Home Ogólnie Kolejny post z serialami czyli ulubione seriale Zwierza część druga

Kolejny post z serialami czyli ulubione seriale Zwierza część druga

autor Zwierz
Kolejny post z serialami czyli ulubione seriale Zwierza część druga

W pier­wszym poś­cie o moich ulu­bionych seri­alach wymieniłam dziesięć tytułów o których uznałam, że są kluc­zowe dla mojej tożsamoś­ci widza seri­alowego. W drugiej częś­ci wymieni­am pięt­naś­cie tytułów które znalazły się pod kreską. Wciąż są dla mnie ważne i są bard­zo wysoko w moim ser­cu ale czu­ję, że są mniej ważne niż tamte dziesięć.

Od razu chci­ałabym zaz­naczyć, że kole­jność wymieni­anych seri­ali jest przy­pad­kowa. Jest ich pięt­naś­cie bo uznałam, że dwadzieś­cia pięć ważnych seri­ali brz­mi jakoś tak log­iczniej niż dziesięć. Czy mogło­by ich być więcej? Myślę, że spoko­jnie moż­na było­by tą listę posz­erzyć jeszcze o pięć czy dziesięć tytułów. Bo to już ta część listy na której zasady są luźniejsze. Nie mniej – nie będę rozwi­jać tej listy bardziej bo wtedy mam wraże­nie, że straci na znacze­niu. Być może będzie jeszcze część trze­cia w której wymienię moje ulu­bione mini seriale.

Mozart in the Jun­gle – ser­i­al który – jak wiele na tej liś­cie, spraw­ia wraże­nie jak­by jego real­iza­torzy myśląc o ide­al­nym widzu, oczy­ma duszy widzieli zwierza. Opowieś­ci o nowo­jors­kich fil­har­monikach i ich nowym eks­cen­trycznym dyry­gen­cie, jest w isto­cie opowieś­cią o najwięk­szym z ist­nieją­cych kon­flik­tów – pomiędzy sztuką, a finan­sowy­mi i poli­ty­czny­mi zobow­iąza­ni­a­mi insty­tucji kul­tur­al­nych. Choć sam ser­i­al jest dow­cip­ny i kome­diowy, to jed­nak jego najwięk­szą zaletą jest to, że nigdy nie pod­waża znaczenia sztu­ki. Może się śmi­ać z tego jak świat sztukę trak­tu­je, ale założe­nie jest proste – muzy­ka jest waż­na, kul­tura jest waż­na, artyś­ci są ważni. To ser­i­al który nie próbu­je pokazać że muzy­ka jest faj­na, raczej przy­pom­i­na, że nieza­leżnie od tego czy muzyk gra hip-hop czy kon­cert skrzyp­cowy, wciąż pozosta­je muzykiem – artys­tą, który do funkcjonowa­nia potrze­bu­je insty­tucji. Ser­i­al prowadzi nas lekko przez świat zwyk­le zamknię­ty, zde­j­mu­jąc z muzy­ki klasy­cznej odi­um sno­biz­mu, a wstaw­ia­jąc w to miejsce prawdzi­wą pasję. Nie było­by Mozart in The Jun­gle gdy­by nie Gael Gar­cia Bernal w głównej roli. Meksykańs­ki aktor wnosi do seri­alu taką cud­owną eks­cen­tryczność, że jego bohater – wciąż intrygu­je. Poza tym musi­cie zrozu­mieć, że Zwierz aku­rat Gaela abso­lut­nie uwiel­bia, i sam fakt, że mógł go oglą­dać przez kil­ka sezonów w telewiz­ji był darem od bogów wspar­cia este­ty­cznego. Nawet po czterech sezonach, nieste­ty ska­sowanego, seri­alu człowiek nie do koń­ca wiedzi­ał z kim naprawdę ma do czynienia. Inna sprawa, to był cud­own­ie obsad­zony ser­i­al, w którym bohaterowie dali się lubić, a przede wszys­tkim – mogli się zmieni­ać. Ci których nie lubil­iśmy w pier­wszym sezonie w kole­jnym stawali się naszy­mi ulu­bień­ca­mi. Głów­na bohater­ka, szła swo­ją drogą od asys­ten­t­ki do młodej dyry­gen­t­ki szuka­jącej swo­jej muzy­cznej dro­gi. Nie dzi­wi mnie że Ama­zon ska­sował pro­dukcję, rozu­miem, że nie było aż tak wielu osób które chci­ały się pośmi­ać z żartów o muzyce klasy­cznej, i czuły, że his­to­ria nieco zagu­bionych fil­har­moników doty­czy także ich. Co nie zmienia fak­tu, że to był ten ser­i­al w którym czułam się jak u siebie. I bard­zo żału­ję, że jedynym sposobem by dowiedzieć się co dalej stało się z bohat­era­mi jest wymyślić sobie w głowie ciąg dalszy.

 

 

