Zwierz od czasu do czasu – ma nadzieję, że niezbyt często pisząc o filmach powołuje się na swoje historyczne doświadczenie. Jednocześnie za pośrednictwem maila i aska dostał wiele pytań z których wynika, że dla wielu czytelników zwierza oglądanie filmu z wykorzystaniem historycznego wykształcenia oznacza coś nieco innego niż dla zwierza. Dlatego, zwierz egocentrycznie postanowił o tym napisać.
Jedną z rzeczy których błyskawicznie uczysz się jako historyk to nie porównywanie urody pięknego Edwarda IV z jego portretami z epoki. Po co sobie psuć taką ładną wizję (Edwarda gra zawsze ładny Max Irons)
Zacznijmy od tego, że jeśli chodzi o ludzi z wykształceniem historycznym istnieje kilka jak to się ładnie mówi mylnych błędów. Po pierwsze całkiem sporo osób jest przekonanych że historycy znają całą historię. Prawda jest taka, że tylko niewielka ilość osób obdarzona doskonałą pamięcią jest w stanie przywołać z pamięci wydarzenia z każdej epoki (przypisując im jeszcze odpowiednie daty) czy na poziomie wyższym niż wymaga tego matura z tego przedmiotu. Istnieje też cała grupa osób która o pewnych epokach naprawdę nie wie za dużo – chociażby dlatego, że szkolna wiedza obejmuje jedynie drobny ułamek tego co naprawdę o danej epoce trzeba wiedzieć. Inna założenie to stwierdzenie, że historycy interesują się historią. To nie do końca tak wygląda. Większość historyków jeśli nie wszyscy interesują się swoim wybranym okresem, swoją wybraną dziedziną historii czy jakimś konkretnym zagadnieniem z danego okresu. Oznacza to, że napotkacie w swoim życiu historyków których podniecają rozmowy o lufach czołgów, takich którzy nie do końca umieją odróżnić czołg od haubicy, czy takich dla których czołgi to rzecz nie przynależna do zainteresowań historycznych bo wszak jest młodsza niż dwieście lat. Zwierz znał mediewistów których interesowało tylko pięćdziesiąt lat historii Francji i dwudziestowieczników zafiksowanych na jednym froncie II wojny światowej. Zwierz zna też ludzi dla których liczy się tylko historia polityczna i takich którzy nie umieją po kolei wymienić władców Polski ale po stroju powiedzą ci dokładnie w której dekadzie którego wieku jesteśmy. Dyskusja pomiędzy takimi historykami jest podoba do dyskusji pomiędzy człowiekiem który zajmuje się malowaniem płotów i malowaniem obrazów abstrakcyjnych – niby obie strony malują ale na tym jest koniec podobieństw. Zwłaszcza, że np. zwierz do swoich prac nad pewnymi aspektami historii XX wieku potrzebuje jedynie umiejętności pisania, podczas kiedy jego znajomi którzy zajmują się zdecydowanie bardziej klasycznie pojmowaną historią muszą umieć czytać rękopisy, znać się na tych wszystkich pieczęciach, symbolach i przedziwnych językach które już nie są łaciną a jeszcze nie są językiem narodowym. Innymi słowy – historyk oznacza milion różnych rzecz i w sumie każdy historyk powinien na wstępie doprecyzowywać czym dokładnie się zajmuje.
