Home Film Zepsute Jabłko czyli ktoś tu skrewił panie Jobs

Zepsute Jabłko czyli ktoś tu skrewił panie Jobs

autor Zwierz

Hej

Cza­sem słyszy się zdanie “Ta his­to­ria nada­je się na Hol­ly­woodz­ki film”. To naduży­wany frazes, z którego niewiele zazwyczaj wyni­ka. Nawet jeśli his­to­ria czy czy­jeś życie pełne jest tri­um­fów i porażek niczym z fil­mowego sce­nar­iusza niekoniecznie oznacza to jed­nak że ich odt­worze­nie da nam w ostate­cznym rezulta­cie wspani­ałą his­torię. Wręcz prze­ci­wnie wyda­je się, że  bezmyślne odt­warzanie ciągu zdarzeń na ekranie, jest dokład­nie tym czym kino nie powin­no być. Kino zawsze powin­no dawać nam coś więcej niż kole­jne sce­ny ułożone w chrono­log­icznym ciągu.  Ważniejszy od nich jest klucz dzię­ki, które­mu wydarzenia z his­torii ludzkoś­ci czy z życia poje­dynczej jed­nos­t­ki sta­ją się jedynie metaforą czy punk­tem do rozważań nad prob­le­mem. Kino zawsze musi być o czymś więcej — tylko dzię­ki temu his­to­ria czy biografia nie straci na znacze­niu wraz z upły­wem lat a my sami wyjdziemy z kina choć odrobinę zmie­nieni — co prze­cież jest najważniejszym celem obcow­a­nia z jakąkol­wiek for­mą sztu­ki. Dlat­ego nakrę­cony kil­ka lat temu Social Net­work był znakomi­tym filmem — Finch­er z Sorkinem uciek­li od opowiada­nia his­torii pop­u­larnej strony Inter­ne­towej i dali punkt wyjś­cia do znakomitej roz­mowy o świecie, który nas otacza i ludzi­ach, którzy go stworzyli. Dokład­nie z tego samego powodu Jobs to jeden z naj­gorszych i najbardziej męczą­cych filmów jakie zwierz kiedykol­wiek widział.

Twór­cy fil­mu sko­rzys­tali z biografii Job­sa z której wycięli ciekawe frag­men­ty (ot taki dro­bi­ażdżek że Jobs kupił Pixar oraz w sum­ie wiele innych ważnych wydarzeń) a całą resztę zekrani­zowali tak by na 100% nie była ciekawa.  Jeśli taki był zami­ar — osiągnęli sukces.

Chy­ba nikt kto śledz­ił his­torię pier­wszych kom­put­erów oso­bistych nie ma wąt­pli­woś­ci, że w dzie­jach pow­sta­nia i sporów wokół pier­wszych wynalazków ery kom­put­erów, jak w soczew­ce odbi­ja się zarówno ludz­ki geniusz jak i ludz­ka małość. His­to­rie te moż­na opowiadać na dwa sposo­by — albo zachłys­nąć się pięknem zbu­dowanej w garażu wiz­ji, która por­wała świat i zmieniła nasze codzi­enne życie, tak dalece, że sami nie jesteśmy już w stanie przy­pom­nieć sobie tego, jak wyglą­dało przedtem. Albo też moż­na skon­cen­trować się na ciem­nej stron­ie his­torii i pokazać, że geniusze i wiz­jon­erzy którzy jed­nocześnie chcą zyskać na swoim pro­duk­cie, rzad­ko gra­ją czys­to. Im dłużej człowiek przyglą­da się biografiom najważniejszych twór­ców dzisiejszych kom­put­erów tym więcej widzi się tam raczej śred­nio przy­jem­nych typów. O dzi­wo twór­cy fil­mu postanow­ili iść trze­cią drogą i zanudz­ić nas na śmierć, jed­nocześnie nie pokazu­jąc nam ani dlaczego bohaterowie całej opowieś­ci są genial­ni, ani też nie poświę­cić zbyt wiele cza­su na to by powiedzieć nam dlaczego zachowu­ją się po świńsku. W ogóle wyda­je się, że nikt wśród twór­ców fil­mu nie przewidzi­ał co tak właś­ci­wie chce powiedzieć. Film spraw­ia wraże­nie jak­by wszyscy twór­cy dos­zli do wniosku, że zro­bią film  o Job­sie i jakoś to będzie.