Ostry Dyżur – Nigdy nie zapom­nę wiec­zoru, kiedy siedząc w poko­ju nasłuchi­wałam odgłosów odcin­ka seri­alu lecącego w telewiz­ji. Wiedzi­ałam, że rodz­ice nagra­ją mi go bym mogła – mając tylko kil­ka lat, obe­jrzeć go dzień później (byłam za mała by oglą­dać telewiz­ję późnym wiec­zorem) ale dob­ie­ga­jące z telewiz­o­ra odgłosy były zbyt fas­cynu­jące. To wspom­nie­nie jest we mnie tak żywe, że wiem dokład­nie jaki to był odcinek. Był to jeden z naj­dra­maty­czniejszych odcinków w his­torii Ostrego Dyżu­ru – ten w którym dok­tor Ross ratował chłopców uwięzionych w kanale bur­zowym. Jak pisała prasa – dokład­nie tamtego wiec­zoru George Clooney stał się najbardziej pożą­danym aktorem w USA. Ostry Dyżur był praw­dopodob­nie pier­wszym seri­alem, jaki widzi­ałam który dostar­czył mi takich emocji jakich ser­i­al prag­nie dostar­czyć każde­mu. Pamię­tam jak strasznie żal było mi dok­to­ra Ben­tona, który miał prob­lem z wychowaniem niesłyszącego syn­ka. Pamię­tam jak fas­cynowała mnie postać niezbyt miłego dok­to­ra Romano, który miał jed­nak momen­ty kiedy był całkiem ludz­ki. Pamię­tam jak stras­zli­wie porus­zona byłam odcinkiem w którym ktoś dźgnął Dok­to­ra Cartera, pamię­tam jak chli­pałam oglą­da­jąc odcinek w którym umier­ał Dok­tor Green. To był ser­i­al który oglą­dałam na dwie raty. Pier­wszą – kiedy byłam jeszcze dzieck­iem a potem nas­to­latką. Jed­nak w pewnym momen­cie ser­i­al przes­tał lecieć w Polsce. Dopiero wiele lat później – tuż przed końcem seri­alu – kiedy dochodz­ił do finałowego pięt­nastego sezonu, obe­jrza­łam wszys­tko jeszcze raz. Mów­cie co chce­cie, ale Ostry Dyżur nadal pozosta­je jed­nym z najlep­szych, jeśli nie najlep­szym seri­alem medy­cznym jaki pow­stał. Choć współczes­nym wid­zom może się wydawać takim seri­alowym ojcem Grey’s Anato­my to jed­nak – aż do koń­ca było w nim zde­cy­dowanie więcej medy­cyny i mniej roman­sów. Przede wszys­tkim był to jed­nak ser­i­al jak na swo­je cza­sy niesamowicie real­isty­czny. Do tego stop­nia, że do dziś pamię­tam jak pew­na pielęg­niar­ka mówiła że ona go już nie oglą­da bo nie chce oglą­dać pra­cy jak wraca do domu. Inna sprawa, te wszys­tkie rzeczy jakie mówili po tym jak przy­wieziono ran­nego – jak one zosta­ją w pamię­ci. To cholernie dobry ser­i­al był. I wicie co, nawet pod koniec trzy­mał bard­zo wyso­ki poziom. Między inny­mi dlat­ego, że po drodze sce­narzyś­ci zde­cy­dowali, że będzie to ser­i­al o miejs­cu a nie o ludzi­ach. Przez co przy­chodze­nie i odchodze­nie bohaterów było uza­sad­nione, i nie mieliśmy takiego przy­pad­ku jak w Grey’s Anato­my gdzie mamy wciąż tą samą główną bohaterkę której przy­darzyły się już wszys­tkie dobre i złe rzeczy jakie mogły i jeszcze kil­ka dodatkowych które każą pode­jrze­wać że jej szpi­tal stoi na starym indi­ańskim cmentarzu.

 

 

 

New Girl – ostat­nio zas­tanaw­iałam się czy New Girl nie jest taki­mi moi­mi Przy­jaciół­mi. To znaczy – wyda­je mi się, że w życiu bohater­ki i jej przy­jaciół dużo bardziej widzi­ałam siebie, niż w najbardziej znanym seri­alu o paczce zna­jomych mieszka­ją­cych razem. New Girl był seri­alem który ma swo­je wady – jed­na, to fakt, że przes­traszyli się pomysłu by dwój­ka bohaterów – bard­zo róż­na ale bard­zo miła, była razem wcześniej niż pod koniec seri­alu. Drugą wadą był ostat­ni sezon seri­alu, dzieją­cy się kil­ka lat po ostat­nim odcinku szóstego sezonu. O ile szósty sezon kończył się w nat­u­ral­nie sym­pa­ty­czny sposób, to te kil­ka odcinków zakończenia okaza­ły się banalne. Nie zmienia to fak­tu, że New Girl będę zawsze kochać nie za to jak pokazu­je swo­ją bohaterkę, ale jak pod­chodzi do postaci męs­kich. Zwłaszcza postać Nic­ka Millera (jed­nej z nielicznych postaci fil­mowych czy seri­alowych, którym Zwierz poświę­cił osob­ny wpis) jest na liś­cie moich ulu­bionych. Jest to jeden z nielicznych porząd­nych, ucz­ci­wych i sym­pa­ty­cznych bohaterów seri­alowych jakich Zwierz zna. Z jed­nej strony nie pozbaw­iony wad, ale pokazu­ją­cy jak rzad­ko bohaterowie seri­ali są naprawdę porząd­ni. Inna sprawa, New Girl dość fajnie pod­chodz­iła do przemi­an bohaterów – zwłaszcza dru­go­planowych, którzy zmieniali się w dużo ciekawszy sposób niż wiele postaci z trady­cyjnych sit­comów które nigdy nie mogą się zmienić, bo zmi­ana oznacza, że trze­ba pisać nowe dow­cipy. Do New Girl wracam z przy­jem­noś­cią, kiedy potrze­bu­je seri­alu eskapisty­cznego. Zwłaszcza, że ilość absur­dów i dzi­wnych zachowań bohaterów spraw­ia, że nie z przy­jem­noś­cią uciekam do tego alter­naty­wnego Los Ange­les gdzie bohaterów z marny­mi zarobka­mi stać na olbrzy­mi loft. New Girl nie jest seri­alem wybit­nym, ale jest jed­ną z nielicznych pro­dukcji seri­alowych w których naprawdę dobrze życzyłam wszys­tkim posta­ciom, a co więcej, miałam wraże­nie, że to jak sce­narzyś­ci budu­ją ich związ­ki roman­ty­czne jest dużo bardziej prze­myślane niż w trady­cyjnych sit­co­mach. Na koniec – uwiel­bi­am ten ser­i­al bo w pier­wszym odcinku ma scenę, gdzie trzech facetów by pocieszyć dziew­czynę, którą dopiero co poz­nali, postanaw­ia jej zaśpiewać piosenkę z Dirty Danc­ing i robią to kosz­marnie fałszu­jąc. I myślę, że to dobrze odd­a­je moje najwięk­sze tęs­kno­ty, za światem gdzie ludzie są wobec siebie mili i stara­ją się zachowywać porządnie.

