Home Ogólnie You can’t take the sky from me

You can’t take the sky from me

autor Zwierz

 ?

Hej

            

            Zwierz cieszy się, że wczo­ra­jszy wpis cieszył się powodze­niem ( choć musi tu dodać, że nie pow­stał­by gdy­by nie fakt, że zwierz recen­zu­je tak filmy razem ze swoi­mi brać­mi już od lat), ale niekiedy zwierz dochodzi do wniosku, że wiezie się przez świat pop­kul­tu­ry na wózku pełnym kpin i niechę­ci. Tym­cza­sem zwierz jest z natu­ry otwarty i pozy­ty­wny, i chęt­nie pole­ca, doradza i się zach­wyca. Nie może więc umieszczać dzień po dniu kpin i narzekań, to zde­cy­dowanie zbyt sno­bisty­czne. Ta reflek­s­ja, ide­al­nie zbiegła się w cza­sie z odkryciem zwierza, że nigdy jeszcze nie było na jego blogu  wpisu poświę­conego Fire­fly ( wspom­i­nał o seri­alu to tu to tam, ale wpisu nie było).  Obie rzeczy naty­ch­mi­ast wydały w głowie zwierza przy­jem­ny “dzyń” ( tak myśli zwierza cza­sem robią dzyń) i oto macie przed sobą wpis jak najbardziej pozy­ty­wny, wręcz moż­na powiedzieć, że paskud­nie entuz­jasty­czny. Bo musi­cie wiedzieć, że zdaniem zwierza ist­nieje jeden sprawd­zony sposób by zakochać się w Fire­fly — obe­jrzeć. Zdaniem zwierza tylko tyle wystarczy.

 

 

 

 Zaczni­jmy od poglą­dowego Gra­fu, który powinien już na wstępie przekon­ać wszys­t­kich że Fire­fly ma wszys­tkie niezbędne składniki

 

             Ale od początku, bo  sprawy nie wyglą­da­ją dobrze jak może się ze wstępu wydawać. Ser­i­al, o którym zwierz zaraz wam napisze, ma tylko 14 odcinków jed­nego sezonu plus jeden dłu­gome­trażowy film.  Nie było to planowane, ser­i­al po pros­tu został ska­sowany. Więcej odcinków nie będzie bo pro­dukcji zaprzes­tano już sie­dem lat temu. Nikt z resztą chy­ba, nie wskrze­sił­by seri­alu, między inny­mi dlat­ego, że jakoś nie ma popy­tu na opowieś­ci dziejące się w kos­mosie, a do tego, mimo iż fani swój ska­sowany ser­i­al kocha­ją, to jed­nak są wobec niego dość zaz­drośni. Gdy­by ktokol­wiek chci­ał nakrę­cić ciąg dal­szy, musi­ał­by wszys­t­kich sprowadz­ić w jed­no miejsce, od reży­sera i sce­narzysty po ostat­niego człon­ka obsady. Bo Fire­fly to ser­i­al, który chy­ba bardziej niż inne w his­torii pop­kul­tu­ry, zapisał się jako pro­dukc­ja, przy tworze­niu, której wszyscy świet­nie się baw­ili. Tak przy­na­jm­niej głosi leg­en­da mówią­ca o tym, że kręce­nie seri­alu było jed­nym z najlep­szych przeżyć w aktorskim życiu członków obsady — co z resztą chy­ba jest prawdą, sko­ro nadal chęt­nie naw­iązu­ją do swoich ról, nawet jeśli los rzu­cił ich już zupełnie gdzie indziej.  Nie mniej kres dobrej zabawy nad­szedł naprawdę szy­bko bo ser­i­al zdję­to zan­im zdążył skończyć pier­wszą ser­ię. Jak to więc możli­we, że ser­i­al, który skończył się, zan­im zdążył się naprawdę zacząć,  zyskał sobie taką miłość fanów. I zwierza.

