Hej
Dzisiejszy wpis może być kontrowersyjny bo zwierz będzie składał samokrytykę ( zupełnie jak za dawnych lat) jednocześnie piętnując wrogów ludu ( zupełnie jak za dawnych lat) a co z tego wyjdzie ? Miejmy nadzieje że nie rewolucja ;) Ale po kolei. Kiedyś nie być krytykiem znaczyło nie być wcale. Dawnymi czasy zanim zwierz chodził po ziemi bywali krytycy filmowi i teatralni którzy zawodowo oglądając filmy i przedstawienia stawali po części integralnymi członkami środowiska a ich zdanie niezależnie od tego czy obiektywne czy nie było słuchane i wyczekiwane. Niektórzy z nich byli naprawdę wybitni żeby przywołać tu chociażby Słonimskiego którego recenzje przeżyły recenzowane spektakle i dziś są po prostu świetną literaturą. Od czasu gdy pojawił się internet zawód krytyka filmowego dokonał jednak znacznej przemiany. Dziś nikt nie chodzi na film po przeczytaniu jednej czy dwóch recenzji w prasie ( no chyba że wpada do kina zupełnie przypadkowo i wybiera to co akurat leci bądź wie że pójdzie na film nawet jeśli wszyscy uznają go za totalną kichę) — zanim się zdecydujemy zapewne przyjedzie nam przeczytać kilkanaście recenzji na ulubionych blogach zarówno krajowych i zagranicznych, czy jakieś krótkie opinie na zaufanym forum. Zwierz czasem musi stwierdzić że od recenzyjnego przybytku nawet jego zaczyna boleć głowa. Zwłaszcza że nie ukrywajmy. Napisanie ciekawej i oryginalnej recenzji to sztuka — sam zwierz nie poczuwa się do bycia członkiem grupy która tą sztukę opanowała. Ne mówi zwierz że recenzje zamieszczone w sieci nie bywają dobre ale zaskakująca jest liczba recenzji które są praktycznie identyczne. Większość blogerów pragnie być obiektywna i poprawna. Streszczają nam pokrótce fabułę, omawiają każdą rolę, reżyserię zdjęcia a na koniec częstują nas jakimś osobistym przemyśleniem ( zwierz wie bo sam przecież tak robi) — mało który bloger pamięta że nie jest już w podstawówce i że nie musi odbębniać pańszczyzny w postaci ramowego zarysowania akcji czy omawiania wszystkich elementów także tych o których nie ma pojęcia ( zwierz zastanawia się ilu recenzentów tak naprawdę zwraca uwagę na takie rzeczy jak zdjęcia — tzn. zwierz zaczął je dostrzegać bardzo późno — przynajmniej jako osobny element warty omówienia — wcześniej były dla niego równie niewidoczne co montaż ). Zwierz oczywiście nie ma pretensji do innych użytkowników sieci że piszą co myślą zwłaszcza że skoro praktycznie nikt nie jest tak szalony by czytać wszystko to trzeba się nieźle nałazić by znaleźć powtarzające się niekiedy całe frazy. Z drugiej jednak strony zwierz dochodzi do wniosku że takie powszechne ocenianie zmieniło raz na zawsze obraz popkultury. Dziś głos recenzenta to pisk w tłumie ( niekiedy i słusznie bo recenzent to przecież gatunek zupełnie osobny wiecznie nie zadowolony i niestety z roku na rok co raz bardziej zmanierowany i skłonny zapomnieć o tym że kino nie jest tylko dla koneserów) zaś film musi spotkać się nie z dziesiątkami ale setkami opinii, rankingów, czy mierników popularności. Zwierz nie dziwi się że co raz częściej kino popularne zaczyna gryźć własny ogon — zadowolić każdego przecież nie sposób, a zwierz nie jest ostatnim ani pierwszym który zaobserwował, że złe recenzje pisze się bez porównania łatwiej niż recenzje dobre. Ilekroć zwierz czyta recenzenta internetowego ubolewającego nad faktem, że ” to już było” czy, że nie zobaczył ” nic nowego” zastanawia się czy winy nie powinien wziąć także na siebie — to przecież on pozytywną czy negatywną recenzją utwierdził producenta w przekonaniu co powinien zaserwować. Jaka więc była by tu konkluzja? Dość paradoksalna. Z jednej strony żyjemy w świecie, w której dość rozpaczliwie pragniemy być wysłuchani ( czyżby co raz mocniej zaznacza się w nas potrzeba interaktywności? Czy nie umiemy już przyjąć, że na coś nie mamy zupełnie wpływu? )Kino to ostatni bastion rozrywki, w której tylko się dostaje a nic się nie daje ( nawet do telewizji można w końcu zadzwonić czy wysłać filmik albo smsa) stąd chyba nasza potrzeba by choć poprzez recenzje nawiązać dialog . Z drugiej jednak strony kino, które nas słucha to kino, które niczym nas nie zaskoczy. Nasz zbiorowy gust wyrażony na piśmie zazwyczaj pokazuje, że tak naprawdę nie chcemy by nasz gust szanowano. Chcemy zobaczyć coś czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy, a więc nie mogliśmy o tym napisać. Zwierz nie namawia was byście przestali pisać recenzje ( jeśli piszecie) ani czytać recenzje ( jeśli czytacie) ale może czas się zastanowić do czego ten wielogłos zmierza? Bo zwierz odnosi wrażenie że to najczęściej mówienie do siebie i choć oznacza to że w końcu mamy inteligentnego rozmówcę to jednak mówienie do siebie zawsze uznawano za przejaw jeśli nie szaleństwa to dziwactwa.
Ps: Spokojnie zwierz nie przestanie recenzować, nie przestanie też czytać cudzych recenzji. Po prostu uświadomił sobie w sumie jakąś jałowość swoich przemyśleń. Może to kwestia pogody. Na coś w końcu trzeba zwalić nastrój do narzekania.