 

 

Halt and Catch Fire – nigdy nie zapom­nę emocji jakie towarzyszyły mi pod­czas oglą­da­nia pier­wszego sezonu seri­alu o rewolucji kom­put­erowej. To rzad­ki przykład seri­alu, w którym teo­re­ty­cznie wiemy jak wszys­tko się skończy – wszak żyje­my już kil­ka lat później, ale jed­nocześnie oglą­da się dzi­ała­nia bohaterów trochę jak sci­ence fic­tion. Być może dlat­ego, że rewoluc­ja w kom­put­er­ach oso­bistych zaszła tak szy­bko, że łat­wo zapom­nieć ile niewiadomych i emocji było na samym początku. Ale nie chodzi jedynie o fas­cynu­ją­cy tem­at – trochę wyciąg­nię­ty spomiędzy poli­ty­cznej his­torii (choć prze­cież od niej nie mniej ważny) ale też o posta­cie zna­j­du­jące się w samym cen­trum opowieś­ci. Tym za co uwiel­bi­am sce­narzys­tów to fakt, że nie zapom­nieli, że zan­im jeszcze świat zde­cy­dował komu i na jakich zasadach będzie sprzedawał kom­put­ery , to nie był świat zupełnie zamknię­ty dla kobi­et. Posta­cie kobiece stanow­ią w tej pro­dukcji zresztą jeden z naj­moc­niejszych ele­men­tów. Dru­ga sprawa, to jest to ser­i­al nie tylko o kon­struowa­niu nowych kom­put­erów ale także o sprzedaży i mar­ketingu. Jest w tym coś fas­cynu­jącego kiedy ori­en­tu­jesz się ile w nowych tech­nolo­giach zależy od tego jak się je sprzeda­je. Nato­mi­ast abso­lut­nie kluc­zowe dla seri­alu wyda­je mi się stworze­nie postaci Joe McMil­lana (którego grał Lee Pace, który wyjątkowo częs­to wys­tępu­je na tej liś­cie) – w pier­wszym sezonie, najbardziej nieobliczal­nej, chimerycznej i fas­cynu­jącej postaci jaką Zwierz kiedykol­wiek widzi­ał w telewiz­ji. Co praw­da w późniejszych sezonach napię­cie nieco opadło ale nadal – jest to ser­i­al który zasługu­je na dużo więk­szą uwagę, niż ta którą się cieszy. A jeszcze warto dodać, że to jed­na z naprawdę nieliczych fil­mowych i telewiz­yjnych pro­dukcji która ma jakoś porząd­nie napisaną postać bisek­su­al­ną, i coś z tego wątku wni­ka, choć nie w tak oczy­wisty sposób jak mogło­by się wydawać. W każdym razie – nigdy nie zapom­nę w jakim napię­ciu oglą­dałam pier­wszy sezon tego seri­alu, który do dziś ma w sobie kil­ka moich ulu­bionych telewiz­yjnych scen wszech czasów.

 

 

Friends – Przy­ja­ciele są na tej liś­cie z ucz­ci­woś­ci i kro­nikarskiego obow­iązku. Obe­jrza­łam ich po raz pier­wszy latem pomiędzy pier­wszym a drugim rok­iem studiów, kiedy powin­nam się inten­sy­wnie uczyć do egza­minu z his­torii starożyt­nej, a uczyłam się bard­zo nie inten­sy­wnie. Przy­ja­ciele kiedy ich oglą­dałam po raz pier­wszy przy­cią­gali przede wszys­tkim wiz­ją życia w której przy­ja­ciele sta­ją się równie blis­cy jak rodz­i­na, i wątka­mi które nakazy­wały wrzu­cać kole­jną płytę do odt­warza­cza tylko po to by dowiedzieć się co stanie się dalej.  To było wcią­ga­jące, i wów­czas fan­tasty­czne przeży­cie. Byłam świecie przeko­nana, że nigdy żaden ser­i­al nie zro­bi na mnie takiego wraże­nia. Kiedy się skończył czułam wielką egzys­tenc­jal­ną pustkę. Ale potem wracałam do Przy­jaciół nie raz i odkryłam, że pro­dukc­ja straciła dla mnie cały swój urok. Zaczęłam dostrze­gać w niej wąt­ki, które z zabawnych stały się prob­lematy­czne, odkryłam, że mimo wszys­tko cza­sy w których pow­stał ser­i­al dość znacze­nie różnią się od tych w których żyje. W końcu odkryłam, że bohaterowie seri­alu, kiedyś wyprzedza­ją­cy mnie wiekiem, stali się najpierw moi­mi równo­latka­mi, a potem stali się młod­si. Kiedy w końcu mogłam porów­nać moje życie z ich doświad­czeni­a­mi, poraz­iło mnie jak bard­zo ich życie odsta­je od tego co dzieje się wokół mnie. Ich his­to­ria stała się iry­tu­jącą wiz­ją dorosłoś­ci w której królu­je den­er­wu­ją­ca niedo­jrza­łość. Oczy­wiś­cie, wiem, że to tylko sit­com, ale wyda­je mi się, że przez jego kul­tur­owe znacze­nie – oraz deklarowaną miłość mil­ionów fanów, wiele lat po emisji, zostałam zmus­zona do patrzenia nań jak na coś więcej niż tylko komedię. Nie zep­suło mi to zabawy – bo za to odpowiedzialne jest moje pewne znudze­nie bohat­era­mi, ale dało inną per­spek­ty­wę. Nie mniej jest to ser­i­al ważny, jeden z najważniejszych jaki widzi­ałam. I zaskaku­jące że w 2018 roku wciąż postaw­ie­nie tezy, że jest to ser­i­al który pod pewny­mi wzglę­da­mi kosz­marnie się zes­tarzał jest tak kon­trow­er­syjne. Seri­ale się starze­ją, niek­tóre nawet szy­b­ciej niż mogło­by się wydawać. To nie jest niczy­ja wina. Tak dzi­ała kultura.

