Kiedy po ostatnim odcinku pierwszego sezonu Broadchuch pojawiła się plansza że pojawi się sezonu drugi zwierz czuł się najszczęśliwszym zwierzem na świecie. Teraz kiedy po końcu drugiego sezonu pojawiła się informacja że będzie sezon trzeci, zwierz wcale nie czuł, że potrzebuje czegoś więcej. Dziś o drugim sezonie Broadchurch. (Spoilery!) Dla tych co nie oglądali wpis o mockumentary na Onecie
Ilustracji do dzisiejszego wpisu dostarcza cudowna Halorvic – która dotacza najlepszych fanartów do Broadchurch
Drugi sezon Broadchurch wydawał się jednocześnie konieczny i zupełnie zbędny. Konieczny – bo kiedy spojrzeliśmy na dwójkę detektywów siedzących na ławce przy plaży, wszyscy chyba czuli że chcemy wiedzieć jak rozwiązana właśnie przez nich zbrodnia, wpłynie na ich dalsze życie. Z drugiej strony – główna sprawa i problem „kto zabił” została rozwiązana i pewnie wielu widzów zastanawiało się czy Broadchurch nie stanie się drugim Midsomer gdzie zbrodnia czeka za każdym rogiem. Sam zwierz zastanawiał się co właściwie może być przedmiotem drugiego sezonu. Okazało się – że sam pomysł na kolejną odsłonę Broadchurch przerosły wszelkie jego oczekiwania.
Sezon rozpada się na dwa główne wątki – prowadzone w zależności od odcinka z różnym natężeniem. Pierwszy z nich – to sam proces oskarżonego o morderstwo Joe Millera – który wbrew oczekiwaniom wszystkich zamiast przyznać się do winy zdecydował się wystawić wszystkich na cierpienia związane z procesem. Ten wątek rozlicza się z wydarzeniami pierwszego sezonu i przede wszystkim pozwala nam spojrzeć na to jak bohaterowie próbują żyć dalej – co okazuje się wcale nie takie proste. Drugi wątek – wprowadza konieczny w takiej produkcji element kryminalny. Zwierz był nieco zachwycony gdy okazało się, że wspominane nierozwiązane morderstwo z poprzedniego sezonu stanie się nie tylko czymś z przeszłości ale ważnym wątkiem serialu. Tu z kolei najważniejszy były zmieniające się relacje pomiędzy Hardym a Miller – naszym detektywistycznym duetem ludzi ze złamanym życiem i (niemal dosłownie) złamanym sercem. Co ciekawe im dalej w las tym bardziej zwierz miał wrażenie, że wątek procesu i emocje zaangażowanych w nią ludzi przesuwają się nieco na drugi plan podczas gdy na pierwszy wychodzi co raz bardziej skomplikowana sprawa morderstwa sprzed lat. Zwierz nie ma jednak zamiaru się kłócić który wątek jest ważniejszy – więcej odnosi wrażenie, że oba dość umiejętnie się przeplatają ale nie zmienia to faktu, że emocje zwierza wobec sposobu poprowadzenia każdego z nich zmieniały się wraz z trwaniem sezonu.
Zacznijmy od procesu – to jest wątek który interesuje z dwóch powodów. Pierwszy to sam proces – mamy dwie prawniczki (zwierz kocha brytyjską telewizję za to, ze na sali mogą być dwie rywalizujące prawniczki, kobieta sędzia i asystentka adwokata i nikt nie ma wrażenia że jest za dużo kobiet) które charakteryzuje zupełnie inny sposób pracy. Zwierz przyzna szczerze że choć z początku był bardzo zadowolony z wprowadzenia tych postaci to wraz z rozwojem sezonu zmienił nieco swoje podejście. Nie są to postacie złe ale niestety dość jedno wymiarowe – mamy więc tą dobrą prawniczkę starego typu, grzeczną zrównoważoną, powściągliwą, inteligentną ale nie posuwającą się w swoich działaniach zbyt daleko , oraz prawniczkę która reprezentuje zupełnie inne podejście do prawa – nie boi się rzucać oskarżeniami na prawo i lewo, nie interesuje ją sprawiedliwość tylko wygrana, traktuje wszystko trochę jak walkę psów gdzie trzeba zagryźć przeciwnika. O ile samo spotkanie tych dwóch podejść do prawa byłoby nawet ciekawe, to mimo starań scenarzysty obie postacie w sumie nie są w stanie pokazać nam że są czymś więcej niż nośnikami pewnych cech. Choć w drugim planie mamy wątek aresztowanego syna, czy nigdy nie wyznanej miłości (absolutnie przeuroczy wątek dwóch nie młodych już kobiet które w końcu po latach wyznają sobie miłość choć trochę bez pomysłu co dalej) to jednak jest to zdaniem zwierza nieco za mało. Co prawda ostatni odcinek zapowiada że od teraz dawna mistrzyni i uczennica będą pracować razem (co zdaniem zwierza jest fantastycznym pomysłem) ale jednak wciąż w perspektywie 2 sezonu zwierz spodziewał się po tych postaciach nieco więcej.