 

 

 To jeden z tych seri­ali,  w których widz dosta­je takie sce­ny jakie mu się marzą już w drugim odcinku

 

             Czyn­ników jest kil­ka. Przede wszys­tkim,  sama kon­strukc­ja świa­ta przed­staw­ionego. Więk­szość seri­ali dzieją­cych się w kos­mosie,  staw­ia na różnorod­ność i inność, ale też na nowoczes­ność — wszędzie gdzie sta­je ludz­ka ( lub humanoidal­na) noga na bohaterów,  czy­ha­ją albo obcy albo mnóst­wo zaawan­sowanej tech­nologii. Tym­cza­sem twór­ca Fire­fly ( które­mu zawdz­ięcza­my także Buffy Pos­tra­ch Wam­pirów) stworzył świat łączą­cy dwie rzeczy, które chłop­cy ( ale także niek­tóre dziew­czę­ta i zwierze) lubią najbardziej — podróże kos­miczne i dzi­ki zachód. Pomysł wyda­je się nawet log­iczny — w układzie plan­et, te które zna­j­du­ją się w cen­trum, przy­pom­i­na­ją to co zazwyczaj pokazu­je się w seri­alach sf — wysok­ie wieżow­ce, nowoczes­na tech­nolo­gia, elek­tron­i­ka itp. Nato­mi­ast te na obrzeżach — dopiero kol­o­ni­zowane — przy­pom­i­na­ją dzi­ki zachód — braku­je jedzenia, ludzie jeżdżą kon­no, mieszka­ją w małych społecznoś­ci­ach, hodu­ją bydło i konie — ale przede wszys­tkim strze­la­ją do siebie z pis­to­letów, krad­ną i popeł­ni­a­ją całe mnóst­wo innych paskud­nych przestępstw, które jak sami wiemy są zawsze osią napę­dową dobrego west­er­nu.  Cały ten dzi­wny świat, łączy w jed­no sprawu­jące władzę nad wszys­tki­mi plan­e­ta­mi Przymierze ( w domyśle jest to przymierze amerykańsko- chińskie).  Przymierze jest insty­tucją przy­pom­i­na­jącą nieco Imperi­um z Gwiezd­nych Wojen, ale tylko nieco. Sto­sunek do decyzji o zjed­nocze­niu plan­et, przy­pom­i­na zwier­zowi zde­cy­dowanie bardziej sto­sunek do wyniku wojny Secesyjnej. Nie mniej nieza­leżnie od tego na jaką inter­pre­tację się zde­cy­du­je­my,  to jed­nak zupełnie jed­noz­naczny sto­sunek do Przymierza, wcale nie jest w tym świecie oczy­wisty. Zwierz mniej więcej tak wyobrażał sobie sto­sunek do Imperi­um, w świecie Gwiezd­nych Wojen, gdzie może nie wszys­tkim się podobało, ale nie wszys­t­kich a nawet więk­szoś­ci nie ciągnęło do Rebelii.

 

 

 Zwierz ma słabość do sty­lu seri­alu, który łączy coś cud­own­ie retro z czymś bard­zo nowoczesny,

 