 

 

Brook­lyn 99 – zapier­ałam się przed tą pro­dukcją ręka­mi i noga­mi, by w końcu znaleźć w niej seri­alowego Złotego Graala. W moim przy­pad­ku oznacza to pro­dukcję, w której lubię właś­ci­wie wszys­tkie posta­cie. Ser­i­al ma niesły­chaną umiejęt­ność miesza­nia dow­cipu z komen­tarzem społecznym – w tak lek­ki sposób że moż­na tego nawet nie zauważyć. Do tego, jest to ser­i­al w którym bohaterowie są mili i w zawsze w ostate­cznym rozra­chunku porząd­ni. Zwierz jak może zauważyliś­cie ma wielką słabość do porząd­nych bohaterów, głównie dlat­ego, że seri­ale wolą by posta­cie zachowywały się ciekaw­ie niż właś­ci­wie. Jed­nak tym co naprawdę zade­cy­dowało o mojej wielkiej nieskońc­zonej miłoś­ci do pro­dukcji jest związek Jac­ka i Amy. Seri­ale mają zwyk­le prob­lem z łącze­niem w pary postaci, które są od siebie bard­zo różne. Zwyk­le jedynym pomysłem na to by jakoś pokazać ich związek jest albo, pokazanie ich kłót­ni albo pod­kreślanie że jest to uczu­cie pomi­mo różnić. W Brook­lyn 99 Jack i Amy nie tylko są razem, ale się wza­jem­nie wspier­a­ją, chcą dobrze dla drugiej oso­by, zmieni­a­ją się – jeśli uważa­ją, że jakaś zmi­ana dobrze wpłynie na związek. Cud­owny jest odcinek w którym Jack wie, że Amy po tym jak zda egza­min nie będzie z nim dłużej pra­cow­ać, ale zami­ast sabotować jej ambic­je, tylko jej poma­ga. Serio jeśli się zas­tanow­ić, w seri­alach jest bard­zo mało zdrowych, niemal wzor­cowych związków – a ten z pewnoś­cią jest w Brook­lyn Nine Nine. Poza tym to jest po pros­tu ser­i­al niesły­chanie dow­cip­ny, który nie traci z oczu jakiejś takie emocjon­al­nej głębi. Choć niby wiemy, że wszys­tko musi się dobrze skończyć, to kiedy jest jak­iś poważniejszy frag­ment – nie trud­no się nam przestaw­ić. A najlep­sze w tym wszys­tkim jest to, że po obe­jrze­niu pier­wszego odcin­ka byłam przez dłuższy czas przeko­nana, że tego się nie da oglą­dać. Jak bard­zo się myliłam.

 

 

Gos­sip Girl – po obe­jrze­niu tego seri­alu nie mogę powiedzieć, że nie rozu­miem co ludzie widzieli w Dynas­tii. To jest Dynas­tia naszych cza­sów – wszys­tkie pieniądze, wszys­tkie dramy, wszys­tkie rozwiąza­nia fab­u­larne które staw­ia­ją ser­i­al w jed­nym rzędzie z najwięk­szy­mi osiąg­nię­ci­a­mi oper myd­lanych. Ale jed­nocześnie – Gos­sip Girl ma w sobie urok ide­al­nego seri­alu młodzieżowego. Bohaterowie mogą wszys­tko, co oczy­wiś­cie oznacza, że ich życie jest pełne przeszkód. Ale dzię­ki ich kon­tom bankowym, każdy bohater może pojaw­iać się w kole­jnych odcinkach w coraz mod­niejszych ubra­ni­ach. Poza tym – jak wspom­ni­ałam, to jeden z nielicznych seri­ali który skłonił mnie do napisa­nia tek­stu o jed­nej z bohaterek – lata temu udowad­ni­ałam, że Blair Wal­dorf jest klasy­czną postacią trag­iczną. Co praw­da z każdym kole­jnym sezonem per­on odjeżdżał Gos­sip Girl coraz bardziej ale ogląd­nie tej pro­dukcji zawsze było dla mnie eskapizmem w najwyższej posta­cie. Piękni ludzie, w naj­droższych ciuchach na tle Nowego Jorku. A w ich życiu same dra­maty, który­mi mogli­by obdzielić kilka­naś­cie innych szkół i nas­to­let­nich grup. Co ciekawe – obsa­da seri­alu była na tyle dobra, że ta nas­to­let­nia sława i pop­u­larność nie zjadła do koń­ca aktorów, którzy pra­cow­ali potem ze sporym powodze­niem – co być może jest odpowiedz­ią dlaczego Gos­sip Girl da się oglą­dać dużo lep­iej niż wiele innych podob­nych pro­dukcji młodzieżowych stacji CW. Co pewien czas wracam do Gos­sip Girl by sprawdz­ić jak szy­bko się ser­i­al starze­je. Z jed­nej strony – nie dało­by się chy­ba dziś nakrę­cić takiego seri­alu w świecie Instas­to­ry i Snapcha­ta. Z drugiej – jest to opowieść tak odreal­niona, że niekoniecznie ma znacze­nie jak bard­zo trzy­ma się rzeczy­wis­toś­ci. Oczy­wiś­cie ostat­nie sezony a zwłaszcza samo zakończe­nie jest głupie jak but, ale do dziś jest to dla mnie ten ser­i­al młodzieżowy do którego porównu­ję wszys­tkie inne seri­ale tego typu. Jak na razie, żaden nie dał mi jeszcze równej frajdy.