Trzeba zresztą powiedzieć, że to co zwierzowi najbardziej w serialu przeszkadzało, to fakt że pokazany na ekranie sposób przeprowadzania procesu wydał się zwierzowi od pierwszych odcinków straszliwie nienaturalny. To znaczy wszystko super wypadało jak się to oglądało na początku – gdzie każde nieprawidłowe czy nieregulaminowe postępowanie naszych bohaterów z pierwszego sezonu zaciemniało obraz winy sądzonego, ale niestety potem sam proces poszybował trochę w kosmos. Sposób w jaki prowadzono przesłuchania świadków, ilość niczym nie potwierdzonych domysłów jakie podsuwała prokuratura, brak jakiegokolwiek sprzeciwu ze strony sędziny ani prawników strony przeciwnej – wszystko to fajnie wyglądało w scenariuszu ale na ekranie wypadało strasznie sztucznie. Zwierz zresztą czytał żale angielskich prawników, że proces sądowy zdecydowanie tak nie wygląda – i jest pokazany błędnie do tego stopnia że np. sędzia występuje w nie tej peruce. Zwierz zwykle jest w stanie przyjąć że proces filmowy od zwykłego naprawdę się różni, ale tu miał zwierz wrażenie jakby scenarzysta nawet nie sprawdził, kto co w sądzie powiedzieć może tylko postanowił napisać bardzo nieprzyjemną dla widza wizję postępowania. Nieprzyjemną bo przecież my – jako jedni z nielicznych – doskonale zdajemy się wiedzieć jaka była prawda. Zwierz musi przyznać, że to jak kolejne sceny były napisane bardzo utrudniało mu wczucie się w emocje bohaterów, bo raczej był wściekły na scenarzystów.
No właśnie bo w sumie nie jest ważny sam proces (o jego wyniku potem) ale to jak na kolejne zeznania i kolejne dni procesu reagują uczestnicy i świadkowie wydarzeń. Na pierwszym planie mamy Latimerów – rodzinę która niemal od początku serialu jest na granicy rozpadu. Tu przechodzimy z nimi powoli nie tylko przez proces ale przez różne stadia odbudowywania wzajemnych relacji. Mamy więc wątek narodzin dziecka, przelewania na niego uczuć, które pojawiają się zwłaszcza w targanym poczuciem winy Marku, mamy wściekłość matki Dannego, która nie jest w stanie wybaczyć ani Eliie Miller ani światu, tego że straciła syna no i w końcu mamy pytanie czy tym co spaja tą rodzinę nie jest przede wszystkim żałoba i tragedia. Co ciekawe mimo, że zwierz Latimerów strasznie nie lubi i nie lubił ich w tym sezonie to jednak wydaje się, że ten wątek jest całkiem nieźle poprowadzony. To znaczy zwierz ma pewne zastrzeżenia – chociażby do rozchwianego charakteru Marka Latimera, ale jest jednocześnie pod wrażeniem, że twórcy podjęli tak trudny temat jakim jest zadanie sobie pytania co się dzieje z ludźmi kiedy opada to napięcie związane z poszukiwaniem sprawcy. Ale przyglądając się procesowi nie koncentrujemy się tylko na Latimerach. Równie ważna – jeśli nie ważniejsza – jest Ellie Miller – Olivia Coleman dostała do zagrania przejmujący obraz kobiety