Kiedy w zeszłym roku zwierz nie przybył na Pyrkon miał wrażenie, że ominęło go najważniejsze wydarzenie w ciągu roku. W jednej chwili wszyscy byli w Poznaniu i pytali zwierza dlaczego go nie ma. Zwierza zaś nie było bo bawił wówczas w Londynie. Wtedy jednak obiecał sobie, że tegorocznego Pyrkonu przegapić nie może. I obietnicę spełnił, zjawiając się w Poznaniu w minioną sobotę i pozostając tam aż do końca imprezy.
Zacznijmy od tego, że gdyby ktoś zwierzowi powiedział, że od pierwszego Pyrkonu na jakim był minęły tylko dwa lata, to zwierz by nie uwierzył. To pierwsze Pyrkonowe doświadczenie wydaje się strasznie dawne, jakby z zupełnie innej galaktyki. Przyczyniły się do tego nie tylko pewne zmiany w sposobie uczestnictwa zwierza. Dwa lata temu był prelegentem tym razem przyjechał jako reprezentant mediów (przy czym medium jest ten właśnie blog) ale też w ogóle zmianę przeszła sama impreza. Dziś na Pyrkon nie wchodzi się bocznym wejściem ale wejściem głównym, zaś sama impreza zajmuje tyle budynków, że część uczestników chyba nawet nie zdawała sobie sprawy co jest w której z licznych hal (zwierz dopiero pod sam koniec konwentu odkrył, że w pawilonie numer 4 wyznaczono miejsce z jedzeniem). Do tego tłumy – rzeczywiście obecne na poprzednich imprezach, teraz zdają się być nieprzeliczone. Jak poinformowano zwierza – ponad 35 tys. Gości odwiedziło Pyrkon. Zwierz odczuł to na własnej skórze. Dwa lata temu bez trudu wyłapywał w tłumie znajomych. Teraz o tym, że ktoś był na Pyrkonie dowiadywał się częściej z Internetu.
Tłumy były olbrzymie. Zwierzowi powoli zaczyna to przeszkadzać, bo nie czuje się wśród tłumów bardzo komfortowo
Tak szybki rozwój imprezy nie mógł pozostać bez wpływu na jej kształt. Co się zmieniło? Na pewno dziś Pyrkon – przynajmniej dla wielu odwiedzających, to bardziej pokaz cosplay, targi wszelkich geekowskich rzeczy i pokazy fajnych grup – jak wikingowie czy wielbiciele postapo niż konwent w tradycyjnym rozumieniu. No właśnie – niby konwent jest olbrzymi ale kiedy zwierz zajrzał do programu to poczuł się zawiedziony. Po pierwsze – jeśli nie korzystało się na miejscu z aplikacji czy Internetu to sam program był wielce enigmatyczny – wydrukowany w średnio czytelnej tabeli programowej nie zawierał żadnych informacji. Zwierz rozumie że nie mieści się w takiej tabelce opis punktu programu, ale szkoda że nie było też nazwisk prowadzących. Wszyscy mają tak, że mają kilku prowadzących na których punkty programu naprawdę bardzo chcą pójść. Niestety w godzinach w których zwierz na konwencie był i miał czas pójść na prelekcje żadna nie wpadła mu w oko. Trudno więc oceniać ich poziom (zwierz nie przepada za oceną poziomu) ale np. fakt, że był tylko jeden blok filmowo – serialowy i nie był on szczególnie ciekawy wskazuje, że konwent trochę przechodzi w stronę targów niż takiego klasycznego wydarzenia gdzie prelekcje są najważniejsze. Dobre słowa zwierz słyszał o prelekcjach z bloku naukowego i anglojęzycznego ale to potwierdza zasadę że naukowcy i osoby które muszą mówić po angielsku często lepiej się przygotowują. Takie jest przynajmniej wrażenie zwierza z innych konwentów – w miarę obiektywne ponieważ zwierz mimo udzielania się nie wygłasza ani po angielsku ani w sekcjach naukowych więc nie chwali sam siebie. Nie zmienia to faktu, że najczęstszym zarzutem padającym pod adresem festiwalu była za mała ilość prelekcji i trudności z dostaniem się do sali. Trudności z dostaniem się do sali zwierz pamięta sprzed dwóch lat, więc uznaje za coś stałego. Natomiast rzeczywiście dziwi mała ilość prelekcji bo z tego co zwierz wie, pół polski chciało coś na Pyrkonie powiedzieć.
