Raz na jakiś czas trzeba spróbować czegoś nowego. Zwierz nigdy nie pisał recenzji komiksu i nawet nie za bardzo wie jak to się robi ale od wczoraj jest w posiadaniu takiego cudu, że musi mu poświęcić choć jeden wpis. Bo zwierz przywiózł sobie z Łodzi Sprawiedliwość.
To fascynujące kiedy czytasz komiks który ma tak doskonałą dorosłą grafikę a potem autor sam przyznaje że największą inspiracją do stworzenia komiksu była kreskówka z lat 70 Super Friends (a zwłaszcza Challenge od the Super Friends gdzie występuje Legion of Doom) – patrzysz na kreskówkę , patrzysz na komis, patrzysz znów na kreskówkę i dochodzisz do jedynego słusznego wniosku – niech dzieciaki oglądają co chcą jak będą dorosłe może z tego wyjść coś naprawdę ciekawego
Musicie wiedzieć, że pośród ukochanych komiksów zwierza są dwa bardzo znane tytuły – Marvels i Kingdom Come. Zwierz sięgnął po każdy z nich kiedyś w księgarni i zakochał się po uszy. Oba – poza doskonałą fabułą – łączy jeszcze jedno. Nie dające się z niczym pomylić rysunki Alexa Rossa. Zwierz ma teorię że człowiek nie wie kto jest jego ulubionym komiksowym artystą dopóki nie spojrzy na swoje ukochane komiksy i nie znajdzie jakichś dziwnych prawidłowości – niekoniecznie od razu uświadomionych. Zwierz z początku zupełnie nie wiedział, że lubi Rossa dopóki nie zdał sobie sprawy, że wyżej wymienione komiksy zdejmuje z półki często tylko po to by sobie popatrzeć. Co ciekawe zwierz wie, że taka malarska, zamierzenie staroświecka kreska nie wszystkim pasuje (zwierz np. widzi w niej coś ze swojego ukochanego Ewarda Hoppera) a niektórych wręcz odstrasza. Nie zmienia to faktu, że kiedy zwierz dowiedział się, że pojawi się polskie wydanie Justice (czyli Sprawiedliwości) wiedział,że na pewno je sobie kupi. Chociażby dla rysowanych przez Rossa charakterystycznych okładek kolejnych odcinków opowieści (za komiks odpowiedzialnych jest trzech autorów Alex Ross, Doug Braithwaite i Jim Kreuger).
Sprawiedliwość jest po prostu niesamowicie ładnym komiksem – przynajmniej w percepcji zwierza który na okładki kolejnych zeszytów składających się na cykl mógłby się gapić godzinami
Sama historia właściwie wydaje się dość prosta – oto zrzeszeni w Lidze Sprawiedliwych super bohaterowie stają w obliczu dość trudnego do zaakceptowania faktu. Ich przeciwnicy zamiast niszczyć świat i wprowadzać chaos zaczęli go naprawiać. Jak wiadomo kiedy super łotr zaczyna zajmować się czymś dobrym to na horyzoncie czai się jakaś katastrofa. Zwierz nie będzie przed wami ukrywał, że początek serii jest zdecydowanie lepszy niż jej koniec. Na początku mamy bowiem doskonale utrzymywane napięcie – co się stanie z bohaterami, dlaczego świat stanął na głowie i co znaczą prześladujące super złoczyńców koszmary. To ciekawe przyglądać się jak scenarzyści komiksowi stopniują napięcie jednocześnie starając się zrobić coś co wydaje się właściwie niemożliwe – przekonać nas że super bohaterowie nie tyle są w kłopotach co są pokonani. Jednocześnie jednak w tej – wcale nie takiej głębokiej – historii pojawiają się całkiem ciekawe uwagi. Jedną z ulubionych zwierza jest refleksja nad tym, że tak właściwie super bohaterowie nie zmieniają świata na lepsze tylko utrzymują pewne status quo. Innymi słowy pokonają wielką kałamarnicę z kosmosu ale nie rozwiążą problemu głodu. Ciekawy wątek w dyskusji o super bohaterstwie. Poza tym jednak komiks jest trochę jak większość Hollywoodzkich produkcji – ma niezłe dialogi i dobre sceny ale też całkiem sporo bijatyki w której rzucane teksty nie są jakoś bardzo głębokie (w komiksie znajdziecie tekst „Spójrzcie jestem kosiarką”). Choć z drugiej strony – nie sposób dostrzec, że jednak gdzieś pomiędzy rozwiązaniami jak z kolejnych filmów super bohaterskich pojawia się znacznie więcej refleksji nad charakterem superbohaterstwa (a także nad definicją złoczyńcy). Zwłaszcza kiedy w jednej z części historii przeciwnicy naszych bohaterów postanawiają wykorzystać ich słabe punkty – rodziny i pomocników. Zwłaszcza Batman okazuje się zaskakująco refleksyjny. Nie jest to co prawda refleksja na poziomie Marvels czy Kingdom Come, ale coś jednak da się wyłuskać (choć zwierz zgadza się że tymi którzy twierdzą, że w całości najciekawszy jest wstęp scenarzysty).