           Obok świa­ta przed­staw­ionego — fajnego samego w sobie, mamy to,  co przesądz­iło zdaniem zwierza, o sukce­sie seri­alu. Galer­ię świet­nie napisanych, dobrze zagranych postaci, którym sce­narzys­ta w każdym odcinku daje zaskaku­ją­co dużo cza­su na po pros­tu bycie sobą. Bo ser­i­al, jak wiele tego rodza­ju, kon­cen­tru­je się na  załodze jed­nego statku kos­micznego. W tym przy­pad­ku to statek nie byle jaki, bo jego zało­ga trud­ni się sze­roko poję­tym trans­portem, a dokład­niej szmu­glowaniem, najróżniejszych rzeczy ( od bydła po chińskie lalecz­ki), plus prze­wozem pasażerów, którzy mają skłon­ność do tego by spraw­iać więk­sze niż drob­ne kłopo­ty i zostawać na statku chy­ba już na zawsze. Teo­re­ty­cznie wyda­je się, że zało­ga statku skła­da się z bohaterów, niezwyk­le podob­nych do wszys­t­kich innych jakich znamy z tego typu pro­dukcji. Hon­orowy kap­i­tan z wojen­ną przeszłoś­cią, jego wierny towarzysz z cza­sów wojny, prosty­tut­ka o dobrym ser­cu, entuz­jasty­czny mechanik, ba zna­jdzie się miejsce nawet dla sza­lonego pilota, mądrego pas­to­ra, szty­wnego lekarza czy głup­ka ze słaboś­cią do prze­mo­cy. Ale ser­i­al każdą tą postać, a właś­ci­wie jej stereo­typ, odrobinę łamie — Hon­orowy kap­i­tan, nie kocha­ją­cy Przymierza ( w cza­sie wojny zde­cy­dowanie opowiadał się za niepodległoś­cią plan­et) bardziej niż o siebie dba o swo­ją załogę. Z jed­nej strony zupełnie nie poważny, nie będą­cy mis­trzem w szmu­gler­skim fachu, z drugiej miejs­ca­mi zaskaku­ją­co okrut­ny i pozbaw­iony skrupułów. Przy tym wszys­tkim pozosta­ją­cy jed­ną z sym­pa­ty­czniejszych postaci jakie zna seri­alowy świat. I nosi dłu­gi płaszcz. Z kolei jego towarzysz z cza­sów wojny,  to nie twardy facet,  tylko jeszcze tward­sza kobi­eta mają­ca jed­ną słabość, jaką jest abso­lutne i aut­en­ty­czne przy­wiązanie do swo­jego męża, pilota statku. Obo­je są jed­ną z bardziej uroczych par jakie zwierz widzi­ał w seri­alach sf.  Mechanikiem zaś nie jest umoru­sany far­bą sza­le­niec, tylko wiecznie uśmiech­nię­ta, niesamowicie pogod­na dziew­czy­na, która po pros­tu kocha stat­ki, sil­ni­ki i wszys­tko co mechan­iczne.  Zwier­zowi jed­nak chy­ba najbardziej podo­ba się kon­cepc­ja bohater­ki, która jest licencjonowaną kur­tyzaną, i która dzię­ki swo­jej bard­zo bogatej klien­teli, oraz wysokim stan­dar­d­om usług, ma wyższy sta­tus społeczny niż wszyscy pozostali pasażerowie. Jej postać jest o tyle ciekawa, że bierze dobrze znany motyw i obra­ca go o 90 stop­ni — bo pomysł by auto­ry­tetem na dale­kich plan­e­tach, cieszyła się właśnie kur­tyzana jest dość ciekawy. Jak już zwierz pisał dużo miejs­ca w każdym odcinku poświę­ca się codzi­en­nemu życiu bohaterów — jest to chy­ba ulu­biony ele­ment seri­alu — przy­na­jm­niej dla zwierza — moż­na obser­wować jak zało­ga wal­czy z nudą w cza­sie długich podróży, jak je paskudne posił­ki czy po pros­tu nic nie robi. Przy czym spoko­jnie — w każdym odcinku mieś­ci się wystar­cza­ją­co dużo akcji. Nie mniej zwierz nastaw­iony raczej na seri­ale oby­cza­jowe, cieszy się ilekroć komuś przy­chodzi do głowy, że aby naprawdę pol­u­bić bohaterów trze­ba ich też zobaczyć w sytu­acji gdy ktoś nie przys­taw­ia im lufy do skroni.

 

 

 Główny bohater, jest szla­chet­ny, lojal­ny ale nigdy ale to nigdy nie zawacha się strzelić kiedy trzeba.

 

