Home Ogólnie Zaszło podejrzenie recenzji czyli najstarszy ze sporów

Zaszło podejrzenie recenzji czyli najstarszy ze sporów

autor Zwierz

Kil­ka dni temu na blogu ‘Why so social” pojaw­iło się nawołanie — blogerzy nie pisze­cie recen­zji więc tak ich nie nazy­wa­j­cie. Jeszcze wcześniej Paweł Opy­do z Zom­bie Samu­rai mógł usłyszeć, że nie powinien się wypowiadać o fil­mach — wszak nie jest blogerem kul­tur­al­nym. A wszys­tko sprowadza się do prostego pyta­nia — kiedy może­my powiedzieć zdanie “to może ja się wypowiem”.

 

Zwierz zwykł się śmi­ać że na całe szczęś­cie napisał mag­is­teri­um (i pisze dok­torat) z tem­atów około kinowych bo nikt mu nie zarzu­ci, że nie ma odpowied­nich kom­pe­tencji. Co praw­da jak­by się bliżej przyjrzeć to mag­is­teri­um było o podatkach a dok­torat będzie o prze­mysłow­cach ale może zwierz pomachać dyplomem i policzyć ile punk­tów ECTS zdobył na zaję­ci­ach z his­torii kina.  Gorzej z inny­mi dziedz­i­na­mi pop­kul­tu­ry, bo o seri­alach zwierz się nigdy nie uczył ale nikt się nie uczył, więc może­my uznać, że tu pro­cen­tu­je doświad­cze­nie. Co praw­da krót­sze niż wielu czytel­ników (zwierz nie oglą­dał seri­ali jako dziecko) ale za to inten­sy­wniejsze. Wszak wszyscy wiecie, że zwierz ma zmieni­acz cza­su. To plus rzędy pub­likacji na tem­at kina na półkach (zwierz cza­sem do nich zaglą­da) jako tako bronią zwierza przed oskarże­niem, że się nie zna. A przy­na­jm­niej przed zdaniem, że nie ma żad­nych kom­pe­tencji pozwala­ją­cych mu nazy­wać swo­je blo­gowe recen­z­ja­mi — bez poczu­cia, że “oszuku­je” czytelników.

Nie wszyscy mają jed­nak takie szczęś­cie. Więk­szość blogerów — biorą­cych się za pisanie o kul­turze może usłyszeć, że prze­cież nie są spec­jal­is­ta­mi, a  co za tym idzie ich recen­z­je po pier­wsze nie są recen­z­ja­mi tylko opini­a­mi a po drugie są skażone niemal od początku brakiem dys­tan­su. Autor recen­zji gaze­towej jawi się tu jako pro­fesjon­al­ista, zaś bloger — chcąc nie chcąc, jako pasjonat gotowy porzu­cić swo­ją rolę recen­zen­ta gdy tylko nad­chodzi okaz­ja by pokazać stronę fana. Ewen­tu­al­nie blogerowi wyty­ka się brak pod­sta­wowych kom­pe­tencji — za mało widzi­ał, za mało czy­tał, nie ma papierków na swo­je pas­je a jedyne co daje mu wiedzę do jego własne doświad­cze­nie jako widza. Ma on pra­wo do opinii ale już nie dla niego recen­z­ja. Co praw­da — w tym rozu­mie­niu — recen­zję rozu­mie się dość wąsko (bliżej artykułowi recen­zyjne­mu) ale nawet gdy­by brać sze­roką definicję (która dopuszcza prak­ty­cznie wszelkie formy wyraża­nia swo­jej opinii) to więk­szość blogerów — nie jest jej godna.