 

 

Down­ton Abbey – moja relac­ja z Down­ton Abbey jest jed­ną z najbardziej skom­p­likowanych relacji z seri­alem jakie moż­na mieć. Z jed­nej strony – tak to jest ser­i­al który w swoim pier­wszym sezonie, uznawałam za abso­lut­nie genial­ny i byłam gotowa kłó­cić się, że niewiele więcej dobrych rzeczy moż­na zobaczyć w bry­tyjskiej telewiz­ji. Z drugiej – z każdym kole­jnym sezonem ser­i­al wydawał mi się coraz bardziej fan­tazją sce­narzysty na tem­at tego, jak chci­ał­by by pamię­tano jego grupę społeczną. Sporo w seri­alu jest nieś­cisłoś­ci – nie his­to­rycznych, tylko raczej his­to­ryczno społecznych. To jak Fel­lowes wybiela arys­tokrację bywa niekiedy posunięte do grani­cy absur­du. Jak wtedy kiedy sce­narzys­ta postanow­ił na za wszelką cenę przekon­ać, że to buj­da że ówczes­na ang­iel­s­ka arys­tokrac­ja była negaty­wnie nastaw­iona do czarnoskórego ado­ra­to­ra jed­nej z kuzynek, z powodu jego koloru skóry. Ponown­ie – nie jestem fanką zakończenia seri­alu, które na tle całej his­torii wydało się płask­ie i nieco wymus­zone. Ale jed­nocześnie – Dow­ton Abbey to ser­i­al, który w pewien sposób zdefin­iował współczes­ną opowieść kostiu­mową, przyniósł sporo emocji, w tym – ten kosz­marny odcinek świąteczny którego nadanie w grud­niu moż­na uznać za jeden z naj­paskud­niejszych prezen­tów świątecznych, bo nie mor­du­je się jed­nego z głównych bohaterów w świę­ta. Do tego jest to ser­i­al który uświadomił sporej częś­ci amerykańskiej wid­owni kim jest Mag­gie Smith i że nie gra tylko w Har­rym Pot­terze. Zresztą co jak co ale DA miało rękę do wyna­jdy­wa­nia ang­iel­s­kich aktorów i ofer­owa­nia im kopa w górę – jak w przy­pad­ku Dana Steve­na który pewnie wciąż by tkwił w świecie bry­tyjs­kich pro­dukcji kostiu­mowych gdy­by nie ser­i­al. Down­ton Abbey to pro­dukc­ja która przyniosła mi wiele frus­tracji i wiele radoś­ci, ale ważny dla siebie ser­i­al rozpoz­na­je właśnie po tym, że dostar­cza mi całego kat­a­logu przeżyć. Jed­nocześnie jestem wdz­ięcz­na Fel­lowe­sowi że wskazał pro­du­cen­tom ile kasy kry­je się w oby­cza­jowych pro­dukc­jach oby­cza­jowych, bo dzię­ki temu, za jego sprawą mieliśmy ich w ostat­nich lat­ach prawdzi­wy zalew. A to nigdy nie jest problem.

 

 

Far­go – w przy­pad­ku seri­ali antologii zdarza się, że ser­i­al może jed­nocześnie zna­j­dować się na liś­cie ulu­bionych i wywoły­wać wzrusze­nie ramion. Trochę tak jest z Far­go. Pier­wszy sezon tego seri­alu uważam za abso­lut­nie genial­ny, pod­czas kiedy dru­gi… no po pros­tu jest. Trze­ci jest doskon­ały ale zupełnie inaczej niż pier­wszy, który dla mnie stanowi seri­alowy metr z Sevres. Wraca­jąc jed­nak do pier­wszego – dla mnie to jest abso­lut­nie niesamowite jaka to jest dobra his­to­ria. Z jed­nej strony mamy naw­iąza­nia do fil­mu Far­go do podob­nych wiz­ual­nie ele­men­tów i do podob­nych prob­lemów w kwestii moral­noś­ci ludzi, możli­woś­ci popełnienia przez nich naprawdę strasznych rzeczy i głupo­ty bez której rodzaj ludz­ki jak bez ręki. Jest to bez wąt­pi­enia moralitet, w którym dobro i zło zosta­ją doskonale pokazane, nazwane, dobre i złe zachowa­nia mają swo­je kon­sek­wenc­je, a całość sta­je się ostate­cznie przy­powieś­cią o tym jak cza­sem wystar­czy jeden dobry człowiek, które­mu naprawdę się chce. Bywa że jest to polic­jan­t­ka po której nikt by się nie spodziewał, że to jej upór coś zmieni. To ser­i­al pełne fenom­e­nal­nych ról – Mar­tin Free­man jest tu abso­lut­nie per­fek­cyjny, ale cały ser­i­al krad­nie mu Alli­son Tol­man, której pojaw­ie­nie się w seri­alu było dla Zwierza prawdzi­wym odkryciem. Far­go to naprawdę genial­ny ser­i­al i ilekroć mam wymienić jak­iś ser­i­al który pole­ciłabym komuś, kto chci­ał­by obe­jrzeć coś co nie tylko rozbawi ale przede wszys­tkim zmusi do myśle­nia. Co praw­da nie wszyscy mają słabość do moralitetów, ale chy­ba trochę wychodzi z tego spisu, że Zwierz lubi te seri­ale które w jak­iś sposób komen­tu­ją moral­ność bohaterów.

