Home Ogólnie Weź mecha i anuluj apokalipsę czyli zwierza zachwyty nad Pacific Rim

Weź mecha i anuluj apokalipsę czyli zwierza zachwyty nad Pacific Rim

autor Zwierz

Hej

Każdego lata jest jeden taki film. Film który budzi abso­lut­ną czys­tą radość oglą­da­nia pro­dukcji wysokobudże­towej, let­ni hit który jed­nak ma to coś co spraw­ia, że po zakońc­zonym sezonie chce­my klaskać w ręce i pod­skaku­jąc na fotelu szep­tać „Ja chce jeszcze raz”. Rok temu takie emoc­je budzili w zwierzu Avenger­si. W tym roku tą rolę dla zwierza speł­nia Pacif­ic Rim. Pro­dukc­ja, która pokazu­je, że nie trze­ba bard­zo kom­p­likować fabuły by pokazać coś zupełnie innego. Przy czym zwierz nie ukry­wa to nie jest film dla aboslut­nie wszys­t­kich (i dobrze!). Być może jeśli nie spędz­iło się dziecińst­wa oglą­da­jąc na przemi­an Robo Jox i Trans­form­er­sów moż­na fil­mu nie zrozu­mieć (właś­ci­wie nie zrozu­mieć dlaczego jest taki fajny i sym­pa­ty­czny i budzą­cy entuz­jazm) czy nie pokochać. To nie jest wid­owisko, które wszyscy będą odbier­ać na tym samym poziomie i pewnie wielu widzów nie będzie czuło tylu emocji. Ale z drugiej strony – jeśli idziecie na film, w którym wielkie robo­ty biją się z wielki­mi pot­wora­mi morski­mi to nie może­cie mieć pre­ten­sji, że nikt was nie uprzedzał iż jest to pro­dukc­ja specy­ficz­na. Warto o tym pamię­tać, bo wyda­je się, że Del Toro nie nakrę­cił fil­mu dla wszys­t­kich. Nakrę­cił film dla tych, którzy widząc  potężne robo­ty wal­czące z pot­wora­mi z głębin czu­ją na ple­cach przy­jem­ny dreszcz emocji.

Jeśli nie jesteś­cie w stanie dostrzec pięk­na w olbrzymich Mechach sieką­cych się w mors­kich falach z Bes­ti­a­mi god­ny­mi miana kuzynów Lewiatana to zwierz po pros­tu radzi iść na inny film. Albo dać temu szansę 

Zaczni­jmy jed­nak od tego, że film przeła­mu­je jeden z głównych schematów kina katas­troficznego. Nie oglą­damy początku niesamow­itych wydarzeń i nie oglą­damy cywiliza­cji wiele lat czy wieków po trag­icznych wypad­kach, jak w pro­dukc­jach postapokalip­ty­cznych. Tu his­torię pier­wszego ataku streszcza nam się w znakomi­cie zmon­towanych kilku­nas­tu min­u­tach, w mieszance telewiz­yjnych raportów i doku­men­tal­nych ujęć. Co praw­da oglą­damy koniec jakiegoś eta­pu wojny, ale apokalip­sa jeszcze się nie skończyła tylko trwa w najlep­sze,  została jed­nak jak­by nieco oswo­jona. To ważne – bo znalezie­nie się w samym środ­ku opowiadanej his­torii jest zde­cy­dowanie ciekawsze niż kole­jne obraz­ki ludzi prz­er­ażonych nad­chodzą­cym niespodziewanym zagroże­niem. W Pacif­ic Rim wszyscy już wiedzą co wychodzi spod zie­mi, rozu­mieją pewne mech­a­nizmy zachodzą­cych zdarzeń, mają broń – może nie tak skuteczną jak się wydawało ale jed­nak nie są zupełnie bezrad­ni. Coś wydarzyło się wcześniej, sporo zapewne wydarzy się później, ale na razie jesteśmy w środ­ku wydarzeń. Zwierz z radoś­cią odkry­wał kole­jne ele­men­ty funkcjonowa­nia tego świa­ta, tłu­mac­zone zaskaku­ją­co log­icznie (np. powód dla którego Jagera – wielkiego rob­o­ta — muszą prowadz­ić dwie oso­by, czy dlaczego władze decy­du­ją się w końcu na wyco­fanie tej niesamowitej broni z użytku), jed­nocześnie dostrze­ga­jąc te ele­men­ty, które są raczej związane z ludzką chę­cią przetr­wa­nia niż samą walką (np. fakt że widz­imy dziel­nice pow­stałe na koś­ci­ach wiel­kich pot­worów, oraz że ludzie w tym świecie po pros­tu żyją a nie siedzą cały czas w schronach). Jest to więc świat, w którym zdarzyło się wiele poza ekranem. Przy­pom­i­na to troszkę Dys­trykt 9 gdzie też wrzu­cono nas w jak­iś ist­nieją­cy już świat i kazano szy­bko dopowiedzieć sobie te frag­men­ty his­torii, których nie widzimy.

