Home Ogólnie Trzeba jeszcze mieć w co wierzyć” czyli zwierz ogląda Mistrza

Trzeba jeszcze mieć w co wierzyć” czyli zwierz ogląda Mistrza

autor Zwierz

?

Hej

Zwier­zowi rzad­ko zdarza się mieć okazję recen­zować film, o którym tyle osób powiedzi­ało mu wcześniej że dało­by wiele by obe­jrzeć go przed pre­mierą. Co więcej wszys­tko co o Mis­trzu docier­ało do zwierza jak i pewnie do zain­tere­sowanych to słowa najwyższej pochwały, oscarowe speku­lac­je i niesłab­nące zach­wyty kry­ty­ki. Tak więc zwierz czu­je na swoich barkach spory ciężar wynika­ją­cy z fak­tu, że ma oto okazję nieco wcześniej niż wielu czytel­ników skon­fron­tować swo­je odczu­cia z tym co o filmie usłyszał i czego się po nim spodziewał. Dodatkowo zwierz czu­je na swoich ple­cach oczy wszys­t­kich dobrze wyk­sz­tał­conych kry­tyków fil­mowych, którzy pod­suwali pochleb­ne recen­z­je, sugeru­jące tropy inter­pre­ta­cyjne z który­mi niekoniecznie zwierz się zgadza.

 Mis­trz to film, który spoko­jnie i niemal bez emocji zaglą­da tam gdzie rodzą się wszelkie sek­ty i kul­ty. Do naszych głów.

Zaczni­jmy jed­nak od prostego zarysowa­nia fabuły — mamy więc mary­narza, który zakończył służbę wojskową i nie za bard­zo wie co ze sobą zro­bić. Nic zresztą dzi­wnego bo to dzi­wak, może trochę sza­le­niec z całą pewnoś­cią alko­ho­lik, który moc­ny napój potrafi przyrządz­ić ze wszys­tkiego i wyp­ić go w dowol­nej iloś­ci bez szkody dla zdrowia. W dość przy­pad­kowych okolicznoś­ci­ach jego dro­ga zbie­ga się z drogą samozwańczego lid­era sek­ty zwanej Sprawą. Co dokład­nie głosi lid­er sek­ty nie jest do koń­ca wiadome (a właś­ci­wie trud­no ułożyć z tego spójną ide­ologię) — trochę tu o wędrówkach duszy, trochę o wyz­wole­niu, o hip­nozie trochę zaś zupełnie niczym nie uza­sad­nionych tech­nik, które uda­ją psy­cho­log­iczne ale w isto­cie wyda­ją się po pros­tu wymysłem “Mis­trza”. Fred­die nasz bohater szy­bko zaczy­na żyć ni to w sek­cie ni  wspól­no­cie, w której jego rola jest zmi­en­na. Niekiedy wyda­je się być ciężarem dla członków sto­warzyszenia z cza­sem zbliża się jed­nak do Mis­trza, który przekonu­je go, że właś­ci­wie tylko on ze wszys­t­kich ludzi darzy go sym­pa­tią. Nie ma tu jed­nak his­torii zupełnie lin­earnej, takiej typowej his­torii o awan­sie z przy­pad­kowego prze­chod­nia niemal na lid­era. Obser­wu­je­my pewne epi­zody z życia sek­ty i jej uczest­ników. Przyglą­damy się z dys­tansem zarówno Fred­diemu jak i przede wszys­tkim Mis­tr­zowi, który spoko­jnym tonem wygłasza kole­jne dość sza­lone ale przede wszys­tkim bard­zo mgliste tezy. Oczy­wiś­cie taka obserwac­ja z dys­tan­su (pod­kreślana bard­zo przez zdję­cia o czym jeszcze potem) nie pozostaw­ia żad­nych złudzeń — świat bohaterów to świat iluzji i to iluzji bard­zo świadomie twor­zonej. Choć mas­ka Mis­trza wyda­je się być nie do prze­jrzenia (tzn. nie da się real­nie powiedzieć czy rzeczy­wiś­cie wierzy w to co głosi czy głosi cokol­wiek byle­by tylko mieć wyz­naw­ców) to sam mech­a­nizm jest nam znany. Pranie mózgu, obiet­ni­ca wyleczenia z alko­holiz­mu, choro­by, cier­pi­enia — wszys­tkie te ele­men­ty moż­na znaleźć w ulotkach grup, na czele których sto­ją ci którzy poz­nali najwyższą prawdę o życiu. Ponown­ie jed­nak do kon­frontacji członków sek­ty ze światem zewnętrznym dochodzi w filmie tylko raz i jest to właś­ci­wie mało znaczą­cy epi­zod (przy czym nie mieszka­ją oni gdzieś w zapadłej dzi­urze ale bard­zo ład­nie pros­pe­ru­ją sobie w pięknym domu w Filadelfii)