Nieza­mierze­nie komicz­na sce­na dla wszys­t­kich, którzy mają pode­jrze­nie, że dla twór­cy Apple liczyła się tylko ład­na czcionka

Job­sa poz­na­je­my kiedy rzu­ca stu­dia i błą­ka się boso po tere­nie col­lege’u. Jak wiado­mo z jego prze­mowy jaką wygłosił na uni­w­er­syte­cie Stan­for­da rzuce­nie studiów było w jego opinii najlep­szą decyzją jaką kiedykol­wiek w życiu pod­jął. Jed­nak tu dosta­je­my parę obrazków w tym abso­lut­nie kosz­marny wyję­ty jak z pro­dukcji Life­time mon­taż prze­tykany nać­pa­nym Job­sem bie­ga­ją­cym wśród zboża. Zan­im zdążymy się przyzwycza­ić akc­ja bieg­nie w przód i już za chwilkę Jobs pracu­je w Atari oraz zachowu­je się jak kosz­marny dupek i znów akc­ja przeskaku­je i razem z Woznikaiem budu­ją Apple I. Ponown­ie przeskok i już jesteśmy przy klęsce Apple Lisa, jak się spodziewa­cie tu następu­je cię­cie  i Jobs budu­je Mack­in­tosha, kole­jny mon­taż i Jobs zatrud­nia Johna Scul­leya z Pep­si. Prze­suwamy się do przo­du i zgadliś­cie Jobs zosta­je wyrzu­cony z firmy, ponowny przeskok wraca do firmy. Cały film budowany jest na zasadzie takich urwanych scen, z których niemal wszys­tkie mają być kluc­zowe. Co to oznacza? Przede wszys­tkim pro­dukcji braku­je płyn­noś­ci — odosob­nione sce­ny skle­ja­ją albo obraz­ki Job­sa jeżdżącego co raz lep­szy­mi auta­mi,  albo piękne zdję­cia kra­jo­brazów Kali­fornii i od cza­su do cza­su wiz­je samot­nego Job­sa, golącego się Job­sa lub Job­sa wyry­wa­jącego marchewkę z grząd­ki. Wszys­tko zaś ilus­trowane znakomitą ale zde­cy­dowanie zbyt pod­niosłą do więk­szoś­ci scen muzyką. Zwierz nal­iczył w filmie z tuzin scen które w każdej innej pro­dukcji był­by pod­niosłym ostat­nim ujęciem.Do tego kil­ka ważnych ele­men­tów his­torii (kwest­ie podzi­ału akcji, spór z Gate­sem, rozs­tanie z współpra­cown­ika­mi) załatwiono jed­nym uję­ciem pozbaw­ia­jąc his­torię nat­u­ral­nych ele­men­tów dramaturgii.

Prob­lem z filmem jest taki, że intere­su­ją nas w nim wszyscy poza Jobsem.

Co więcej w niemal wszys­t­kich dialo­gach pobrzmiewa przeko­nanie sce­narzysty, że ludzie odpowiedzial­ni za rozwój kom­put­erów nie roz­maw­iali tylko prz­erzu­cali się sen­tenc­ja­mi, zaś sam Jobs przeszedł przez całe swo­je życie wygłasza­jąc wyłącznie prze­mowy motywa­cyjne lub inspiru­jące ludzi. Co jak połącze­nie kor­po­ra­cyjnego speca od couch­in­gu z hin­duskim guru. Aż dziw, że nikt mu w całym filmie nie przyłożył Co więcej — gdy­by zwierz z racji bycia dość nat­u­ral­nie dzi­wnym nie intere­sował się his­torią marek i kom­put­erów (a właś­ci­wie marek kom­put­erów bo tech­niczne kwest­ie zwierza mniej obchodzą) to mógł­by po sean­sie dojść do wniosku, że jedyną zaletą Job­sa była jego gadatli­wość. Serio — film nie jest w stanie przekazać wid­zowi na czym pole­gał geniusz Job­sa — zarówno ten mar­ketingowy jak i te,n który pozwalał dostrzec mu kierun­ki roz­wo­ju rynku wcześniej niż innym. Tu cała jego innowa­cyjność w filmie pole­ga na tym, że niczym rozwydr­zone dziecko kłó­ci się z radą nad­zor­czą i wszys­tkim pow­tarza, że musi być nieza­leżny. Śred­nio zori­en­towane­mu wid­zowi trud­no uwierzyć dlaczego w ogóle nie wyrzucą go z firmy wcześniej.

