Zwierz musi wam powiedzieć, że Netflix to straszne miejsce. Jak człowiek nie ma czasu to wrzuca cały sezon serialu na raz a jak akurat ma chwilę wolnego to dawkuje mu serial odcinek po odcinku. No jak tu nie zwariować. Dziś będzie ten drugi przypadek. Czyli zwierz zaczął oglądać Riverdale.
Riverdale to nazwa miejscowości, która polskiemu widzowi może mówić niewiele za to widzowi amerykańskiemu mówi wszystko. To w Riverdale mieszka bowiem Archie Andrews, jeden z najbardziej znanych bohaterów komiksowych w Stanach Zjednoczonych. Archie pojawił się w komiksie po raz pierwszy w 1941 roku i potem przez lata (znacznie dłużej niż nakazywałaby jakakolwiek logika) przeżywał kolejne przygody. Przy czym główną osią historii Archiego zawsze były dwa elementy. Pierwsze to takie typowe, sielskie życie w niewielkim mieście gdzieś w środku Stanów. Choć przez lata nieco się w jego otoczeniu zmieniło to ta sielskość życia pozostawała właściwie nie zmieniona. Drugi element to niekończący się miłosny trójkąt. Archie – sympatyczny rudy chłopak, grający na gitarze nigdy nie mógł się zdecydować czy chce się na zawsze związać z uroczą Betty Cooper – uosabiającą ideał dziewczyny z sąsiedztwa, czy z piękną bogatą Veronicą Lodge, która z kolei była zamożną i nieco rozpieszczoną córeczką tatusia. Jeśli wydaje się wam że istnieje granica wytrzymałości przy której wszyscy zarządzają by Archie się ostatecznie zdecydował to się trochę mylicie. Ten miłosny trójkąt (czasem przerywany związkami Archiego z innymi dziewczynami) trwa właściwie od 70 lat. Co prawda w pewnym momencie zdecydowano, że Archie musi się ożenić ale jednocześnie opowiedziano równolegle dwie historie – w jednej Archie decyduje się na ślub z Betty w drugiej na ślub z Veronicą. Ostatecznie jeśli jesteście ciekawi jak się to wszystko skończyło to zwierz może wam powiedzieć, że w pewnej wersji komiksu Archie zginął od postrzału – broniąc swojego przyjaciela senatora. Serio. Tak się poważnie tam zrobiło. Nie mniej to z czym mamy do czynienia to wariacja na temat najnowszej, uwspółcześnionej wersji komiksu.
Warto dodać, że Archie zawsze był postacią którą twórcy bez trudu przenosili w czasie i przestrzeni – nie był to problem tak długo jak długo pewne elementy opowieści pozostawały niezmienne. Można było poczytać o Archiem w przyszłości czy w czasach prehistorycznych, Archie mógł w serialu animowanym śledzić dla szkolnej gazetki przedziwne rzeczy które działy się w Riverdale, mógł też być nieco starszy niż w opowieściach o czasach szkolnych. Wszystko było w tych opowieściach dozwolone (łącznie np. z tym że Archie w jednym z licznych cross overów z innymi bohaterami spotykał np. Punishera a w jednej z nowych serii komiksowych cała miejscowość w której mieszkał padła ofiarą ataku Zombie) póki pewien schemat relacji bohaterów pozostawał właściwie niezmienny. Archie jest więc bardziej jedną z grupy doskonale kojarzonych postaci niż bohaterem o bardzo jasno wytyczonych przygodach. To ważne bo oznacza, że może wam wystarczyć – do nadgonieni lat nieczytania komiksów o Archiem – dowiedzenie się kim są bohaterowie i jakie cechy nosili przez lata. To da wam większość informacji których potrzebujecie.
Jeśli czujecie się zniechęcani to zwierz od razu wam powie, że choć historia Archiego jest długa i bogata to nie musicie doskonale znać komiksu by dobrze bawić się oglądając serial. Nie mniej – im więcej wiecie o bohaterach i ich cechach tym łatwiej będzie wam znaleźć w serialu nawiązana do komiksowych wątków i postaci. Np. kiedy bohaterka podaje datę otwarcia szkoły w której uczą się bohaterowie serialu to jest to ten sam rok w którym Achie po raz pierwszy pojawił się w komiksie. Także świadomość tego, że bohater pewnie długo nie będzie się umiał zdecydować z którą z czterech bohaterek będzie chciał być (w serialu są wszystkie cztery bohaterki z którymi Archie dłużej lub krócej się umawiał) zapewnia nam całe mnóstwo dramy. Ale jednocześnie kiedy kolejne postacie ze świata komiksu pojawiają się na ekranie mamy sporo radochy. Zwłaszcza że mogą się nieco różnić w swojej charakterystyce od tego jakie były w przeszłości. Nie mniej jak zwierz wspomniał – sporo z tych nawiązań staje się bardziej zrozumiałe jeśli tylko poczytamy trochę Wikipedii.
