Home Ogólnie Zaglądając pod powieki czyli o filmowych fantazjach Tarsema

Zaglądając pod powieki czyli o filmowych fantazjach Tarsema

autor Zwierz

Hej

Zwierz zgod­nie z zapowiedz­ią speł­nia obiet­nicę złożoną zwyciężczyni konkur­su sko­jarzeniowego, czyli Myszy. Mysza zaży­czyła sobie wpisu, o którym mowa była zaraz po opub­likowa­niu pytań, kiedy padł tytuł fil­mu The Fall.  To właśnie wtedy (a właś­ci­wie odrobine później) Mysza zawyrokowała, że chęt­nie poczy­tała­by wpis, w którym zwierz odniósł­by się, jakość zbior­c­zo do fil­mo­grafii jed­nego z najbardziej ory­gi­nal­ny reży­serów, jacy przewinęli się przez ekrany kin w ostat­niej dekadzie, czyli Tarse­ma Sing­ha. Zwierz powie szcz­erze, że nie ma z tym więk­szego kłopo­tu, bo po krótkim zapoz­na­niu się, z jego fil­mo­grafią na Imdb zwierz utwierdz­ił się w przeko­na­niu, które rodz­iło się w nim już wcześniej. Zwierz widzi­ał, wszys­tkie filmy tego niesamowitego reży­sera. Trud­no się zresztą dzi­wić. Zwierz uwiel­bia zasad­nic­zo dwie kat­e­gorie twór­ców fil­mowych. Pier­wsza to reży­serzy tacy jak Ang Lee, czy Clint East­wood – ich filmów nie łączy szczegól­na este­ty­ka, ale pode­jś­cie do wyjątkowoś­ci każdej ludzkiej his­torii. To daje im możli­wość kręce­nia filmów bard­zo różnych a jed­nocześnie porusza­ją­cych. Dru­ga kat­e­go­ria to twór­cy, którzy mają bard­zo charak­terysty­czny styl – nieda­ją­cy się pomylić z żad­nym innym – do nich należy uwiel­biany przez zwierza Wes Ander­son, bard­zo lubiany Del Toro i właśnie Tarsem. Zwierz nie wacha się, bowiem stwierdz­ić, że jego filmy są praw­dopodob­nie jed­ny­mi z najpiękniejszych, jakie kiedykol­wiek widzi­ał. Jak więc widzi­cie, zwierz nie będzie miał ani trud­noś­ci z napisa­nia wpisu, ani nie będzie mu przykro, że został popros­zony by do niego zasiąść.

Zaczni­jmy jed­nak od pewnego wątku, który podrzu­ciła Mysza i z którym zwierz chci­ał­by się rozpraw­ić. Tarsem jest reży­serem Indyjskim. A właś­ci­wie reży­serem hin­duskiego pochodzenia — jak sam wspom­i­na wychował się zarówno w Indi­ach jak i w Iranie wyk­sz­tałce­nie zaś wyższe ode­brał w Pasade­nie. Jak wspom­i­na, w indyjskiej szkole z inter­natem nie wychodz­ił zbyt częs­to do kina, z kolei w Iranie gdzie mógł już wymykać się na seanse, nie rozu­mi­ał języ­ka. Ponoć tam należy szukać jego przy­wiąza­nia do tego by obraz mógł mówić sam za siebie, jak twierdzi, wychował się niemal na niemym kinie, (które­mu zde­cy­dowanie odd­a­je hołd w The Fall). Zwierz przy­wołu­je te fak­ty nie bez powodu. Kiedy patrzy się na nasyce­nie kolorów i bogact­wo obra­zowa­nia w fil­mach Tarse­ma wiele osób naty­ch­mi­ast decy­du­je się na jed­no słowo “Bol­ly­wood”. Wszys­tko wyda­je się takie jasne — kolorowa este­ty­ka najwięk­szej kine­matografii na świecie, spo­ty­ka się z kinem zachod­nim i bum… Dosta­je­my Tarse­ma, z jego abso­lut­nie niesamow­ity­mi his­to­ri­a­mi i niepow­tarzal­ną warst­wą wiz­ual­ną. Prob­lem pole­ga na tym, że to fałszy­wy trop. Sam Tarsem wielokrot­nie pow­tarzał, że wychował się właś­ci­wie poza tym kręgiem fil­mowym, oraz że przez 25 ostat­nich lat swo­jego życia widzi­ał tylko jeden film z Bol­ly­wood — Laa­gan i to głównie, dlat­ego, że zna gra­ją­cych tam aktorów. Oczy­wiś­cie, zwierz nie zapom­i­na o sce­nie kończącej Mir­ror, Mir­ror gdzie głów­na bohater­ka zaczy­na śpiewać w wyczuwal­nie Bol­ly­woodzkim sty­lu a cała sala podry­wa się do tań­ca. Zdaniem zwierza, to sposób reży­sera by w końcu przes­tać odpowiadać na pytanie czy kiedykol­wiek naw­iąże w swo­jej twór­c­zoś­ci bezpośred­nio do Bol­ly­wood. Jest to jak się zda­je pytanie, które czu­je się w obow­iązku zadać mu niemal każdy przeprowadza­ją­cy z nim wywiad. Bol­ly­wood wyda­je się wypły­wać w kon­tekś­cie twór­c­zoś­ci auto­ra głównie ze wzglę­du na jego pochodze­nie, oraz nasyce­nie obrazu w jego fil­mach, ale prostych tropów w jego twór­c­zoś­ci naprawdę się nie znajdzie.