Dla niektórych właściwy krój sukni jest absolutnie kluczowy. Inni nie będą wam umieli powiedzieć czy taka sukienka w ogóle jest z właściwej epoki
No dobra tyle tytułem wstępu a teraz przejdźmy do pytania jak właściwie posiadanie takiego wykształcenia wpływa na oglądanie filmów. Po pierwsze zwierz musi przyznać, że wiele zależy od nastawienia względem filmu, fabuły, aktorów i w ogóle tego co widzi się na ekranie. Jeśli film jest dobrze zrobiony, zagrany a akacja doskonale poprowadzona to choćby korzystano z telefonów komórkowych w siedemnastym wieku widz- bez względu na wykształcenie – dojedzie do wniosku, że przecież to jest całkiem możliwe i niesłychanie dla fabuły konieczne. Zwłaszcza, że dobre filmy mają to do siebie, że przypominają nam wszystkim, iż kino to przede wszystkim gra wyobraźni, w której ważniejsza jest opowiadana historia niż coś co można byłoby nazwać historycznym realizmem. Zwierz nie wierzy zresztą w historyczny realizm w filmach bo jednak mimo wszystko nie jesteśmy (ani nie powinniśmy) przyjąć standardów zachowań a przede wszystkim wyglądu z przeszłości. Dlatego też ten historyczny brzęczyk z tył głowy zwykle oznacza, że mamy do filmu pewne zastrzeżenia nie tylko z punktu widzenia historycznego realizmu (albo jego udawania) a to jest tylko jedna z tych rzeczy, która przeszkadzała nam na równi ze średnim aktorstwem czy źle poprowadzoną narracją. Innymi słowy – historyk wyłazi ze zwierza częściej w chwilach złośliwości niż zachwytu.
Powiedzmy sobie szczerze gdyby Orlndo Bloom wyglądał jeszcze trochę lepiej w ciuchcach z epoki może łkanie nad Króletwem Niebieskim było by nieco cichsze.
Druga sprawa to tak jak nie każdy historyk zajmuje się tym samym tak nie wszystkich to samo irytuje. Zwierz znalazł się kiedyś w towarzystwie historyków wojskowości na filmie wojennym rozgrywającym się w czasie wojny w Afganistanie ( Co prawda tej rosyjskiej ale wciąż mówimy więc o niedalekiej przeszłości). Jakież to było przedziwne przeżycie oglądać film z sączonym do ucha komentarzem dotyczącym nieprawidłowego (bądź prawidłowego) uzbrojenia żołnierzy w kolejnych scenach. Innym razem zwierz miał okazję trzymać za rękę mediewistę który podjął szaloną próbę obejrzenia Królestwa Niebieskiego. To było traumatyczne doświadczenie dla tej jednostki (dla zwierza też ale z nieco innych powodów). Był też zwierz świadkiem niemal rzucania się na pilota by zrobić pauzę i omówić dlaczego dana sukienka pod żadnym pozorem nie miała prawa znaleźć się w tej ekranizacji Jane Austen. Wiele można jeszcze wymieniać ale wszystko sprowadza się do prostej refleksji że drażnić może wiele elementów. Co drażni zwierza? Głównie dwie sprawy. Jedna którą omawiał wielokrotnie – zasiedlanie przeszłości postaciami na wskroś współczesnymi (doskonały przykład to DI Reid z Ripper Street – człowiek tak bardzo współczesny jak tylko się da). Druga – już nieco mniej widoczna to wrzucanie zachowań związanych z publicznym okazywaniem sobie uczuć do epok w których takie zachowania byłby niemożliwe. Zwierz tego nie lubi bo uważa to za lenistwo twórców, którzy ponownie – idą na skróty przenosząc współczesne zachowania na przeszłość by nie musieć się za bardzo przejmować tym jak zachowaliby się bohaterowie żyjący w zupełnie innym świecie (bo przeszłość to nie inne czasy ale inny świat).
Inspektor Reid zawsze jest taki smutny bo to po prostu współczesny człowiek zamknięty w przeszłości. Doktor powinien przylecieć swoją TARDIS i zabrać go do współczesności
Jednak tym co zwierzowi najbardziej przeszkadza to kuszenie widza wersją historii prawdziwej. Trochę w ostatnich latach nam się takich filmów pojawiało w której przekonywano nas że oto zobaczymy prawdziwą historię wojny Trojańskiej, Robin Hooda czy dajmy na to Szekspira. Przy czym każda z tych prawdziwych historii po pierwsze wymagała dopisania strasznie dużo nieprawdziwej historii, po drugie zaś stwarzała – strasznie denerwującą zwierza iluzję – że w ogóle jakaś prawdziwa historia jest. Bo oczywiście zwierz rozumie, że chodzi o pewien realizm ale tak naprawdę wmawianie ludziom, że oto film pokaże prawdziwą historię czegokolwiek jest denerwujące. Zwłaszcza, że zazwyczaj pod sam koniec okazuje się, że twórcy zastępują jedną bajkę drugą. Zaś ogólnie samo hasło „prawdziwa historia” w odniesieniu do filmów winno oznacza, że ktoś gdzieś coś usłyszał a potem przekręcił, podkręcił, wykreślił połowę dodał trzy wybuchy, trochę krwi i jeden obowiązkowy kobiecy biust i proszę mamy scenariusz filmowy. Penie gdzieś w sejfie w Hollywood leżą dokładne proporcje pisania historii prawdziwych. Co ciekawe zwierzowi zupełnie nie przeszkadzają historie w założeniu nieprawdziwe – jeśli Quentin Tarantino postanowił zabić Hitlera w Bękartach Wojny to zwierz może mu tylko przyklasnąć. Zwłaszcza, że jak zwierz wielokrotnie pisał – zdaniem zwierza jest to dowód na wiarę w moc kina która pozwala kształtować to czego nie możemy zmienić. No ale to Tarantino zwierz mu właściwie prawie wszystko wybaczy.