Zwierz widzi tu dwa prob­le­my. Pier­wszy jest dość prosty. Wynosze­nie pod niebiosa recen­zji pra­sowej, tylko dlat­ego, że ich twór­cy piszą w medi­um drukowanym i robią to pro­fesjon­al­nie. Przy czym pisząc pro­fesjon­al­nie zwierz ma na myśli słowo pro­fesjon­al­nie w znacze­niu sportowym — za pieniądze. Prob­lem w tym, że nie oznacza to wcale, że recen­zen­ci gaze­towi pro­duku­ją coś dużo bardziej wartoś­ciowego od blo­gowej not­ki. Zwierz jest ostat­nim który twierdz­ił­by, że Tadeusz Sobolews­ki nie jest wybit­nym recen­zen­tem. Nie mniej co roku zwierz czy­ta­jąc jego ser­ię recen­zji z Cannes odnosi wraże­nie, że czy­ta bardziej oso­bisty fil­mowy pamięt­nik. Jasne jest to lek­tu­ra doskon­ała — bard­zo charak­terysty­cz­na i ciekawa, ale zwierz do dziś nosi w głowie zdanie z recen­zji Anty­chrys­ta “zaszło pode­jrze­nie rozkoszy” — wciąż nie mogąc uwierzyć że to twór­cy puś­cili (recen­z­ja była bard­zo pre­ten­sjon­al­na) ale nie ukry­wa­jmy — Sobolews­ki częś­ciej rzu­ca film na tło włas­nych doświad­czeń i emocji niż his­torii. Z kolei recen­z­je które pojaw­ia­ją się w gaze­tach co piątek zwierz z luboś­cią cytu­je swoim czytel­nikom. Poza błę­da­mi rzec­zowy­mi pełno w nich prostego braku kom­pe­tencji — cho­ci­aż­by dla odróżnienia tego co stanowi specy­fikę gatunku od tego co jest charak­terysty­czne dla konkret­nej produkcji.

Zresztą recen­z­ja gaze­towa nie jest pozbaw­iona jeszcze jed­nej wady — z racji braku miejs­ca nigdy nie przeczyta­cie w nich — o tych  tak bard­zo pożą­danych kon­tek­stach pow­sta­nia dzieła. Więcej o samym dziele też się niewiele dowiecie. Miejs­ca na ocenę gry aktorskiej jest co kot napłakał, o mon­tażu, muzyce czy czymkol­wiek co wychodzi po za ogólne odczu­cia i stwierdzenia nie mówiąc. Recen­z­je gaze­towe to częs­to kilka­naś­cie zdań, które — niekoniecznie z winy recen­zen­tów — nie pomieszczą w sobie tła, anal­izy intertek­stu­al­nych naw­iązań czy oce­ny nie tylko aktorów pier­ws­zo­planowych. Nie zna­jdziecie też w nich np. infor­ma­cji o szczegółach pro­dukcji — tak istot­nych dla odbioru fil­mu. Ogól­nie to dostaniecie tekś­cik którego głównym celem jest nie tyle zanal­i­zować czy zre­cen­zować dzieło co zachę­cić czy zniechę­cić do wiz­y­ty w kinie.  Nie mniej nikt nie mówi, o dziale opinii w Co jest Grane Gaze­ty Wybor­czej. Twar­do mówimy o recenzjach.

Dru­gi prob­lem to kwes­t­ia blogerów i ich kom­pe­tencji. Zwierz powinien chy­ba- jako bloger dużo recen­zu­ją­cy i kon­cen­tru­ją­cy się na  kul­turze pop­u­larnej powinien zaz­drośnie strzec nie tylko prawa do nazy­wa­nia swoich tek­stów recen­z­ja­mi ale też — odróż­ni­a­nia ich od tek­stów napisanych przez innych — mniej “zna­ją­cych się blogerów”. Zaczni­jmy od samych recen­zji. Zwierz nigdy nie ukry­wał, że jest wiel­bi­cielem sporej licz­by aktorów i reży­serów. Jest też przeko­nany, że nie różni się tym od wszys­t­kich ist­nieją­cych recen­zen­tów. Nieza­leżnie czy mówimy o recen­zen­tach fil­mowych, muzy­cznych czy książkowych  — wszyscy mamy swo­je gus­ta. Będą one wypły­wać z recen­zji czy tego chce­my czy nie. Zwierz ma wraże­nie, że to co odróż­nia go od więk­szoś­ci pro­fesjon­al­istów, to ucz­ci­we przyz­nanie się do sym­pa­tii (zwyk­le na początku) — bo choć żad­na recen­z­ja nie jest obiek­ty­w­na to jed­nak nie ukry­wa­jmy przyz­nawanie się do bycia fanem nie koniecznie jest stałym ele­mentem recen­zji.  Nie zmienia to jed­nak fak­tu, że zwierz wie, że pisze recen­z­je. Cho­ci­aż­by dlat­ego, że — w kon­trze do tego co moż­na przeczy­tać w więk­szoś­ci tek­stów pra­sowych — zawsze stara się uwzględ­nić w swoich tek­stach ocenę gry aktorskiej — coś co się niesły­chanie zby­wa w prasie jed­nym zdaniem (jest to główny powód dla którego zwierz w ogóle pisze o fil­mach — poczu­cie niedosy­tu po przeczy­ta­niu wszys­tkiego co jest do przeczy­ta­nia).  Zresztą zwierz ma wraże­nie, że częś­ciej w swoich tek­stach się­ga po kon­tekst niż nieje­den recen­zent pra­sowy. Prob­lem pole­ga jed­nak na tym, że wcale by nie musi­ał. Kto czy­tał recen­z­je Słon­im­skiego, czy kiedykol­wiek przeczy­tał jak Prus past­wi się nad Sienkiewiczem ten wie, że moż­na być wybit­nym recen­zen­tem mając gdzieś tło i wysuwa­ją na pier­wszy plan swo­je niezmier­zone pokłady złośli­woś­ci. I choć zwier­zowi do Słon­im­skiego i Prusa daleko jak stąd do Jow­isza to jed­nak  będzie bronił prawa do rozsz­erza­nia definicji recen­zji tak dłu­go aż zna­jdą się w niej obaj panowie. Inaczej nasza recen­z­ja jest po pros­tu niewystarczająca.