Nie pokazano nam pięk­na garażowego biz­ne­su pod­bi­ja­jącego giełdę, nie pokazano nam też wiel­kich ambicji i upad­ku marzeń, w sum­ie jeśli chodzi o emoc­je to nic nam nie pokazano.

Twór­cy fil­mu zde­cy­dowanie nie chcieli nakrę­cić hagiograficznego obraz­ka. Nieste­ty nie wiedząc dokład­nie co chcą postaw­ić w miejsce wyide­al­i­zowanego Job­sa stworzyli postać nieprzy­jem­ną, nier­acjon­al­ną i której się nie lubi ale nie zrekom­pen­sowali tego odpowied­nią dawką geniuszu (zwierz wie, że nie wszyscy uważa­ją Job­sa za geniusza, ale z punk­tu widzenia nar­racji koniecz­na jest wyraź­na kon­tra) byśmy w ogóle byli zain­tere­sowani postacią. Inny­mi słowy cały czas musimy wierzyć sce­narzys­tom na słowo, że Jobs jest ciekawszy od wszys­t­kich innych ludzi w swoim zes­pole — ale nie dosta­je­my nic do by pokazy­wało dlaczego. Jobs nie pro­gra­mu­je, nie kon­stru­u­je, nie wygry­wa — jedynie sporo mówi o mis­ji ale wyda­je się, że więk­szość jego mów została przepisana z fold­erów reklam­owych i trud­no się go słucha. Zresztą najlep­szym przykła­dem jest fakt, że na koń­cową mowę Job­sa wybra­no nie pas­susy z jego włas­nych bard­zo dobrych przemówień ale sowa z reklamy — które jak zwierz mniema napisał ktoś z agencji reklam­owej nie zaś sam Jobs (a nawet jeśli napisał je on sam to jed­nak są to po pros­tu reklam­owe slo­gany). Prawdę powiedzi­awszy zwierz wolał­by już obraz wych­wala­ją­cy Job­sa pod niebiosa niż taki, który nie umie o nim nic konkret­nego powiedzieć.

 

Moment w którym zwierz przes­tał lubić Job­sa (przy­na­jm­niej filmowego)

Do tego właś­ci­wie film nie powinien nazy­wać się Jobs ale prędzej Apple. O Job­sie z tego fil­mu dowiadu­je­my się bard­zo niewiele — fakt, że został adop­towany wychodzi w jed­nym zda­niu, dowiadu­je­my się, że nie chci­ał przyz­nać się do ojcost­wa swo­jej pier­wszej cór­ki ale gdy postać powraca ona do his­torii jest już przez ojca uznana. Inny­mi słowy dowiadu­je­my się, że coś tam się w życiu pry­wat­nym Job­sa dzi­ało, ale twór­cy fil­mu trak­tu­ją je jako prz­ery­wnik czy mało ważny dodatek. Moż­na wręcz odnieść wraże­nie, że twór­cy posłużyli się stroną o Job­sie na Wikipedii i postanow­ili nie wychodz­ić poza to co jest na niej zwarte. O ile zwierz może uznać, że wrzu­canie wątków pry­wat­nych (zwłaszcza o osobach jeszcze żyją­cych) jest nietak­towne o tyle wyda­je się, że kwes­t­ia poruszana przez niego w prze­mowie w Stan­ford — owo wyma­ganie jego rodz­iców (bio­log­icznych) by skończył stu­dia i to że stu­dia rzu­cił — jest w jak­iś sposób ważne a przy­na­jm­niej daje dobre tło by pokazać jak wiele razy Jobs robił coś wbrew. Zresztą ciekawe jeśli prze­jrzy­cie stronę na Wikipedii — zna­jdziecie tam cytat, że jed­ną z najwięk­szych zalet Job­sa była jego umiejęt­ność zmi­any zda­nia (zwierz także podzi­wia ludzi obdar­zonych tą umiejęt­noś­cią) tym­cza­sem fil­mowy Jobs to upar­ci­uch z manią prześlad­ow­czą — człowiek niemal czeka aż zacznie nam wszys­tkim wmaw­iać, że prześladu­ją go obcy.