Film nie ma obowiązku być wiernym historycznym faktom. Ale jeśli ma być niewierny to twórca musi wiedzieć dlaczego i mieć pomysł. Tak jak Tarantino który zrobił rzeczy niemożliwe ale trafił bingo
Trzeba jednak przyznać, że tak naprawdę oglądanie filmów przez pryzmat historyczny wcale nie oznacza biegania z miarką i sprawdzania czy bohaterki nie noszą odrobinę za krótkich sukienek, przyglądanie się czy nie noszą makijażu w czasach w których by się nie umalowały czy zastanawianiu się czy w danym wieku był już dostępny taki model muszkietu. Tak naprawdę historyczne oglądanie filmów sprowadza się do dwóch rzeczy które z wyłapywaniem nieścisłości nie mają nic wspólnego. Pierwsze to zadanie sobie kilku pytań odnośnie zamiarów twórcy. Kiedy oglądamy film w których jedni są źli a drudzy dobrzy zawsze uważnie przeglądamy się kto w danym momencie jest tym złym a kto dobrym. Kiedy jakiejś postaci historycznej brakuje zastanawiamy się dlaczego, jeśli jakaś się pojawia – podobnie. Wybór wydarzeń, z przeszłości, narracja, strona po której opowiada się twórca – to najważniejsze pytania jakie zadaje sobie historyk oglądający film. Żeby nie mówić ogólnikami kilka przykładów. Weźmy serial Garrow’s Law. Cudowny serial o osiemnastowiecznym angielskim prawniku, oparty o prawdziwe sprawy. Serial jest przecudowny, doskonale zagrany i zwierz pisał o nim nie raz w zachwycie. Ale poza tym zachwytem zwierzowi towarzyszy jeszcze cały czas refleksja związana z tym jaki sprawy dobrano i jak pokazano nam skazańców oraz wyrok. Nie trudno dostrzec, że twórcy serialu odwołując się do współczesnej wrażliwości i współczesnego prawodawstwa chcą przede wszystkim pokazać widzom jak w przeszłości działał system sprawiedliwości, jak okrutny i niesprawiedliwy potrafił być. To nie jest skomplikowana refleksja ale jeśli zestawimy Garrow’s Law z kilkoma innym serialami (min. Poldark) od razu widzimy że istnieje przynajmniej w świecie brytyjskiej telewizji dość silny trend do takiej odsuniętej w czasie krytyki dawnego systemu prawnego. Można rozważać czy mamy do czynienia ze wstydem czy z czymś co jest zakorzenione w kulturze brytyjskiej (np. Little Dorrit) ale niewątpliwie dostrzegamy, że coś związanego z historią stanowi problem w filmach czy serialach. To zdecydowanie ciekawsze niż pytania o peruki. Podobnie omawiany kiedyś przez zwierza problem pokazywania klas wyższych i ich relacji ze służbą w Downton Abbey – wiemy kto pisze serial, wiemy jakie ma podejście do przeszłości i jaki obraz klasy wyższej chce kształtować. Teraz możemy oglądać jak historia staje się narzędziem w rękach scenarzysty który kształtuje w głowach widzów pewne wizje.