W pewym momencie opowieści bohaterowie muszą założyć zbroje. Wszyscy myślimy tylko o jednym „Dlaczego Batman zawsze musi mieć najfajniejszą zbroję „
Inna sprawa to sami bohaterowie. W tym układzie – jest ich całkiem sporo – najwięcej miejsca dostają (przynajmniej w percepcji zwierza) Green Lantern i Batman. Przy czym Green Lantern jawi się tu jako postać zdecydowanie najciekawsza, najbardziej rozbudowana i najciekawiej poprowadzona – zwłaszcza moment kiedy znajduje się na kadrach właściwie sam jest jednym z najlepszych momentów komiksu. Co do Batmana to można byłoby po prostu powiedzieć, że jest Batmanem – zwierz nie wie co takiego jest w tej postaci ale kiedy dorzuci się ja do całego grona super bohaterów to człowiek ma wrażenie jakby Batman był postacią dorzuconą przez jakiegoś zgorzkniałego satyryka. Tylko że to jest jednocześnie śmieszne i ciekawe. Zaskakująco nieciekawie wypada natomiast Superman (mimo, że w tych klasycznych ilustracjach chyba jego postać i postać Shazam wypada najlepiej) i właściwie tylko jego wspólne sceny z Batmanem są ciekawe. Zwierz polubił też sposób (bardzo klasyczny) pokazania Green Arrow. Do tego stopnia, że przez chwilę zastanawiał się czy może jednak nie zapoznać się z bohaterem bliżej za pośrednictwem serialu. Zwierz był tylko zawiedziony wątkiem Wonder Woman – doskonały pomysł na to co mogłoby jej zaszkodzić ostatecznie był na drugim czy trzecim planie. A szkoda bo zwierz bardzo tą bohaterkę lubi. Ogólnie jednak tam gdzie fabuła trochę siada da się nadrobić postaciami i to nie tylko bohaterów ale i łotrów (doskonały jest w tym wydaniu Joker – prawdziwie przerażający i żyjący we własnym świecie).
Ta ilustracja znalazła się na okładce. Jeśli zwierz powie wam że Joker wylądował na grzbiecie to macie dość dobry przykład jak cudownie rozplanowano to wydanie
Nie mniej nie kupował zwierz Sprawiedliwości dla fabuły. Ogólnie na kolejnych stronach komiksu mogłoby nie być ani jednego słowa a zwierz siedziałby absolutnie zachwycony. Zwierz nie jest w stanie ująć w słowa jak piękny jest to komiks. Kolejne kadry są z jednej strony tak niesamowicie klasyczne a jednocześnie malarskie. Do tego mnóstwo znajdziemy tu symetrii, typowej super bohaterskiej pozy czy kadrów które ewidentnie mają uruchomić nam w głowach całą serię skojarzeń z mniej lub bardziej klasycznymi pozycjami. Wszystko sprawia wrażenie dopracowanego do najmniejszego szczegółu, nic co pozostaje w kadrze nie jest kwestią przypadku. Ale jednocześnie trudno jednoznacznie stwierdzić że jest to ładne. Jasne sporo tu kuszącej symetrii ale nie jest to tak wyprane i wyretuszowane że pozbawione tego charakteru jaki mają dobre komiksowe ilustracje. A przynajmniej takie które się zwierzowi podobają (ale zwierz lubi niekiedy taką brzydką kreskę jak np. to co robi Frank Quitely, którego ilustracje są rozkosznie ładnie nieładne).