Tyle jeśli chodzi o pewien zarys sytu­acji bo trze­ba przyz­nać, że właś­ci­wie to film, który siłę przekazu opiera nie tyle na spójnej nar­racji co raczej na kon­strukcji bohaterów, świet­nej grze aktorskiej i krót­kich moc­nych sce­nach, które właś­ci­wie dostar­cza­ją więcej opowieś­ci niż snu­ta na ekranie nar­rac­ja. Sko­ro już zwierz skon­struował takie skom­p­likowane zdanie czas je roz­plą­tać. Tym co naprawdę fas­cynu­je są bohaterowie. Po pier­wsze film nie ma typowego  “naszego” bohat­era czyli kogoś komu kibicu­je­my, kogo sukce­su prag­niemy. Wyz­nac­zony do roli prze­wod­ni­ka w tym świecie Fred­die jest trud­ny do pol­u­bi­enia. Właś­ci­wie przez cały seans nic o nim nie wiemy (albo bard­zo mało), na pewno jest bru­tal­ny, agresy­wny i opę­tany wręcz swoi­mi sek­su­al­ny­mi potrze­ba­mi, dla których nie może znaleźć spełnienia. Mało mówi a to co mówi rzad­ko jest ciekawe, częs­to niespójne. To nie jeden z tych fil­mowych bohaterów, którzy teo­re­ty­cznie są alko­ho­lika­mi i mary­narza­mi ale po zada­niu im jakiegokol­wiek pyta­nia zaczy­na­ją mówić jak z kart­ki.  Tu mamy prawdzi­wego mary­narza alko­ho­li­ka, który nie ma za wiele do powiedzenia. Jego zaan­gażowanie w życie sek­ty nie wyda­je się mieć sil­nych pod­staw ide­o­log­icznych — wyda­je się, że bardziej przekonu­je go wiz­ja społecznoś­ci, w której czu­je się akcep­towany — pranie mózgu, które­mu jest pod­dawany jest bohater niewiele go zmienia, on sam zda­je się zupełnie nie rozu­mieć pro­cesów jakim jest pod­dawany. Może nie ma tam za wiele mate­ri­ału do zmi­any, bo to z całą pewnoś­cią nie jest bohater o bard­zo bogatym życiu wewnętrznym. Podob­nie zwierz cały czas nie mógł dojść do tego, czy zau­fanie jakim nasz bohater darzy Mis­trza naprawdę wyni­ka z wiary (zwłaszcza, że już w pier­wszych sce­nach widz­imy brak zain­tere­sowa­nia przeło­mowym dziełem kazn­odziei) czy może z potrze­by bycia lubianym, oraz z poszuki­wań bez­piecznego środowiska gdzie moż­na się oder­wać od powo­jen­nej traumy