tarsem 1

 

Zdaniem zwierza wielu widzów frus­tru­je, że nie umieją jed­noz­nacznie przyp­isać styl­isty­ki filmów do ich tem­aty­ki. A przy okazji sko­ro ostat­nio była mowa o recyk­lin­gu kostiumów — stro­je  z Celi bard­zo przy­pom­i­na­ją zbro­ję Dra­c­uli z fil­mu Cop­poli (robiła je te sama autorka)

Nie oznacza to, że twór­c­zoś­ci Tarse­ma nie ma wpły­wów i pomysłów, które przy­na­jm­niej zdaniem zwierza mają swe źródła w wychowa­niu w zupełnie innym kręgu kul­tur­owym, ale ścież­ka bol­ly­woodz­ka jest zdaniem zwierza zbyt pros­ta. Pomi­ja­jąc fakt, że nie należy utożsami­ać kine­matografii indyjskiej z Bol­ly­woo­d­em, to charak­terysty­cz­na kolorysty­ka filmów reży­sera wyda­je się być mimo wszys­tko nieco inna niż filmów Bol­ly, choć rzeczy­wiś­cie peł­na kolorów, które człowiekowi zachodu automaty­cznie kojarzą się z Indi­a­mi. Ale zwierz odrzu­ca ten argu­ment jeszcze z jed­nego powodu — jed­nym z najważniejszych i najbardziej charak­terysty­cznych ele­men­tów kine­matografii Tarse­ma są niesamowite kostiumy. Zwierz powiedzi­ał­by nawet, że w wielu przy­pad­kach kostiumy u Tarse­ma opowiada­ją część his­torii (Cela jest doskon­ałym przykła­dem), są mag­ne­sem przy­cią­ga­ją­cym widzów do kina, czymś tak rozpoz­nawal­nym, że moż­na nawet nie wiedząc, że to ten sam reżyser połączyć wszys­tkie jego pro­dukc­je. Tym­cza­sem doty­chczas we wszys­t­kich jego fil­mach kostiumy pro­jek­towała nieodżałowana Eiko Ish­io­ka, która miała zapewne jeszcze inne kul­tur­owe inspirac­je dla zapro­ponowanych kostiumów. Zwłaszcza, że nie trud­no w jej kostiu­mach znaleźć wpły­wy japońskie (zwłaszcza w The Fall to widać, ale jeśli zwierz bard­zo się nie myli – nie jest znaw­cą kostiumów – też w niek­tórych ele­men­tach w Immor­tals). Także oper­owanie kolorem w kostiu­mach wyda­je się zacz­erp­nięte z innych kręgów kul­tur­owych.  Zresztą zdaniem zwierza, to właśnie ten niesamow­ity wpływ, wielu kul­tur, czyni filmy Tarseam abso­lut­nie niepow­tarzal­ny­mi. Zarówno wiz­ual­nie jak i pod wzglę­dem treś­ci. Bo to są filmy niby amerykańskie, niby zeu­ropeizowane, ale pełne ele­men­tów zupełnie z zachod­nią kul­turą niezwiązanych.