Inna sprawa to kwes­t­ia od kiedy recen­z­je moż­na pisać. Jasne — zwierz nie będzie się kłó­cił. Znacz­na część tek­stów pub­likowana przez blogerów pod­pa­da pod opinię — zwyk­le emocjon­al­ną — niekoniecznie pod­daną prostej pró­bie odd­zie­le­nia “podo­ba mi się” od “podo­ba mi się bo…” — co właś­ci­wie wystar­czy by od opin­iowa­nia prze­jść do recen­zowa­nia. Nie zmienia to jed­nak fak­tu, że aby prze­jść od opinii do recen­zji — wcale nie trze­ba mieć tak niesamowitego doświad­czenia jak niek­tórzy sugeru­ją. Jasne — zwierz woli przeczy­tać tekst o nowy filmie Finchera, napisany przez kogoś kto widzi­ał wszys­tkie jego filmy. Ist­nieje więk­sze praw­dopodobieńst­wo, że wyłapie wszys­tkie kon­tek­sty a kto wie może jeszcze da nam tak kochane tło his­to­ryczne. W sum­ie na tym pole­ga rola recen­zen­ta, że powinien się znać nieco lep­iej niż czytel­nik. Ale, nie znaczy to, że nie wol­no nam zre­cen­zować fil­mu Finchera jeśli nie widzieliśmy żad­nego innego. Co więcej — może się okazać że w takim tekś­cie pisanym z innej per­spek­ty­wy zna­jdą się reflek­sje które bardziej wyro­biony widz pominie. Pró­ba ograniczenia prawa do pisa­nia recen­zji do tych którzy się “zna­ją”- jest zdaniem zwierza dość niepoko­jące. Po pier­wsze dlat­ego, że recen­zent “rozwi­ja się w biegu” — każ­da napisana recen­z­ja przy­bliża go do znalezienia włas­nego sty­lu i formy, ale też dlat­ego, że inaczej tworzymy niepoko­ją­cy świat gdzie właś­ci­wie nie sposób się prze­bić. A to z kolei może nas pozbaw­ić recen­zji cen­nych. Bo nie zawsze posi­adanie sze­rok­iej określonej wiedzy przed przys­tąpi­e­niem do pisa­nia oznacza, ze tekst będzie lep­szy. Na przykład w zwierz stał się w swo­jej oce­nie filmów surowszy, bardziej cyn­iczny czy być może nawet den­er­wu­ją­cy. I to nie jest wina filmów — po pewnym cza­sie wszys­tko się już widzi­ało. Prob­lem w tym, że niekoniecznie wszys­tko widzi­ał widz. Jeśli nie chce­my doprowadz­ić do (wiecznie stwarza­jącego prob­le­my) roze­jś­cia się świa­ta kry­tyków i widzów to raz na jak­iś czas musimy dop­uś­cić do grona piszą­cych kogoś kto porozu­mie się przy oce­nie fil­mu z widzem a nie z innym krytykiem.

