Home Ogólnie Sen i my z jednych złożeni pierwiastków czyli jedyna możliwa Marliyn

Sen i my z jednych złożeni pierwiastków czyli jedyna możliwa Marliyn

autor Zwierz

?

Hej

 

 

Zwierz musi zacząć od stwierdzenia, które jest konieczne. Zwierz nie poszedł obe­jrzeć fil­mu ” Mój tydzień z Mar­i­lyn” z powodu zain­tere­sowa­nia his­torią Mar­i­lyn? Mon­roe, czy inter­pre­tacją roli tej aktor­ki poczynioną przez Michelle Williams. Więcej, zwierz miał spore wąt­pli­woś­ci co do obec­noś­ci gwiazdy ( jed­nej i drugiej) w tym filmie. Zwierz wcale tak bard­zo nie przepa­da za aktorka­mi gra­ją­cy­mi sławne aktor­ki ( Cate Blanchett jako Kather­ine Hep­burn zwierza bardziej iry­towała niż por­wała). Zwierz poszedł do kina obe­jrzeć his­torię Lau­rence Oliviera — jed­nego z najwięk­szych aktorów jaki kiedykol­wiek grał, w tej chwili swo­jej kari­ery kiedy boleśnie prag­nął być kimś zupełnie innym. Do tego jeszcze na zwierza jak magnes dzi­ała tu nazwisko Ken­netha Branagha, który trochę jak Olivi­er wybił się na gra­niu i adap­towa­niu Szek­spi­ra by potem nie móc z sukce­sem od niego uciec. A wszys­tko w cud­ownych ang­iel­s­kich okolicznoś­ci­ach przy­rody. Inny­mi słowy zwierz poszedł na Mój week­end z Mar­i­lyn? dla wszys­tkiego, tylko nie dla Marilyn?.

 

 

 Branagh jako Olivi­er — to coś co przy­cią­ga zwierza nawet tylko zapisane na papierze. Z resztą powiedzmy sobie szcz­erze — wcześniej czy później musi­ało do tego dojść.

         

        Wstęp ten jest konieczny ponieważ zwierz musi przyz­nać, że się pomylił. Pier­wszą pomyłką było uznanie, że Michelle Williams nie nada­je się do gra­nia Mon­roe. Zwierz bije się w pierś. Williams na ekranie nie ma — zni­ka gdzieś zupełnie, jest Mon­roe. Mówią­ca tym niesamow­itym głosem, o którym wczo­raj zwierz pisał, z tymi wszys­tki­mi ges­ta­mi, o których nie sposób powiedzieć czy wnika­ją z abso­lut­nej nat­u­ral­noś­ci, czy wręcz prze­ci­wnie są dowo­dem na to, ciągłe odgry­wanie swo­jej roli. Do tego Williams udało się ująć tą cechę Mar­i­lyn?, która wydawała się być nie do podro­bi­enia — z jed­nej strony mamy do czynienia z istotą niesły­chanie kruchą, delikat­ną, w bard­zo wielu sce­nach na lekkim odlocie, z drugiej kiedy wchodzi do pomieszczenia, kiedy się uśmiecha, łapie bohat­era za rękę nie mamy wąt­pli­woś­ci, że doskonale zda­je sobie sprawę jak dzi­ała na wszys­t­kich otacza­ją­cych ją mężczyzn. Zresztą w filmie bled­ną przy niej wszys­tkie kobi­ety — wprowad­zona w dru­go­planowej roli Emma Wat­son jako mło­da garder­o­biana, na ekranie wyda­je się przy niej tak strasznie prze­cięt­na. Zwierz uważa, że ta rola utrzy­mu­je cały film — gdy­by była zagrana choć odrobinę gorzej filmy mógł­by się nie udać. Bo musimy się w Mar­i­lyn? zakochać, dokład­nie tak samo jak wszyscy bohaterowie filmu.

 

  Zwierz nie przepa­da za Michelle Williams, ale oglą­da­jąc film musi przyz­nać, że zupełnie jej na ekranie nie dostrzegł. Widzi­ał za to Mar­i­lyn?.

