiada „Musisz nauczyć się iść przez życie bez mojej pomocy”.
Park Jurajski – Steven Spielberg- zwierz nawet nie będzie udawał przed wami, ze wiedziałby o tym występie gdyby nie Internet. Otóż okazuje się, że gdy w filmie pojawiają się wiadomości CNN relacjonujące część zdarzeń w telewizorze da się dostrzec odbicie kilkorga ludzi, którzy je oglądają. I bez pudła da się wśród nich rozpoznać reżysera jedzącego popcorn. Zwierz jest pod wrażeniem, że ktokolwiek to zauważył (może ludzie oglądali ten film tak jak zwierz Avengersów gdzie w końcu zorientował się, że Bruce Banner w każdym odbiciu jest Hulkiem)
Czas Apokalipsy – Francis Ford Coppola – skoro jest się wściekłym reżyserem na skraju załamania nerwowego (albo na drugim jego końcu) czy nie najlepiej wykorzystać sytuacji artystycznie. Coppola pojawia się w filmie jako rezysee którego żołnierze nie rozumieją, którego nie słychać i który chyba w tym chaosie nie wiele ugra. Krzyczeć na aktorów jako reżyser i jako aktor grający reżysera – aż czuć ile było napięć na planie. Może dlatego film wyszedł taki dobry.
Niemal słychać frustrację i widać chaos w jakim powstawała produkcja.
Staying Alive – Sylwester Stallone – film o którym wszyscy chcieliby zapomnieć czyli koszmarnie nieudany remake Gorączki Sobotniej Nocy. Z drugiej strony czego można się było spodziewać po filmie o tancerzu który próbuje zrobić karierę na Broadwayu reżyserowanym przez Stallone. Niby prawie jak film o bokserze ale nie zupełnie. W każdym razie grany przez Travoltę bohater wpada na kogoś przypadkowo na ulicy. Jak się okazuje osoba która potrącił to nikt inny jak nasz reżyserujący film Stallone.
Mucha – David Cronenberg – jeśli jest się reżyserem znanym z upodobania do rzeczy dziwnych, pokrętnych i być może nieco obrzydliwych czy nie ma lepszej roli niż zagrać położnika który przyjmuje poród wielkiej muszej larwy? Co prawda scena okazuje się snem ale zdaniem zwierza to drugi najlepszy występ Cronenberga przed kamerą. Najlepszy to jego rola w krótkometrażówce nakręconej z okazji 60 lecia festiwalu w Cannes ( Film nosi tytuł At the Syicide of The Last Jew in the World in the Last Cinema in the Word i jest genialny).
Krzyk – Wes Craven – jak wiadomo Craven nie nakręcił Krzyku do końca na poważnie i właśnie dzięki temu film nie tylko był strawny ale doczekał się kilku nieco gorszych kontynuacji. Jednak w oryginalnym krzyku mamy do czynienia z jednym z najfajniejszych reżyserskich występów przed kamerą. Oto w szkole pracuje woźny Freddie w pasiastym sweterku, który zna każdy wielbiciel „Koszmaru z Ulicy Wiązów”, który też wyreżyserował Craven. Takie pojawienie się we własnym filmie to już wyższa szkoła jazdy.
Miły pan rezyser myje podłogę.
Co ciekawe pomysł na wpis przyszedł zwierzowi do głowy po przedwczorajszym seansie Stażystów. W jednej ze scen bohater jest strofowany za zakłócanie ciszy przez człowieka którego twarz wydała się zwierzowi zupełnie nie znana. Takich scen nie kręci się bez powodu, więc zwierz poszukał trochę i dowiedział się, że uciszającym jest reżyser obrazu. I wtedy zwierz uświadomił sobie, że w bardzo wielu przypadkach człowiek jest dokładnie w stanie wskazać który z tych pozornie pojawiających się przypadkowo na ekranie ludzi to reżyser. Być może dlatego, że to jest ten moment kiedy reżyser ma jedyna szansę by skierować całą uwagę na siebie. A potem wielbiciele kina mogą wyjść z seansu i zastanawiać się skąd znają tego faceta z brodą, który jest odrobinę za niski żeby być aktorem. I szturmowcem.
Ps: Zwierz specjalnie pominął reżyserów pojawiających się w większości swoich filmów jak Felliniego czy Fassbinder bo chodziło zwierzowi głównie o tych reżyserów którzy pojawiają się wyjątkowo. No i się pojawiają – Sam Rami rzucający w Spider Mana popcornem zza kadru się nie liczy.
Ps2: Zwierz oczywiście zachęca do dorzucania swoich ulubionych przykładów przy czym zwierz przypomina, że on sam zrobił wybór swoich występów ulubionych a nie najlepszych czy nie daj Boże wszystkich.