której zabrano wszystko. Pewność siebie, męża, dzieci, pozycje w społeczeństwie, pracę. Jednocześnie jednak nie ma dla niej miejsca w całym tym systemie żałoby i wymierzania sprawiedliwości. Nie traktuje się jej jak ofiary, prędzej widząc ją po stronie winnych. Sąd nie rozpatruje sprawy ze względu na nią – wręcz przeciwnie – jej postępowanie w czasie śledztwa – podyktowane silnymi uczuciami – sprawia, że możliwość wypuszczenia mordercy jest co raz bliższa. Ellie to jedna z tych postaci w historiach kryminalnych o których nie myślimy – a przecież w niemal wszystkich kryminałach nasz morderca okazuje się nie być sam – ma kogoś komu jego czyny łamią życie. Przy czym sezon ładnie pokazuje jak Latimerowie i Ellie zaczynają po dwóch stronach barykady by powoli zbliżać się do siebie – oni układając swoje życie, Ellie porządkując czy niemal siłą wydzierając sobie skrawki normalności. Ostatecznie to kończące serial spotkanie na plaży pokazuje, że wszyscy przeszli tu pewną drogę i mogą spróbować zacząć od nowa.
Ale to tylko część historii. Mamy też usilne dążenia Aleca Hardy by w końcu zamknąć sprawę z Sandbrook. Dla niego drugi sezon też jest podróżą – zarówno zdrowotną (od chorego serca do rozrusznika) jak i psychologiczną – on najgorszy policjant w Wielkiej Brytanii musi zamknąć sprawę morderstwa, sprawę która zniszczyła mu życie i nie przestanie niszczyć póki jej nie domknie. Zwierz przyzna szczerze, że oglądał ten wątek z mieszaniną ekscytacji i powątpiewania. Ekscytacja brała się z tego, że praca nad kolejnymi tropami przyniosła na ekran współpracę Hardego i Miller – a ta dwójka to bijące serce serialu. Poza tym zwierz jest prosty i chciał wiedzieć kto zabił, choć zwierz musi przyznać, że jest z siebie dumny bo choć scenariusza dokładnie nie zgadł to odcinek wcześniej zgadł że to dzieło trzech osób. Zwierz nie jest taki genialny tylko po prostu zastanowił się jakie zakończenie można byłoby wybrać żeby jakkolwiek zaskoczyć publiczność. Wracając jednak do śledztwa – zwierzowi bardzo przeszkadzał fakt, że w tym niby zakończonym śledztwie pojawiało się tak dużo wątków. Przy czym o ile jeden wątek którego nikt nie zbadał to nic, to tuja zdawało się, ze właściwie mamy sprawę której nikt dokładnie nie zbadał a nowi świadkowie wyskakują zza każdego roku. Trochę to zwierzowi przeszkadzało. Nie przeszkadzało natomiast to, co paradoksalnie stanowiło motyw przewodni wątku morderstwa czyli toksyczne relacje między ludźmi. Zwłaszcza związek Claire i Lee – małżeństwa mocno powiązanego ze sprawą wydał się zwierzowi fascynującym studium ludzi, którzy pozostają w bardzo toksycznych relacjach i nie są w stanie się z nich wydobyć. Zresztą doskonale zgrywało się to z relacjami Hardego i Miller – najbardziej zdrowej relacji międzyludzkiej jaką zwierz widział kiedykolwiek w serialu.
