Szósty sezon Gry o Tron był pierwszym który zwierz oglądał naprawdę uważnie. Prawda jest taka że regularnie serial zwierz zaczął oglądać dopiero przy sezonie czwartym (wcześniej i tak wiedział co się dzieje z dokładnych sprawozdań) i to głównie dla towarzystwa. Im dłużej zwierz siedzi i analizuje Grę Tron tym bardziej rozumie dlaczego tego niesłychanie popularnego serialu nie umie traktować do końca poważnie, mimo że bardzo stara się on być poważnym. SPOILERY DO CAŁEGO SEZONU.
Zakończony właśnie sezon Gry o tron był pierwszym, którym pojawiały się wydarzenia nie opisane w książkach. Choć scenarzyści nie pisali zupełnie z głowy to już raczej nie adaptowali tylko pisali pod serial. Trochę to widać w pierwszych odcinkach sezonu kiedy pozbywają się wielu pobocznych postaci starając się zrobić coś z czym od dawna książka ma problem – mnogością wątków, które w żaden sposób nie chcą się zbiegać, kończyć czy zmierzać do ostatecznej konfrontacji. Pod tym względem ten miniony sezon był produkcją bardzo porządkującą. Właściwie od pierwszego odcinka można było odnieść wrażenie, że bohaterowie dostali pewne określone miejsce zbiórki, na którym mają się do końca sezonu znaleźć a my obserwujemy tylko ich drogę do tego miejsca. To z kolei sprawiło, że cały sezon był w pewnym stopniu przewidywalny – nie jeśli chodzi o pojedyncze zdarzenia ale o to gdzie postacie znajdą się pod koniec sezonu. Co więcej, choć Gra o Tron jest znana z bezlitosnego wykańczania swoich bohaterów to z każdym odcinkiem wydawało się coraz bardziej jasne że powoli na szachownicy zostały już tylko ważne figury.
Zaskoczenie sezonu – Jon Snow zmienił nieco fryzurę ;)
Dobrze to widać po wątku Jona Snowa. Właściwie po końcu ostatniego sezonu było jasne że Jon „nie wszystek umarł”. Nie chodziło jedynie o śledzenie fryzury Kita Harringtona. Jon Snow jest od pierwszych sezonów właściwie głównym bohaterem serialu (który właściwie nie ma głównego bohatera). Jego zabicie właściwie nie miało sensu – zwłaszcza w sytuacji gdy jego opowieść, zwłaszcza kwestia jego pochodzenia nie została do końca ujawniona. Martin może jest trollem ale zabicie Snowa nie byłoby ani mądre ani sensowne w kontekście całości narracji. Jon Snow więc ożywa, dając nam cudowne spojrzenie na mało odzianego Kita Harringtona. Ożywienie Jona nie może mieć w serialu konsekwencji bo widz potrzebuje tego samego bohatera którego polubił. W powieści łatwiej zasugerować delikatne zmiany – film jest na takie rzeczy mniej podatny. Jon jest więc tym samym – może nieco bardziej markotnym, jak zauważa Brienne smutnym bękartem. I tu właściwie zaczyna się prosty dość ciąg wydarzeń prowadzący go do Winterfell. Przez cały sezon Jon właściwie tylko raz nas zaskoczył. Kiedy został obwołany królem północy. Co prawda jest coś bardzo zgodnego z dotychczasową pozycją Jona że z propozycją obwołania go królem występuje jedenastolatka (team Lady Mormont) ale ostatecznie miejsce w którym się znajduje pod koniec sezonu cieszy serce każdego jego fana. Jeśli jednak prześledzimy jego decyzje i postępowanie przez cały sezon to zobaczymy jak na dłoni że szlachetny i w głębi duszy dobry Jon, który nigdy niczego nie chciał poza akceptacją rzeczywiście niewiele się zmienił a jego decyzje stanowią logiczne następstwo tego co wszyscy wieszczyli – czyli ustanowienia go jednym z najważniejszych graczy o przyszłość Westeros.
