Jak wiecie Zwierz nie jest wielkim graczem w gry komputerowe. Jednak kiedy zaproponowano mu zrecenzowanie gry o kotach, które mają wspaniałe przygody i walczą z meblami – cóż wtedy Zwierz nie mógł powiedzieć nie. I tak usiadł do gry w The Chronicles of Nyanya. Grę która byłaby bardzo poważna gdyby nie była bardzo zabawna.
Zacznę od tego, że nie do końca wiem jak się pisze recenzje gier, więc jeśli Zwierz coś pominie albo napisze o rzeczach oczywistych – musicie mu wybaczyć. Z każdą kolejną recenzowaną grą Zwierz będzie w tym coraz lepszy. The Chronicles of Nyanya – z punktu widzenia samej rozgrywki to taka typowa gra z gatunku – chodzisz po świecie, zaczepiasz bohaterów i zbierasz kolejne zadania. Czasem trzeba porozmawiać z pojawiającymi się bohaterami w odpowiedniej kolejności, wykonać proste zdanie (ułożyć puzzle, złapać szczury, przejść po „śliskim” elemencie mapy), czasem walczyć. Sama walka jest prosta – bohaterowie mają do dyspozycji zarówno czary jak i proste ataki, mogą korzystać z przedmiotów i leczenia a kiedy sytuacja jest beznadziejna można próbować uciec – choć nie zawsze się to udaje. W zależności od tego którym bohaterem w naszej dzielnej drużynie w danym momencie walczymy, mamy różne umiejętności. Walka jest bardzo przyjemna zwłaszcza jeśli uda się rozgryźć z jakiej dokładnie kombinacji umiejętności skorzystać – tak by wygrać z nawet przeważającymi siłami wroga. Nie mniej głównym punktem rozgrywki są liczne rozmowy, z których dowiadujemy się nie tylko koniecznych do wykonania zadania informacji ale także – dostajemy informacje o świecie po którym się poruszamy. Całość zaś – zrobiona w RPG Makerze jest banalnie prosta w obsłudze – kilka klawiszy i już możemy zrobić właściwie wszystko. Może tylko niektóre elementy menu są nieco bardziej zagmatwane ale to też jest do rozgryzienia dość szybko.
Gdyby oceniać tylko samą mechanikę gry, to The Chronicles of Nyanya byłoby jedną z tych gier które przechodzi się niemal automatycznie i z półprzymkniętymi oczyma. Sęk w tym, że ta prosta mechanika doskonale zgrywa się ze świetnie wykreowanym światem w którym dzieje się opowieść. Oto mamy świat zamieszkały przez koty – nasza bohaterka Mrutair po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa zostaje miassasynką i wraz z miapłanem Miałtankiem udaje się na poszukiwanie przygód. Przygód jest wiele ale przede wszystkim poznajemy świat zamieszkały przez najróżniejsze koty, które oczywiście mieszkają w pudełkach, nienawidzą mebli, cierpią na zarazę spowodowaną przez wszy i nade wszystko kochają hodować bułeczki. Do tego znajdziemy tu czcicieli Wielkiego Kłębka Mocy zaś na ścianie wisieć będzie Dama z Gołąpiem (słynnego Leonardo Da Kotchi). Sam koci świat jest już wystarczająco uroczy i zabawny by zainteresować gracza. A to jeszcze nie wszystko. Gra jest bowiem pełna popkulturalnych nawiązań. Czuliście kiedyś że chcielibyście stoczyć walkę z ludźmi którzy uważają, że Batman v Superman to dobry film – serio tu macie okazję stoczyć walkę w której chodzi właśnie o to (być może chodzi o film Batcat vs Supercat ale wszyscy wiemy że emocje są te same), czy zastanawialiście się kiedyś co może się stać z przemęczonymi redaktorami portalu który pisze o komiksach? To chyb jasne – porwie ich Chultchu. Poza tym czy wiecie, że w świecie kotów jest… Doktor Mru. Wyłapanie wszystkich nawiązań, aluzji czy po prostu – zabaw słownych to zupełnie osobna zabawa. Prawdę powiedziawszy – pewnie żeby wszystko wyłapać należałoby przejść przez grę dwa razy.
Te wszystkie smaczki nie przesłaniają faktu, że gra jest bardzo zabawna sama z siebie (Zwierzowi bardzo podobały się przede wszystkim drobne uwagi na marginesie – zwłaszcza ilekroć kot opisywał jakiś grzejnik – serio emocje kotów względem grzejników są bardzo zróżnicowane) ale ma też całkiem niezłą opowieść a czasem – bardzo ciekawie podchodzi do kwestii społecznych. Musicie bowiem wiedzieć, że nasza kocia bohaterka ma chyba kocie serduszko (o ile kotki mają serduszko – dyskusyjne) po lewej stronie i czasami wymsknie się jej krytyczna uwaga na temat ustroju społecznego. Do tego nad światem kotków unosi się lekkie poczucie wszechobecnej porażki – które zna każdy młody pracownik pnący się (a może tylko patrzący z wiecznego dołu) po szczeblach kariery. Poza tym jeśli chodzi o kwestie wrażliwości społecznej to może się okazać że są misje zbyt trudne do wykonania. Jak np. gdy nasza assasynka w stroju kelnerki próbuje wykonać misję niezauważona ale co chwile zaczepiają ją goście z seksistowskimi uwagami. Oj nie skończą oni dobrze.
