Hej
Kupiliście bilet na samolot, zarezerwowaliście miejsce w podejrzanie tanim hostelu, ubezpieczyliście się od złamania kostki w czasie biegu pomiędzy jedną a drugą atrakcją miasta i prawie przekonaliście się, że wasz samolot nie spadnie tylko dlatego, że jakaś mewa postanowiła zrobić nań zamach. Dziś zwierz udzieli kilku – miejmy nadzieję przydatnych rad dotyczących tego jak w Londynie przeżyć. Dzisiejszy wpis poza transportem, jedzeniem i drobiazgami, o których można zapomnieć koncentrować się będzie też na takim mało geekowskim zwiedzaniu. Zwierz poradzi wam co zwiedzić a czego nie korzystając wyłącznie z własnego skromnego doświadczenia. Porady dla geeków (stanie w kolejkach po bilety, odwiedzanie dziwnych popkulturalnych miejsc czy kupowanie komiksów) znajdziecie jutro.
Choć sponsorem dzisiejszych ilustracji jest Doktor Who, to jeszcze dziś nie zajmujemy się Geekowskim lecz takim normalnym zwiedzaniem
Górą, Dołem?
Podróżowanie po Londynie jest proste. To czego potrzebujemy to trzy elementy. Czujność, mapa metra i bilet (mniej więcej w tej kolejności). Na co nam czujność? W Londynie dorobili się nieco większej liczby linii metra niż my w Warszawie (wszyscy mają więcej metra) co oznacza, że można się pogubić. Choć jeśli jesteśmy czujni to jest to mało prawdopodobne. Po prostu zawsze trzeba wiedzieć dwie rzeczy – dokąd jedziemy i jaki jest ostatni przystanek by znać kierunek i peron. Trzeba też pamiętać, że w przypadku autobusów i metra należy też patrzeć na pyszczek naszego pojazdu – linie metra mogą się mimo tego samego koloru rozdwajać a autobusy jechać różną trasą mimo tego samego numeru. Poza tym komunikacja jest dość prosta, a zmiany w rozkładzie ładnie wypisane przez miłych ludzi z obsługi metra, którzy w ekstremalnych sytuacjach uprzejmie wam wszystko wytłumaczą, bo to jest angielska obsługa a tam wszyscy są mili i jak wspomnieliśmy rozumieją złą angielszczyznę. Co do biletu zwierz nigdy nie pojął do końca skomplikowanego systemu biletowego w Londynie. Sam kupował sobie droższą opcję biletu na tydzień gdzie nie musi się martwić ile razy się przesiada, nie mniej można kupić opcję tańszą, nie opłaca się natomiast za nic kupować biletów jednorazowych w jakiś kosmicznych cenach. Zwierz nie będzie zgrywał eksperta, poradzi wam za to by w razie wątpliwości spróbować kupić bilet w okienku. To tam sprzedano zwierzowi kilka razy najlepszą i najtańszą opcję, której zwierz nie wybrałby w bardzo łatwym w obsłudze automacie. Co do mapy metra to szybko ją zdobędziecie (jest na każdej stacji na ścianie i na każdej niemal stacji do pobrania) i szybko rozgryziecie. Zwierz jest mistrzem w znajdowaniu trudniejszej trasy z dziesięcioma przesiadkami, ale prawda jest taka, że szybko nauczycie się jeździć nieco sprawniej niż zwierz. Metro Londyńskie jest na niektórych stacjach bardzo tłoczne, ale jeździ często i tylko latem potrafi tam być niesamowicie gorąco.
Na piechotę!
Tak moi drodzy, oczywiście między wieloma punktami miasta trzeba się poruszać metrem ale nie zapomnicie że czasem lepiej gdzieś podejść. Londyn jest dość przyjazny dla pieszych, ma mnóstwo cudownych prawie pustych uliczek a chodzenie po mieście daje nam poczucie, że naprawdę poznajemy miasto. Z tego samego powodu zwierz poleca przejażdżkę autobusem. Sam jechał kilka razy tylko po to by przyjrzeć się miastu. Zwłaszcza wieczorem, kiedy jeździ się po centrum na piętrze autobusu z przodu przy oknie można mieć wrażenie, że całe miasto nasze. Obiecajcie zwierzowi, że choć na dwie godzinki schowacie mapy do plecaków czy toreb (zwierz poleca torby – mając zamek błyskawiczny pod ręką mamy mniejszą paranoję że ktoś nas okradnie) i po prostu przejdziecie się po mieście.