Jedno wiemy – scenarzyści postanowili, że nie będzie wątpliwości kto jest najtrafniejszą postacią w tym sezonie
Nieco mniej oczywiste są rozwiązania w Królewskiej przystani ale też nie do końca, jeśli spojrzymy na cały sezon. Tu właściwie mieliśmy ciekawy wątek powolnego oddawania władzy z rąk królewskich w ręce przywódców religijnych. Cersei miała coraz mniej możliwości manewru, król jej syn, dość nawet słusznie uznał że z władzą nie ma wojować, a brat musiał się znaleźć daleko w obliczu coraz mniej sprzyjających warunków na dworze. Kto jednak zna rozwój serialu ten powinien już się zorientować że im gorsza sytuacja Lannisterów im bardziej się ich naciska i ogranicza tym boleśniej kąsają. Przez cały sezon widzieliśmy kolejne, nieudane próby przejęcia władzy przez Cersei i odzyskania swoich wpływów. Próbowała politycznym podstępem, miała nadzieję że uda się jej zmanipulować syna. Kiedy to się nie udało skorzystała ze środków bezpośrednich – wysadzenie kościoła w powietrze wraz ze wszystkimi duchownymi i kilkoma niepotrzebnymi postaciami które zaczęły ciążyć fabule przywróciło ład. Widząc Cersei na żelaznym tronie niekoniecznie należy przecierać oczy ze zdumienia. Być może jeszcze sezon temu Cersei zadowoliłaby się manipulowaniem swoim synem i rządzeniem zza kulis. Ale po wszystkich tych upokorzeniach nie ma powodu by zaufać że ktokolwiek będzie działał zgodnie z jej interesem. Choć oczywiście, już teraz można obstawiać kto Cersei odbierze tron i życie, zwierz podejrzewa że będzie to Jamie, który w przeciwieństwie do swojej siostry wydaje się zdecydowanie mniej krwiożerczy i rządny władzy. Jedyne co zwierza w tym wątku denerwuje to pewna niekonsekwencja. Cersei nigdy nie była najlepszą ze wszystkich postaci ale trzeba jej przyznać że jako matka zapewniała swoim dzieciom najlepszą pozycję jaką mogła i wydawała się doń naprawdę przywiązana. Tu śmierć swojego syna przyjmuje jako dość spodziewany efekt uboczny swoich działań. Twórcy tak się skupili by pokazać jej bezwzględność że gdzieś się tam zapodziały inne cechy postaci.
Jeśli ktoś w kolejnym sezonie będzie chciał zabić Cersei to musi się ustawić w długiej kolejce.
Zresztą skoro o bezwzględności mowa to zwierz zwrócił uwagę, że cholernie dużo się w tym serialu mówi o gwałtach. Serio nie ważne czy się cokolwiek pokazuje ale pierwsze odcinki sezonu co chwilę miały jakąś aluzję do przemocy seksualnej. Zresztą tak jest w tym serialu, że jest on strasznie rozhuśtany pod tym względem. Z jednej strony mamy ciągłe groźby gwałtu (albo gwałt jako „narzędzie motywowania bohaterek do zmiany”) z drugiej – rzeczywiście jest to jeden z tych seriali gdzie postaci kobiecych jest równie dużo co męskich. Choć zwierz przyzna szczerze, nie jest szczególnym fanem Cersei która koniecznie musi torturować drugą kobietę. Tak jakby serial jakoś czuł się pusty kiedy w okolicy nie ma żadnego straszącego kobiety gwałtem bękarta. Zresztą zwierz musi przyznać, że kiedy okazało się ze dzielna i waleczna przywódczyni wikingów (siostra Theona) jest niekryjącą się ze swoją orientacją lesbijką to zaczął się trochę śmiać. Bo to brzmi jak taka idealnie stereotypowa postać. I powód by pokazać jeszcze kilka kobiecych biustów (chyba tylko odcinek z bitwą podarował nam jakąkolwiek kobiecą nagość). Ogólnie zwierz ma wrażenie że w kwestii przemocy i nagości GOT jest trochę własnym zakładnikiem. Często zwierz ma wrażenie, że jakaś scena spokojnie mogłaby wypaść i odcinek byłby lepszy a nie gorszy. No ale ludzie spodziewają się że w GOT musi być „krew i cycki”. Tymczasem serial jest lepszy jak jest „wino i polityka”.
