Coś mi się wydaje że moje listopadowe pisanie zostanie niemal w całości przejęte przez próbę nadrabiania świątecznych produkcji od Netflixa. Nie ukrywam – nie jest mi z tego powodu bardzo smutno bo co lepiej działa na ponurą listopadową pogodę niż oglądanie przesłodzonych świątecznych historii. Tym razem mój wybór padł na dzieło wiekopomne czyli „Zamiana z księżniczką 3”
Przyznam szczerze, że z Netflixowych serii poświęconych świątecznym perypetiom monarchów nieistniejących państewek „Zamiana z księżniczką” jest moją ulubioną. Pierwsza część podążała dość prostym schematem (dziewczyna z ludu i książę), w drugiej pojawiło się odwrócenie schematu (księżniczka i chłopak z ludu) a w trzeciej… w trzeciej scenarzyści doszli do wniosku, że skoro już mają jedną aktorkę w trzech rolach to właściwie nic ich nie ogranicza i postanowili połączyć film świąteczny heist movie.
Tak moi drodzy, ta przesłodzona świąteczna produkcja w której co prawda nie ma lokalnych sierot ale są dobre zakonnice (elementy stosowane wymiennie) postanowiła porzucić typowy schemat produkcji świątecznej. W pierwszych dziesięciu minutach filmu zostaje bowiem skradziona wypożyczona z Watykanu (tak w tym świecie Watykan oczywiście istnieje, podobnie jak Stany Zjednoczone) „Gwiazda Pokoju”. Królowa się martwi, jej przyjaciółka się martwi i tylko och kuzynka (wszystkie trzy wyglądają identycznie) wygląda na w miarę spokojną. Nie ma co się przejmować, skoro ma się znajomego, byłego pracownika Interpolu który raz dwa rozwiąże sprawę a co więcej zaproponuje by nie wciągać we wszystko policji tylko po prostu – ukraść gwiazdę z powrotem.
I tak też się dzieje – produkcja koncentruje się na palnie odbicia gwiazdy od złowieszczego właściciela hotelów butikowych (stanowisko istniejące wyłącznie w filmach świątecznych), który ma wyraźną słabość do naszej bohaterki, z którą romansował lata wcześniej. Ta zaś akurat przypomniała sobie, że przecież ten były pracownik Interpolu jest jej byłym chłopakiem i przyjacielem z dzieciństwa. Jak sami więc rozumiecie – kradzież, miłość i święta przeplatają się ze sobą w tym niezwykłym dziele który polega na tym, że mąż nie poznał żony bo ta włożyła blond perukę.
Całość byłaby pewnie niestrawna, gdyby nie fakt, że jest na swój sposób urocza. Ktoś na pytanie „co właściwie chcecie mieć w tym filmie?” odpowiedział „TAK” więc mamy i po raz kolejny zamianę ról, giętkie przechodzenie pomiędzy liniami lasera (niczym w „Osaczonych”, filmie, który był średni ale wszyscy go cytują), całe dwie sceny tańczenia tanga (ostatecznie czym byłby święta bez tanga), a także obowiązkowy wątek przymusowego wybaczania przewin członkom rodziny gdyż „są święta”. W tle zaś rozpaczliwa próba ukrycia całego skandalu przed Watykanem co mnie bawi, bo serio Watykan naprawdę ma większe problemy na głowie (a właściwie mieć je powinien).
W całym tym cudownym miksie wszystkich pomysłów film zyskuje coś czego nie ma wiele świątecznych produkcji – jakiś niezaprzeczalny urok, wynikający z tego jak absurdalna jest to fabuła. Vanessa Hudgens w potrójnej roli doskonale się bawi i rzeczywiście, trzeba przyznać, że ma na ekranie doskonałą chemię ze wszystkimi swoimi partnerami. Co więcej – jej kuriozalny akcent który wybrała dla Fiony – właściwie to głównej bohaterki części trzeciej dodaje całej produkcji dodatkowego komizmu. Dobrym dodatkiem do obsady okazał się Remy Hii który tu gra byłego chłopaka i przyjaciela Fiony. Nie każdy aktor potrafi się znaleźć w tym świecie romantycznych świątecznych bzdurek a tu wyszło bardzo dobrze. Na koniec muszę powiedzieć, że nie wiem kto tym razem pisał rolę księcia Edwarda – ale jego totalne oderwanie od świata zewnętrznego przejawiające się w nieumiejętności zrobienia ani jednego poprawnego sportowego czy popkulturowego nawiązania jest jednym z najlepszych komediowych elementów scenariusza.
Pomnijcie proszę że wciąż oglądamy świąteczny film od Netflixa więc skala porównań jest mniej więcej taka że możemy się zastanawiać która seria filmowa jest lepsza – „Świąteczny Książę” czy „Zamiana z Księżniczką ” (z tego co pamiętam te filmy w pewnym stopniu dzielą uniwersum). No więc „Zamiana z Księżniczką” zdecydowanie wygrywa ze „Świątecznym księciem” choć jeśli lubicie typowe opowieści romantyczne gdzie ona i on muszą razem przygotować sernik na ogólnokrajowy świąteczny jarmark od którego zależą losy całego państwa to możecie być nieco zawiedzeni. Natomiast Netflix poprawił największy błąd jaki popełnił i bohaterka tym razem jest blondynką – jak każda porządna bohaterka filmów świątecznych.
Dokonując głębokiej analizy nowej produkcji Netflixa uświadomiłam sobie, że być może właśnie po raz pierwszy dotyka mnie tak bardzo pandemiczna rzeczywistość. Mogę się mylić ale wydaje mi się że w tym roku serwisy streamingowe – zarówno Netflix jak i HBO GO nie zakupiły takiej ilości świątecznych filmów Hallmarku (oraz jemu podobnych) jak co roku. Co znaczy, że mamy o jakieś dziesięć produkcji świątecznych mniej niż zazwyczaj. Oczywiście mogę się mylić ale miałam wrażenie, że zwykle było tego nieco więcej w ofercie – już w listopadzie. Co prawda odrobina magii VPN i trochę kasy i możemy oglądać filmy Hallmarku na nich oficjalnej stronie, ale wciąż – życie nie powinno być takie trudne. Zwłaszcza w czasie świąt.