Tu zresztą wchodz­imy jeszcze na jeden tem­at stanow­ią­cy dość poważny – odwieczny wręcz – prob­lem kry­ty­ki wyt­worów kul­tu­ry. Załóżmy, że zwierz chci­ał­by napisać inaczej swo­ją recen­zję (zwierz się będzie upier­ał) Kop­ciusz­ka Branagha. Właś­ci­wie powinien zacząć od grun­townej anal­izy moty­wu Kop­ciusz­ka w kine­matografii (to nam z cztery strony zajmie) być może zro­bić porów­nanie tego jak motyw się zmieni­ał. Oczy­wiś­cie na pier­wszy plan wysuwa się ani­mac­ja z 1950 i pewne konieczne porów­nanie recepcji his­torii wtedy i ter­az. Wypadało­by też rzu­cić film na sze­rok­ie tło obec­nych trendów w ekrani­zowa­niu bajek a na końcu przekon­ać was, że kręce­nie Kop­ciusz­ka dla Dis­neya ma sens zarówno po prześledze­niu kari­ery Branagha jak i po prześledze­niu obec­nego kur­su Dis­neya i jego ksz­tał­towa­nia umysłów młodzieży. Prob­lem w tym, że taka recen­z­ja – choć speł­nia założe­nia definicji bard­zo sze­roko (nie mówiąc już o tej częś­ci która powin­na nade­jść potem gdzie anal­izu­je­my fabułę, mon­taż, zdję­cia, muzykę czy obsadę)  nie odpowia­da na zapotrze­bowa­nia czytel­ni­ka. Czytel­nik bowiem nie tylko potrze­bu­je (dobrze uza­sad­nionej!) opinii recen­zen­ta ale potrze­bu­je też opinii doty­czącej określonych aspek­tów fil­mu. Inaczej mimo, że pięknie wpisu­je­my się w definicję, może­my pięknie ominąć najważniejszy prob­lem jakim jest – taka oce­na fil­mu by widz miał okazję wyko­rzys­tać ją albo przed seansem (przy jego wyborze) albo po sean­sie. Pod tym wzglę­dem, nawet najlepiej napisana recen­z­ja (zgod­nie z definicją) może okazać się sztuką dla sztu­ki. Istot­ną z punk­tu widzenia anal­izy isto­ty fil­mu ale nie speł­ni­a­jącą swo­jej roli wzglę­dem czytel­ni­ka. A tu z kolei pojaw­ia się pytanie – czy poza wąskim gronem ludzi pro­fesjon­al­nie zaj­mu­ją­cych się filmem, jest aż tak wiele osób łakną­cych takich opinii. Albo umieją­cych z nich wyłuskać to co mogą odnieść do włas­nych kinowych przeżyć. Zwierz nie ma nic prze­ci­wko upraw­ia­n­iu sztu­ki dla sztu­ki (sam cza­sem to robi) ale jed­nak warto zachować trochę zdrowego rozsądku.

Jako bloger piszą­cy o kul­turze zwierz  z niepoko­jem patrzy na cedowanie prawa do recen­zji wyłącznie na  grupę piszącą o fil­mach czy książkach. Cho­ci­aż­by dlat­ego, że oznacza to iż będziemy — z koniecznoś­ci, wciąż prowadzili dyskus­je na pewnym zamknię­tym forum ludzi zain­tere­sowanych kul­turą. Kiedy widzę, że pię­ciu blogerów nie mają­cych nic wspól­nego z kul­turą wrzu­ca tekst o filmie zwyk­le wchodzę z zain­tere­sowaniem sprawdz­ić co napisali. Jasne — w wielu przy­pad­kach są to tek­sty na zasadzie “koniecznie musi­cie zobaczyć, zdję­cia dobre”, częs­to są to not­ki które w niczym nie odb­ie­ga­ją od recen­zji gaze­towych — for­mą, treś­cią i dłu­goś­cią. Co pewien czas zna­j­du­ją się jed­nak na takich blo­gach tek­sty dłuższe, poważniejsze, ciekawsze — sugeru­jące, że kul­tura intere­su­je nie tylko wybranych kino­manów ale też ludzi na co dzień piszą­cych o czym innym. Zresztą blogerowi kul­tur­al­ne­mu — a przy­na­jm­niej zwier­zowi — zależy by wszyscy pisali o kul­turze. Bo to jest dla ludzi takich jak zwierz najważniejsza a może jed­na z najważniejszych dziedzin życia. Co więcej — zwier­zowi nawet nie przeszkadza jeśli ewident­na opinia o filmie zostanie nazwana recen­zją. Cho­ci­aż­by dlat­ego, że zwierz doskonale zda­je sobie sprawę, że więk­szość z nas nieszczegól­nie prze­j­mu­je się seman­ty­cznym roz­granicze­niem tych dwóch słów.