  Aby się za  dłu­gi nie roz­wodz­ić, zwierz chci­ał­by zwró­cić uwagę zwłaszcza na pier­wszy kadr i to jak cud­own­ie jest tam uży­ty kolor

No właśnie, w przy­pad­ku Tarse­ma prob­lem pole­ga na tym, że człowiek nigdy nie do koń­ca wie, co oglą­da. Cela, którą zwier­zowi stras­zli­wie odradzano, okaza­ła się filmem hip­no­tyzu­ją­cym. Teo­re­ty­cznie krymi­nal­na intry­ga, z ele­men­ta­mi zupełnego sf, trochę hor­ror, ale przede wszys­tkim, onirycz­na przechadz­ka po mózgu chorego człowieka. Człowiek podąża wraz z bohaterką i gdzieś po drodze, gubi się fabuła, czy całe śledzt­wo, sens sta­je się dru­gorzęd­ny wobec obrazów. A te — na Boga potrafią być naprawdę piękne. Jest w Celi na poły strasz­na na poły pięk­na sce­na, w której bohater porusza­jąc się pocią­ga za sobą długie pasy mate­ri­ału opasające pomieszcze­nie. Ta sce­na jest prz­er­aża­ją­ca, gdy zdamy sobie sprawę, że mate­ri­ał przy­czepi­ony jest do jego pleców. Ale jest też olśniewa­ją­co pięk­na, bo ruch tkaniny przy­cią­ga wzrok bardziej niż więk­szość efek­tów 3D. Takich scen nie ma w wielu fil­mach. Prawdę powiedzi­awszy, we współczes­nej kine­matografii, przys­tęp­nej dla prze­cięt­nego widza w ogóle takich scen nie ma.  Bo co trze­ba koniecznie zaz­naczyć, Cela nie jest filmem z cyk­lu tych przein­telek­tu­al­i­zowanych pięknych wiz­ual­nie impresji. Tu jest wyś­cig z cza­sem, pomysłowy morder­ca, śledzt­wo itp. Wszys­tkie charak­terysty­czne ele­men­ty pop­u­larnego fil­mu dla sze­rok­iej wid­owni. Tylko właśnie z takim nigdzie niepa­su­ją­cym dodatkiem. Zdaniem zwierza negaty­wne opinie o Celi są przede wszys­tkim wynikiem tego, że nikt na wid­owni nie był do koń­ca pewnym, co oglą­da. Najlep­szym przykła­dem niech będą recen­zen­ci, którzy nie zrozu­mieli, że zmi­any kostiumów to nie wynik próżnoś­ci aktor­ki, tylko kon­cepcji reżysera.

 

tarsem 2

Tarsem potrafi być este­ty­czny nawet wtedy gdy pokazu­je kosz­mar. Co niek­tórych np. zwierza pocią­ga, zwłaszcza w chwili kiedy nie mówimy o este­ty­zowa­niu okrucieństwa.

Z kolei dru­ga chy­ba najbardziej chwalona pro­dukc­ja Tarse­ma „The Fall” ponown­ie rozmy­wa granice pomiędzy rzeczy­wis­toś­cią a fan­tazją. Mroczne wnętrze umysłu sza­leń­ca zosta­je tu zastą­pi­one przez bar­wną his­torię snutą przez przykutego do łóż­ka kaskadera. Urok his­torii pole­ga nie tylko na tym, że wszys­tko jest możli­we, ale na tym, że przy­na­jm­niej zdaniem zwierza udało się Tarse­mowi pokazać jak bard­zo słowa i obrazy niosą różne treś­ci. W jed­nej z pier­wszych scen his­torii, bohater Amerykanin opowia­da o Indi­an­inie, który cicho pod­pły­wa do wyspy, na której siedzą pozostali bohaterowie. Opowia­da całą his­torię małej rumuńskiej dziew­czynce, leżącej w szpi­talu ze zła­maną ręką. I kiedy ona słyszy “Indi­an” widz podob­nie jak ona widzi Hin­dusa. Pod jej zamknię­ty­mi his­to­ria wyglą­da inaczej niż w wyobraże­ni­ach opowiada­jącego. Słowa zawodzą, obraz nie. Cała zaś his­to­ria zaś sta­je się przede wszys­tkim wyprawę w świat wyobraźni, gdzie możli­wość ksz­tał­towa­nia zdarzeń, wyglą­du osób i ich dal­szych losów, daje więcej satys­fakcji niż codzi­en­ność. I choć jeśli zwierz jeszcze raz usłyszy o “ocala­jącej mocy wyobraźni” to strzeli jakiemuś autorowi opisów filmów w łeb, to jed­nak gdy­by miał dać jak­iś przykład na film głoszą­cy pochwałę wyobraźni to zde­cy­dowanie The Fall znalazło­by się w pier­wszej dziesiątce. Przy czym podob­nie jak w Celi tak i w The Fall ele­men­ty rzeczy­wis­toś­ci przenika­ją do świa­ta wyobrażonego tworząc este­tykę niepodob­ną do niczego innego.  Zwier­zowi wyda­je się ciekawa w tym kon­tekś­cie aneg­dot­ka o tym jak reżyser próbował przekon­ać wszys­t­kich na pal­nie fil­mu, że gra­ją­cy główną rolę Lee Pace naprawdę jest przyku­ty do wóz­ka. Czynił tak by nie rozwiać wyobraże­nia, młodej aktor­ki, która odniosła takie wraże­nie. Co praw­da które­goś dnia spec­jal­ist­ka od charak­teryza­cji o mało nie zemd­lała widząc akto­ra sto­jącego sobie spoko­jnie w swo­jej przy­czepie, ale dobrze to pokazu­je, jak twór­ca był gotowy podążyć za wyobraże­ni­a­mi, niedopowiedzeni­a­mi i fan­tazją zami­ast zdać się na rzeczywistość.