Zwierz najchętniej poruszałby się po Londynie TARDIS, wtedy można zobaczyć całość, i jeszcze przeszłość.
Na sztukę!
Nie jeszcze nie piszemy dziś o chodzeniu do teatrów. Dziś zwierz odpowie na pytanie gdzie sobie obejrzeć obrazy. Tu zwierz skieruje was najpierw do National Gallery – opłaty za wejście nie ma (jak właściwie wszędzie w państwowych galeriach Wielkiej Brytanii) natomiast oglądania jest co nie miara. Jeśli chcecie zwiedzić tylko jedną galerię sztuki zwierz poleca tą. Nie dość że grała w nie jednym filmie to w środku wiszą warte waszej uwagi obrazy (kolejność argumentów w tym zdaniu chyba powinna być odwrotna). Z boku budynku jest National Portrait Gallery – tu wszystko zależy od waszej wiedzy i ciekawości o ile bohaterów najnowszych portretów pewnie rozpoznacie, a portrety Tudorów już zapewne znacie o tyle pomiędzy nimi jest mnóstwo panów w stylowych perukach których twarze nic wam nie powiedzą i niestety nazwiska też. Ale jest to całkiem niezły przegląd mody męskiej. Poza tym mamy dwie Tate Gallery. W tej, która jest nowoczesna (mieści się w cudownym budynku po starej elektrowni) mieści się a jakże sztuka nowoczesna. I tu zwierz jest rozdarty. Bo bardzo radzi wam iść zobaczyć budynek i sprawdzić czy czegoś ciekawego nie ma wśród wystaw czasowych. Ale wie też że mało kto ma tyle cierpliwości by zobaczyć wystawę stałą, która jest dla wielbicieli sztuki nowoczesnej naprawdę cudowna. Zwierz poleca też iść i zobaczyć, jeśli sztuki nowoczesnej nie lubicie – bo wiecie, w Polsce w sumie trudno zobaczyć najsławniejsze i najciekawsze dzieła. A one czasem zmieniają perspektywę. W każdym razie dajcie TATE Modern szanse, i nie uprzedzajcie się zbyt szybko – sztuka współczesna naprawdę nie jest aż tak trudna. Natomiast jest przy TATE bardzo dobry sklep z albumami i publikacjami o sztuce. Klasyczna (ta ją nazwijmy) TATE Gallery to raj dla tych, którzy kochają przede wszystkim malarstwo Turnera. Jeśli lubicie tego brytyjskiego malarza to w jednym skrzydle możecie zobaczyć całą jego karierę – od wybitnego płótna, które zaprezentował przed Akademią mając dwadzieścia kilka lat po jego ostatnie obrazy gdzie trudno powiedzieć dokładnie, co przedstawiają ale są zachwycające. Zwierz poleca całym sercem, ale przypomina, że zwiedzanie Galerii sztuki musi zająć trochę czasu. Choć jeśli zwiedzacie sami pamiętajcie – to nie jest tak, że jak nie staniecie na 10 minut przed obrazem to się nie liczy, że go widzieliście. Każdy ma inne tempo i inny sposób zwiedzania. Niektórzy chcą zobaczyć wszystkie obrazy inni koncentrują się na kilku. Zwierz nie wie ile kosztują nagrania przewodników, bo z nich nie korzysta – najbardziej przydadzą się w National Portrait Gallery, natomiast gdzie indziej zależy to od waszej znajomości historii i historii sztuki. Przy czym tu nie ma sensu się snobować i oszczędzać. Jeśli nie znacie się na historii sztuki ktoś kto podpowie wam kogo i dlaczego widzicie na obrazie może uczynić zwiedzanie dużo ciekawszym.
Muszę do Muzeum?