Jobs bie­ga po polach — biorąc pod uwagę jakość fil­mu — winien tam zostać.

Ale film ma jeszcze jeden prob­lem — kto wie czy nie kluc­zowy. Wybrany do roli Job­sa Ash­ton Kutch­er nie jest dobrym aktorem. po pros­tu. Nie jest jakoś trag­icznie drew­ni­any ale braku­je mu zdol­noś­ci by unieść cały film. Oczy­wiś­cie od cza­su do cza­su pojaw­ia się na ekranie wyglą­da­jąc i porusza­jąc się od cza­su do cza­su jak Jobs jed­nak zde­cy­dowanie częś­ciej jak on sam (plus aktor się gar­bi ewident­nie stara­jąc się ukryć, że jest wyższy od więk­szoś­ci ekipy). W ogóle zwierz ma wraże­nie że pewnym błę­dem współczes­nych filmów biograficznych jest dobieranie aktorów według klucza — który będzie najbardziej podob­ny do pier­wow­zoru zami­ast — kto umie grać czy ma pomysł na rolę. Tu mamy trochę powtórkę z Żelaznej Damy — Mery Streep wyglą­dała tam jak Thatch­er ale nie miała pomysłu na rolę. Kutch­er na dodatek nie umie grać, sce­ny płaczu czy wściekłoś­ci w jego wyda­niu są nieza­mierze­nie komiczne. I to jest prob­lem — bo Jobs co pow­tarza­ją wszyscy był charyz­maty­czny i przykuwał uwagę jako najin­teligent­niejsza oso­ba w poko­ju. Tym­cza­sem Job­sa Kutchera biją na głowę wszyscy inni — zwłaszcza Josh Gad jako znakomi­ty Steve Woz­ni­ak i Der­mot Mul­roney jako Mike Markku­la (zde­cy­dowanie przys­to­jniejszy od swo­jego pier­wow­zoru). Widzi­cie to jest spory prob­lem jak film ma tytuł Jobs a facet gra­ją­cy Job­sa jest jego najsłab­szym punk­tem to pro­dukc­ja nie może się udać.

OK na tym zdję­ciu Ash­ton Kutch­er jest niesamowicie podob­ny do Job­sa — ale kiedy nie siedzi tak samo i nie ma tych samych ciuchów (oraz grzy­w­ki i zaros­tu) to nie jest do niego podob­ny — a sko­ro nie speł­nia żad­nego ze staw­ianych wyma­gań — fizy­cznego podobieńst­wa i tal­en­tu to co na boga robi w pier­ws­zo­planowej roli w tym filmie?