Znakomi­ty jest sposób streszczenia nam — głównie przy pomo­cy frag­men­tów telewiz­yjnych przekazów, pier­wszego eta­pu wielkiej wojny ludzi z potworami.

Taki punkt wyjś­cia oznacza też, że oglą­damy zupełnie innych bohaterów. To nie są ludzie, którzy zostali wyr­wani z zupełnie nor­mal­nego życia i zmuszeni do niesamowitej odwa­gi. Oczy­wiś­cie bohaterowie mają jakąś tam przeszłość w nor­mal­nym świecie ale praw­ie jej nie pamię­ta­ją albo nie wraca­ją do niej wspom­nieni­a­mi. Ich dzi­ała­nia nie są dzi­ała­ni­a­mi przy­pad­kowych bohaterów ale ludzi, którzy całe swo­je życie spędzili w wojen­nych warunk­ach, których życiowe plany i ambic­je właś­ci­wie zupełnie związane są z walką. Dlat­ego oszczęd­zono nam opowieś­ci o starym dobrym świecie, a także wiz­ji niesamowicie pięknej przyszłoś­ci, po apokalip­sie. Bohaterowie ewident­nie żyją tu i ter­az kon­cen­tru­jąc się na przeży­ciu i swoich kole­jnych zada­ni­ach co zresztą w pewnym momen­cie sami sobie uświadami­a­ją. Zwier­zowi ten zabieg się podo­ba bo ma trochę dość his­torii o samych początkach gdzie bohater dopiero musi znaleźć motywację do dzi­ała­nia. Trze­ba też przyz­nać, że posta­cie zostały – przy­na­jm­niej zdaniem zwierza — dobrze napisane. Nasz główny bohater choć jest klasy­cznym przeko­rnym sze­roko uśmiech­nię­tym Ameryka­ninem (obow­iązkowo gra go Anglik — warunek powodzenia fil­mu w ostat­nich lat­ach) który nie przepa­da za dowództwem to jed­nak daje się łat­wo pol­u­bić. Może dlat­ego, że niekiedy nas zaskaku­je – jak w sce­nie gdzie okazu­je się, że zna japońs­ki (w ogóle to jest fajne, że bohaterowie mówią w różnych językach, początkowo chciano by zde­cy­dowanie więcej dialogów było nie po ang­iel­sku ale amerykanie nien­aw­idzą czy­tać napisów) czy kiedy jed­noz­nacznie stwierdza, że chce wal­czyć u boku niedoświad­c­zonej Japon­ki – nawet zan­im dowiedzie ona, że się nada­je (zwierz musi tu dodać, że spodobało mu się, że w filmie staw­ia się na psy­cho­log­iczną a nie fizy­czną kom­paty­bli­nośc bohaterów). Zresztą w ogóle dwój­ka głównych bohaterów jest dobrze napisana – dzi­ała­ją jako doskonale zgrany duet i więcej jest w ich dzi­ałal­noś­ci doskon­ałego wza­jem­nego zrozu­mienia i przy­jaźni niż roman­su. A reżyser wcale nie ma zami­aru zro­bić z nich wiel­kich kochanków co zwierza bard­zo cieszy. Zbyt wiele jest takich his­torii i choć widać na erkanie chemię to zde­cy­dowanie lep­iej sprawdza się kiedy nic się z tym nie rbi.  Zresztą Mako dosta­je też włas­ną dopowiadaną nam we frag­men­tach his­torię która jest nie mniej ciekawa i dra­maty­cz­na niż his­to­ria naszego bohat­era. Także pozornie schematy­czne posta­cie w tle mają ten ele­ment, który wyróż­nia ich na tle setek innych podob­nych postaci. Aro­ganc­ki młody Aus­tral­i­jczyk wal­czą­cy u boku swo­jego ojca, który jed­nak nie jest tylko głupim osiłkiem, i który naprawdę szcz­erze kocha swo­jego bul­do­ga (serio bul­dog gra w najbardziej wzrusza­jącej sce­nie fil­mu). Dwóch naukow­ców, którzy nie dość, że są nie do zdar­cia (serio po raz pier­wszy naukowiec posłany na trud­ną mis­ję zysku­je kulood­porność niemal głównego bohat­era), którzy reprezen­tu­ją dwa zupełnie różne style upraw­ia­nia nau­ki i którzy chy­ba najm­niej ze wszys­t­kich boją się niebez­pieczeńst­wa. Co ciekawe to jeden z niewielu filmów gdzie naukow­ców się słucha gdzie ich pomysłu uważa się za możli­we do zre­al­i­zowa­nia a przekazy­wane przez nich infor­ma­c­je sta­ją się pod­stawą dzi­ała­nia. No a poza tym pokazu­je się nam, że są różne sposo­by upraw­ia­nia nau­ki i może się okazać że wszys­tkie są równie dobre. Wszys­tkie te posta­cie niby zna sie z innych filmów ale tu dosta­ją jak­iś dodatkowy ele­ment, jed­no zdanie więcej, poczu­cie humoru, ważną scenę — coś co spraw­ia, że wychodzą poza schemat.