 

The-Fall-Roy-Walker-lee-pace-12540488-1280-688

Gdy­by to była tylko kwes­t­ia dużych pięknych kadrów, ale u Tarse­ma na pauzę zasługu­je nawet jed­no zbliżenie

Nic dzi­wnego, że po The Fall, (które Tarsem z braku cza­su i fun­duszy krę­cił kil­ka lat na kilku kon­ty­nen­tach) kole­j­na pro­dukc­ja reży­sera była wyczeki­wana przez jego fanów w napię­ciu. Immor­tals z 2011 pokaza­ły jed­nak, to, co zazwyczaj trze­ba ze smutkiem zauważyć. Nawet najpiękniejszych wiz­ual­nie film nie jest w stanie nadro­bić prob­lemów z marnym sce­nar­iuszem. Zwier­zowi wyda­je się, że w Immor­tals doty­chcza­sowy przepis nie zadzi­ałał — być może wys­makowanej este­tyce obrazu, było mimo wszys­tko za blisko do niedawnych 300, co spraw­iło, że film trafił nie do tej wid­owni, co trze­ba. Do kina nie wybrali się, bowiem wiel­bi­ciele eks­cen­trycznego indyjskiego reży­sera, ale ci wid­zowie, których zach­wyciło 300 na pod­staw­ie komik­su Millera. Nie zrozum­cie zwierza źle, on sam zna­j­du­je się w obu tych gru­pach, ale zazwyczaj są to zbio­ry rozłączne. Co jed­nak nie zmienia fak­tu, że Immor­tals są filmem nieu­danym. Może his­to­ria pozbaw­iona tego pier­wiast­ka real­noś­ci, spraw­iła, że nie było, czego się przytrzy­mać — tak jak w The Fall, nawet, jeśli his­to­ria wymyślonych bohaterów nie pory­wa (treś­cią, bo prze­cież nie obraza­mi) to wyrównu­je ją dra­mat roz­gry­wa­ją­cy się w real­nym świecie. Tu tego kon­tra­punk­tu braku­je i tak dosta­je­my his­torię, która nie wcią­ga a wręcz iry­tu­je. Do tego prze­cu­d­owne kostiumy Eiko Ish­io­ki nie odchodzą tak daleko od tego, czego się oczeku­je i paradok­sal­nie są zbyt mało eks­cen­tryczne — gdy­by autor­ka kostiumów poszła o krok dalej całkowicie odci­na­jąc się od jakichkol­wiek grec­kich moty­wów wtedy może met­alowa klat­ka zami­ast heł­mu czy mas­ka jak kró­li­ka wcale by nie przeszkadza­ła. Gdy­by zupełnie wyrzu­cono nas z tego, co znamy, nie było­by pokusy by porówny­wać efekt koń­cowy z tym, „co powin­no być”.  Choć może po pros­tu zwierz prag­nie ura­tować zły film szuka­jąc jakiejś interpretacji.

 

aceb8ceb1cebdceb1cf84cebfceb9  

Takie pójś­cie w este­tykę może jed­nak zaw­ieść, kiedy sce­nar­iusz nie daje nam powodów by odciąć się dobrowol­nie od wymogów  real­noś­ci zdarzeń,  sama este­ty­ka zaczy­na drażnić.