             Dobra ter­az najważniejszy punkt — ser­i­al jest zabawny. I to nie tak przy­pad­kowo zabawny, tylko naprawdę zabawny. Trochę jak Buffy gdzie atmos­fera była taka, że moż­na było równie dobrze trak­tować całą his­torię zupełnie poważnie, ale częś­ciej widzi­ało się tu ele­men­ty pastiszu. W Fire­fly zabawne są odcin­ki, poje­dyncze sce­ny i dialo­gi, ale także same posta­cie. Żad­na z nich nie jest 100% kome­diowa, ale żad­na z nich nie jest też pisana 100% na poważnie. Tak naprawdę, to między inny­mi dzię­ki sporej daw­ce humoru, ser­i­al uni­ka wszel­kich ewen­tu­al­nych mielizn sce­nar­iusza ( bądź co bądź to ser­i­al o szmu­gler­ach w kos­mosie, który wyglą­da jak dzi­ki zachód — bez odrobiny humoru nie prze­jdzie).  To, że ser­i­al jest śmieszny to też zaletą świet­nej obsady. Przede wszys­tkim rola kap­i­tana Mal­col­ma Reynold­sa,  w wyko­na­niu Nathana Fil­liona to jed­na z tych małych telewiz­yjnych perełek. Fil­lion to jeden z niewielu aktorów, którzy potrafią być jed­nocześnie bard­zo śmieszni, super poważni i jeszcze do tego wszys­tkiego, naty­ch­mi­ast lubimy wszys­tkie ich posta­cie ( z drugiej strony — wszys­tkie grane przez niego posta­cie są do siebie podob­ne). Zwierz bard­zo lubi tego akto­ra przede wszys­tkim dlat­ego, że należy do eli­tarnej grupy aktorów, którzy nie tylko gra­ją w fil­mach czy seri­alach sf ale także sami pub­licznie przyz­na­ją się do swo­jego geekow­st­wa ( do tej grupy należą min. Simon Pegg czy David Ten­nant). Zwierz ma zawsze słabość do geeków, którym się uda­je i co ważniejsze, którzy się swo­jego nad­miernego entuz­jaz­mu nie wsty­dzą. Obok Fil­liona w seri­alu lśni też Adam Bald­win swo­ją abso­lut­nie cud­owną rolą,  kom­plet­nego idio­ty. Robi­e­nie z siebie bru­tal­nego głup­ka, jest trud­niejsze niż się może wydawać ale Bald­win opanował tą sztukę ide­al­nie. Z resztą zwierz mógł­by się roz­wodz­ić nad cała obsadą, którą z resztą chy­ba łączy podob­ne zamiłowanie do sf — bo jak zwierz sprawdzał rozpierzch­li się po całej masie pro­dukcji  tego gatunku jak Kro­ni­ki Sary Con­nor czy V.

 

 

 Jeśli nie zna­cie seri­alu ta sce­na nic wam nie mówi, ale kiedy zostaniecie fana­mi, to zdanie stanie się czym w rodza­ju rozpoz­naw­czego hasła.

 

           Jed­nak zwierz pol­u­bił czy nawet nie bójmy się wiel­kich słów pokochał Fire­fly za rzeczy drob­ne. Jak na przykład za to, że już w tych 14 odcinkach znalazł jeden, którego nigdy by się nie spodziewał w pier­wszej serii jakiegokol­wiek seri­alu — odcinek ” Out of gas” nie dość, że dzieje się w trzech planach cza­sowych,  to jeszcze pokazu­je jak każdy z bohaterów  znalazł się na statku — takie odcin­ki daje się w trze­ciej serii,  a nie w pier­wszej, mimo że to właśnie w pier­wszej bardziej intere­su­je nas przeszłość bohaterów — jest to z resztą ulu­biony odcinek zwierza. Poza tym zwier­zowi podo­ba się, że tu w strze­lan­i­nach łat­wo nasz bohater może zostać ran­ny, że to iż ktoś kieru­je ku nam pis­to­let oznacza, że może z niego wys­trzelić, że sce­narzyś­cie udało się ominąć amerykańską cen­zurę, w tak cud­own­ie prosty sposób — nasi bohaterowie klną na potęgę, tyle że po chińsku. Ba zwierz po raz pier­wszy zła­pał się na tym, że uwiel­bia oglą­dać czołówkę, głównie za sprawą świet­nej piosen­ki do napisów początkowych.  To drob­ne ele­men­ty ale spraw­ia­ją, że mamy do czynienia z czymś odrobinę innym niż zazwyczaj, co zdaniem zwierza zawsze jest olbrzymim plusem.

 

 

 Zwierz zła­pał się na tym, że ani razu nie przewinął czołów­ki seri­alu. Ogól­nie całość ma świet­ną muzykę.

