Hej
Gracepoin to być może najdziwniejsza lub jak ktoś chce najciekawsza inicjatywa jaka kiedykolwiek zagościła w telewizji. Oto tuż po wielkim sukcesie brytyjskiego serialu (wyprodukowanego przez ITV) Broadchurch, amerykańska stacja FOX oświadczyła, że nakręci własną wersję. Akcja została przeniesiona z Wielkiej Brytanii do Stanów. Przeniesiono też twórcę i scenarzystę serii Chrisa Chibnalla. Co więcej z brytyjskiej do amerykańskiej wersji przeszedł nawet David Tennant – który pozbył się szkockiego akcentu za to zyskał wyjątkowo koszmarną fryzurę. Nigdy wcześniej nie zdecydowano się zrobić tak podobnego remakeu w sytuacji, kiedy oryginał był w języku który jest zrozumiały w Stanach (szybko robiono rodzime wersje seriali skandynawskich czy francuskich). Mamy więc rzadką okazję zobaczyć coś w stylu teatralnego wystawienia tej samej sztuki przez nową trupę. Niestety pierwszy odcinek wskazuje, że za pierwszym razem wyszło lepiej.
Na początku dwie deklaracje – pierwsza – tak zwierz oglądał Gracepoint w odniesieniu do Broadchurch. Drugie – zwierz nie rozumiał po co kręcą Gracepoint od samego początku ale nie przyjął specjalnie że chce by mu się nie spodobało.
Gracepoint to właściwie scena po scenie to samo co Broadchurch. Niewielkie nadmorskie miasteczko w którym wszyscy się znają. Pewnego dnia na plaży zostaje znalezione ciało chłopca. Niechętny detektyw, który do miasta został przeniesiony by odpocząć od trudów życia i miejscowa policjantka szukają tego kto jest odpowiedzialny za śmierć dziecka. Tak w telegraficznym skrócie wygląda fabuła obu seriali. Wprowadzono jednak kilka zmian. Trudno jednoznacznie powiedzieć, co za nimi stoi ale przynajmniej z perspektywy zwierza nie wszystkie wydają się udane. Oto np. przełożonym policjantów w Gracepoint jest mężczyzna a nie kobieta – co nieco zmienia wydźwięk sceny, w której Ellie wścieka się, że jej prace dostał mężczyzna. Zresztą akurat trudno zrozumieć, po co podmieniać postać kobiecą na męska? Co jeszcze? Dziennikarka z dużego krajowego czasopisma jest zdecydowanie młodsza niż w angielskiej wersji co trochę nie ma sensu w kontekście tego co potem będzie ją łączyło z lokalnym dziennikarzem – nie chodzi tu o romans ale o taki stosunek nauczyciel uczeń. Kolejna rzecz bohater grany przez Nicka Nolte prowadzi lokalną wypożyczalnię kajaków gdzie dzieciaki przychodzą pomagać mu w nagrywaniu morskich zwierząt. To na kilometr brzmi trochę podejrzanie. W oryginale chłopcy przychodzili do sklepu po gazety do rozniesienia – nic podejrzanego w tym nie było. To tyle z takich drobnych zmian, które rzucają się w oczy po pierwszym odcinku.
Nie wszystkie zmiany jakie wprowadzono do scenariusza zdają się mieć sens. Np. postać grana przez Nicka Nolte wydaje się od początku dużo bardziej podejrzana
Poza tym – jeśli już mówimy o ogólnych zastrzeżeniach – jest jeszcze jeden problem. Broadchurch działo się bardzo „gdzieś”. Nawet nie mieszkając w Anglii czuło się atmosferę tego ożywającego na lato miasteczka. Niesamowite klify, piękne plaże i ogólny wygląd miasta natychmiast sprawiał, że widz doskonale wiedział gdzie jest. Trudno to jednoznacznie określić, ale niemal od pierwszego odcinka poznawało się pewien specyficzny rodzaj miasta. Takie gdzie szef rozmawia z tobą jedząc lody z obowiązkowym kawałkiem czekolady, bo tak je się serwuje nad morzem. W Gracepoint nie ma tego wyczucia miejsca. Gdyby nie fakt, że zwierz wie że akcja filmu rozgrywa się w Kalifornii nigdy by nie wpadł na to jaki to Stan. W ogóle miasteczko wydaje się jakoś mało namacalne, nie czuć tego łączącego wszystkie nadmorskie miasteczka nastroju wyczekiwania na sezon i uśpienia pomiędzy. Zresztą trzeba przyznać, że klify angielskie są zdecydowanie bardziej fotogeniczne niż te amerykańskie.