Zwierz uwielbia taką – niesłychanie malarską stylistykę komiksu nawiązującą do srebrnej ery komisu. Ale wie że dla wielu to jest ten rodzaj rysunku i kreski który ich odstrasza
Jednak zwierz musi powiedzieć, że tym co naprawdę zadecydowało o tym, że zwierz jest zadowolony z zakupu jest jakość wydania. Zwierz szczerze przyzna, że chyba nigdy wcześniej nie był w posiadaniu tak wspaniale wydanego komiksu. Prawie 500 stron na kredowym papierze to nie tylko sam komiks (łącznie dwanaście zeszytów) ale też dodatki – dołączone głównie po to by już po zakończeniu czytania komiksu można było się napawać pięknem ilustracji czy zobaczyć kilka szkiców. Komiks jest szyty ma twardą oprawę i obwolutę. Co daje dodatkowy plus bo możemy się cieszyć dwiema okładkami (na obwolucie jest inna niż na okładce i trudno się zdecydować która piękniejsza) co w przypadku komiksów Alexa Rossa oznacza dwa razy więcej szczęścia. Do tego całość ważny sporo więc nie ma wątpliwości, że komiks będzie ładnie stał, i przynajmniej na oko wygląda na to, że np. złamanie grzbietu (rzecz komiksom zdarzająca się często) wymagałoby od czytelnika wielkiej siły i determinacji. Do tego doskonałe kolory i ten zapach świeżego komiksu (każdy wielbiciel komiksu chyba wie o jakim specyficznym zapachu zwierz mówi). Mucha Comics zrobiła coś odważnego -oferując czytelnikom wydanie tak ekskluzywne (biorąc pod uwagę, że wielu czytelników polskich nie stać nawet na wydania zupełnie nie ekskluzywne) ale kiedy zwierz przygląda się zakupionej Sprawiedliwości to nie ma wątpliwości że głodowanie do końca miesiąca jest usprawiedliwione. Bo niestety to cudo jest piekielnie drogie – kosztuje 165 złotych. Jeśli myślicie że zwierz oszalał albo zaczął się taplać w pieniądzach to zwierz spieszy wyjaśnić. Pomyślcie że kupujecie piękny album sztuki bardzo lubianego artysty – to coś w tym stylu. Jasne że to komiks ale jednocześnie możliwość podziwiania sztuki. No dobra – zwierz po prostu stara się sobie racjonalnie wyjaśnić dlaczego wydał fortunę (to miało sens!).
Sprawiedliwość Rossa to rzecz nie tania, nie poręczna i nie lekka (serio tonę to waży) ale na pewno warta każdego grosza
Jednocześnie zwierz zadumał się nad swoją niewielką ale stale powiększającą się kolekcją komiksów. Nie jest ona szczególnie przemyślana. Sporo w niej amerykańskich i angielskich wydań (skoro się jedzie za granicę trzeba przywieść komiks) ale też sporo tytułów po polsku. Zwierz nie ukrywa, że w przypadku komiksów nie jest aż tak wybredny i jest w stanie spokojnie czytać teksty tłumaczone (nawet kosztem jakości części dialogów). Być może bierze się to z faktu, że zwierz ogólnie lubi jak najwięcej czasu spędzać po prostu na komiksy patrząc bez zawracania sobie głowy dialogami (zwierz rozumie dialogi po angielsku ale czyta je zdecydowanie bardziej świadom że czyta niż dialogi po polsku – o ile rozumiecie ten sposób rozumowania). Zresztą co się zwierz będzie tłumaczył – wszak czytanie we własnym języku nie jest zbrodnią (ani wykroczeniem). Inna sprawa to fakt, że zwierz ostatnio zastanawiał się nad swoim podejściem do komiksów i po krótkiej próbie zrobienia tego co ostatnio jest niesłychanie modne – czyli przestawienia się na czytanie komiksów za pośrednictwem odpowiednich aplikacji i programów zwierz odkrył, że zupełnie go to nie bawi. To dziwne odkryć u siebie coś czego się nie podejrzewało, ale zwierz okazał się wybitnym komiksowym tradycjonalistą i musi mieć zeszyt w ręku, fizyczny, taki przy którym można przekładać kartki i potem postawić całość na półce. Dlaczego? Zwierz nie wie, bo przecież zupełnie nie przeszkadzają mu ebooki i naprawdę nie jest zwierz jedną z tych osób, które twierdzą, że książka musi być wydrukowana i pachnąca. Zwierz zresztą doskonale rozumie wszystkich którzy pragnąc być na bieżąco decydują się na taki system. W końcu innego (i jeszcze w odpowiedniej cenie) z naszej perspektywy raczej nie ma. Ale może tu się odzywa ta dość mało zaangażowana (mimo wszystko) postawa zwierza, który nie musi być bardzo na bieżąco. Zresztą zwierz musi się wam przyznać, że najbardziej lubił i lubi takie historie jak Sprawiedliwość – zamknięte i rozgrywające się poza głównym nurtem narracji – czasem decydujące się na jakiś retelling czasem sięgające po postacie które np. w danym momencie nie są obecne na kartach komiksów. Innymi słowy zwierz woli w przypadku komiksów(super bohaterskich) raczej grę z konwencją niż komiks jako taki. Ale niezależnie od tego co zwierza bawi pod względem treści, musi być wydrukowane.