Wątek Tyriona w tym sezonie to „Siedzimy, nic się nie dzieje”
Na koniec na miejsce przeznaczenia zmierza Daenerys . Daenerys miała w tym sezonie jeden z najnudniejszych wątków. Plus minus polegał on na zdobyciu całej armii i przyprowadzeniu jej z powrotem do punktu wyjścia. Choć początkowo zapowiadało się dość dramatycznie to przecież jeśli ma się władzę nad ogniem, smoki i bardzo lojalnych znajomych nie ma się czego bać. Do tego jeszcze pomalować żagle na odpowiedni kolor i można sobie podbić kontynent. Zwierz musi przyznać, że w przypadku tego wątku wynudził się strasznie choć smoki kocha. Miał przez pewien czas wrażenie jakby oglądał grę gdzie postać musi załatwić kilka punktów zanim może zapisać grę. Doskonale widać to pod sam koniec sezonu kiedy scenarzyści najwyraźniej nieco znudzeni przesuwaniem powoli Daenerys po planszy każą się jej pojawić, wraz ze smokami akurat w tym momencie w którym jest najbardziej potrzebna. Tak by nic już nie opóźniało jej wymarszu w kierunku siedmiu królestw. Ten przymus by bohaterowie znaleźli się pod koniec sezonu dokładnie w tych miejscach w których muszą sprawia też że np. Tyrion właściwie się nigdzie nie rusza. Dosłownie wręcz, zdarza się mu zejść na parter piramidy (doskonała scena ze smokami, która przekonuje zwierza że Tyrion w końcu smoka kiedyś dostanie) ale właściwie większość czasu siedzi w niewielkim pomieszczeniu, pije i czeka aż jego postać będzie mogła ruszyć dalej. Gdyby nie fakt, że Peter Dinklage jest tak doskonałym aktorem można byłoby w tym sezonie Tyriona prawie nie zauważyć. A tak ma jedną z najbardziej wzruszających scen w ostatnim odcinku.
Przed wyruszeniem na wyprawę należy zebrać drużynę – to z kolei wątek Daenerys
Jednak chyba najbardziej denerwującym wątkiem był ten dotyczący Brana Starka. Teoretycznie dostarczył nam najbardziej poruszającej sceny w całym sezonie (czy to nie ciekawe że Hold the Door rusza nas bardziej niż spierające się wielkie armie) ale jednocześnie sam jego wątek właściwie – poza docieraniem na miejsce zbiórki, został niemiłosiernie rozciągnięty. Pokazanie widzom prawdziwego pochodzenia Jona. Pochodzenia którego absolutnie wszyscy się domyślali, nawet ci co nie byli dobrze zapoznani z książka zajęło twórcom dobrych parę odcinków tylko dlatego, że co chwilę przerywano opowieść. Co więcej kiedy w końcu zdecydowano się na ekranie potwierdzić coś co wszyscy wiedzieli od dawna nie wywołało to zbyt dużego poruszenia. Bo po pierwsze – i tak bardzo wiele działo się w tym odcinku, po drugie wszyscy byli już pogodzeni z takim obrotem spraw. Zaś sam Bran nie mógł zginąć zanim nie poznał całej prawdy bo wtedy cała ta historia nie miałaby żadnego sensu. Szkoda zresztą że tej ostatniej wizji Brana nie przełożono na ostatnie sceny odcinka wtedy nie zgubiłaby się tak pośród innych i byłaby ładnym punktem wyjścia do rozważań nad tym co naprawdę ten fakt w całym układzie sił zmienia.