Sam serial – produkowany przez staję CW przypomina trochę cross over Archiego z Gossip Girl. Po pierwsze – to serial w którym bohaterowie, jak na razie wszyscy, są niedorzecznie ładni. Co jest pewną zmianą w odniesieniu do oryginalnego komiksu gdzie Archie był raczej mało przystojny, ale jest już bardzo zgodne z odnowionym (bardzo dobrym!) realistycznym w kresce komiksie o Archiem który zaczął wychodzić w 2015 roku (jako takie nowe poważniejsze podejście do bohatera). Ale nie chodzi tylko o ładne nastolatki. Mamy małą społeczność – uczniów, nauczycieli, rodziców, sekrety (mniejsze i większe) a nawet – co już brzmi jak zupełna nowość – podejrzaną tragedię, która być może okaże się czymś więcej. Gossip Girl przyszła zwierzowi od razu do głowy bo serial zapowiada, że dla fabuły ważne będą nie tylko dzieciaki ale też ich rodzice. Na razie poznaliśmy ojca Archiego, matkę Betty (która jest STRASZNA) i matkę Betty. Zwierz podejrzewa, że będzie o nich jeszcze więcej, bo są to postacie które też mają swoje historie.
Serial z jednej strony bawi jako hołd złożony naprawdę doskonale znanej postaci. Przeniesienie tych bohaterów z idyllicznego miasteczka w którym wszystko zawsze jest tak samo do świata który zdecydowanie nie jest idylliczny ma w sobie olbrzymi potencjał. Zwłaszcza w chwili kiedy ta idylliczna wizja młodości coraz mniej współgra z tym jak patrzymy na Stany. Zwłaszcza te małomiasteczkowe. Ale nawet jeśli nigdy nie mieliście komiksu w ręku to pierwszy odcinek zwiastuje po prostu dobrze zrealizowany serial młodzieżowy z dobrze napisanymi bohaterami. Każda większa postać ma na razie dwa wątki. Jeden – dotyczący relacji szkolnych i drugi który w pewnym stopniu jest tajemnicą dla innych a zwykle dotyczy relacji z rodzicami czy wydarzeń z przeszłości. To dobry układ (podobny do Gossip Girl) bo pozwala nieco lepiej poznać bohaterów i wyjść poza nawias teen dramy. Do tego produkcja jak na razie jest dowcipna i bardzo dobrze nakręcona. Zwierz nie chce za dużo zdradzać ale przynajmniej na początku mamy trochę cudownie wystylizowanych kadrów, i ciekawie (ponownie nawiązującą do komiksu) prowadzoną narrację. Przy czym stylistka serialu jest taka, że kiedy od czasu do czasu mamy jakieś przesadzone sceny czy bohaterów to nadal serial działa. Bo wiemy, że wszyscy są tak naprawdę zarówno sobą jak i chodzącymi archetypami pewnych postaci.
Oczywiście zwierz pisze to wszystko dopiero po pierwszym odcinku. Dobrze zapowiadająca się opowieść może zdecydowanie okazać się mniej ciekawa. Nie mniej zwierz przyzna szczerze, od pewnego czasu czekał na jakiś nowy serial który w stylistyce przypomniałby trochę Gossip Girl (wszystko jest ładne) a jednocześnie oferowałby dobrze napisane postacie (jak na razie najsłabiej wypada Archie ale zwierz wierzy, że jeszcze będą z niego ludzie). To nie jest serial który wyląduje na liście „dziesięciu najwybitniejszych produkcji 2017” ale na razie zdecydowanie się dobrze ogląda i sprawia, że po jednym odcinku chce się więcej. Przy czym to będzie trochę taka teen drama ale przynajmniej można się bawić w odkrywanie co jeszcze się w tym niezmiennym miasteczku mogło zmienić po kilkudziesięciu latach stagnacji.
Zwierz jest ciekawy jaki będzie odbiór serialu u nas i na zachodzie. Podczas kiedy widz polski dostaje po prostu serial o nastolatkach gdzie główny bohater jest rudy to dla wielu widzów w Stanach to postacie które wszyscy doskonale znają. Zwierz jest ciekaw do jakiego stopnia wpływa to na percepcję serialu. W każdym razie jeśli macie jakieś wolne 45 tygodniowo na nowy serial z niedorzecznie ładnymi nastolatkami to zwierz poleca. Musi was jednak ostrzec. To nie jest serial produkcji Netflixa. A to oznacza, że nie dostaniecie całego sezonu na raz. Będziecie musieli jak zwierzęta czekać z tygodnia na tydzień na następny odcinek. Plus jest taki, że przesunięcie względem Stanów jest jakieś niewielkie co oznacza, że będziemy na bieżąco. Zwierz musi przyznać, że to chyba najfajniejsza strona Netflixa – fakt że od czasu do czasu pojawiają się seriale niekoniecznie od nich nadawane w ten sposób, to takie spełnienie marzeń o legalnym oglądaniu zagranicznych seriali. Teraz to możliwe i zwierza to niesamowicie cieszy.
Ps: Zwierz zobaczył zwiastun Santa Clarita Diet i nagle z serialu który „e chyba nie obejrzę” wskoczył on do kategorii „ooo trzeba będzie koniecznie dać mu szansę” zwiastun na pewno jest na Netflixie