Nato­mi­ast boli zwierza, że Mir­ror Mir­ror stało się w opinii wielu twór­ców ‘tą drugą” Snieżką (obok kosz­marnie nieu­danej Śnież­ki i Łow­cy). Tarsem porzu­cił mity by zagłębić się w świat baśni — i wyda­je się, że w tym rodza­ju fan­tazji, gdzie rzeczy­wis­tość ksz­tał­tu­je się nieco pod wyobraźnię dziec­ka, autor czu­je się lep­iej. Zwierz nie sugeru­je, że jego filmy są dziecinne. Raczej, że akt opowiadani his­torii jest u niego w twór­c­zoś­ci niezwyk­le ważny, a baj­ki są obok mitów, (z który­mi nie wyszło) obec­nie najczęst­szym przed­miotem takiej nar­racji (przy­na­jm­niej obec­nie). Tarsem nie bał się zro­bić tego, co zde­cy­dowanie nie wyszło twór­com drugiej Śnież­ki- nakrę­cić baj­ki. Jed­nocześnie nie wyszła ona infantyl­nie — wręcz prze­ci­wnie, w ostate­cznym rozra­chunku wyda­je się, że taka nieco bardziej trady­cyj­na Śnież­ka, ma nie mniej nowoczesne przesłanie niż ta utytłana błotem. I ponown­ie tym, co abso­lut­nie zach­wyca, jest niesły­chane połącznie kolorów, stro­jów (to już nieste­ty ostat­nie, ale niesamowite spotkanie Eiko z Tarse­mem) przy jed­noczes­nym dość klasy­cznym obsadze­niu postaci (książę wglą­da jak książę, Śnież­ka ma włosy jak kruk i skórę jak śnieg) daje to, na co wiele osób czekało — coś, co zna­ją z odrobiną czegoś zupełnie nowego. Mir­ror Mir­ror nie jest filmem wybit­nym, ale biorąc pod uwagę, że na tak znanym mate­ri­ale reży­serowi udało się wycis­nąć własne, charak­terysty­czne pięt­no, należy trak­tować, jako triumf.

 

Mimo, że Mir­ror Mir­ror, to film  w którym Tarsem bard­zo łagodzi swój styl , to jed­nak wciąż jest to pro­dukc­ja niesły­chanie charak­terysty­cz­na

Być moż­na tym w ogóle pole­ga urok kine­matografii Tarse­ma. Ojciec zwierza zwykł pow­tarzać, że lubi reży­serów, po których nie wie, czego się może spodziewać. I taki właśnie jest Tarsem, człowiek nigdy nie wie, co będzie zaraz, co ukaże się jego oczom, z czego autor sko­rzys­ta. Nawet, jeśli nie wszys­tkie filmy Tarse­ma łączą wybitne sce­nar­iusze, to wszys­tkie łączy poczu­cie wchodzenia w świat cud­zej wyobraźni, z jed­nej strony czu­je­my się nieco obco, bo zasady dzi­ała­nia tego świa­ta nie są do koń­ca znane, z drugiej, to uczu­cie dobre, bo przenosi nas w świat obrazów i wątków, których nie znamy, których nie może­my przewidzieć, które odb­ie­ga­ją do tego, co jest wtórne i jed­nocześnie swo­jskie. Co praw­da Mir­ror Mir­ror ofer­u­je tą przechadzkę w bard­zo złagod­zonej wer­sji, ale wciąż ofer­u­je nam obrazy niespodziewane jak np. to, co widz­imy po drugiej stroni lus­tra czarown­i­cy. Z drugiej jed­nak strony to przechadz­ka, w której — rozpoz­na­je­my ele­men­ty dobrze znane — w Celi zna­jdą się naw­iąza­nia do H.R. Gig­era czy Hirs­ta, w The Fall do Sal­vado­ra Dali, Tarsem twierdzi, że w Immor­tals prag­nął uzyskać efekt jak z rene­san­sowych obrazów. Właśnie takie jest wiz­ualne kino Tarse­ma — znane i niez­nane jed­nocześnie. A to jest paradok­sal­nie ten świat, w którym lubimy się znaleźć — wychodząc poza stre­fę wiz­ual­nego kom­for­tu, ale wciąż funkcjonu­jąc w sferze zrozu­mi­ałych dla nas odniesień.