Nasi bohaterowie doskonale się rozu­mieją, może nawet czu­ją do siebie miętę. Ale reżyser zda­je się doskonale rozu­mieć, że dorzuce­nie roman­su do his­torii o kre­sie dni panowa­nia ludzi na zie­mi to o jeden grzyb w barszczu za dużo.

Ale zwierz musi powiedzieć, że w film krad­nie wszys­tkim Idris Elba.  Jego bohater – najpierw wojskowy marsza­łek, potem po pros­tu przy­wód­ca wszys­t­kich gotowych jeszcze wal­czyć, jest abso­lut­nie cud­own­ie napisany i po mis­tr­zowsku zagrany. To bohater surowy ale spraw­iedli­wy, uważny i niesły­chanie inteligent­ny. Trzy­ma się po wojskowe­mu, roz­tacza wokół siebie aurę auto­ry­te­tu, ale jed­nocześnie ma czas by wszys­tko rozważyć indy­wid­u­al­nie. Nie jest sza­lonym gen­er­ałem prag­ną­cym rzu­cać bom­ba­mi na pra­wo i lewo, war­czą­cym by wykony­wać jego rozkazy. To nie jest patri­o­ta, który wszędzie chce zatknąć amerykańską flagę. To ten dowód­cza, który każe ci pamię­tać, że masz ratować dwu mil­ionowe mias­to a nie kuter rybac­ki ale sko­ro już ratu­jesz kuter rybac­ki to zami­ast krzy­czeć każe wyprowadz­ić go poza pole raże­nia. To postać która roz­tacza wokół siebie taką aurę, że kiedy bohater łapie go za ramię naty­ch­mi­ast czu­je­my w tym geś­cie coś niesamowicie niestosownego. Jed­nocześnie dowiadu­je­my się jaka jest jego słabość i lubimy go przez to jeszcze bardziej. Zwierz ani przez chwilę nie dzi­wił się dlaczego bohaterowie podąża­ją za nim nie kwes­t­ionu­jąc wydawanych rozkazów. A jed­nocześnie mimo pewnoś­ci siebie (Elba znakomi­cie się w tym filmie rusza – od razu widać że to wojskowy) to jest taki przy­wód­ca który mając wygłosić swo­ją ostat­nią wielką motywa­cyjną mowę, zatrzy­mu­je się na chwilę, jak­by nie do koń­ca był pewien jak zacząć i co powiedzieć. Serio mimo, że zwierz słyszał w fil­mach więcej motywa­cyjnych mów niż kiedykol­wiek potrze­bował ta jako jed­na z nielicznych brzmi­ała prawdzi­wie właśnie dzię­ki temu początkowe­mu waha­niu. No a poza tym Idris Elba jest tak strasznie cud­own­ie miły dla oka. Zwierz napisze to tylko raz żeby nie było, że tylko to go obchodzi. Ale zwierz serio poszedł­by za nim na koniec świata.