Zwierz jako recen­zent stara się być wobec swoich czytel­ników dość ucz­ci­wy. Nie recen­zu­je (chy­ba z jed­nym wyjątkiem) gier kom­put­erowych bo w nie nie gra. Nie pisze o muzyce współczes­nej bo jej nie słucha ani o klasy­cznej bo jej słucha za mało. Ale nie ma wąt­pli­woś­ci że gdy­by kiedyś zabrał się za pisanie o grach czy o muzyce (nie macie raczej co liczyć) to pewnie starał­by się pisać recen­z­je. Co więcej ma wraże­nie, że nie było jeszcze takiego czytel­ni­ka który mimo nazwy nie odróżnił­by recen­zen­ta od opin­io­daw­cy. Więcej zwierz ma wraże­nie, że jeśli położy­cie przy sobie recen­zję blogera i pro­fesjon­al­nego recen­zen­ta też czytel­ni­cy nie będą za bard­zo skołowani. W sum­ie wszys­tko sprowadza się do tego, że czytel­nik aż tak głupi nie jest by nie rozpoz­nać kiedy ma do czynienia z czys­tą opinią a kiedy pojaw­ia­ją się ele­men­ty recen­zji. Nieza­leżnie od nazwy. Co nie zmienia fak­tu, że zwierz nien­aw­idzi zamyka­nia kul­tu­ry w jakimś get­cie gdzie pisać o niej mogą jedynie znaw­cy. Zwierz pode­jrze­wa, że więk­szość blogów w sieci prowadzą pasjonaci- łącznie z tymi które są jak najbardziej pro­fesjon­alne. Trud­no się wyro­bić i na czymś znać jeśli na wstępie okazu­je się, że odmaw­ia nam się prawa do zaj­mowa­nia się jakąś dziedz­iną ludz­kich poczy­nań. Ogól­nie zwierz jest zda­nia, że każdy kry­tyk zaczy­na przede wszys­tkim jako wiel­bi­ciel, i jeśli nie pozwala się wiel­bi­cielom pisać to nigdy nie będzie krytyków.

Cała ta dyskus­ja jest prawdę powiedzi­awszy dość jałowa. Nie błędne nazy­wanie opinii recen­z­ja­mi i nie pisanie przez “niepro­fesjon­al­istów” niszczy obec­nie naszą roz­mowę o wyt­worach kul­tu­ry. Wiecie co jest plagą, kosz­marem i przek­leńst­wem? Te cholerne gwiazd­ki. Ludzie w ogóle nie czy­ta­ją co się pisze tylko sprawdza­ją ilość gwiazdek. Nie odwołu­ją się do zdań recen­zji tylko rzu­ca­ją cyfer­ką. Sami recen­zen­ci zamknęli się w jakiejś sza­lonej 5 lub 10 stop­niowej skali na której nagle moż­na ocenić wszys­tko od fil­mu przy­godowego po dra­mat egzys­tenc­jal­ny. Jeśli naprawdę chce­my by dyskus­ja o fil­mach wyszła poza fanowskie pis­ki, poza wypeł­ni­acze pomiędzy inny­mi treś­ci­a­mi i poza “idź do kina/nie idź do kina” to zamor­du­jmy tego cholerne cyfer­ki. Żad­nej innej sztu­ki nie oce­nia się w skali 1–10. Przy obrazach w muzeach nie wsi ilość gwiazdek jakie wys­taw­ili obra­zowi kry­ty­cy sztu­ki. Dzię­ki temu sami musimy przeczy­tać, zanal­i­zować, ustaw­ić na włas­nej pry­wat­nej skali, która może dążyć do nieskońc­zonoś­ci. Chce­cie pogadać o prob­lemie współczes­nej kul­tu­ry? Poroz­maw­ia­j­cie o gwiazd­kach. Ale nie ze zwierzem. Nigdy się nie zamknie. W każdym razie — zwierz ma radę, zami­ast nie nazy­wać opinii recen­z­ja­mi, pisz­cie tak by wasze opinie moż­na było nazwać recen­z­ja­mi i nie bronić tej tezy przez kil­ka stron.

Ps: W ogóle cały wpis o tyle nie ma sen­su, że praw­ie nikt nie czy­ta recen­zji. Serio recen­z­je na blogu zwierza – nawet te których czytel­ni­cy się doma­ga­ją, są zde­cy­dowanie mniej poczytne niż jakiekol­wiek inne teksty.

Ps2: Tak to dru­gi tekst pod rząd, który jest swego rodza­ju wywo­dem bez przykładów. Zwierz robi to spec­jal­nie. Bo chci­ał­by wró­cić też do takiego pisa­nia. Które bard­zo lubi a które mu się gdzieś zgu­biło. Nie będzie tylko tak ale chwilowo zwierz ma jakąś wenę na takie teksty.

66 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online