 

          Wyda­je się bowiem, że właśnie o tym jest przede wszys­tkim fil­mowa opowieść — o zakochi­wa­niu się. Nie daj­cie się zwieść mate­ri­ałom pro­mo­cyjnym fil­mu. Nie zna­jdziecie w tej opowieś­ci wielkiego roman­su — prze­cież to ang­iel­s­ka pro­dukc­ja. Oto nasz bohater — trze­ci asys­tent reży­sera traci dla Mar­i­lyn? głowę. Jest młody, ona jest wspani­ała — trud­no się mu dzi­wić. Czy Mar­i­lyn? kocha naszego bohat­era ze wza­jem­noś­cią? Trud­no orzec. Wyda­je się, że prag­nie być kochana przez wszys­t­kich wokół, a wszyscy się na to godzą, nawet jeśli miało by się to odbyć kosztem ich włas­nego zła­manego ser­ca. Pojaw­ia­ją­cy się tu na krótko jej ówczes­ny mąż Artur Miller wyda­je się być przez uczu­cie do Mar­i­lyn? tor­tur­owany, jej agent piekiel­nie zaz­dros­ny o wszys­t­kich, twierdzi, że każdy dostanie tylko chwilkę jej miłoś­ci, nauczy­ciel­ka metody aktorskiej dzięku­je niebio­som za zesłanie jej Mar­i­lyn?. Jed­nak te wszys­tkie uczu­cia, łącznie z uczu­ciem naszego bohat­era, mają w sobie odrobinę egoiz­mu. Każdy bohater wymyśla sobie Mar­i­lyn?, i taką Mar­i­lyn? chce kochać. Z resz­ta wyda­je się że sam reżyser zad­bał o to byśmy nigdy nie mieli pewnoś­ci jaka naprawdę w danym momen­cie jest aktor­ka. Z całą pewnoś­cią nie jest szczęśli­wa, ma prob­le­my ze sobą, jest samot­na. Ale z drugiej strony nie sposób powiedzieć ile w tym kreacji, ile wymyślonego uspraw­iedli­wienia, ile w końcu świado­moś­ci, że to cena pła­cona za bycie najwięk­szą gwiazdą na świecie. Nie mniej korzys­ta ze swo­jego czaru bez skrupułów i jedyne o co musimy się zapy­tać to czy robi to świadomie czy nie.

 

 Pytanie które dręczy widza — czy to jest Mar­i­lyn? czy dziew­czy­na gra­ją­ca Mar­i­lyn?

 

Jak zwierz stwierdz­ił poszedł na film przede wszys­tkim dla Branagha w roli Oliviera. Zwierz musi stwierdz­ić, że jest oczarowany. Branagh stworzył na ekranie postać najbardziej sfrus­trowanego człowieka jakiego zwierz od daw­na widzi­ał w kinie. Przy­czyn frus­tracji jest wiele, i wyartykułowanych dużo wyraźniej niż w przy­pad­ku Mar­i­lyn?. Olivi­er Branagha oczy­wiś­cie ma nadzieje, że to on będzie tym z kim Mar­i­lyn? się prześpi ( bo wszyscy zakłada­ją, że jej ciało jest w jak­iś sposób dostęp­ne, i ten kto pier­wszy do niej dotrze dostanie je w nagrodę, jest to w jak­iś sposób jed­nocześnie okrutne i uza­sad­nione), i fakt że nie zwraca na niego uwa­gi w jak­iś sposób uświadamia mu, że nie jest już TYM mężczyzną na planie. Ale frus­trac­ja Oliviera byna­jm­niej nie jest tylko sek­su­al­na. Jako reżyser fil­mu nie jest w stanie znieść aktor­ki, która wyko­rzys­tu­je metodę Stanisławskiego. Dla niego aktorstwo ma być prawdą, ale prawdą udawaną, tym­cza­sem Mar­i­lyn? doma­ga się wglą­du w duszę swo­jej bohater­ki. Wydawać by się mogło, że w tym kon­flik­cie starego z nowym, widzów powin­no pchać ku nowe­mu, ale jest wręcz prze­ci­wnie. Przy­na­jm­niej zwierz czuł, że twór­cy fil­mu skła­ni­a­ją się ku wiz­ji Oliviera, że aktor musi przede wszys­tkim grać. Zresztą tym co Olivierowi chy­ba najbardziej przeszkadza, to fakt, że Mar­i­lyn? jest wspani­ała, właś­ci­wie nie grając.

 

 Bohaterowie się zakochu­ją, ale ponown­ie w niej czy w wyobraże­niu o niej.