Londyn jak każde porządne i stare miasto ma sporo muzeów. Wszystkich nie zobaczycie i nawet się nie starajcie, bo nie po to jedziecie do jakiegoś kraju by spędzić cały dzień w muzeum (chyba, że jesteście zwierzem i wtedy to oczywisty wybór). Zwierz poleca wizytę przede wszystkim w Victoria and Albert – muzeum poświęcone jest rzeźbie, wzornictwu, przedmiotom użytkowym i modzie (tu zwłaszcza wystawy czasowe, na które bilety są strasznie drogie) – to doskonałe dostarczające wiele przyjemności muzeum głównie dla tych, którzy nie koniecznie lubią galerie malarstwa. Plus jest tam naprawdę mnóstwo tam cudownych rzeczy – zwłaszcza tych związanych z wszelkiego rodzaju wystrojem wnętrz. Zwierz odradza natomiast znajdujące się po drugiej stronie ulicy muzeum nauki – to jedno z tych nowoczesnych interaktywnych muzeów, które szybko się starzeją i obecnie lepiej wybrać się do jednego z naukowych centrów w Polsce, które budowano później. Śmiesznym miejscem jest Muzeum Historii Naturalnej. Zdaniem zwierza spora część ekspozycji wyszła już nieco z mody ale nadal jest w nim kilka ciekawych rzeczy do zobaczenia min. rekonstrukcja szkieletu dinozaura. Jednak, jeśli macie mało czasu i opuścicie to muzeum raczej przeżyjecie (najładniejszy z całości jest budynek). Warto natomiast wstąpić do miejsc może nieco mniej oczywistych – zwierz z całego serca poleca London Transport Muzeum, ale może trzeba kochać komunikację miejską tak bardzo jak zwierz by się tam dobrze bawić. Zwierz oczywiście odwiedził Film Muzeum, ale musi przyznać, że się zawiódł i to bardzo. Nudno było a zwierz zwykle w muzeach się nie nudzi. Zwierz poleciłby wam też Imperial War Muzeum ale chwilowo jest nieczynne. Poza tym koniecznie przejrzyjcie listę muzeów Londyńskich (ładna i z obrazkami jest na Wikipedii) bo może któreś z nich odpowiada waszym już poza brytyjskim zainteresowaniom. Wtedy warto spróbować się wybrać.
Pamiętajcie jednak moi drodzy, że jeśli nie macie ochoty zwiedzać muzeów z tej listy to nie musicie, możecie wybrać jakiekolwiek inne albo w ogóle sobie odpuścić. Nikt nie ma obowiązku zwiedzać muzeów, jeśli go to nie bawi. Jedynym muzeum, do którego absolutnie musicie iść jest British Muzeum. Po pierwsze dlatego, że takiej kolekcji to sobie nigdzie indziej nie obejrzycie. Jeśli chcecie zaoszczędzić czas idźcie według specjalnego (oznaczonego) kursu, który prowadzi was do najważniejszych eksponatów (doskonały sposób by zobaczyć to co naprawdę zobaczyć wypada). Ale przede wszystkim idąc po muzeum nie zapomnijcie sobie zadać pytania jak się te wszystkie przedmioty w posiadaniu Brytyjczyków znalazły. To bardzo dobra, jeśli nie najlepsza lekcja historii świata, oraz naszej wrażliwości. Zapewnia was zwierz – to jedna z tych muzealnych przechadzek, która może wiele w życiu człowieka zmienić.
London Eye jest fajne jak nie pada, nie zawala się i nie ma na nim obcych
A historia?
W Londynie można zwiedzić (co oczywiste) całe mnóstwo historycznych obiektów. Niestety w przeciwieństwie do zwiedzania galerii sztuki tu czekają nas koszty. Zwierz przyzna wam się bez bicia, że jeszcze nie zwiedził skarbców w Tower ale jeśli miałby wam polecić wydanie pieniędzy na jakąś atrakcję historyczną to całym sercem poleca zwiedzenie Westminsteru. Wstęp jest drogi (są zniżki dla studentów) ale zdaniem zwierza to jest tego warte. Nigdzie zwierz nie miał takiego poczucia niezmiennej narastającej historii jak właśnie w czasie zwiedzania opactwa. To jest coś niesamowitego zobaczyć tyle historii w jednym miejscu. A jeśli weźmiecie audio guide to po świątyni oprowadzi was głosem Jeremy Irons co jest bonusem samym w sobie. W każdym razie jeśli macie jak zwierz miękkie historycznie serce – koniecznie weźcie pieniądze na to zwiedzanie. Warto! Inne historyczne atrakcje same będą pojawiać się na waszej drodze – i nie przejmujcie się – nie da się nie zobaczyć Parlamentu (to znaczy może bez zwiedzania bo to jest nieco trudniejsze i nie odbywa się codziennie).
Spacerkiem?