Garrow’s Law pozwala na refleksję nad stosunkiem anlików do ich prawodastwa a jednocześnie dzięki temu, że dzieje się w czasach kiedy modne były pończochy pozwala się trochę pogapić na łydki angielskich aktorów (zwierz jest w stowarzyszeniu „Przywróćcie nam męską łydkę” pod wezwaniem „Pończochy to był taki dobry trend w modzie męskej” )
Czasem historyczne spojrzenie pokazuje też problem z radzeniem sobie z pewnymi zjawiskami w ogóle w narracji historycznej na przykład – dzielnie na dobrych (sprawiedliwych) i złych. Spójrzcie na film Furia z Bradem Pittem. W filmie jest doskonała pełna napięcia sekwencja w której amerykańscy żołnierze wchodzą do niemieckiego miasteczka. Kobiety które tam zastają w jednym z mieszkań są przerażone. Doskonale wiemy czym – wizją gwałtu. I powiedzmy sobie szczerze – gwałt nie byłby niczym dziwnym – zwłaszcza w konwencji tego jak prowadziło się i prowadzi wojny. Ale to film amerykański i amerykańska przeszłość. Dlatego gwałtu nie będzie i choć jeden z żołnierzy prześpi się z dziewczyną to się niej od razu (ze wzajemnością) zakocha. Mało prawdopodobne ale trzeba uciec przed wizją która naruszyłaby dychotomiczny podział na tych złych (Niemców) i tych dobrych (amerykanów) I choć Furia rzeczywiście robi trochę by Amerykanie nie byli aż tak kryształowi (nawet jeśli walczysz po właściwiej stronie wojny to nie znaczy że twoje zachowania w czasie wojny zawsze są właściwie) jak zwykle to jednak pewnych tabu nie przełamie. Zresztą czasem nawet niewielka scena zdradza pewien sposób w jaki reżyser chce byśmy postrzegali historię. Doskonale widać to było niedawno w Złotej Damie gdzie dzień Anschlussu Austrii pokazano jako wyczekiwane radosne święto. Nie sposób nie odczytać takiej sceny jak jasne przedstawienie widzowi kto w tej historii będzie dobry a kto zły. Przy czym to jest płynne bo jak wszyscy wiemy w Dźwiękach Muzyki dobrzy Austriacy nie mogli się z Anschlussem pogodzić. To kto w danym momencie jest dobry a kto zły nie zależy tylko od historii ale głównie od twórców.
Furia dobrze pokazuje o czym w kontekście amerykańskiej armii opowiadać już możemy (przemoc) a o czym wciąż rozmawiać nie chcemy (np. gwałty). Głównie dla zachowania równowagi dobrych i złych
Poza tym istnieje jeszcze jeden sposób spoglądania na filmy – który też jest przypadłością wielu historyków. To już traktowanie filmów jako typowe źródło historyczne. W tym przypadku zadajemy sobie dokładnie te same pytania co powyżej ale już do filmów starszych. Dlatego też Bondy są takim cudownym zapisem stosunków międzynarodowych w XX wieku gdzie można wyczytać kto z kim miał kosę a kto z kim sztamę. Dziś zaś można wyczytać jakie rynki zbytu były dla twórców Bonda najbardziej interesujące. Pod tym względem doskonałe jest polskie kino. I to jest trochę tak jak z przeklinanymi niekiedy przez historyków komediami Barei, które tak skutecznie ośmieszały PRL że zakonserwował się w pamięci wielu jako okres raczej śmieszno paranoiczny. Ale już zadanie sobie pytanie z czego władza za własne pieniądze (przecież komedie Barei nie powstawały ze środków prywatnych bo prywatnych filmów za PRL nie kręcono) pozwalała się śmiać – to już zupełnie inna kwestia. Zresztą takich pytań można filmom zadawać wiele zawsze dostając bardzo ciekawe odpowiedzi (jeśli wychodzimy poza kwestię tego co pokazywano w filmach a wchodzimy w pytanie kto i dla kogo produkował filmy dostajemy jeszcze więcej ciekawych odpowiedzi)
Chcesz poznać konflikty XX wieku? Dowiedz się co u Bonda (choć jak wszyscy wiemy i tak za wszystkim stoi WIDMO)