Problem polega na tym że Gracepoint wydaje się miejscem zupełnie bez właściwości, podczas kiedy Broadchurch od razu pozwalało nam poczuć atmosferę miasteczka
Jednak największym problemem jest to o czym zwierz mówił jeszcze zanim zaczęto kręcić serial. Otóż Gracepoint straszliwie brakuje Olivii Coleman. Widzicie Olivia Coleman nie wygląda jak gwiazda filmowa. Wygląda jak przeciętna kobieta, którą jednak z jakiegoś powodu budzi we wszystkich sympatię. W serialu natychmiast lubimy ją, co więcej natychmiast między nią a bohaterem granym przez Tennanta nawiązuje się nić porozumienia. Mogą się na siebie wściekać czy się ze sobą nie zgadzać ale kiedy idą ramię w ramię to wiemy, że nim serial się skończy będą najlepszymi kumplami. Jest coś takiego w grze Coleman co całkowicie pozwala nam uwierzyć i że jest policjantką i że jest kobietą zatroskaną o los swoich dzieci i że jest miłą mieszkanką niewielkiego miasteczka która nigdy wcześniej nie spotkała się z morderstwem. Gdy Coleman jest na ekranie z Tennantem to nie ma głównego bohatera, jest para bohaterów. Zresztą oboje grają razem a nie obok siebie. I tego dokładnie brakuje w Graepoint. Anna Gunn gra postać, której brakuje wszystkich cech postaci Coleman. Kiedy Coleman się złości na Tennanta (ponieważ jego bohater ma dwa różne imiona pozostaniemy przy nazwisku) to widzimy sympatyczną osobę która już w chwili kiedy mówi coś opryskliwego trochę tego żałuje. Kiedy Gunn wścieka się na Tennanta to jest po prostu nieprzyjemna – a wręcz niekiedy przesadza. Dobrze to widać w scenie na plaży kiedy bohater grany przez Tennanta pyta czy Danny mógł popełnić samobójstwo. Coleman zagrała tą scenę tak, że rozumiemy iż walczy w sobie pomiędzy profesjonalizmem policjantki a faktem, że doskonale znała chłopca. Gunn jest po prostu nieprzyjemna. Trudno bohaterkę Gunn polubić – jest zbyt stanowcza, za mało naturalna i w ogóle nie ma w niej tego czynnika, który sprawia, że polubiliśmy tą samą bohaterkę graną przez Coleman. Co więcej między nią a Tennantem nie ma tej aktorskiej chemii. Przez cały odcinek zwierz miał wrażenie, że grają obok siebie (Jak strasznie Tennanowi brakuje szkockiego akcentu), że w ogóle nie tworzą zespołu.
Tennant z Olivią Coleman tworzyli zespół, Anna Gunn zdaje się cały czas grać obok szkockiego aktora
Ale żeby być uczciwym nie tylko gra Gunn szwankuje. Zwierzowi bardzo nie podobał się Michael Pena, jako ojciec Dannego. I to nie, dlatego, że zwierz uwielbia Andrew Buchana grającego ojca Dannego w wersji brytyjskiej. Chodzi raczej o to, że ojciec który w wersji Buchana był taki popularny, sympatyczny łatwy do polubienia ale po tragedii zmagający się z tym by utrzymać rodzinę razem a jednocześnie co raz bardziej zdeterminowany, tu jest płaski. Dobrze to widać w scenie otwarcia – kiedy w Broadchurch bohater idzie przez miasto witając się ze wszystkimi jest w ty jakaś naturalność, jesteśmy w stanie uwierzyć, że takie rzeczy się dzieją. W Gracepoint zwierz miał wrażenie jakby oglądał otwierający musical numer tylko bez podkładu muzycznego, tylko czekał aż gdzieś na środku ulicy ktoś zacznie stepować. Zresztą prawdę powiedziawszy – zwierz miał wrażenie jakby cała obsada była po prostu gorsza. Jasne jeden odcinek niewiele zdradza, ale to co w Brodchurch zwierza od razu przyciągnęło tu zwierza wynudziło. Scena z matką biegnącą wzdłuż ulicy w Brodchurch była jakoś poruszająca w Gracepoint wydaje się przeszarżowana. Zresztą to w ogóle jest ciekawe że gdzie przy odtwarzaniu fabuły zgubiła się jej lekkość – tak jak poranna krzątanina w domu rodziców Dannego, która w wersji angielskiej wygląda jakoś znajomo a w wersji amerykańskiej wydaje się sztuczna.