Jak sami widzicie w samym środku konwentu znalazł się czas na reklamę salonu optycznego
To odsunięcie programu na bok (niemal dosłownie bo wchodzącym tłumom było najbliżej do targów i do pokazów) dało się chyba wyczuć w atmosferze wydarzenia. Niewątpliwie najlepiej bawili się cosplayerzy – tych było naprawdę wielu. Zwierz wie, że wypada narzekać na polski cosplay, ale z roku na rok widać co raz wyższy poziom. Co więcej w tym roku było widać, że Rey i Kylo Ren z nowych Gwiezdnych Wojen dały możliwość radosnego cosplayowania dwóm grupom które mogły wcześniej mieć niekiedy problemy ze znalezieniem dla siebie fajnych postaci – Rey cosplayowały dziewczyny które mają długie włosy (koczki same się nie zrobią) i nie lubią marznąć (tyle warstw) a Kylo Rena wysokie, szczupłe osoby – trochę bez podziału na płeć bo za maską Kylo zmieści się każdy. Zwierz przyzna że dobrze to wychodziło. Cosplayerzy naprawdę bawili się dobrze, choć zwierz założy się, że część z nich strasznie zmarzła, obtarła sobie jakieś dziwne części ciała albo trzy razy wpadła na ścianę (wiele osób przyznawało się że prawie nic nie widzi). Jednak widać było, że wszyscy świetnie się bawili – coplayerzy to grupa ludzi po których od razu widać, że się dobrze bawią i naprawdę kochają to co robią.
Zobaczcie jaki ładny samochodzik mieli. Taki przyjazny.
Inna sprawa – było widać, że oprócz osób bardzo młodych na konwencie pojawiły się całe tłumy osób z dziećmi – czasem w cosplayach, czasem nie. Przy czym nie ma wątpliwości, że nie byli to biedni rodzice przymuszeni przez swoje zafascynowane fantastyką pociechy ale naprawdę drugie czy trzecie pokolenie fanów, które raczej jest zabierane przez rodziców niż rodziców zabiera. Jednocześnie – nie ukrywajmy – widać komercyjny charakter imprezy – na targach promuje się wiele firm, które przygotowują prezentacje i promocje, specjalnie przywożą nowości i mają nadzieję, że pozyskają jeszcze więcej fanów. Pomiędzy nimi gnieżdżą się zaś rękodzielnicy, którzy zawsze mają mnóstwo wspaniałych rzeczy, na które niestety zawsze brakuje funduszy, bo chce się kupić wszystko a jest to i fizycznie i finansowo niemożliwe. Zwierz ma nadzieję, że tych ręcznie robionych rzeczy nigdy na konwentach nie zabraknie, choć czasem ma się wrażenie, że wytwórczość która kiedyś stanowiła podstawę tego co można kupić na takich targach teraz jest nieco spychana na bok przez ludzi zajmujących się tym niesłychanie profesjonalnie (Nie żeby rękodzielnicy nie byli profesjonalni!) i sprowadzający np. figurki super bohaterów w ilościach hurtowych. Co więcej, zwierz na Prykonie znalazł nawet stoisko gdzie popkulturalne gadżety w bardzo przystępnych cenach sprzedawali wystawcy z Anglii (ceny mieli od Polskich lepsze).
Taki śliczny ten Sokół Milenium. Ale dotykać nie wolno
Zwierz szczerze przyzna, że nie wie do końca co o tym nowym Pyrkonie myśleć. Z jednej strony to jest trochę spełnienie marzeń o takim wielkim wydarzeniu w Polsce, wydarzeniu które będzie się na tyle odciskać na życiu miasta i kraju, że nie pozostanie niezauważone. Serio to jak wyglądał Poznań w czasie konwentu było fantastyczne. Nawet jeśli odeszło się dość daleko do targów gdzie odbywała się impreza na ulicach wciąż było kolorowo a widok ludzi w wiankach, maskach gazowych czy zwykłych cosplayach nie budził niczyjego zdziwienia – no może poza mieszkańcami Poznania, którzy nie byli chyba wszyscy do końca pewni co się dzieje, ale jak stwierdził jeden z taksówkarzy „widzieli już wszystko”. Jednak obok tego entuzjazmu jest też poczucie, że wydarzenie nie jest już imprezą typowo fandomową, że staje się po prostu imprezą popularną, wydarzeniem, które wychodzi daleko poza ramy wewnętrznego spotkania fanów. Dla starszych uczestników fandomu musi to być doświadczenie trudne – choć jednocześnie – nie ukrywajmy, na razie Pyrkon jest jedyną imprezą która poszła tak daleko. Jednak gdyby zwierz miał pozostać nieco krytyczny to doszedłby do wniosku, że poza swoją wielkością i inkluzyjnością Pyrkon ma do zaoferowania nie tak wiele. Samo przebywanie na konwencie jest fajne, ale w pewny momencie człowiek ma wrażenie, że nie ma tam po prostu co robić. Do tego było kilka niewielkich niedociągnięć organizacyjnych jak np. fakt, że po wejściu do głównej hali, dwie spokojne kolejki zamieniały się w dziki tłum rozganiany na boki przez osobę stojącą na antresoli i przemawiającą przez megafon. Zwierz miał przez chwilę wrażenie jakby znalazł się w punkcie zbiórki po zombie apokalipsie. Tak to sobie wyobraża. Zresztą to jest w ogóle problem z którym Pyrkon będzie musiał sobie poradzić – z roku na rok jest co raz więcej osób które chcą być na festiwalu. Bicie rekordu frekwencji jest fajne ale niesie za sobą pewne konsekwencje. W tym roku wprowadzono wcześniejsze akredytacje na prelekcje. Ale np. można się zastanowić czy już nie czas na transmisje na żywo czy wyświetlanie części wydarzeń poza jedną salą (z tego co zwierz wie, wiele osób było zawiedzionych że nie dostało się na Maskaradę która- biorąc pod uwagę ile osób było na konwencie, stała się bardzo ekskluzywna). Osoba która płaci za bilet na festiwal nie powinna się odbijać od wszystkich drzwi pod którymi staje. A jeśli się odbija – może trzeba jeszcze bardziej zróżnicować opłaty. Tu nie ma prostych rozwiązań, ale pewnie jest, że nawet najlepiej zorganizowany konwent będzie musiał się jakoś przekształcić. Bo za dwa trzy lata – jeśli frekwencja będzie rosnąć, może już nie być zabawnie. Zwłaszcza, że jeśli ludzie dziś praktycznie nie dostają się na prelekcje to w przyszłości po prostu nie przyjadą.