Najważniejsze w zwiedzaniu miasta jest spacerowanie. Nie chodzi o chodzenie tylko o oglądanie miasta, ludzi, zaglądanie przez okno. Londyn ma wiele pięknych dzielnic, które nie oferują nic więcej poza tym, że są… zwierz zakochał się w spacerowaniu po Notting Hill czy Hampstead, głównie dlatego, że miło czasem w ciszy pospacerować po ulicach które jednak wyglądają nieco inaczej niż te które znamy. Zresztą zwierz całym sercem proponuje wam właśnie takie spacery, zwłaszcza po starszych i nieco droższych dzielnicach gdzie można sobie poobserwować, jaki może wyglądać Londyńskie życie, kiedy naprawdę nie trzeba się przejmować dochodami. Ciche ulice, białe lub ceglane domy, zadbane trawniki – zwierz nie wie jak wy, ale ma tam zawsze ochotę usiąść i czekać aż go ktoś przygarnie. Ale tak naprawdę to po prostu można się po Londynie przejść i pomyśleć trochę o tym jak się w takim mieście mieszka i mieszkało. To najlepszy sposób by nie tyko miasto zwiedzić, ale i poznać. Przy czym zwierz nie wyznaczy wam żadnych tras (choć radzi przejść się jak najdalej się da wzdłuż Tamizy prawym i lewym brzegiem). Wystarczy wybrać odpowiednią stację metra, schować mapę i iść. Póki wiecie mniej więcej gdzie jest następna stacja raczej nie zginiecie.
Tyle razy zwierz był w Londynie i nie spotkał żądnego ataku kosmitów. Nuda
Chyba jestem głodny…
Jak wiadomo jeść trzeba. Oczywiście możecie się żywić, czym chcecie, od bułki przywiezionej z Polski po najlepsze restauracje na świecie (a tych w Londynie jest sporo). Zwierz poleca wam w Londynie Tajską i Hinduską kuchnię, bo to smaki, które do Polski przychodzą często zniekształcone a w swoim oryginalnym wydaniu potrafią zatrząść (pozytywnie!) naszym kulinarnym światem. Jeśli pragniecie czegoś bardziej lokalnego zwierz poleca genialny wynalazek, czyli Socket Potato – ziemniaka podawanego z różnymi rzeczami najczęściej z fasolką i serem oraz sałatką coleslaw, który ma ta zaletę, że jest dość tani i smaczny. Jeśli chcecie zjeść prawdziwe angielskie śniadanie znajdźcie sobie drużynę rugby by pomogła wam je skonsumować. Zwierz nie wstydzi się przyznać, że jadł w Londynie w Fast Foodach, o ile angielski McDonald jest od Polskiego smaczniejszy o tyle od KFC trzymajcie się z daleka, bo jedzenie jest tam absolutnie nie jadalne. W Londynie działa też cale mnóstwo kawiarnianych sieci – zwierz najbardziej poleca Cafe Nero, które ma w UK inną oferty niż w Polsce ale kanapki nadal dobre, w Starbucksie podobnie – wybór jest dość spory, a jeśli macie nieco więcej kasy to całkiem przyzwoicie najecie się w Pret a Manger które serwuje jedzenie ponoć nieco bardziej ekologiczne niż wszyscy inni. Co do kupowania jedzenia do samodzielnego przygotowania to nie powinniście mieć żadnych problemów. Sklepy jak przystało na świątynie konsumpcji są duże a w dziale spożywczym Marksa i Spencera sprzedają ci już umyte warzywa i owoce co skraca pracę. Nie mniej, jeśli chodzi o jedzenie zawsze kierujcie się tą samą zasadą – ma wam smakować i nie ma obowiązku zjadać tego co wam każą znajomi czy przewodnik.
Jestem spragniony…
Nie ma wizyty w Anglii bez wizyty w Pubie. Jeden poświęcony Sherlockowi Holmesowi znajduje się w samym centrum (tuż obok Trafalgar Square) – to bardzo miłe miejsce. Natomiast, jeśli chodzi o wszystkie inne w centrum to trochę jak w Word’s End – wszystkie mają obecnie niemal takie same menu i wybór piw. Zaś wystrój trudno niekiedy rozróżnić. Oczywiście są Puby znane wymieniane w przewodnikach ale odpuście bo na pewno jest też w nich mnóstwo zwabionych przewodnikami turystów. Ponieważ piwo właściwie wszędzie jest równie smaczne lub niesmaczne (zależy co lubicie) idźcie do tego mniej znanego. Zwierz, który nie może pić za dużo piwa bo robi się senny i ociężały zawsze prosi o to by nalać mu do małej szklanki. Wzrok większości barmanów wyraża coś pomiędzy pogardą a irytacją. A może się tylko zwierzowi zdaje. Piwo w Anglii pijemy wedle ich systemu metrycznego ale nie trzeba wielkiego główkowania by szybko pojąć które jest małe a które duże. Jeśli nas to przerośnie nasze nogi nam podpowiedzą. Nie mniej zwierz nie poleca się upijać, bo robi się wtedy niepotrzebną konkurencję miejscowym a to nie ładnie.