Zwierz uwiel­bia ten cytat. I Idrisa też uwielbia.

Prze­jdźmy ter­az do samych walk. Zwierz zawsze ma prob­lem z sek­wenc­ja­mi bijatyk we współczes­nych fil­mach. Najczęś­ciej nic nie widać i trud­no się poła­pać kto kogo i jak. Tu jest inaczej. Nie dość, że nie widz­imy wal­ki wyłącznie w niesamow­itym zbliże­niu ale w odd­ale­niu, co pozwala nie tylko dostrzec z per­spek­ty­wy jak mon­u­men­talne są nasze Jagery i pot­wory to na dodatek ktoś się wysil­ił by jed­nak nie było to wyłącznie bezmyślne pow­tarzalne wale­nie się po pyskach. Każ­da wal­ka jest nieco inna, a co więcej – zwierz zwró­cił uwagę, że po raz pier­wszy od dłuższego cza­su naprawdę nie był w stanie przewidzieć jak taka bijaty­ka się potoczy, jakiej broni użyją bohaterowie i ich prze­ci­wni­cy (moment w którym pojaw­ił się miecz był momentem w którym zwierz o mało nie umarł ze szczęś­cia) oraz czy wszyscy przeżyją. Zgod­nie ze starą dobrą zasadą filmów o wiel­kich rob­o­t­ach gdzie ludzie umier­a­ją tu też nie jest tak, że nasi odnoszą sukces bez poniesienia pewnych kosztów. Do tego twór­cy pot­worów zad­bali o to by różniły się od siebie i nie były jed­ną pow­tarzal­ną anon­i­mową bestią – są tak cud­owne że zwierz nie wyobraża sobie jak twór­cy Gozzili chcą to prze­bić. Do tego widać kun­szt reży­sera – sce­na w której wiel­ka pięść rob­o­ta nagle zatrzy­mu­je się w środ­ku biu­ra to pięk­na sce­na, która nie rusza akcji do przo­du ale jest po pros­tu fan­tasty­cz­na. Zresztą w całej tej wielkiej bijatyce zachowano zaskaku­ją­co wiele real­iz­mu. Budyn­ki nie pada­ją jeden po drugim jak w Super­manie zaś bohaterowie omaw­ia­ją swo­ją tak­tykę, stara­ją się myśleć nie­s­tandar­d­owo – film mimo wielu poty­czek nawet na chwilę nie zamienia się w jed­ną z tych niemych pro­dukcji gdzie pół godziny ludzie walą się po pysku o przyszłość świa­ta. Serio zwierz cieszył się jak dziecko i pewnie gdy­by był dzieck­iem oglą­dał­by ten film z pły­ty w kółko tak jak dawno temu transformersy.

Zwierz przy­pom­ni­ał sobie oglą­da­jac ten film, jak strasznie kocha wielkie roboty.

No właśnie, po zakońc­zonym sean­sie człowiek czu­je lek­ki niedosyt. To zdarza się naprawdę rzad­ko bo dziś filmy potrafią nawet po dobrym rozpoczę­ciu kosz­marnie znudz­ić wiz­ja kole­jny­mi mowa­mi, pożeg­na­ni­a­mi i wzniosły­mi sce­na­mi. Tu wręcz prze­ci­wnie – film kończy się tam gdzie kończy się frag­ment opowieś­ci. Widz wychodzi i ma ochotę zła­pać w ręce wszelkie infor­ma­c­je o przed­staw­ionym świecie. Jak prezen­towały się Jagery innych kra­jów (w filmie pozostało już ich tylko kil­ka – między inny­mi ulu­biony zwierza- rosyjs­ki), jak wyglą­dały pier­wsze lata wojny, jak radz­iły sobie poszczególne kra­je, jakie tery­to­ria zostały zniszc­zone. Inny­mi słowy chce się widz dowiedzieć wszys­tkiego o świecie w który został wrzu­cony. Co więcej twór­cy fil­mu są na to przy­go­towani – na stronach moż­na znaleźć sporo infor­ma­cji, wydano spec­jal­ny komiks i grafi­ki – inny­mi słowy przy­go­towano świat znacznie wykracza­ją­cy poza granicę fil­mowej fikcji. Zwierz jest pod wraże­niem, bo to jest dokład­nie to na co zwierz zawsze liczy kiedy dosta­je film roz­gry­wa­ją­cy się w niedalekiej lub dalekiej przyszłoś­ci – dopra­cow­anej wiz­ji, która wykracza poza tym co widać na ekranie.