   

          Ale ponown­ie nie chodzi tylko o wściekłość reży­sera, które­mu aktor­ka nie staw­ia się na planie, czy przyćmionego przez jej grę akto­ra. Olivi­er jest w tym filmie poko­nany, jest śmieszną leg­endą kina i teatru, skarbem nar­o­dowym, mężem słyn­nej Vivien Leigh, z którą tworzył niesamow­ity duet. Ale jest też nikim wobec tego żywiołu jakim jest Mar­i­lyn?. Jest w tym filmie kil­ka scen abso­lut­nie cud­ownych — Branagh recy­tu­ją­cy Szek­spi­ra jak­by prag­nąć przy­pom­nieć czym potrafi być aktorstwo ( przy czym przez cały czas nie zmienia tej niezwyk­le charak­terysty­cznego sposobu mówienia Oliviera), czy smut­na sce­na charak­teryza­cji w której Olivi­er wyz­na­je, iż czu­je że nad­chodzi jego koniec. Trze­ba zresztą przyz­nać, że nieza­leżnie czy komiczny, czy sfrus­trowany, czy trag­iczny w swo­jej prze­sad­nej charak­teryza­cji Branagh jest w tym filmie abso­lut­nie fan­tasty­czny ( co nie powin­no dzi­wić bo patrząc na jego kari­erę “gra” on Oliviera całe swo­je aktorskie życie) — zdaniem zwierza po raz kole­jny pokazu­jąc, że jest aktorem abso­lut­nie wspani­ałym. Kiedy pod koniec fil­mu recy­tu­je frag­ment mono­logu Pros­pera Burzy ” We are such stuff/ As dreams are made on; and our lit­tle life/ Is round­ed with a sleep” to brz­mi to tak smut­no i tak prawdzi­wie jak­by słowa napisano spec­jal­nie do filmu.

 

 Branagh gra cud­ownego Oliviera — sfrus­trowanego, w pewnym stop­niu zła­manego, ale wciąż prze­cież wybit­nego 

 

Oprócz tych dwóch wybit­nych ról mamy tu jeszcze mnóst­wo mniejszych lub więk­szych aktors­kich popisów — Judie Dench pojaw­ia się tylko na chwilę, ale rzecz jas­na krad­nie każdą scenę, w której gra. Derek Jaco­bi pojaw­ia się na ekranie tylko na chwileczkę ale to abso­lut­nie wystar­czy, ba nawet wiel­bi­ciele Dow­ton Abbey zna­jdą zna­jomą twarz w tym bard­zo w sum­ie kam­er­al­nym filmie. Jedyny zarzut jaki ma zwierz to obsadze­nie Julii Ormond w roli Vivien Leight. Ginie ona na ekranie, spraw­ia wraże­nie cienia zarówno Oliviera, jak i Mar­i­lyn? — postać bladą, dru­go­planową, niemalże poko­rną kurę domową. Tym­cza­sem Leight była postacią zde­cy­dowanie nie dającą się zig­norować — szko­da, że Cather­ine Zeta Jones której pro­ponowano tą rolę zrezyg­nowała — zdaniem zwierza była by ide­al­na — nie ze wzglę­du na fizy­czne podobieńst­wo, ale dlat­ego, że jej pojaw­ie­nie się pod­kreśliło by, że pozy­c­ja Leight nie była w najm­niejszym stop­niu dru­go­planowa. Szko­da bo w tym filmie przy­dała­by się jeszcze jed­na sil­na kobi­eta. Choć z drugiej strony zwierz od daw­na nie miał wraże­nia by widzi­ał film tak bard­zo skon­cen­trowany na mężczyz­nach, a właś­ci­wie na tym jak bard­zo nie są w stanie prze­jrzeć kobi­et. Mar­i­lyn? łamie im serce, upokarza ich, wyko­rzys­tu­je, rozkochu­je, a oni wciąż nie są do koń­ca pewni co i dlaczego się dzieje. Co więcej cały czas wyda­je im się, że jakkol­wiek panu­ją nad sytuacją.

 

 Zatrud­nie­nie Judie Dench zawsze jest dobrym wyborem. Zawsze.