 

 

One Day at a Time – jak może zauważyliś­cie więcej jest na tej liś­cie seri­ali kome­diowych niż poważnych pro­dukcji które zmieniły dzieje telewiz­ji. Dlaczego? Ponieważ, jeśli chodzi o seri­ale to bard­zo częs­to szukam w nich nar­racji pozy­ty­wnych, sym­pa­ty­cznych i pod­noszą­cych na duchu. Może dlat­ego, że niekiedy odnoszę wraże­nie, że o ile humor w wielu odcinkach mi nie przeszkadza to niemal każdy dra­mat wcześniej czy później wyda­je mi się nieco prze­sad­zony. One Day at a Time to sti­com od Net­flixa który mnie zaskoczył. Współczes­ny remake pro­dukcji z lat siedemdziesią­tych opowia­da o kubańskiej rodzinie, w której samot­na mat­ka, jej dzieci oraz bab­cia radzą sobie z prob­le­ma­mi codzi­en­noś­ci. Wydawać by się mogło, że nie jest to tem­at na wybit­ny ser­i­al ale okazu­je się, że nie ma tem­atów zbyt błahych. Ser­i­al doskonale radzi sobie zarówno z poważny­mi tem­ata­mi – jak  zaburzenia psy­chiczne, bycie imi­grantem we współczes­nej Ameryce, depres­ja i zespół stre­su poura­zowego, ani razu nie tracąc z oczu swo­jego ciepłego i dow­cip­nego charak­teru. To być może jeden z najbardziej uroczych, ciepłych seri­ali jakie widzi­ałam, który z każdej swo­jej poty­cz­ki z trud­nym czy skom­p­likowanym tem­atem wychodzi zwycięsko. Olbrzymim pulsem pro­dukcji jest Rita Moreno w roli nestor­ki rodu, która po pros­tu pożera na śni­adanie każdą scenę w której się pojaw­ia. Jestem zaskoc­zona tym jak wyso­ki jest poziom tego seri­alu, który pojaw­ił się na Net­flix trochę bez więk­szego szu­mu i od tamtego cza­su wygry­wa w moich pry­wat­nych rankingach ze wszys­tki­mi inny­mi kome­diowy­mi propozy­c­ja­mi od platformy.

 

 

Rome – ser­i­al który pojaw­ił się na kanale HBO w roku w którym stu­diowałam na pier­wszym roku his­torii. Musi­cie wiedzieć, że cały pier­wszy rok his­torii poświę­cony jest his­torii starożyt­nej. Dostać w takim momen­cie swo­jego życia, ser­i­al roz­gry­wa­ją­cy się w starożyt­nym Rzymie. Ser­i­al, który doty­ka najbardziej znanego eta­pu his­torii – czyli koń­ca repub­li­ki i początku cesarst­wa – to rzecz niezwykła. Jed­nak tym czym Rzym się wyróż­ni­ał, było – potem już nieco powszech­niejsze, nowe pokazanie czym może być ser­i­al his­to­ryczny. Jasne – trochę koło Rzy­mu wyro­biła się zło­ta zasa­da seri­ali HBO że na dziesięć min­ut poli­ty­ki przy­pa­da pięć min­ut sek­su (moim zdaniem nie było­by Gry o Tron gdy­by nie for­muła Rzy­mu), ale jed­nak – starożyt­ność nigdy tak na taśmie fil­mowej wcześniej nie wyglą­dała. Częs­to roz­maw­iam z moi­mi zna­jomy­mi his­to­ryka­mi, mani­aka­mi pop­kul­tu­ry, że Rzym – mimo pewnych fak­tograficznych skrótów jest jed­nym z niewielu seri­ali his­to­rycznych, które starały się odd­ać men­tal­ność cza­sów w których się roz­gry­wały. I udało się to całkiem nieźle bo część motywacji i sposobów postępowa­nia bohaterów wyda­je się nam dzi­w­na, bo nie wyni­ka z naszego postrze­ga­nia świa­ta. Ponieważ Rzym był seri­ale kopro­dukowanym przez BBC to dał mi wgląd w niez­naną mi jeszcze wtedy galer­ię aktorów z Wysp Bry­tyjs­kich. Oczy­wiś­cie najwięk­sze zamieszanie w mojej głowie wywołało się pojaw­ie­nie Cia­rana Hind­sa który na zawsze zmienił moje postrze­ganie tego jak ma wyglą­dać Cezar. Rzym pozosta­je w mojej ciepłej pamię­ci jako ser­i­al który oglą­dałam rodzin­nie (och ile kanapek zro­biłam sobie w cza­sie rozlicznych scen sek­su) kiedy przez krót­ki moment swo­jego życia mniej więcej wiedzi­ałam o czym na ekranie nie powiedziano. Potem z tru­dem zdałam egza­min z his­torii starożyt­nej i pamię­tam już tylko tyle co prze­cięt­ny  śmiertel­nik. Ale nie będę ukry­wać – moim zdaniem od tamtego seri­alu nic lep­szego o starożyt­noś­ci rzym­skiej nie nakręcono.

 

 