Jeśli Joaquin Phoenix nie dostanie za tą rolę Oscara (a zapewne nie dostanie bo Mis­trz jed­nak jest raczej nie Oscarową pro­dukcją, o czym zaraz więcej) to zwierz  będzie okupował chod­nik pod Kodak The­atre. Po dotar­ciu do domu pier­wsza rzecz jaką zro­bił zwierz to znalazł zdję­cie akto­ra z pre­miery Mis­trza. Chci­ał się przekon­ać czy to możli­we, żeby aktor, którego zwierz dobrze pamię­ta jako raczej przys­to­jnego, pros­to się trzy­ma­jącego i ogól­nie raczej żywot­nego fac­eta, zamienił się w cią­gle przy­gar­biony wrak człowieka. Okazu­je się, że Phoenix nadal wyglą­da tak jak wyglą­dał a to oznacz, że na  ekranie stworzył rolę po pros­tu  niesamow­itą. To jed­na z tych kreacji abso­lut­nych gdzie aktor nie tylko chud­nie i brzyd­nie do roli, ale zmienia także postawę, mimikę, ruchy. Fred­die Phoenixa to postać, którą rozpoz­na­je­my na pier­wszy rzut oka. Ten zniszc­zony alko­holem facet, który jest zupełnie nie atrak­cyjny, na którego wszys­tkie ubra­nia wyda­ją się za duże, który nie wie co zro­bić z ręka­mi, stoi jakoś tak krzy­wo, chodzi jakoś tak rozch­wian­ie. Do tego jest coś takiego w jego twarzy w tym filmie, że nawet pozornie sym­pa­ty­czny uśmiech zamienia się w coś budzącego niechęć, oczy wyraża­ją albo złość albo słabość. Co więcej wyda­je się, że spec­jal­nie reżyser krę­ci jego twarz tak byśmy dostrzegli tak łatwe do zatus­zowa­nia manka­men­ty urody. Bieg­ną­ca przez usta bliz­na, o której aktor nie chce powiedzieć skąd ją ma, w tym filmie wyda­je się ewident­nie pod­kreślać prze­bytą pewnie w dziecińst­wie oper­ację rozszczepi­onej war­gi — nagle widać nie rów­na lin­ię  górnej war­gi, przekrzy­wione dzi­ur­ki od nosa, krzy­wą lin­ię ust. Przy czym to nie jest uwa­ga z cyk­lu “zwierz w poszuki­wa­niu sen­sacji” — to kwes­t­ia trans­for­ma­cji fizy­cznej, która spraw­ia, że cien­ka kres­ka na wardze nagle sta­je się jakąś domin­u­jącą cechą twarzy. Zwierz przyglą­dał się tej roli jak zahip­no­ty­zowany — prawdę powiedzi­awszy ten bohater fas­cynu­je zde­cy­dowanie bardziej niż prob­lematy­ka kul­tu i jego lid­erów. To ów nie genial­ny sza­le­niec, człowiek który zwyk­le na ekranie nie zna­j­du­je swo­jego miejs­ca. Ktoś kogo chce­my żałować, ale jakoś nie potrafimy, chce­my by nagle pojaw­ił się na ekranie odmieniony, piękny i młody ale nie ma na to miejs­ca. Co praw­da pod koniec fil­mu nieco mu kibicu­je­my ale wyda­je się, że to nie jest ktoś kogo moż­na pol­u­bić. I przez to wyda­je się zde­cy­dowanie bardziej prawdzi­wy i zupełnie pon­ad czasowy.

Na tym tle dość bla­do wypa­da w sum­ie znakomi­ta kreac­ja Phili­pa Sey­moura Hoff­mana jako Mis­trza. Sey­mour Hoff­man ma bard­zo rzad­ki wśród współczes­nych hol­ly­woodz­kich aktorów dar gra­nia postaci, które są jed­nocześnie groteskowe, budzące zau­fanie i prz­er­aża­jące. Do tego w jego grze nie ma żad­nych lim­itów — widać to najlepiej w dwóch sce­nach, w których śpiewa. I nie chodzi nawet o to, że śpiewa tak jak śpiewa­ją ludzie a nie aktorzy (znaczy nie czys­to jak słowik). Chodzi o to, że obie te sce­ny bal­an­su­ją na grani­cy poza, którą pub­liczność zaczy­na się śmi­ać — umiejęt­ność bal­an­sowa­nia na tej grani­cy i pozostawa­nia blisko niej ale zawsze po odpowied­niej stron­ie — to jed­na z najtrud­niejszych aktors­kich umiejęt­noś­ci. Pon­ad to,  Sey­mour Hoff­man doskonale sprawdza się w roli człowieka, które­mu wierzymy, że wie co jest dalej. Wie co będzie dalej dzi­ało się ze Sprawą, wie co będzie w książce z objaw­ie­niem, wie jak prze­bieg­nie hip­noza. Na ekranie pod­nosi głos rzad­ko, mówi spoko­jnie, niekiedy żar­tu­je ale cały czas trzy­ma wszys­t­kich  w pogo­tow­iu na grani­cy krzesła zan­im pad­nie jego następ­ne słowo. Każdy jego kole­jny pomysł jak bard­zo sza­lony ma się wydawać log­iczny, uza­sad­niony, zmierza­ją­cy ku czemuś. Nawet wtedy kiedy jego paplan­i­na nie ma żad­nego sen­su ton i sposób w jaki mówi zastępu­ją konieczną treść. Wielu było na ekranach kin kazn­odziejów eks­cen­trycznych, dynam­icznych, krzy­czą­cych i mio­ta­ją­cych się po ekranie. Mis­trz jest jed­nak inny — człowiek spoko­jny, zrównoważony, niekiedy rubaszny, niekiedy jed­nak zda­ją­cy się być naprawdę groźnym — nie tyle z ide­o­log­icznego co z real­nego punk­tu widzenia. Trochę jak ktoś kto już nie musi krzy­czeć i mio­tać się po sce­nie. A może nie chce bo to kon­sumu­je za dużo energii.  Oczy­wiś­cie pozosta­je pytanie dlaczego Mis­trz lubi Fred­diego. Czy mamy tu do czynienia z bard­zo lekko sug­erowanym prag­nie­niem o podłożu sek­su­al­nym, a może dostrzegł w wiecznie pijanym mary­narzu wyz­naw­cę ide­al­nego, kogoś na kim moż­na przetestować i pokazać wszys­tkie swo­je tech­ni­ki i idee. Nie mniej ten związek dobrze pokazu­je sym­bioza kazn­odziei z wyznawcą.