Bran poznaje prawdę w tak krótkich odcinkach że można pomyśleć że bycie Krukiem polega na tym by znajdować cliffhangery nawet w historii której puentę znamy
Zwierz nie jest też fanem wątku Aryi która spędziła bardzo dużo czasu w tym odcinku przechodząc przez różne próby, ucząc się na zabójczynie tylko po to by po pierwsze nie wykonać powierzonego jej zdania, prawie zginąć, magicznie ozdrowieć, zemścić się i dojść do wniosku, że czas wracać do domu. Przyglądając się działaniom Aryi przez cały ten sezon zwierz miał wrażenie, że gdyby nam tego wszystkiego nie opowiedziano to i tak niewiele by to zmieniło w naszym postrzeganiu bohaterki. Co więcej pod koniec sezonu jej wątek wydaje się być na siłę przyśpieszony. Pomiędzy decyzją o powrocie do Westeros a serwowaniem swoim wrogom potrawki z ich rodziny mija chwila i nawet nie do końca wiemy jak Aryi udało się tam znaleźć, przygotować plan i gdzie nauczyła się dobrze piec. Z punktu widzenia tego jak dotychczas opowiadano jej historie ten końcowy przeskok zupełnie nie pasuje. Plus jest jednak taki, że przez ostatni sezon Aryia była po prostu nudna i dobrze będzie ją zobaczyć w Westeros a jeszcze lepiej w Winterfell.
Brawo Ayria właśnie po dwóch sezonach błąkania się śladami przystojnego Jezusa wróciłaś do świata gdzie możesz cokolwiek znaczyć dla fabuły. Powodzenia!
Zresztą jeśli w tym sezonie powoli bohaterowie udawali się na miejsce zbiórki to zwierz zakłada że w nadchodzącym sezonie czeka nas przegrupowanie sił. Po Westeros wciąż krąży mnóstwo postaci które w końcu muszą się spotkać. Już sam fakt że Sansa spotkała Jona jest niesamowity jak na ten serial ale w Winterfell może pojawić się jeszcze więcej Starków – bo i Bran zmierza we właściwą stronę i Aryia może dostać informacje że warto wracać do domu. Poza tym po usunięciu psychopatycznego Boltona (zwierz uważa że jego psychopatyczne zachowania były paskudne ale grany był cudownie. Będzie mi brakować tego szaleństwa w oku) właściwie nie ma już „tych złych”. Za murem są Inni i Zombie i trzeba będzie stawić im czoła. Ale na to przyjdzie czas dopiero po tym jak rozstrzygnie się sprawa kto rządzi w Westeros. Zwierz obstawia, że dla Jona Snow największym zagrożeniem może być duma Sansy i ambicja Littlefingera. Denerys raczej nic nie pokona co nie zmienia faktu, że zwierz nie może się doczekać jej konfrontacji z Cersei. Pytanie gdzie na tej całej mapie znajdą się pozostałe postacie – jak Ogar, Brienne czy Sam, które błąkają się po produkcji ale trudno jednoznacznie powiedzieć co do niej wnoszą. W tym sezonie zwłaszcza wątek Sama – dość rozbudowany, nieco rozczarowywał. To chyba pierwsze w historii epickie przedstawienie wyprawy do biblioteki.