To oczywiście ocena subiektywna ale zdaniem zwierza cala rodzina Dannego była bez porównania lepsza w wydaniu angielskim
Jak zwierz pisał czuł się jakby oglądał przedstawienie jakiejś sztuki wystawione przez inną grupę teatralną. Jednocześnie nie mógł się powstrzymać przed wrażeniem że mimo znakomitych nazwisk w obsadzie (w końcu jest i Nick Nolte i Jacki Weaver) to jest teatrzyk prowincjonalny. Niektórych ciekawić może jak Tennant poradził sobie jeszcze raz z tą samą rolą. Z jednej strony to aktor teatralny i powtarzanie ról nie powinno stanowić dla niego żadnej nowości. Z drugiej strony – wydaje się, że jednak granie bez swojego naturalnego akcentu ogranicza Tennanta. Co prawda w Doktorze radził sobie doskonale mówiąc z akcentem brytyjskim ale już amerykańska kinematografia nigdy się do niego nie przekonała. Zdaniem zwierza jest coś takiego w szkockim akcencie co wzbogaca grę Tennanta. Poza tym jednak – bardzo brakuje mu kogoś z kim mógłby grać. Większość jego smutnych spojrzeć wędruje jakby w nicość. oczywiście wszyscy zadają sobie pytanie dlaczego w takim razie w ogóle Broadchurch powstał. Odpowiedź jest oczywiście dość prosta – amerykanie wolą własne produkcje od zagranicznych, coś co dzieje się obok nich od czegoś co dzieje się daleko. Europejski widz jest przyzwyczajony że ogląda filmy dziejące się w innych krajach, Amerykanin może spokojnie oglądać najnowsze premiery filmowe i telewizyjne i nie obejrzeć ani jednego filmu który nie dzieje się u niego w kraju. To coś o czym rzadko myślimy ale co zmienia całkowicie perspektywę patrzenia na produkcje telewizyjne. Trochę tak jakby wszystkie najpopularniejsze produkcje filmowe i telewizyjne działy się w Polsce. Dodatkowo zwierz musi powiedzieć, że jego zdaniem ściągnięcie Tennanta a nie ściągnięcie Coleman to nie przypadek. Oczywiście zwierz nie siedział w pokojach producenckich ale zdaniem zwierza Coleman wygląda zbyt normalnie jak na standardy amerykańskich seriali. To, że jest absolutnie genialną aktorką (nie bójmy się tego słowa w przypadku aktorki która w jednym roku potrafiła np. zgarnąć BAFTę za serial komediowy i dramatyczny) nie ma tu nic do rzeczy. Co prawda twórca serialu zapowiada że tym razem mordercą okaże się ktoś inny ale zwierz powie szczerze – jest do tego sceptycznie nastawiony. wiecie olbrzymim plusem Broadchurch nie było to, że nie wiedziało się kto zabił tylko że ze wszystkich podejrzanych osób zabiła właśnie ta. Kiedy zmieni się to rozwiązanie okaże się że słusznie podejrzewamy wszystkich a jedynie od kaprysu scenarzysty zależy kto jest winny.
Zwierz ma trudności ze wskazaniem czego tak naprawdę brakuje wersji amerykańskiej ale czegoś jej strasznie brakuje
Zwierz przyzna, że nie rozumie Gracepoint. To znaczy rozumie, dlaczego kręci się amerykańskie wersje brytyjskich seriali ale autentycznie nie umie się pogodzić z tym, że zapewne lepiej znaną wersją będzie wersja amerykańska. Co więcej zdaniem zwierza stacje zamiast wykładać kasę by karmić swoich rozleniwionych widzów, powinny im po prostu pokazywać najlepsze oryginalne produkcje. Pal sześć nawet z napisami pod wypowiedziami Tennanta skoro amerykanie skarżą się że zupełnie go nie rozumieją (co jest dziwne bo zwierz rozumie a angielski nie jest jego pierwszym językiem a i drugim nie bardzo). Zwierz nie jest głupi zna prawa rynku ale strasznie go one denerwują. Zwłaszcza że to nie jest nowa jakość. Pierwszy odcinek to jest klatka po klatce Broadchurch. Tylko gorzej. Przy czym zrozumcie zwierza dobrze – to nie jest tak, że zwierz nie lubi amerykańskich wersji seriali z całego świata. Zwierz jest się w stanie zgodzić na to, że widzowie lubią mieć fabułę blisko siebie. Tylko że w tym przypadku nie rozumie. Co ciekawe zwierz wcale rozumieć nie musi. Kręcą już drugi sezon Broadchurch. I zwierz przyzna, że to na tą wersję historii będzie czekał.
Ps: Wiecie, że w Empiku można kupić Only Lovers Left Alive już za 29, 90?
Ps2: Jeśli przypadkiem zastanawiacie się czy nie wysłać zwierzowi swojej niedokończonej powieści, powieści wydanej własnym sumptem, powieści wydanej w wydawnictwie, to zwierz bardzo dziękuje za zaufanie i zainteresowanie ale chwilowo naprawdę nie ma czasu.