Zwierz dostał zwrot podatku więc chy­ba nie ma wąt­pli­woś­ci że kupi sobie pre­quelowy komiks ze świa­ta Pacif­ic Rim

Zwierz ma jeszcze jed­ną uwagę. Otóż oczy­wiś­cie to jest film w którym Ros­janie mają najs­tarszego Jagera (ale za to jak zwyk­le są właś­ci­wie niezniszczal­ni) a Chińczy­cy łyp­ią pode­jr­zli­wie, ale zwierz miał wraże­nie, że po raz pier­wszy od daw­na oglą­da film, który naprawdę jest o ludzkoś­ci. To znaczy wiecie, nasi bohaterowie ope­ru­ją w Hong Kongu i więk­szość tłumów to Azjaci, języ­ki się miesza­ją i nawet znakomi­ta (dobra genial­na) ścież­ka dźwiękowa pod­kreśla taką między­nar­o­dową różnorod­ność. Zwierz zbyt częs­to oglą­da filmy gdzie ratowanie świa­ta oznacza ratowanie Amery­ki a dokład­niej Nowego Jorku albo Los Ange­les. Tu właś­ci­wie  tego ele­men­tu nie ma, wręcz prze­ci­wnie ratu­je się świat bard­zo od miejs­ca zamieszka­nia odległy. Ogólne Pacif­ic Rim ofer­u­je wspani­ałą rozry­wkę, która teo­re­ty­cznie przy­pom­i­na coś co już widzieliśmy ale jed­nak nieco inaczej roze­grane. Tylko ktoś kto jest bard­zo negaty­wnie nastaw­iony do pro­dukcji nie zauważy tych drob­nych różnic (na przykład fakt, że bohaterowie są inteligent­ni nawet hand­lu­ją­cy mięsem pot­worów przestęp­ca nie jest total­nym kre­tynem), które odróż­ni­a­ją dobrą rozry­wkę od abso­lut­nej komer­cyjnej papki.

Ulu­biony aktor reży­sera w roli Han­ni­bala, tym razem tnącego pot­wory a nie ludzi ;)