Han­ni­bal – Fakt, że ser­i­al o morder­cy kani­balu zna­j­du­je się na tej liś­cie bawi mnie niezmiernie. Przed Han­ni­balem broniłam się ręka­mi i noga­mi. Nigdy nie lubiłam powieś­ci, nie jestem jed­ną z tych osób które oglą­dały Mil­cze­nie Owiec z poczu­ciem zach­wytu. Nie jest to zły film, po pros­tu, his­to­rie Har­risa nigdy mnie nie rusza­ły. Byłam pew­na, że mimo obec­noś­ci Mad­sa Mikkelse­na nie chcę oglą­dać Han­ni­bala. Przekon­ał mnie… Tum­blr. I masa memów i gifów jakie zobaczyłam na tej plat­formie. Do Han­ni­bala doszłam przez fan­dom, przeko­nana, że czeka mnie ser­i­al zupełnie inny niż ten który dostałam. Dostałam z jed­nej strony niekiedy niesamowicie okrut­ną opowieść o seryjnym morder­cy. Jed­nak w przez więk­szość cza­su zaofer­owano mi opowieść o uwodze­niu prawego Willa Gra­hama przez Han­ni­bala Lectera. Uwodze­niu metaforycznym ale też właś­ci­wie real­nym, bo koło trze­ciego sezonu Bryan Fuller, zapewne dowiedzi­awszy się, że nie będzie więcej krę­cił, wyjął z szu­fla­dy swój fan fik i postanow­ił prze­nieść go na ekran. Han­ni­bal jed­nak miał w sobie coś więcej niż worek podtek­stów i sce­ny które w każdym innym seri­alu był­by raczej manip­u­lacją fanów niż wysiłkiem sce­narzysty. Han­ni­bal był seri­alem este­ty­cznym, dow­cip­nym, złośli­wym, moral­nie, co najm­niej dwuz­nacznym. Było w nim coś pocią­ga­jącego – co kaza­ło mi, co tydzień szykować sobie kil­ka przekąsek by pod­jadać w cza­sie oglą­da­nia kole­jnego odcin­ka. Był to też ser­i­al, który jed­noz­nacznie udowod­nił, że Mads Mikkelsen ma chy­ba o jakieś sto mięśni twarzy więcej niż prze­cięt­ny śmiertel­nik. Nigdy nie zapom­nę jak kiedyś oglą­dal­iśmy z bratem Han­ni­bala. Mads w jed­nej sce­nie zmienił wyraz twarzy. Zro­bil­iśmy pauzę szuka­jąc momen­tu w którym Mikkelsen poruszył policzkiem, ocza­mi czy usta­mi. Ale nic takiego nie umieliśmy wyła­pać. A jed­nocześnie – widzieliśmy że wyraz twarzy Han­ni­bala sub­tel­nie się zmienił. Jak Mad to robi nie wiem, pode­jrze­wam, że jest źle ukry­wa­ją­cym się kos­mitą. Nie będę ukry­wać – moja miłość do Han­ni­bala pod koniec seri­alu zaczęła się nieco wypalać – być może dlat­ego, że jed­nak jest jakaś grani­ca za którą fan fik jest po pros­tu złą fikcją. Co nie zmienia fak­tu, że do dziś ostat­nia sce­na – która jest jak marze­nie każdej fan­ki jest moim ukochanym dowo­dem na to, że cza­sem dobrze jest kiedy sce­narzys­ta zami­ast zaprzeczać fanowskim teo­ri­om, szepce z ekranu „To jest piękne”.

 

 

True Blood ‑Ileż emocji Zwierza związanych było z nie tak sekret­nym życiem wam­pirów. Co ciekawe – jest to jeden z tych seri­ali które zaczęłam oglą­dać później niż więk­szość fanów. Pier­wsze sezony obe­jrza­łam kiedy HBO zaczęło zapraszać do Warsza­wy aktorów gra­ją­cych w seri­alu. Dopiero wtedy nadro­biłam his­torię. I dobrze, bo wiedzi­ałam już, na spotka­niu z Alek­san­drem Skars­gar­dem dlaczego powin­nam darzyć tego pięknego Szwe­da wyjątkowo żywym uczu­ciem. Czys­ta Krew w swoich pier­wszych trzech sezonach była seri­alem cud­ownym. Nie genial­nym, ale niesły­chanie rozry­wkowym i inteligent­nym. Nigdy nie zapom­nę jakie emoc­je wzbudzał we mnie wątek stwór­cy Eri­ca, który chcąc nie chcąc musi­ał (ale też chci­ał) zakończyć swo­ją egzys­tencję. Jed­nocześnie – ser­i­al przy­na­jm­niej w pier­wszych sezonach, grał prob­le­ma­mi społeczny­mi, kwest­ią tego jak na głębokim połud­niu Stanów żyje się wszys­tkim którzy są inni. Chwalono go za komen­tarz społeczny schowany gdzieś pomiędzy jed­nym a drugim błyśnię­ciem wam­pirzych kłów. Nieste­ty im dalej w las tym bardziej ser­i­al odchodz­ił do krainy niesamowicie złych sce­nar­iuszy. W pewnym momen­cie stracił cały swój urok, wszel­ki komen­tarz społeczny wyrzu­cił do kosza, przes­tał się prze­j­mować sensem, i pojechał w dal na koniu kosz­marnej fabuły. Wtedy też go oglą­dałam, śmiejąc się do rozpuku z wątków takich jak pojaw­ie­nie się wróżek, wam­pirzych bóstw, i wszys­t­kich wątków które były tak prze­sad­zone że nie moż­na było tego trak­tować na poważnie. Nigdy nie wybaczę True Blood jak się skończyło – w sposób który wyraźnie pokazy­wał, że sce­narzyś­ci nie mieli żad­nego pomysłu na log­iczne zamknię­cie fabuły. Zwłaszcza zakończe­nie wątku Eri­ca wyjątkowo mnie zden­er­wowało, bo aku­rat ta postać z każdym sezonem stawała się coraz bardziej kluc­zowa dla his­torii. I ostate­cznie zupełnie to zig­norowano. Ale co się na przeży­wałam to moje. Mogę z ręką na ser­cu powiedzieć, że jeśli kiedykol­wiek rozu­mi­ałam co kobi­ety widzą w wam­pirach i wilkołakach to było to w cza­sie oglą­da­nia pier­wszych sezonów Czys­tej Krwi.