Zwierz nie ma jasnej polityki komiksowej. Z ostatnich targów książki wrócił z dwoma Daredevilami – polsko i anglojęzycznym (zresztą jeden też zakupiony na stoisku Mucha Comics)
Jak zwykle w takich przypadkach zwierz musi westchnąć nad polskim rynkiem komiksowym. Z jednej strony – cudowne jest to, że nareszcie się coś ruszyło. Cudowne jest trzymać w ręku tak pięknie wydany zeszyt. Z drugiej strony, zwierz zdaje sobie sprawę, że kupił produkt niesłychanie luksusowy. Serio kto ma ponad 150 złotych do wydania na komiks. Zwierz ze smutkiem musi stwierdzić, że żyłby w kompletnej bańce gdyby nie zdawał sobie sprawy, że taka cena jest dla większości wielbicieli komiksów zupełnie zaporowa. Sam zwierz zdecydował się na ten zakup tuż po wypłacie kiedy jeszcze wizja ducha bułki pod koniec miesiąca jest niewyraźna. Zwierz nie wie czy da się pogodzić wydawanie komiksów w takich doskonałych wydaniach i ceny które nie czyniłby z zakupu komiksu inwestycji. Może jakieś wydania nieco mniej ekskluzywne by pomogły, ale tu już rynek sam się chyba reguluje bo ludzie sprowadzają komiksy zza granicy. Problem w tym, że chyba nie pozyska się w ten sposób nowych czytelników. A może zwierz się myli. W każdym razie zostawia was z zachwytem nad swoim szalonym wydatkiem i refleksją że akurat za miesiąc będzie go stać znów by sobie kupić jakiś komiks. Ma nadzieję, że będzie równie zachwycony.
Ps: Zwierz musi przyznać, że niesłychanie zazdrości Łodzi,Łódzkiego Centrum Komiksu. Pewnie gdyby zwierz mieszkał w Łodzi zamieszkałby dokładnie pod jednym z regałów i wszyscy wiedzieliby gdzie znaleźć zwierza. Cudowne jest mieć takie miejsce i to w samym centrum miasta. Jedynym minusem tej przestrzeni jest to,że można tam kupić komiksy a zwierz ma bardzo duże problemy by tego nie robić.
Ps2: W specjalnym wydaniu Magazynu Książki na wakacje zwierz znalazł cudowne porady by porzucić w wakacje bestsellery i zamiast 50 Twarzy Greya poczytać Madam Bovary, zamiast Ebena Alexandra poczytać sobie Tomasza Manna a zamiast romansu na lato poczytać Wichrowe Wzgórza. Zwierz uśmiechnął się na myśl o tysiącach zmęczonych życiem plażowiczach relaksujących się nad Mannem (serio nic nie ma pośredniego między literaturą najbardziej popularną a noblistą? Zwierz żył w śmiesznym przekonaniu, że da się jednak coś znaleźć). Jednak najbardziej irytuje zwierza myśl,że ktoś układający listę znów wepchnął biedną Emily Bronte na półkę z romansami i jeszcze uwaga streścił całość jako „romantyczna opowieść Emily Bronte o romansie cygańskiego przybłędy i dziewczyny z dobrego domu”. Zwierz czytał Wichrowe Wzgórza i jako żywo nie była to historia o tym ale może on miał jakąś starszą kopię. W każdym razie jeśli w te wakacje macie ochotę sięgnąć coś spoza listy bestsellerów to naprawdę nie musicie ciągnąć staruszka Manna czy biedaka Flauberta na plażę. Znajdzie się mnóstwo doskonałych książek które nie są klasyką (plus serio Flaubert nie jest zastępstwem dla 50 Twarzy Greya- jest zdecydowanie więcej książek – w tym nawet klasycznych które mogłyby zastąpić tą pozycję). A potem ludzie się dziwią że w Polsce tak źle z czytelnictwem. Jasne że źle – jak czytasz bestsellery źle a jak masz na co dzień czytać noblistów to zwierz się nie dziwi, że nagle w połowie urlopu ludzie dochodzą do wniosku, że tak okładka Vivy wygląda bardzo interesująco.