Nie wiele jest filmów,  w których twór­cy umieszcza­ją obrazy, które wyda­ją się nam jed­nocześnie znane i nie znane — każąc się odwoły­wać do tego co sami wiemy o sztuce i tam znaleźć źródło nawiązania.

Zresztą wyda­je się, że reżyser zde­cy­du­je się wró­cić na dobrze, znane nam tory — po wycieczce w świat mitów i baśni jego następ­ny film Self­less opowiadać ma o starym mężczyźnie, którego jaźń została prze­nie­siona w ciało młod­szego człowieka, dając mu dłuższe życie. Znów, więc porusza­my się na grani­cach fan­tazji, his­torii, która gdzieś w swoim cen­trum ma to dzieje się w naszej wyobraźni, naszym mózgu a nie poza nami. Zresztą być może należało­by pode­jść jeszcze raz do wysoce nużą­cy i nieu­danych Immor­tals i spo­jrzeć na nich właśnie od tej strony ‑zapisu wyobraźni słuchaczy. Co nie zmienia fak­tu, że jed­ną z głównych ról gra tam Hen­ry Cav­ill, którego zwierz nie jest jakoś w stanie znieść. Zresztą sko­ro tu jesteśmy to jeszcze dwa słowa o aktorach — bo wyda­je się, że nawet jeśli film jest nieco gorszy, to Tarsem ma dobrą rękę do aktorów. Na przykład Jen­nifer Lopez grała u niego o niebo lep­iej niż z wielu innych swoich pro­dukc­jach, zaś Lee Pace przez pewien czas zawdz­ięczał mu jedyny rozpoz­nawal­ny film w swo­jej kari­erze, podob­nie wyda­je się, że obsadze­nie Lily Collins w roli Śnież­ki dodało nam nowe nazwisko do grupy aktorek, które mogą się spodziewać angażu w pop­u­larnych pro­dukc­jach. Nawet Cav­ill wylą­dował, jako Super­man. Nie wszyscy maja taką dobrą passę.

Kiedy zwierz pisał ten wpis (prz­ery­wany liczny­mi kon­wer­sac­ja­mi ze zna­jomy­mi) w jed­nej z nich pojaw­iło się stwierdze­nie, że reżyser nakrę­cił zaskaku­ją­co mało filmów. Istot­nie zazwyczaj reży­serów kojarzy się nieco później — tu zaś od pier­wszej pro­dukcji fil­mowy debi­u­tant przy­cią­gał uwagę i tak, mimo, że spośród jego filmów, żaden nie odniósł osza­łami­a­jącego sukce­su jest to nazwisko na tyle znane, że nie trze­ba się szczegól­nie tłu­maczyć, o kim się mówi, oraz jest spo­ra gru­pa osób, które nazwisko reży­sera trak­tu­ją, jako rekomen­dację. Oczy­wiś­cie przy­czynił się do tego fakt, że był już wcześniej doskonale znany, jako reżyser teledysków i reklam. Co ciekawe zwierz musi przyz­nać, że np. jego reklamę Pep­si z Briney Spears, Bey­once i Pink śpiewa­ją­cych na pseu­do rzym­skiej are­nie We Wll Rock You, w skąpych stro­jach pseu­do glad­i­a­torek, zwierz uważa za kosz­marnie wręcz kic­zowatą. Z drugiej strony jego teledysk do piosen­ki R.E.M Los­ing my reli­gion jest abso­lut­nie przesy­cony jego specy­ficznym stylem i moż­na rozpoz­nać na kilo­metr, kto go krę­cił. Być może wniosek w tym taki, że Tarsem powinien trzy­mać się z dala od ludzi, którzy chcą mu dać wielkie pieniądze i wciąż krę­cić swo­je tak jak chce. Bo reży­serów, którzy spraw­ia­ją, że robi się pauzę by jeszcze przez chwilę spo­jrzeć na kadr zawsze jest za mało.

NA koniec gif który zwierz uwiel­bia. Dlaczego? Bo tasiem­ki. Taka niewiel­ka różni­ca a jednak

Ps: Zwierz pow­stał na zamówie­nie Myszy. Zwierz napisał wszys­tko sam, ale pre­ten­sje, co do przy­pad­kowego wyboru tem­atu — kierować do Myszy (o ile ta jeszcze żyje, bo wczo­raj napisała 18 stron wpisu). Wiedząc jed­nak, że lubi długie wpisy, zwierz dziś się trochę rozpisał.

23 komentarze
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online