Zwierz gdyby miał wybrać motyw przewodni drugiej serii to z pewnością byłaby nim sprawiedliwość. Mamy tu ciekawe zestawienie kilku wizji sprawiedliwości. Jedna to sprawiedliwość w wydaniu prawym czy sądowym. Ta nie ma wiele wspólnego z naszym poczuciem że winny powinien zostać ukarany. Tu liczy się prawo, dowody, procedury, sprawne przeprowadzenie dowodu. Chibnall (scenarzysta serii) dość dobrze pokazuje jak system bywa zupełnie bezradny pozwalając by cała ta gra z dowodami i świadkami zaprowadziła nas na manowce, bardzo dalekie od tego co powinno się zdarzyć. Jednocześnie jednak mimo tego krytycznego tonu – bo wszyscy zdają się tu być zaskoczeni tym jak działa system sprawiedliwości, jest światełko w tunelu. Ostatecznie ostatnie słowa na temat bycia prawnikiem – jakie padają w serialu – przypominają ze to nie jest zawód zupełnie cyniczny i można w ramach niego realizować ideały i powołanie. Nawet jeśli to takie marne pocieszenie to jednak nie jest to tak bardzo jednostronny serial (choć widać że nie jest Chibnall fanem angielskiego systemu prawnego). Warto też zauważyć, że bohaterowie scenarzysty nie wymierzają sprawiedliwości sami. Albo inaczej – powołując swój własny sąd ofiar (co widać nawet w ustawieniu sceny) decydują się skazać wypuszczonego przez sąd prawa mordercę na banicję. Choć wszystkich ręce świerzbią to jednak scenarzysta podpowiada że większym triumfem niż licz jest udowodnienie że istnieje życie po zbrodni. Jest to ponownie wizja idealna ale też pokazując wiarę że sprawiedliwość oddana w ręce ludzi nie od razu musi oznaczać chęć zemsty. Można się z tym co prawda nie zgodzić ale nie sposób nie dostrzec tego wątku.
Obok mamy jednak sprawiedliwość, opartą na przekonaniu, że żadne złe czyny nie zostaną zapomniane czy odpuszczone. Tu z kolei w roli sprawiedliwych występują Miller i Hardy którzy w środku własnego życiowego zamieszania decydują się otworzyć zamkniętą sprawę. Ich poszukiwania morderców nie przynoszą im żadnych zaszczytów ani wymiernych korzyści. Tym co ich napędza jest po pierwsze konieczność domknięcia dręczącej go sprawy przed śmiercią. Hardy jest bowiem przekonany, że czeka na niego pewna śmierć – śmierć którą sprowadza choroba serca wywołała właśnie tym niedomknięciem i brakiem sprawiedliwości. Jednocześnie dla Miller złapanie mordercy jest przywróceniem pewnego ładu w świecie – nie tylko pewnym swoistym odpokutowaniem dość dyskusyjnej winy (nie zauważyła mordercy obok siebie więc złapie innego) ale też to jej sposób na powolne odzyskanie przekonania o tym, że ma władzę nad swoim życiem – jako policjantka, detektyw, matka czy w końcu żona. Przy czym bohaterowie odnoszą tu zwycięstwo podwójne –nie tylko udaje im się doprowadzić winnych przed sąd ale także przejść własną prywatną drogę pod koniec które – są odmienieni – Miller może w końcu zostawić za sobą cierpienia związane ze zdradą męża a Hardy może zrzucić z barków ciężar odpowiedzialności za nierozwiązane śledztwo. Jednocześnie oboje w chwili największego zawodu (gdy mąż Miller zostaje wypuszczony) przeżywają własny mały triumf sprawiedliwości. Przy czym to bardzo gorzki triumf – Hardy nie bez powodu zwraca uwagę że wystarczy tylko tuzin niekompetentnych osób by zniszczyć tyle żyć wokół siebie. Sam kiedy ostatecznie zamyka teczkę sprawy płacze – i nie są to tylko łzy ulgi ale łzy nad tym wszystkim co poświęcił i stracił przez lata rozwiązywania sprawy.