 

 

 

Miran­da – ser­i­al który oglą­dałam dziesiąt­ki razy i pewnie jeszcze dziesiąt­ki razy obe­jrzę. Bry­tyjs­ki sit­com, z Mirandą Hart w roli głównej to rzad­ki przy­padek seri­alu kome­diowego, który bard­zo wyraźnie dąży do pewnej przemi­any bohater­ki. Widzi­cie seri­ale kome­diowe zwyk­le nie chcą by bohaterowie się zbyt drasty­cznie nie zmieniali bo z czego się będzie moż­na wtedy śmi­ać. Miran­da to his­to­ria trzy­dziestoparo­let­niej samot­nej właś­ci­ciel­ki sklepu ze śmieszny­mi rzecza­mi, która ma bard­zo apodyk­ty­czną domin­u­jącą matkę. Miran­da jest szczęśli­wa z takim życiem jakie ma, ale trochę chci­ała­by zmi­any – trochę wydorośleć (ale nie tak by porzu­cać galopowanie), może kogoś znaleźć by dzielić z nim życie i uwol­nić się od mat­ki. Tym co wyróż­nia Mirandę to fakt, że nie jest to kole­jny ser­i­al w którym bohater­ka jest wielką pię­knoś­cią i jej pewne niedopa­sowanie jest tylko ele­mentem sce­nar­iusza, i wszyscy czeka­ją aż prze­jdzie trwa­jącą pół sekundy meta­mor­fozę. Miran­da Hart gra­ją­ca Mirandę nie jest pię­knoś­cią, a przy­na­jm­niej nie jest pię­knoś­cią w fil­mowym sty­lu. Jest wysoką, postawną kobi­etą, z długą bry­tyjską twarzą i śred­nią fryzurą. W seri­alu jest łam­agą, niekoniecznie umie zawsze znaleźć się w sytu­acji i doskonale wie, że odsta­je od ideału. Jed­nak pro­dukc­ja nie kroczy ku zmi­an­ie wyglą­du Mirandy. Więcej – w pewnym momen­cie seri­alu dość jas­no nam się sugeru­je, że bohater­ka jest dla otacza­ją­cych ją mężczyzn atrak­cyj­na dokład­nie taka jaka jest. Prob­le­mem jest to co siedzi w samej Mirandzie. Jej niska samooce­na, relac­ja z matką, brak wiary, że będąc sobą ma pra­wo do takiego a nie innego życia. Ser­i­al podrzu­ca nam te wąt­ki pomiędzy kole­jny­mi dow­cip­ny­mi odcinka­mi o niekoniecznie dopa­sowanej do wiz­ji dorosłoś­ci kobiecie. Uwiel­bi­am ten ser­i­al bo z jed­nej strony – doskonale rozu­miem tą dorosłość – niedorosłość Mirandy, z drugiej – kocham fakt, że to jest ser­i­al o tym, że ta wiel­ka meta­mor­foza (którą teo­re­ty­cznie bohater­ka próbu­je prze­jść w pier­wszym odcinku) musi się przede wszys­tkim roze­grać w głowie. Na sam koniec uwiel­bi­am fakt, że Gary’ego – potenc­jal­nego ukochanego bohater­ki gra Tom Ellis (potem zagrał Lucyfera w Lucyferze). Widzi­cie więk­szość pro­dukcji takiej bohater­ce jak Miran­da, nie dała­by tak przys­to­jnego potenc­jal­nego ukochanego. Tym samym potwierdza­jąc kre­tyńską wiz­ję, że ład­ni ludzie wiążą się tylko z ład­ny­mi ludź­mi. I za tą figę pokazaną innym pro­dukcjom też Mirandę wielbię.

 

 

The Hour – Ostat­ni na liś­cie ser­i­al to zapis nieodżałowanej straty. The Hour pojaw­iło się w telewiz­ji bry­tyjskiej mniej więcej wtedy kiedy tri­um­fy świę­cił Mad Men. Trochę na fali pop­u­larnoś­ci pro­dukcji które dzi­ały się w określonych cza­sach. The Hour opowia­da o BBC – a właś­ci­wie o pro­gramie infor­ma­cyjnym w BBC. Obsa­da tego seri­alu była nie z tego świa­ta. Głównego gwiaz­do­ra grał Dominic West – doskonale łącząc pewność siebie swo­jego bohat­era ze świado­moś­cią że w sum­ie jest on tylko piękną twarzą pub­licznym dodatkiem do geniuszu dzi­en­nikarzy i wydaw­ców. Ben Whishaw grał tam dzi­en­nikarza z pasją, chodzącego ide­al­istę, i robił to tak cud­own­ie, że na zawsze zru­jnował dla mnie wszys­t­kich innych ide­al­isty­cznych dzi­en­nikarzy, którzy mniej lub bardziej pota­jem­nie umier­a­ją z miłoś­ci do koleżanek z pra­cy. Zresztą ktoś genial­ny postanow­ił że Whishaw w jed­nym z odcinków będzie recy­tował poezję co jak wiemy pod­nosi atrak­cyjność każdej pro­dukcji o mil­ion pro­cent. Do tego w drugim sezonie pojaw­ił się w seri­alu Peter Capal­di który moim zdaniem zagrał najlep­szą scenę w swo­jej kari­erze, gdzie nie mówiąc ani słowa, pokazu­je wid­zowi taki smutek i taką żałobę, że chus­tecz­ki są potrzeb­ne na tony. W The Hour właś­ci­wie wszys­tko było per­fek­cyjne, z drob­nym prob­le­mem, ten ser­i­al tak naprawdę miał szan­sę zain­tere­sować pięć osób na krzyż bo cier­pi­enia wydaw­ców BBC z przed pół wieku, to nie brz­mi jak przepis na wiel­ki hit. Ostate­cznie BBC ska­sowało ser­i­al po dwóch sezonach zostaw­ia­jąc nas z cliffhan­g­erem i przeko­nanie, że nikt człowieka tak nie skrzy­wdzi jak bry­tyjs­ki nadawca.

 

PS: Do wszys­t­kich zain­tere­sowanych – skończyłam oglą­dać Sabrinę i recen­z­ja będzie jutro.

0 komentarz
1

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online