A na koniec – zwierz wró­cił po sean­sie do recen­zji z Gaze­ty  Wybor­czej, której recen­zent dał fil­mowi zaled­wie jed­ną gwiazd­kę. Zwierz wró­cił by  uświadomić  sobie,  że to wcale nie jest recen­z­ja ale zbiór dość niech­lu­jnych uwag. Zwierz nie wie czy autor widzi­ał film (chy­ba jed­nak tak ) ale jeśli widzi­ał to powinien jed­nak poważnie prze­myśleć swo­je pode­jś­cie do recen­zowa­nia filmów rozry­wkowych. Zwierz rozu­mie, że może się nie podobać, ale zarzuce­nie fil­mowi wtórnoś­ci  i porów­nanie do Trans­form­er­sów czy Gigan­tów ze Stali świad­czy o złej woli – trochę tak  jak­by uznać, że wszys­tkie filmy, w których ktoś jeździ kon­no moż­na wrzu­cić do jed­nego wor­ka. Tym­cza­sem wszys­tkie trzy filmy mają ze sobą niewiele wspól­nego – zwłaszcza, że w jed­nym mamy Trans­formes­ry w drugim Robo­ty w trzec­im Mechy (no ale po co to rozróż­ni­ać, albo po co nawet próbować rozróż­ni­ać). Do tego widać, że widzem był kry­tyk nie uważnym, bo aku­rat trud­no uznać film za his­torię amerykańskiego tri­um­fu. Moż­na wręcz powiedzieć, że amery­ki jest w tym filmie jak na lekarst­wo. Nie do koń­ca też rozu­miem zarzut doty­czą­cy kic­zowa­toś­ci pro­dukcji, która w swoim gatunku jest wręcz wybit­nie pozbaw­iona ogranych kic­zowatych scen, znanych z tak wielu filmów, jest za to bard­zo este­ty­cz­na a miejs­ca­mi wręcz pięk­na (pada­ją­cy na plażę Jager). Danie fil­mowi jed­nej gwiazd­ki jest zachowaniem bard­zo niepro­fesjon­al­nym. Jed­no to niechęć do całego gatunku czy rodza­ju filmów, drugie to niechęć do przyję­cia kon­wencji (a może raczej jej świadome ignorowanie) w jakiej roz­gry­wa się opowiadana his­to­ria. Ale widzów się tu trochę oszuku­je – bo prze­cież wid­zowie którzy czy­ta­ją recen­zję Pacif­ic Rim przed seansem chcą wiedzieć czy ta pro­dukc­ja jest dobra w swoim gatunku. Dając jed­ną gwiazd­kę (co jest kuri­ozum bo jed­nej gwiazd­ki nie dosta­je prak­ty­cznie żaden film nawet najsłab­szy) recen­zent sieje dez­in­for­ma­cję zniechę­ca­jąc ludzi do fil­mu, który w swok gatunku jest naprawdę bard­zo porząd­ny. Jed­nak recen­zent nie może zupełnie ole­wać gatunku czy potenc­jal­nych oczeki­wań widzów i jedynie wyży­wać się na pro­dukcji  tylko dlat­ego, że należy do gatunku którego nie lubi i jak pokazu­je recen­z­ja nie rozu­mie (nie chodzi o nie zrozu­mie­nie fil­mu tylko zasad rządzą­cych takim a nie innym gatunkiem fil­mowym). Recen­zowanie filmów wyma­ga jed­nak niekiedy wyjś­cie poza własne sym­pa­tie i anty­patie, jeśli się tego nie potrafi – cóż wtedy trze­ba się od pewnych gatunków trzy­mać z dale­ka. A jeśli już chce się aż tak zjechać film, to należy jas­no sfor­mułować argu­men­ty a nie żal­ić się, że reżyser nakrę­cił film styl­isty­cznie różny od poprzed­niej pro­dukcji. Gdy­bym była Gazetą Wybor­czą moc­no bym prze­myślała zmi­anę składu recen­zen­tów a przy­na­jm­niej jego posz­erze­nie. To jed­nak jest iry­tu­jące kiedy najwięk­sza gaze­ta w kra­ju ma dwóch receznetów z których jeden nie lubi kina pop­u­larnego, dru­gi zaś potrafi skry­tykować melo­dra­mat dla kobi­et w śred­nim wieku za to, że nie trafia w jego wrażli­wość. W ogóle czy tylko zwierz ma wraże­nie, że yto trochę skan­dal, że tam jest dwóch facetów? Tak jak krę­ci się pro­dukc­je dla mężczyzn tak samo krę­ci się pro­dukc­je dla kobi­et i fajnie było­by mieć też taką per­spek­ty­wę. Ale to tem­at na zupełnie inny wpis. W każdym razie Co jest Grane które od lat czy­tałam dla zabawy (abso­lut­nie nie kieru­jąc się ich wskazówka­mi) jest dziś dla mnie zde­cy­dowanie mniej pro­fesjon­al­nym pis­mem niż nieje­den blog. Prowad­zony przez ludzi, którzy przy­na­jm­niej potrafią jas­no stwierdz­ić, że nie wiedzą czy jak­iś film jest dobry bo ewident­nie nie był dla nich.

Nie takie rzeczy się w Torch­wood widziało

Pacif­ic Rim jest wielkim Hol­ly­woodzkim block­bus­terem. Doskon­ałym w swo­jej kat­e­gorii. Jeśli mi nie wierzy­cie, zajrzyj­cie do recen­zji Rusty. 

PS: Do ceny bile­tu należy dorzu­cić 22 fun­ty – tyle kosz­tu­je kupi­e­nie sobie dodatkowo komik­su o roku zerowym kon­flik­tu i GENIALNEJ Ściesz­ki dźwiękowej.

Ps2: Czy zwierz już wam mówił, że po tym filmie moż­na się zakochać w Idrisie Elbie? Zwierz wiedzi­ał co robi oszczędza­jąc sobie odcin­ki 3 sezonu LUthra. Ter­az będzie sobie mógł powzdy­chać nieza­leżnie od jakoś­ci scenariusza.

Każdy wpis jest lep­szy kiedy kończy się zdję­ciem Idrisa Elby w mundurze (plus to przy­pom­i­na zwierza ten wpis na twit­terze)

26 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online