W grę właściwie trudno przestać grać – głównie dlatego, że każda napotkana przez nas osoba (a właściwie kotosoba) ma coś ciekawego do powiedzenia o świecie. Do tego – to taka niesamowicie odprężająca gra, bo w sumie żadne zadanie do wykonania nie jest zbyt trudne a jak już twórcy gry podejrzewają, że w danym momencie rozgrywki możemy nieuchronnie stracić życie to przypominają, że może dobrym pomysłem byłoby grę zapisać przed wejściem do jakiegoś pomieszczenia czy przystąpieniem do walki. Co prawda warto samemu pamiętać o zapisywaniu gr ale rzadko się zdarza by przejście jakiegoś fragmentu nastręczało jakichś niesamowitych problemów. Co jest fajne bo to dokładnie taka gra, do której zasiada się popołudniu i jeśli nikt nam nie przeszkodzi to aż do nocy powinniśmy przejść większość jeśli nie całość. Twórcy obiecują, nam ponad dwadzieścia godzin gry ale Zwierz czytał o takich graczach którzy ze wszystkimi zadaniami uporali się w dziesięć godzin. Zwierzowi wszystko o tyle zajęło wiele czasu że bardzo dokładnie eksplorował świat ciesząc się wszystkimi nawiązaniami ale też po prostu klikając na wszystko – bo kwestie naszych bohaterów są naprawdę zabawne.
Zwierz musi też powiedzieć, że jego sympatię do gry rozbudził fakt, że jej współtwórczynią jest Ilona Myszkowska czyli autorka Chatolandii. Ilona miała kiedyś pecha dzielić ze Zwierzem pokój na konwencie – było to na Coperniconie na którym Zwierz dostał zapalenia oskrzeli i jakoś epicko smarkał przez całą noc budząc ludzi i okoliczne Zwierzęta. Nie mniej o ile mogło to wpłynąć na sympatię Ilony do Zwierza, to Zwierz nadal bardzo lubi zarówno kreskę jak i czarne poczucie humoru blogerki i ilustratorki. Zresztą jej zaangażowanie w tworzenie scenariusza do gry bardzo łatwo rozpoznać – ilekroć nasz kotek (a właściwie nasze kotki) mają jakieś bardziej egzystencjalne przemyślenia to od razu człowiek czuje, że zna skądś to fatalistyczne podejście do życia. Poza tym gra ma prześliczną kreskę i absurdalne poczucie humoru co też niewątpliwie kojarzy się z rysunkami Ilony. Co prawda gra miała kilku twórców (czy to nie śmieszne – że kiedy Zwierz pokazał listę twórców mężowi ten od razu powiedział „Och znam tych ludzi”- najwyraźniej w Polsce jest pięć osób) ale wszyscy są jakoś zakorzenieni w fandomie – co tłumaczy dlaczego ta gra ma więcej ester eggów niż elementów fabuły które nie są do czegoś nawiązaniem.
Zwierz kupił sobie grę na Steamie w promocji i zapłacił za nią trzydzieści parę złotych. Bardzo dobra cena jak na grę która bawi i cieszy przez kilka godzin a jest w scenie komiksu czy burżujskiej wizyty w kinie. Poza tym jeśli wejdziecie na fanpage Chatolandii to znajdziecie tam kilka całkiem fajnych ciekawostek o tworzeniu gry – np. skąd się wziął kot w pralce, czy kot z doniczką na głowie. To fajnie znać twórców gry bo wtedy można się więcej dowiedzieć – głównie tego, że wcale nie jest łatwo robić gry komputerowe. Tym bardziej Zwierz ma nadzieję, że gra się wam spodoba i odniesie sukces bo po prostu widać, że obok mnóstwa humoru i żartów twórcy naprawdę włożyli w nią sporo serca – i dali nam coś co po prostu bawi i cieszy. Przynajmniej Zwierzowi bardzo poprawiło humor. Jedyny minus (ponoć chwilowy) gra jest na Windowsa, więc jeśli jesteście tymi hipsterskimi dzieciakami które stać na sprzęt Apple czy wiecie jak działa cokolwiek innego niż Windows to musicie pewnie jeszcze poczekać. Poza tym zaś gra nie sprawia żadnych problemów – przynajmniej Zwierzowi, chyba jedynie taki, że jak się gra po nocy to człowiek chciałby głośno chichotać a nie powinien bo może zbudzić tych którzy zamiast poświęcać swoje życie grając w grę o kotkach śpią. Ale to żałosne przypadki.
Ps: O zrecenzowanie gry poprosiła mnie firma Fat Dog Games, która wypuściła na rynek The Chronicles of Nyanya. Ponieważ świat recenzowania gier wyraźnie jest piękniejszy niż świat recenzowania filmów Zwierz otrzymał za ten post gratyfikację finansową choć w żaden sposób nie wpłynęło to na jego zachwyt kotkami. Kotki są zawsze słodkie.