Jak wiadomo Broadchurch nie byłoby serialem aż tak dobrym gdyby nie obsada. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się David Tennant i Olivia Coleman. Oboje grają doskonale – przede wszystkim tworząc na ekranie absolutnie wiarygodną parę przyjaciół. Rzadko zdarza się by telewizja była w stanie stworzyć pomiędzy bohaterami więź, której natura byłaby jednocześnie tak jasna i tak prawdziwa. Zdaniem zwierza najlepsze sceny w serialu rozgrywają się pomiędzy tą dwójką – głównie dlatego, że widzimy iż dogadują się prawie bez słów – w ich przypadku liczą się gesty, spojrzenia, drobne zmiany tonu głosu. Jednocześnie scenarzysta nie zapomniał dopisać takich drobnych elementów – kłótni o muzykę w samochodzie, spaceru z dziecięcym wózeczkiem, sporów o prowadzenie auta. Bohaterowie rozmawiają ze sobą normalnie – tak jak rozmawiają ludzie którzy po prostu się znają. Zwierz jest absolutnie zachwycony grą Olivii Coleman – która mogłaby zostać wepchnięta w granie kobiety złamanej i bezradnej. Tymczasem dzięki doskonałej grze aktorki widzimy jak Ellie Miller co chwila wystawia głowę nad powierzchnię wody. Czasem jest dowcipna, czasem wściekła, czasem ma odwagę powiedzieć całemu światu że mimo oskarżeń to jednak nie ona jest odpowiedzialna za śmierć Dannego. Przy czym zdaniem zwierza nie byłoby tak wspaniałej roli gdyby nie fakt że Olivia Coleman wygląda jak kobieta, którą można spotkać na ulicy. Nie ma idealnej fryzury, kiedy płacze nie wygląda za dobrze, kiedy się uśmiecha jest przeurocza tak jak sąsiadka która zawsze pyta jak się wabi nasz pies. Jej codzienność w połączeniu z wydarzeniami sprawia, że cała historia zdecydowanie bardziej do nas trafia. Z kolei Tennant gra przez większość sezonu na jednej nucie – w końcu jest wściekłym chorym detektywem, ale jakże pięknie on gra. Z odcinka na odcinek staje się co raz słabszy – do tego stopnia że gdy w pewnym momencie biegnie boimy się że padnie trupem. Nie jest prosto zagrać słabość bohatera a Tennantowi udaje się to doskonale, i to bez fajerwerków. Jego ściekła mina i szkocki akcent pozwalają z kolei pokazać jak strasznie zły i sfrustrowany ale przede wszystkim nieszczęśliwy jest bohater. To wszystko staje się jeszcze ciekawsze kiedy w ostatnich odcinkach – po operacji – mamy przez chwilę możliwość spojrzenia na Hardego który już nie czuje nadchodzącej śmierci. Serio to niesamowita przemiana która zasadniczo rzecz biorąc objawia się w tak niewielkich elementach jak pojawiający się na twarzy bohatera uśmiech czy jakaś iskra w spojrzeniu. Te dwie role sprawiły że nawet w chwilach kiedy zwierz wątpił w pewne rozwiązania fabularne to nadal oglądał serial z olbrzymią przyjemnością.
Jednak nie można zapominać o drugim planie. Jodie Whittaker i Anderw Buchan jako Latimerowie mieli w drugim sezonie zarówno bardzo dobre jak i bardzo średnie sceny. Zwierzowi podobało się strasznie jak w pierwszej części sezonu Jodie zagrała kobietę wściekłą na wszystkich, gotową oskarżyć o stratę syna nie tylko winnego morderstwa ale też jego żonę. To psychologicznie prawdopodobna rola, choć potem – wraz z urodzeniem się filmowego dziecka jej postać traci nieco iskry. Z kolei Buchan bardzo dobrze pokazał jak jego bohater przelewa mnóstwo uczuć na córeczkę, jak chce zmienić swoje podejście do życia i zacząć od nowa, ale czasem miało się wrażenie że nie tyle aktor nie ma pomysłu na rolę co twórcy serialu nie wiedzą co z nim zrobić. Nowy sezon przyniósł też nowe postacie. Zwierzowi najbardziej podobała się Charlotte Rampling w roli starszej doświadczonej prawniczki. Wnosiła na ekran tyle klasy i spokoju że właściwie wcale nie musimy się wiele o jej bohaterce dowiadywać – niemal wszystko pojawia się na ekranie razem z aktorką. Olbrzymie wrażenie zrobił też na zwierzu James D’Arcy grający podejrzanego o morderstwo z Sandbrook Lee Ashwortha. Rola robi wrażenie z dwóch powodów – po pierwsze – dlatego, że D’Arcy raz wydaje nam się stuprocentowym kandydatem na wyrachowanego mordercę by kilka scen później pokazać słabość czy nawet niewinność. Zgodnie z najlepszymi tradycjami tego serialu – nie sposób jednoznacznie ocenić postaci aż do samego końca. Druga sprawa to fakt, że ten niebezpieczny i niesłychanie seksowny Lee na innym kanale jest eleganckim i nieco nieśmiałym Jarvisem – gdyż D’Arcy w tym sezonie gra jeszcze w Agent Carter. Mając jednocześnie w telewizji dwie tak różne role bardzo docenia się talent aktora. Zwierz był nieco mniejszym fanem roli EVe Myles – głównie dlatego, że aktorce zabrakło jakby tej obecnej w całym serialu subtelności. Jakby zbyt szybko zaczęła nas prowadzić ku pewnym rozwiązaniom- co zdaniem zwierza jest błędem nie tylko scenariusza ale i aktorki. Choć zwierza bawi, że Broadchurch wygląda prawie jak „Doctor Who Reunion”.