 Dobry ojciec, dobrej rodziny czy psy­chopa­ta czyli ponown­ie naj­ciekawsza rola to taka gdzie emoc­je kłębią się pod wraże­niem spokoju.

Ale nie tylko na pier­wszym planie mamy doskon­ałe posta­cie i kreac­je aktorskie. Perełką jest rola syna Mis­trza (gra go Jesse Ple­mons, który kogoś zwier­zowi strasznie przy­pom­i­na ale zwierz nie wie kogo) który wyda­je się zupełnie nie wierzyć w to co mówi ojciec. To właśnie on wskazu­je Fred­diemu, że nau­ki przy­wód­cy kul­tu wymyślane są na bieżą­co. Uwagę przy­cią­ga Amy Adams (ponown­ie pokazu­ją­ca że jest znakomitą aktorką) w roli teo­re­ty­cznie potul­nej żony Mis­trza. Teo­re­ty­cznie bo zwierz przyglą­da­jąc się niek­tórym scenom miał wraże­nie jak­by widzi­ał kole­jną wari­ację na tem­at Lady Mak­bet.  Uśmiech­nię­ta, spoko­j­na przez więk­szość fil­mu ciężar­na jest nie tylko zde­cy­dowanie bardziej stanow­cza od swo­jego męża (zwłaszcza w kwestii roli Fred­diego w kul­cie) ale także wyda­je się dużo moc­niej wierzyć w to co głosi jej mąż. Ale ponown­ie trud­no stwierdz­ić czy jest to wiara neo­fit­ki czy daleko idące wyrachowanie.

 Neo­fit­ka czy najbardziej wyra­chowana postać w filmie. Amy Adams po raz kole­jny udowad­nia, ze jest po pros­tu niesły­chanie dobrą aktorką.

Z resztą co ciekawe wyda­je się, że taka rola postaci kobiecej jest log­icz­na biorąc pod uwagę, że w filmie bezus­tan­nie splata­ją się ze sobą kwest­ie religii i sek­su­al­nego niespełnienia czy raczej poszuki­wa­nia spełnienia. Wyda­je się, że równowa­ga między sacrum a pro­fanum jest tu moc­no zabur­zona, a sce­nar­iusz zda­je się nawet nieco sug­erować, że poszuki­wa­nia duchowe są właś­ci­wie nie tyle czymś równoległym co alter­naty­wnym do poszuki­wań cielesnych. Nie żeby się wza­jem­nie wyk­lucza­ły ale może tak — gdy­by nasz bohater tak bard­zo nie prag­nął bliskoś­ci to pewnie nigdy by się w kul­cie nie znalazł. Pod tym wzglę­dem żona kazn­odziei ma nad nim władzę,  której on nie jest w stanie przezwyciężyć swoi­mi dość bełkotli­wy­mi naukami.

 Cały czas nie sposób przes­tać pytać. Kim na Boga są ci ludzie?