Wśród czytelników zwierza jest jeden jednorożec. MEGA!
Jednocześnie nie można zapominać, że każdy konwent to ludzie – głownie znajomi, trochę czytelników czy znajomych właśnie fandomowych. Pod tym względem Pyrkon jak zwykle okazał się miejscem przemiłym. Było wielu znajomych (Paweł Opydo chodził i kręcił), zwierza kilka razy rozpoznano a nawet poproszono o zdjęcia co zawsze jest bardzo miłe i bardzo dziwne. Zwierz zahaczył też o stosika na których jego cudowni znajomi sprzedawali rzeczy na które zwierza było albo trochę stać albo zupełnie nie stać (ten kubek Cyd z BB-8 to chyba najpiękniejsza rzecz na świecie jest). Tu zwierz narzekać nie może, zwłaszcza że wieczorem odbyło się spotkanie ze słuchaczami Zombie vs Zwierz i było naprawdę bardzo przyjemnie – jak to na konwentach bywa – dużo surrealistycznych ale bardzo zabawnych rozmów. Zresztą sam przyjazd do Poznania cieszy, bo Poznań to naprawdę fajne miasto i zawsze miło się w nim znaleźć, coś zjeść i się przejść. Jedynym minusem jest dworzec na którym może się okazać że pociąg przyjechał ale waszego wagonu nie ma. Potem na całe szczęście wagon się znalazł a wraz z nim ostatni akord konwentu jakim jest podróż pociągiem pełnym ludzi wracających z Pyrkonu. A jak zwierz doda że na peronie powitał go komitet honorowy z pęczkiem pietruszki (zwierz przyjmuje zamiast kwiatów ciętych) to wyjdzie bardzo miłe przeżycie.
Zdobycze Pyrkonowe (kartka z Poe jako prezent dla Przecinków zwierza)
To powiedziawszy, zwierz musi jasno stwierdzić, że najcudowniejszą rzeczą jaką przywiózł z Pyrkonu było bardzo piękne, złote zaproszenie na Toruński Copernicon. Zwierz nic nie poradzi ale jest w Toruńskim konwencie zakochany po uszy – głównie dlatego, że ta jeszcze wciąż nie tak wielka impreza to przede wszystkim mnóstwo prelekcji i paneli. W czasie zeszłorocznego konwentu zwierz miał tak pomazany program, że żałował tylko, że nie może się rozdwoić, żeby być wszędzie. I chyba to jest ostateczna konkluzja zwierza. Pyrkon to jest niesamowicie intensywne fanowskie doświadczenie, poczucie, że odrywamy się od świata realnego i wchodzimy do świata zasiedlonego przez wielbicieli fantastyki i okolic. Ale jednocześnie, zwierz woli jak to jest impreza nieco bardziej kameralna, gdzie w miejsce przeżyć mamy więcej prelekcji, dyskusji i poczucia, że jest nas mało ale jesteśmy razem. Zwierz zdał sobie z tego sprawę, kiedy niesłychanie miła dziewczyna w informacji powiedziała „Pani skręci w lewo za smokiem”. Zdanie tak bardzo konwentowe. Ale przecież w fandomie nie mówi się „Pani”. I choć zwierz jest naprawdę bardzo daleki od jakiegokolwiek przymusu (zwierz mniema że trudno się przestawić na mówienie wszystkim ty) to jednak to pokazuje gdzie jest Pyrkon. Gdzieś na lewo za smokiem.
A najlepsze co nas czeka to… Copernicon!
Ps: Zwierz był w tym roku na Pyrkonie jako przedstawiciel mediów i musi wam powiedzieć, że był pod wrażeniem tego jak niesamowicie profesjonalnie zorganizowany był press room. Nie chodzi tylko o spokój i ciszę jaką mogli tam znaleźć przedstawiciele mediów, oraz ci którzy udzielali i nagrywali wywiady, ale także w ogóle o atmosferę. Dziennikarzom zapewniono spokój, ciszę i tak dobrą kawę, że gdyby nie szczątki przyzwoitości zwierz nadal by tam siedział i ją popijał
Ps2: Zwierz biegał po Pyrkonie i zbierał wizytówki bo musi koniecznie zrobić kolejną edycję Geek Marketu bo jest tyle osób które robią super rzeczy że po prostu musicie ich poznać nawet jak was na konwencie nie było.