 

            Może­cie zapy­tać, co takie cudo robi na półce z niedokońc­zony­mi seri­ala­mi, zami­ast właśnie zaczy­na tri­um­fal­nie dziewiątą ser­ię. Cóż, stac­ja ska­sowała ser­i­al ze wzglę­du na małą oglą­dal­noś­ci i wysok­ie kosz­ty pro­dukcji. Rzeczy­wiś­cie kiedy patrzy się na Fire­fly widać, że wydano na nie więcej kasy niż na prze­cięt­ny ser­i­al real­i­zowany dla telewiz­ji kil­ka lat temu, fakt, że efek­ty spec­jalne nie kłu­ją za bard­zo po oczach nawet dziś,  powinien mówić sam za siebie. Jed­nak tym co chy­ba najbardziej pognębiło Fire­fly jest fakt, że pokazy­wano je w telewiz­ji FOX,  czyli tej samej telewiz­ji, która dostar­cza mil­ionom amerykanów hity takie jak Bones, czy House. Tym­cza­sem im dłużej zwierz oglą­da Fire­fly tym bardziej przekonu­je się, że mimo swo­jej genial­noś­ci,  kos­miczny west­ern to jeden z tych gatunków, które nigdy nie zna­jdą swo­jego miejs­ca na szczy­cie ramów­ki pop­u­larnej stacji. Być może gdy­by ser­i­al wypro­dukowano dla Syfy, czy innego kanału kon­cen­tru­jącego się na tego typu pro­dukc­jach,  mógł­by mieć nieco więcej odcinków. Nie mniej trze­ba przyz­nać, że ów krót­ki żywot tylko pogłębił sta­tus seri­alu jako kul­towego. Zwierz rzad­ko pisze o czymś, że jest kul­towe ale kiedy ser­i­al, który nadawano nie cale pół roku doczekał się fil­mu, komik­sów i mnóst­wa fanów wtedy zwierz jest gotowy przyz­nać, że nie jest to pier­wsza lep­sza pro­dukc­ja. Zwierz przez lata wyko­rzysty­wał zna­jo­mość Fire­fly czy właś­ci­wie świado­mość ist­nienia tego seri­alu, jak papierek lak­mu­sowy, wskazu­ją­cy jak bard­zo ktoś jest wkrę­cony w amerykańską pop­kul­turę — bo w sum­ie to jeden z tych ciekawych przy­pad­ków gdzie nawet jeśli się seri­alu nie widzi­ało to moż­na było o nim słyszeć cho­ci­aż­by w kon­tekś­cie niesamow­itych fanów.

 

 Fakt, że statek kos­miczny nawet dziś wyglą­da całkiem w porząd­ku świad­czy o tym ile pieniędzy włożono na jego wyko­nanie te kil­ka lat temu

 

Zwierz nie będzie wam wmaw­iał, że Fire­fly to najlep­sza rzecz jaka przy­darzyła się telewiz­yjnym seri­alom sf od cza­su Star Tre­ka — zwierz nie jest tak sza­lony. Raczej chce wam pole­cić, że jeśli zna­jdziecie czas to żebyś­cie rzu­cili na ser­i­al okiem. Nie straci­cie cza­su, zobaczy­cie coś innego a przede wszys­tkim przetes­tu­je­cie teorię zwierza, że żeby zakochać się w Fire­fly trze­ba po pros­tu ser­i­al zobaczyć. I to w sum­ie wystarczy

 

 

 To tweet sprzed dwóch dni pokazu­ją­cy, że aktorom seri­alu nadal tęs­kno do starej pro­dukcji nawet jeśli mają już własne nowe projekty

 

Ps: Zwierz musi jeszcze na chwilkę naw­iązać do wczo­ra­jszej pre­miery Gry o Tron. Zwierz nie jest fanem więc nie będzie się rozpisy­wać, ale dlaczego HBO upiera się by nazy­wać ser­i­al “leg­en­darnym”? Leg­en­darne to są smo­ki, seri­ale mogą być najwyżej pop­u­larnej, wyśmien­ite czy po lat­ach kul­towe. Ale Leg­en­darne tylko wtedy kiedy zgu­bimy pro­gram telewizyjny.

 

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online