Wszyscy się czegoś uczą – Bran umie wargować, Jon wstawać z martwych, Aryia mordować ludzi a Sansa nie ufać Littlefingerowi. To dopiero super moc
Problem z Grą o Tron jest taki, że kiedy odejmiemy przemoc, intrygi rodem z telenoweli i smoki to niewiele nam zostaje. Bohaterowie plączą się po planszy ale mniej więcej od samego początku wiemy gdzie wylądują. Czasem przez kilka odcinków robią rzeczy które ostatecznie niewiele zmieniają, kiedy scenarzyści tego potrzebują bohaterowie potrafią przebyć olbrzymie odległości w pół odcinka, kiedy nikt tego nie potrzebuje, męczą się cały sezon. Czas nie biegnie tam dla wszystkich równo a geografia jest bardzo względna. Jednocześnie nawet politycznie czy społecznie to serial dość płytki. Wśród naszych bohaterów walczących o wielkość i władzę nad światem nie ma nikogo nie zaangażowanego w politykę. A to oznacza, że właściwie nigdy nie widzimy perspektywy ludu. Czy rzeczywiście żeby skończyć dominację religii potrzebne są tylko materiały wybuchowe? A gdzie zamieszki na ulicach, gdzie wzbudzony tłum? Logika podpowiada że prędzej ścięto by króla niż robiono nową koronację. Podobnie w przypadku pozostałych wątków – bohaterowie dosłownie czy w przenośni siedzą na wysokiej wieży, rozważają o losach świata ale o ludziach nie wiemy za wiele. A to czyni świat paradoksalnie dużo mniej interesującym. Przy czym zwierz nie ukrywa, pewnie jak wszyscy czuje miłą satysfakcję gdy psy zjadają Boltona, gdy Jon zostaje królem czy gdy Cersei popija wino. Bo w sumie zwierz bardzo oglądanie GOT w poniedziałki lubi. Taki miły krwiożerczy początek tygodnia
Nigdy nie wiedziałam co to OTP póki nie poznałam tej dwójki
Narzekania zwierza na Grę o Tron wynikają bardziej ze statusu serialu niż wyłącznie z jego jakości. Ostatni sezon oglądało się bardzo przyjemnie, był w kilku miejscach niezamierzenie dowcipny, gdzie indziej poruszający, zdarzały się odcinki pełne nudy. Jednak dla wielu widzów Gra o Tron jest pewnym punktem odniesienia do tego jak ma wyglądać poważny, realistyczny serial. Tymczasem choć GOT jest naprawdę cudny do oglądania to jednak do powagi mu daleko, zaś realizm przejawia się tu głównie w tym, że ludzie się brudzą. Choć przyznajmy szczerze i brud bywa mylący. Zachwyty nad bitwą pokazaną w GOT są zrozumiałe z punktu widzenia obserwatora kinowego ale jakby się nad tym zastanowić z punktu widzenia jak bitwy wyglądały i jakie miała szansę na przeżycie osoba która przewróciła się w uciekającym tłumie… oj tu już jest wyobraźnia. I tak właściwie z tym zwierz ma największy problem. Póki taktuje się GOT jako cudną historyjkę ze smokami w tle i doskonałe wyjście do memów (a robi się z GOT memy wspaniałe) zwierz nie ma problemu. Ale jak słyszy że to najlepszy serial jaki jest… tu już pojawiają się problemy. Zwłaszcza że w sumie niewiele jest w sezonie odcinków naprawdę przemyślanych jako całość – w sumie zwykle są to te w których twórcy mają czas skupić się na jednym wątku na dłużej. Jeśli nie mają tego czasu to właściwie większość odcinków to zlepek scen które nie mogą za szybko popchnąć akcji bo musi starczyć do końca sezonu. Interesujące rzeczy zaczynają się dziać w dwóch ostatnich odcinkach. Akurat by zarzucić na widzów sieć na kolejny sezon. Nawet jeśli lubi się jakiegoś bohatera to może on zniknąć na cały sezon albo jak Tyrion dostać jedno miejsce z którego nie będzie się ruszać. Ostatecznie serial daje mnóstwo radochy kiedy się go ogląda ale łatwo o nim zapomnieć – chyba że to tylko zwierz ma takie poczucie, że czasem można o pewnych postaciach w ogóle zapomnieć że jeszcze żyją. Przy czym zwierz w sumie z obrotu spraw w ostatnim sezonie się cieszy. Bohaterowie idą na miejsce zbiórki, zima nadeszła. Może więc skończymy z tym błąkaniem się po świecie i poślemy smoki na zombiaki? No nie mówcie mi, że to nie jest coś na co wszyscy czekają.
Przestańmy się wygłupiać i dajmy Tyrionowi własnego smoka
Ps: Zwierz już naprawdę nie wie kogo w tym serialu shipować na pewno Tormunda z Brienne ale po ostatnim odcinku przyszedł mu do głowy Tyrion z Deny. Oni tak dobrze się rozumieją. Serduszko.
Ps2: Czy tyko wy macie wrażenie, że największą frajdę w ostatnich dwóch odcinkach sprawiało scenarzystom pisanie jedenastoletniej dziewczynki mądrzejszej od Sali pełnej rycerzy? Trudno im się dziwić