Nie mniej pisząc to wszys­tko zwierz nadal ma wraże­nie, że przyp­isu­je się temu fil­mowi za dużo znaczeń. Jeśli są w nim odwoła­nia do Scjen­tologii to raczej nikłe, pokazany nam kult mógł­by się zrodz­ić wszędzie choć rzeczy­wiś­cie wyda­je się, że pew­na amerykańs­ka men­tal­ność sprzy­ja pow­stawa­niu takich grup. Podob­nie zwierz nie za bard­zo widzi w tym filmie zwier­ci­adło naszych cza­sów, czy wiz­je wykracza­jące daleko poza granice pewnej nakreślonej sytu­acji. Pod tym wzglę­dem film wyda­je się być wręcz prze­ci­wnie dość może nie prosty ale skład­ny w przekazie. I choć nie jest to pro­dukc­ja dążą­ca do puen­ty to jed­nak to co dosta­je­my w jej miejsce jest rozwiązaniem, przy­na­jm­niej zdaniem zwierza dość prostym i mało zaskaku­ją­cym. Przy czym byśmy się dobrze zrozu­mieli — Mis­trz to znakomi­ty film ale nie wyda­je się zwier­zowi by naprawdę był arcy­dziełem, które otwiera oczy — a może zwierz jest tak świadom pewnych mech­a­nizmów, że mu oczu nie otworzyło. W każdym razie to raczej fas­cynu­ją­ca ilus­trac­ja a nie tekst objaw­iony. Zwierz mado tego zawsze pewne trud­noś­ci z fil­ma­mi, w których nie sposób niko­go pol­u­bić. A tu właś­ci­wie trud­no znaleźć na ekranie postać, która mogła­by być nasza kotwicą w tym świecie.

 Tu nie ma sym­pa­ty­cznych bohaterów, jest ten nie miły świat zasied­lany przez zaskaku­ją­co  nie fil­mowe postaci.

A sko­ro przy ilus­tracji jesteśmy to trze­ba powiedzieć, że to film przepięknie nakrę­cony. Zwierz czy­tał coś o wyko­rzys­ta­niu trady­cyjnych kamer, z których nie korzys­tano od 16 lat — przede wszys­tkim dają one bard­zo sze­ro­ki piękny obraz. Sporo jest w filmie właśnie takich pięknych sze­ro­ki, podzielonych częs­to ujęć, podob­nie ja wiele niesły­chanie pięknych i plas­ty­cznych scen (pojaw­ia­jące się uję­cia wody, część scen na pustyni). Kam­era częs­to zmienia kąt patrzenia,  sta­jąc się dodatkowym narzędziem nar­racji. Jak słusznie zauważono to film krę­cony jak­by z boku, z odd­ali, zza okna. Do tego pięk­na gra kolora­mi, miejs­ca­mi i przestrzeni­a­mi. Pod tym wzglę­dem to film niesły­chanie piękny i pre­cyzyjnie dopra­cow­any. Zwierz nie zna się doskonale na kwes­t­i­ach tech­nicznych (OK nie zna się w ogóle) ale umie rozpoz­nać film, krę­cony z dbałoś­cią o kadr — i to jest właśnie taki film, w którym his­torię opowia­da się bard­zo dobrze skon­struowany­mi kadra­mi. Moż­na je wyjąć z his­torii pokazać osob­no i nadal opowiada­ją swo­ją historię.

Na koniec dlaczego Mis­trz nie dostanie Oscara. Bo Mis­trz to nie jest film amerykańs­ki. To film europe­js­ki zre­al­i­zowany w Ameryce. I nie chodzi nawet o pojaw­ie­nie się najcel­niejszego znanego zwier­zowi wyz­naczni­ka intelek­tu­al­nego kina amerykańskiego (nagi kobiecy biust widoczny dłużej niż dwie sekundy na ekranie). To film, który nie tylko na sek­tę ale na całą Amerykę zda­je się patrzeć z boku, z per­spek­ty­wy kogoś kto nie za bard­zo rozu­mie, jak cala ta cywiliza­c­ja funkcjonu­je. To film opar­ty o nie amerykańskiego bohat­era, nie amerykańs­ki schemat nar­racji. A takie filmy nie dosta­ją Oscarów. Chy­ba że za najlep­szy film niean­glo­języ­czny ale Mis­trz jest po ang­iel­sku. A czy warto iść do kina? Warto bo to film inny, znakomi­cie zagrany, pięknie sfo­tografowany i  dają­cy przy­jem­ność jaką niesie dyskus­ja i możli­wość szuka­nia inter­pre­tacji. Zwierz wąt­pi by tłumy chci­ały go oglą­dać jeszcze raz, i jeszcze raz ale na jed­no­ra­zowe przeży­cie Mis­trz nada­je się znakomicie.

Ps: Zwierz aby być w pełni ucz­ci­wym zaz­nacza że z trzech osób, które były z nim w kinie opinie dwóch są że to film nie ciekawy, nud­ny, dłu­gi i wtórny, zaś jed­na stwierdz­iła, że to dobry film ale abso­lut­nie nie chce o nim ani roz­maw­iać ani myśleć. Tak więc pamię­ta­j­cie o tym idąc na seans.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online