No właśnie czas powiedzieć coś co zgra się z jękiem jaki wydał z siebie zwierz jeszcze na sali kinowej. Jobs to nie jest dobry film. Prawdę powiedzi­awszy mniej więcej od połowy albo właś­ci­wie od jed­nej trze­ciej zwierz marzył o tym by zwiać z kina. Wiecie dlaczego zwierz nie zwiał z kina? Bo w wielkiej dyskusji czy wol­no recen­zować film, którego nie widzi­ało się do koń­ca zwierz jest zda­nia że swo­je trze­ba odcier­pieć. I zwierz cier­pi­ał. Dla was cier­pi­ał, bo strasznie chci­ał was przestrzec a nie mógł póki nie przekon­ał się, że pro­dukcji nie towarzyszy żaden koń­cowy plot twist. Nie cier­pi­ał samot­nie — na sali razem z nim cier­pi­ało sporo osób plus jak­iś mężczyz­na który ewident­nie oglą­dał inny film i śmi­ał się co chwilę, powiedzmy sobie szcz­erze — zwierz chci­ał­by oglą­dać ten sam film co on ewen­tu­al­nie być pod wpły­wem tej samej iloś­ci alko­holu co on. Czy wiecie, że kiedy film się skończył zwierz nie tyle poczuł ulgę co radość. Bo prawdą jest że nie ma chy­ba nic gorszego niż zdać sobie sprawę gdzieś w połowie sean­su, że oglą­da się nud­ny, źle zagrany i nieprze­myślany film, z którego nie moż­na zwiać. I nawet nie był na tyle zły by moż­na go było wyśmi­ać. Zwierz nagle zrozu­mi­ał adwokatów obec­noś­ci alko­holu w kinie — gdy­by moż­na było kil­ka razy pociągnąć z flasz­ki w trak­cie trwa­nia sean­su być może zwierz też by się dobrze bawił.

Czy nie zakrawa na ironię, że zami­ast posłużyć się takim ład­nym min­i­mal­isty­czny plakatem zde­cy­dowano się na ten tęc­zowy kosz­marek który straszy  w kinach.

Zwierz jak zwyk­le w przy­pad­ku pro­dukcji tak złych że aż chce się zażą­dać zwro­tu kasy za bile­ty przy­chodzi do głowy jed­na myśl. Dlaczego nikt się wcześniej nie zori­en­tował. Dlaczego nikt czy­ta­jąc sce­nar­iusz nie dostrzegł, że jego kon­strukc­ja opiera się na ciągłym otwiera­niu nowych rozdzi­ałów życia Job­sa ale nie ma tam żad­nej puen­ty czy żad­nego domknię­cia kole­jnych wątków. Dlaczego spec od castin­gu nie pod­dał pod wąt­pli­wość zatrud­ni­a­nia śred­niego akto­ra kome­diowego do roli, która wyma­ga olbrzymiej charyzmy, dlaczego ktoś odpowiedzial­ny za mon­taż nie wskazał, że film jest trochę komicznie pow­tarzal­ny w swoich sek­wenc­jach jazdy samo­cho­dem, Dlaczego autor znakomitej muzy­ki nie zabrał par­ty­tu­ry i nie wybrał się gdzieś gdzie jego znakomi­ta ścież­ka dźwiękowa nie będzie zestaw­iona z wyry­waniem marchew­ki. To jest biznes gdzie nad jed­nym pro­duk­tem pracu­je tyle osób i nikt nie zauważył, że robią taką straszną kichę? Zwierz wie, co powiecie — że niko­go nie obchodzi jakość i wszyscy chcą zaro­bić. No ale czy to nie Jobs był per­fekcjon­istą, który nie chci­ał wypuszczać na rynek niczego co nie jest ide­alne. I czyż nie jest ironią, że coś co jest dalekie od ideału pod­pisano właśnie jego imieniem?

Puen­tą fil­mu mają być słowa tej reklamy. Obe­jrzyj­cie reklamę. Wzbudza więcej emocji.

Ps: Zwierz nie jest fanem ani anty fanem pro­duk­tów Apple czy też samej firmy ani też wiel­bi­cielem — zwierz wie, że to drażli­wa sprawa dla wielu użytkown­ików nowych tech­nologii i choć zwierz sprzedał swe serce kom­put­erom HP i tele­fonom z opro­gramowaniem Win­dows to jed­nak nie jest na tyle płyt­ki by oce­ni­ać kogokol­wiek po tele­fonie jaki posi­a­da. Choć oczy­wiś­cie lubi bardziej tych z najnowszym mod­elem. Ale to chy­ba oczywiste.

Ps2: Jutro zwierz powraca z hejter­skim cyk­lem choć jak sami widzi­cie hejter­s­ki nas­trój unosi się nad blogiem.

33 komentarze
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online