Wbrew pozorom to nie są kontrolerzy biletów w metrze.
Jestem żądny posiadania.
Zacznijmy od tego, że wspaniałe czasy, kiedy wyjazd do Londynu oznaczał przywiezienie cudownych rzeczy niedostępnych dla biednego ludu kraju rozwijającego się już się właściwie skończyły. Poza Geekowskimi zakupami, (o których jutro i tam będzie też o targach) z Londynu można przywieść, co prawda całą masę pozornie niedostępnych u nas rzeczy tylko po to by stwierdzić że ktoś kupił je sobie taniej przez Internet. Dlatego zwierz bardzo poleca sklepy przy muzeach gdzie najczęściej można dostać rzeczy raczej niepowtarzalne a jednocześnie dobrej, jakości. Jeśli za wszelką cenę chcecie przywieść rodzinie jedną z kiczowatych pamiątek, które da się dostać w sklepie z kiczowatymi pamiątkami… to zróbcie, co uważacie za stosowne. Kubeczek w kształcie Londyńskiego autobusu jest kiczowaty na Oxford Street, ale po przywiezieniu do domu może być fajną pamiątką, koszulka z głupim napisem może ucieszyć bardziej niż gustowny prezent kupowany za ciężkie pieniądze. Poza tym zakupy mają wam sprawiać przyjemność i jeśli lubicie pamiątki to nikomu nic do tego. A skoro przy zwiedzaniu jesteśmy – zwierz radzi skoczyć do Harrodsa a zwłaszcza wyjść z niego tylnymi drzwiami by obejrzeć najwspanialszą kolekcję drogich samochodów, jakie można zobaczyć (ze znudzonymi szoferami w środku) i do Selfridges – bo to sklep z historią i własnym serialem telewizyjnym. Ważne jest też by pamiętać, że we wszystkich nawet drogich sklepach znaleźć można rzeczy tańsze – zwierz ma np. kolczyki od Harrodsa i całkiem ładny notes do notowania kolejnych obejrzanych filmów – wszystko w bardzo ludzkiej cenie. Jeśli chcecie zobaczy mniej luksusową Anglię koniecznie wskoczcie do Primarku. To sklep, który sprzedaje ubrania i przedmioty niskiej jakości. Rzeczy są tanie (miejscami sporo tańsze niż w Polsce) niszczą się szybko, ale można sobie trochę po eksperymentować. Zwierz przywozi sobie zawsze coś z Primarku do ubrania i potem okazuje się, że jakoś niskiej ceny na pierwszy rzut oka nie widać. Ale najciekawsze w sklepie są obserwacje socjologiczne nieco mniej zamożnych mieszkańców wysp. To takie zakupy z zacięciem socjologicznym. Oczywiście zwierz pisze tylko o dużych i znanych sklepach – większość z was najpewniej wpadnie i wypadnie z jakiegoś lokalnego przybytku konsumpcji z uśmiechem bądź ponurą miną. Ważne jest by pamiętać. Najważniejsze, co przywozi się z wypraw to wspomnienia (Ok to zabrzmiało strasznie egzaltowanie).
Zaraz padnę.