Na samym końcu mamy to ostatnie najbardziej klasyczne spojrzenie na film jako źródło. Węgierski film kręcony w Warszawie tuż przed wybuchem II wojny (w sierpniu), gdzie zachowały się ostatnie obrazy miasta które już nigdy nie miało wyglądać tak samo. Wnętrza których nie ma, budynki które wyglądają zupełnie inaczej, stroje noszone jako codzienne a potem przechodzące do wspomnień, nowoczesne meble które potem lądują wśród antyków. Filmy nie są idealne w zachowywaniu rzeczywistości ale ich ilość pozwala dostrzec pewne rzeczy, które musiały być dla widza czytelne. Jakieś drobne zachowania z przeszłości, które kompletnie zanikły a zachowały się gdzieś w filmach – zarejestrowane najczęściej bez intencji, po prostu jako fragment codzienności. Coś jak te kapelusze, które noszą absolutnie wszyscy mężczyźni w starszych filmach a które potem stopniowo giną – zarówno w życiu jak i w kinematografii. Do tego kino przechowuje nam całkiem sporo naszej historii społecznej pokazując jak np. przesuwają się nasze granic tego co uważamy za przyzwoite czy piękne (wszak kino ładnie konserwuje kanony piękna konkretnych epok). Innymi słowy zwierz oglądając po raz setny Casablancę zadaje sobie setki pytań ale nie o akcję tylko o moment powstania (choć to średni przykład bo Casablanca jest filmem ówcześnie współczesnym).
Ok dobra jak zwierz ogląda Casablancę zastanawia się głównie jak ktoś mógł napisać tak koszmarnie łzawe dialogi do paryskiej części filmu
Zwierz podobnie jak większość z was jest chodzącym zbiorem wiedzy, wykształcenia, doświadczenia, zainteresowań, stereotypów, przesądów, uprzedzeń i sympatii. W czasie oglądania filmu najczęściej cały ten zbiór gra razem sprawiając że klaszczemy na Bękartach Wojny i mamy ochotę kogoś (nawet wiemy kogo) udusić kiedy oglądamy Exodus:Bogowie i Królowie. To czy odezwie się w nas takie a nie inne uczucie jest najczęściej wynikiem splotu tych naszych wszystkich informacji i emocji. Co nie zmienia faktu, że posiadanie historycznego wykształcenia i zajmowanie się historią (choć zwierz nadal pamięta słowa swojego przyjaciela który wątpił czy coś co wydarzyło się zaledwie100 lat temu naprawdę jest historią) czasem sprawia, że zwierz jest czymś bardziej zainteresowany albo zadaje sobie inne pytania, niż gdyby tego wykształcenia nie miał, albo nie był zainteresowany historią. Choć z drugiej strony zwierza zawsze bawi kiedy ktoś pyta czy zwierz ma jakąś opinię „jako historyk”. Zwierz ma opinię przede wszystkim jako zwierz, a dopiero potem n którymś miejscu jako historyk. Istnieje możliwość że jedno z drugim jest nierozerwalne (licząc historyków w rodzinie zwierza coś musiało się przedostać do DNA !) ale nie zmienia to faktu, że raczej trudno wyłuskać to co historyczne od tego co zwierzowe. Co nie zmienia faktu, że ilekroć z ekranu średniowieczny władca błyska bielą białych idealnie prostych zębów tylekroć zwierz błyska swoimi (nie tak idealnie prostymi) zębami w uśmiechu zrozumienia. Historia bowiem filmy inspirować lubi, ale kiedy ktoś chwyta za kamerę wycofuje się cicho tylnymi drzwiami. Płochliwa z niej dama.
Ps: Zwierz został przez znajomych zmuszony do obejrzenia dwóch seriali więc jak zniknie i nie będzie z nikim rozmawiał to nie wincie zwierza. Wińcie ludzi którzy uważają, że zwierz MUSI coś obejrzeć ;)
Ps2: Serio zwierz czasem myśli, że nigdy nie napisze lepszego postu niż ten o kaloryferach. Dzięki za wszystkie wczorajsze lajki i komentarze. To było bardzo śmieszne doświadczenie.