 

        Na sam koniec nie należy zapom­i­nać, że jest to film o robi­e­niu fil­mu. W tym przy­pad­ku ” Księ­cia i aktorecz­ki”. Zwierz widzi­ał ów film — nie jest to najbardziej udana pro­dukc­ja w dzie­jach. Wręcz prze­ci­wnie — jest to film, przy którego oglą­da­niu wciąż ma się wraże­nie, że aktorzy gra­ją w dwóch różnych pro­dukc­jach. Na ekranie nie ma między nimi chemii, bo Olivi­er gra w far­sie, zaś Mar­i­lyn? w filmie jak najbardziej poważnym. Co więcej ona gra w filmie współczes­nym, on w nieco staroświeckim. Mija­ją się na ekranie pozostaw­ia­jąc widza z jakimś dzi­wnym poczu­ciem, że ma do czynienia z genial­nym pomysłem, który zmienił się w klęskę. Biorąc to pod uwagę, Mój tydzień z Mar­i­lyn? jest ide­al­nym dopełnie­niem fil­mu — jeśli przyjmiemy podaną nam na ekranie wer­sję wydarzeń za obow­iązu­jącą — wszys­tko ukła­da się w spójną całość. Zresztą co ciekawe, twór­cy obu filmów nigdy nie twierdzili, że “Książę i aktorecz­ka” jest arcy­dziełem, wręcz prze­ci­wnie od samego początku wydawało się, że nikt nie jest zad­owolony z pro­dukcji. Ale z całą pewnoś­cią jest to film w jak­iś sposób fas­cynu­ją­cy — jak spotkanie dwóch zupełnie różnych światów. Pod tym wzglę­dem, trud­no o lep­szy tytuł filmu.

 

Film krę­cono w tych samych deko­rac­jach i w tym samym studiu co “Księ­cia i Aktoreczkę” udało się naprawdę zachować atmos­ferę która mogła towarzyszyć tej niezbyt udanej produkcji

 

     Zwierz napisał już, że ” Mój tydzień z Mar­i­lyn?” jest pro­dukcją na wskroś ang­iel­ską. I podtrzy­mu­je tą tezę, nie chodzi tylko o okolicznoś­ci przy­rody, o nazwiska znanych aktorów, czy miejsce pro­dukcji. Chodzi też o tem­per­aturę uczuć, i w końcu ocenę samej Mar­i­lyn?. Amerykanie zwyk­li roz­gry­wać wszys­tko na najwyższej nucie. Tu zaś mamy nar­rację stonowaną, doświad­cze­nie, które zostało z bohaterem na całe życie, składało się z ele­men­tów wcale nie takich wspani­ałych — trochę jak w życiu, kiedy po lat­ach nie jesteśmy w stanie stwierdz­ić, czy ważne jest to co nam się przy­darzyło, czy znacze­nie jakie temu nadal­iśmy. Dru­ga sprawa to pode­jś­cie do samej Mar­i­lyn?. Amerykanie cały czas pow­tarza­ją, że była zupełnie nie zrozu­mi­ana, wyko­rzysty­wana przez wszys­t­kich. Wszyscy wciąż pow­tarza­ją, że trze­ba ją zrozu­mieć i poz­nać — trochę tak jak­by mieli przepis na to co dzi­ało się we wnętrzu aktor­ki. Angl­i­cy wyda­ją się być pogodzeni z tym, że o tym kim jest Marylin nie mają zielonego poję­cia, że mogą na nią spo­jrzeć jedynie cud­zy­mi oczy­ma — i trze­ba przyz­nać, że jest w tym coś zde­cy­dowanie prawdzi­wego. Zwłaszcza, że praw­da jest taka, że to chy­ba jedy­na uspraw­iedli­wiona perspektywa.

 

  I tak patrząc z boku dosta­je­my jedyną możli­wą Mar­i­lyn?.

 

PS: Cytat w tytule pochodzi z tłu­maczenia Burzy autorstwa Peszkowskiego. Nie powin­no was zdzi­wić, że pod­ję­cie decyzji, czy­jego tłu­maczenia zwierz uży­je w tytule ( wyma­ga­jącego od zwierza przeczy­ta­nia niemal wszys­t­kich wari­antów tej lin­ijkiw  tłu­macze­niu pol­skim) zajęło mu zde­cy­dowanie więcej cza­su niż samo pisanie not­ki, plus związa­ło się z przeczy­taniem sporego kawał­ka Burzy. Zwierz dochodzi do wniosku, że to się już chy­ba leczy. A może jest za późno

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online