Hej
Zwierz pisał wam wczoraj o tym że kurier przyniósł mu kilka filmów. Jednym z nich jest film o obejrzeniu którego zwierz marzył od kilku lat. Ów film powinno się pokazywać wszystkim krytykom filmowym i wszystkim wielbicielom filmów. O czym zwierz mówi? O jakim arcydziele sztuki filmowej? Otóż zwierz mówi o ” Lost in La Macha” filmie dokumentalnym, który opowiada o tym jakim szaleństwem jest robienie filmów i jakie mamy wszyscy szczęście że cokolwiek udaje się nakręcić. Ale po kolei. W 2000 roku Terry Gilliam były członek Monty Pythona ( odpowiadał za szalone animacje) postanowił nakręcić wariację historii o Don Kichocie – jak zwykle jego pomysł był zakręcony wymagał sporych nakładów finansowych, znalezienia odpowiedniego pleneru i zebrania bardzo, bardzo długo poszukiwanej obsady. Gilliam który już wcześniej oprócz licznych sukcesów miał za sobą jedna finansową wpadkę ( jego ekranizacja przygód barona Munchausena nie spełniła oczekiwań i straszliwie przekroczyła budżet) włożył w ten film całą duszę ale jednocześnie znalazł wyłącznie europejskich inwestorów gotowych zapłacić za szalony film szalonego reżysera. Dokument rozpoczyna się na kilka tygodni przed produkcją i opowiada historię całego 1 tygodnia produkcji podczas którego ulewa zalała sprzęt, wybrana lokalizacja okazała się być miejscem gdzie przelatują hałasujące F-16, zaś aktor grający główną rolę doznaje kontuzji która wyklucza go z dalszego udziału w produkcji. „Lost in La Mancha” jest fascynujący z dwóch powodów. Pierwszy jest dość oczywisty – oglądamy to co Zorba nazwał ” Taką piękna katastrofą” – od początku wiemy, że wszystko zmierza ku katastrofie ale wiemy o tym odrobinę wcześniej niż bohaterowie ( zwierz podejrzewa że materiał dokumentu miał służyć do jednego z tych nudnych filmów z planu jakie dodaje się do DVD tymczasem gdzieś w środku kręcenia okazało się że może to być jedyna cenna rzecz jaka wyjdzie z tego filmu). To fascynujące kiedy wiesz że wszystko gra przeciwko twórcy i możesz patrzeć na jego reakcję. Ale to tylko jedna warstwa. Druga która absolutnie zafascynowała zwierza to element informacyjny. Zwierz w sumie nigdy nie oglądał procesu pre-produkcji poza tym co pokazano mu na ślicznie zmontowanych filmach na których wszyscy mówią o tym jak super kręciło się ten film który odniósł sukces. Tu można zobaczyć jak reżyserowi nie podobają się przygotowane rekwizyty, jak zamówione studio nie spełnia oczekiwań, jak aktorzy którzy powinni już dawno przylecieć na przymiarki są zajęci pracą w trzech innych miejscach na świecie itd. Sam krótki obraz produkcji ( nawet jeśli weźmiemy pod uwagę że zakończyła się ona fiaskiem) uświadomił zwierzowi ( i ma nadzieje że uświadomi też innym widzom) jakim szaleństwem jest robienie filmów – ilość elementów które trzeba ze sobą grać, ludzie którzy muszą pracować na kilka minut materiału, pieniądze jakie są potrzebne i setki czynników zewnętrznych jakie mogą nie zadziałać od dużych ( aktor może zachorować) po małe ( pogoda może się zmienić). Zwierz oglądając film zastanawiał się jakim cudem ktokolwiek kiedykolwiek nakręcił film i kto chce to zrobić jeszcze raz? Patrząc z boku wygląda na to że film to przedsięwzięcie którego ostateczny wynik nawet jeśli cieszy widza, nawet jeśli przynosi zyski nigdy nie jest w stanie w pełni oddać wysiłku jaki się w niego wkłada. Między innymi dlatego zwierz poleca ten film krytykom. Bo w sumie sam fakt że coś powstało powinno być uznane za sukces. Oczywiście zwierz nieco żartuje ale prawdą jest że w sumie zwierz dwa razy się zastanowi zanim skrytykuje reżysera – bo w sumie Lost in La Mancha udowodnił mu nad iloma elementami produkcji nie ma on najmniejszej kontroli.
A co z Gilliamem? Cóż wydaje się że to człowiek przeklęty przez bogów kinematografii. Niewielu dobrym reżyserom przydarza się fiasko finansowe ( Przygody Barona Munchausena), przerwanie produkcji ( Man who Kill Don Quixote) i zupełnie przypadkowa śmierć młodego aktora przed zakończeniem filmu ( Parnassus -p choć z drugiej strony trzeba przyznać że rozwiązanie na jakie wpadł by zakończyć produkcję wyszło filmowi chyba na dobre) . Te wszystkie trzy rzeczy przydarzyły się Gilliamowi w jego w sumie udanej karierze reżyserskiej ( oprócz fiask Gilliam ma na koncie takie filmy jak Fisher King czy 12 małp które podobały się krytykom i szerokiej widowni i jeszcze kilka innych wysoko ocenianych tytułów). Zwierz ma nadzieje że uda mu się nakręcić ten film choć z drugiej strony odnosi wrażenie że ten dokument wielkiej filmowej klęski i tak jest lepszy od jakiejkolwiek fantazji. Tak więc moi drodzy – wydajcie 4 funty i obejrzyjcie historię czegoś czego nie da się nazwać inaczej niż walka z wiatrakami która rzecz jasna musi zakończyć się klęską.