Przy czym zwierz przyzna szczerze, że był nieco zawiedziony faktem, że właściwie w tym sezonie nie wykorzystano postaci drugoplanowych. Arthur Darvill właściwie nie miał w tym sezonie co grać. Bardzo ograniczono znaczenie prasy (szkoda bo to był całkiem nieźle poprowadzony wątek), właściwie nie dano wątku starszej siostrze Dannego, do minimum ograniczono znaczenie i obecność innych mieszkańców Broadchurch. Jasne cały sezon pokazuje nam że wszystko z pierwszego sezonu ma znaczenie ale gdzieś straciliśmy poczucie, że to przede wszystkim serial o społeczności w obliczu tragedii. Być może dlatego, że scenarzysta wybrał szerszy temat drugiego sezonu. Zwierz żałuje bo w sumie to było najciekawsze w pierwszej serii serialu. Jednocześnie jednak przy tym głosie krytycznym nie sposób nie uchylić kapelusza przed twórcami, którzy zdecydowali się na zabieg strasznie w serialach rzadki. Nie często bowiem nasze poczucie sprawiedliwości dostaje takiego prztyczka w nos. Pomysł by pokazać że morderca nie zawsze trafia do więzienia, że wina nie jest zawsze synonimem kary to element który zapewne w wielu widzach wywoła poczucie dyskomfortu. I dobrze bo rzeczywiście takiej wizji świata trochę w serialach brakuje. No i każe nam się to zastanawiać nad tą wizją dobra które zawsze triumfuje. To zabieg odważny w serialu który nie jest niszową produkcja ale trafia do bardzo szerokiej widowni. I trochę sprzeczny z naszą wizją rozrywki która przede wszystkim ma dać poczucie satysfakcji.
Kiedy kończył się pierwszy sezon i pojawiła się informacja że będzie drugi, zwierz piszczał z radości. Teraz kiedy po zakończeniu drugiego sezonu pojawiła się informacja że będzie trzeci zwierz ma wątpliwości. Historia Latimerów i morderstwa z Broadchurch dobiegła końca. ALec Hardy poprawiwszy krawat może odjechać w świat bez ciężaru nierozwiązanych spraw i złamanego serca. Ellie Miller może żyć w miasteczku które kocha, bez poczucia, że wszyscy będą na każdym kroku oceniać jej postępowanie. Sprawiedliwość nie okazała się działać tak jak się spodziewaliśmy ale w ostatecznym rozrachunku życie toczy się dalej. Zwierz przyzna szczerze, że spotkanie dwóch zranionych i niepełnych rodzin na plaży – rodzin które postanawiają żyć mimo wszystko – jest idealnym domknięciem historii. Jeśli trzeci sezon będzie miał cokolwiek wspólnego z tą sprawą zwierz poczuje się w jakiś sposób zdradzony. I choć kocha duet Hardy, Miller a jeszcze bardziej kocha duet Tennant, Coleman to jednak wolałby zostać z tym ładnym życiowym zakończeniem. Wtedy Broadchurch pozostanie w jego pamięci jako doskonały serial.
Ps: Zwierz odwiedził MyszMasz – bardzo fajny odcinek tematyczny o seksie w kinematografii do wysłuchania TUTAJ
PS2: Nadstawiajcie uszu i oczu pod koniec tygodnia bo zwierz będzie przeżywał swój telewizyjny debiut.