Jeśli czujcie, że zaraz padniecie znajdźcie sobie kawałek parku. A właściwie większego trawnika. Jest w ich Londynie dość sporo i nie ma się co przejmować trzeba siadać, wyciągać gazetkę, kanapkę, kawkę albo po prostu położyć się na trawie. Na chwilkę refleksji zwierz poleca niewielki park (czy właściwie spory trawnik tuz przy parlamencie gdzie zwierz spędził kiedyś godzinę siedząc na ławce i niedowierzając że jest w Londynie. Cudownie jest też w innych parkach a w okolicach lunchu warto spocząć sobie na trawie niedaleko Pałacu Buckingham, (którego i tak nie uda wam się zwiedzić a zmiana warty jest fajna, ale chyba nie warta tego by poświęcać jej aż tak dużo czasu) i poczuć się częścią miasta. Ogólnie odpoczywanie w Londynie jest miłe i zwierz poleca znaleźć sobie zawsze miejsce z widokiem na ludzi gdzie będziecie mogli nic nie robiąc zastanawiać się jak to możliwe, że Londyn tak po prostu jest. A skoro o patrzeniu na Londyn mowa to jeśli chcecie zobaczyć London Eye to zwierz przypomina, żeby sprawdzić jaka będzie danego dnia pogoda. Jeśli pada to zamiast Londynu w deszczu widzi się głównie deszcz. A i jeśli lecieliście samolotem na Heathrow to i tak przelatując mielicie piękniejszy widok miasta ;)
Czy ktoś mnie zje?
Londyn nie jest przynajmniej w percepcji zwierza miastem nieprzyjaznym czy niebezpiecznym. Jasne jak w każdym mieście są ulice których należy unikać ale w przestrzeni tak wielkiej jak Londyn spokojnie można takie przestrzenie ominąć. W miejscach publicznych zwierz nigdy nie czuł się niepewnie, ogólnie wydaje się, że londyńczycy naprawdę mają lepsze rzeczy do roboty niż być niebezpiecznymi dla przyjezdnych. Poza tym jeśli jesteście z większego miasta to wszystkie miejskie instynkty działają tak samo na całym świecie. Z drugiej strony – wracając późnym wieczorem do mieszkania w Londynie zwierz czuł się bez porównania bezpieczniej niż wracając późnym wieczorem nocnym spod Centralnego w Warszawie. Być może ignorancja to siła. W każdym razie nie macie się raczej, czego bać. Chyba, że nie lubicie tłumów wtedy pamiętajcie, że część stacji metra w samym centrum Londynu ma zwyczaj być niesamowicie zatłoczonymi. Ale serio nie ma się czego bać. Głowa do góry, łapa na portfel i świat należy do was.
No serio mimo tylu inwazji nawet Daeka zwierz nie widział
To o czym zwierz pisze to tylko drobny wybór jednej tysięcznej tego co możecie zobaczyć w mieście. Jeśli weźmiecie jakikolwiek przewodnik znajdziecie tam dokładniejsze informacje, numery adresy (mała podpowiedź – jeśli chcecie się zalogować do wi fi w Pubie zazwyczaj prosi was o jakiś adres i telefon oraz kod pocztowy – zwierz zawsze podaje ten do muzeum figur woskowych w Londynie). To co zwierz tu zawarł – ponownie choć trochę banalne, może się przydać tym którzy wyprawę i zwiedzanie dopiero planują. Jutro będziemy mieli orgię informacji dla Geeków – od zakupów po to jak zwiedzać Londyn śladami Sherlocka. I ponownie zapiszcie sobie dwie sprawy – po pierwsze nie zobaczycie wszystkiego ale też wylatując zawsze powtarzajcie nie „żegnaj Londynie” ale „do zobaczenia” – jeszcze wrócicie i nadrobicie braki. Po drugie – najczęściej na nasze najlepsze, najwspanialsze wspomnienia z podróży składają się przypadkowe chwile, momenty nieplanowane, kieliszek wina w tej średniej knajpie w ciepły wieczór. To te elementy których nie zaplanujecie, ale musicie zostawić w swojej podróży trochę przestrzeni by się zdarzyły.
A i jeszcze jedno – do 29. 04 zwierz zbiera od was pytania dotycząc wycieczki do Londynu. Jeśli macie jakieś pytania piszcie na ratyzbona@gazeta.pl. Jeśli będzie ich wystarczająco dużo, zwierz zrobi jeszcze jeden wpis z odpowiedziami. Jak mało zwierz postara się udzielić porad osobiście.
Ps: Cykl trochę nam przesuwa przeżycia popkulturalne ale już w sobotę recenzja doskonałego Locke i jeszcze w weekend recenzja książki którą wciąż zwierz przekłada.
Ps2: Zwierz ma nadzieję, że to małe odstępstwo od treści popkulturalnych was nie zrazi. Zwierz naprawdę ma wrażenie, że ten przewodnik trochę się w tematykę bloga wpisuje. Plus – jutro już będzie bardzo na temat!